po zgro
To Zgromadzenie było koszmarne. Jego pierwsze a tak tragiczne. Agrest musiał być gdzieś daleko na skalę, a on został sam. Po jakimś czasie jeszcze dosiadła się dziwna kotka… I skończyło się tragedią. Nie chciał się kłócić z Agrestem, ale po prostu to było dla niego za wiele. Nie wyjawił mu jeszcze to co czuł. Może… Może to był odpowiedni moment? Czekoladowy zrozumiałby dlaczego tak zareagował, kiedy został odsunięty na bok. Po prostu się stresował, że bicolorowi to przeszkadza i zaczął się zachowywać jak idiota. On… Naprawdę nie wiedział, czemu aż się poryczał. Agrest po prostu nie chciał się przy tej dziwnej kotce przytulać, a on od razu wybuchał płaczem. Był żałosny. Żałosny. Zachował się jak dziecko, zamiast podejść do tego jak dorosły.
Pacnął Agresta delikatnie, próbując go wybudzić ze snu. Musiał coś zrobić, nie mógł pozwolić by znowu się pokłócili! To byłoby najgorsze co mogłoby go spotkać na obecną chwilę.
- A-agrest? M-możemy p-porozmawiać?- szepnął cicho, wlepiając wzrok w bicolora.
- Hm? - zamrugał na niego zaspanym wzrokiem, zanim dotarło do niego pytanie. - Jasne.
Wyszedł z legowiska na zewnątrz i nastroszył futro. Ta rozmowa nie będzie należała do łatwych, ale musiał to zrobić. Musiał cokolwiek zrobić, by nie skończyło się tak jak ostatnio. To wszystko była jego wina. Nie potrafił się o to nie oskarżać. To on spowodował kolejną głupią “sprzeczkę”.
- J-ja... P-przepraszam. Z-zachowałem się j-jak dupek.
Spodziewał się jakichś wyrzutów czy pretensji, ale zaskoczony czekoladowy po chwili się do niego łagodnie uśmiechnął.
- Nie wiem, może postarajmy się po prostu mniej emocjonalnie podchodzić do tego wszystkiego? Nie lubię się z tobą kłócić.
- J-ja t-też n-nie lubię, t-tylko p-po p-prostu... B-brakowało m-mi ciebie j-jak b-byłeś p-przy t-tym K-komarze... A j-ja m-musiałem tam siedzieć, k-kiedy podeszła ta dziwna k-kotka... K-kto to był?
- Rozumiem, nie ma sprawy - poklepał go po ramieniu. - Z perspektywy czasu to dosyć zabawne, jest moją bliską znajomą.
Zmrużył oczy. Bliską znajomą? Wcześniejszy dobry nastrój od razu mu padł. Agrest… Miał dziewczynę? Nigdy nie słyszał niczego o jakichś jego koleżankach, więc był to dla niego szok.
- Bliższa znajoma? M-mówiłeś mi kiedyś o n-niej? B-bo sobie n-nie przypominam…
- Nie jestem pewien, ale jeśli kiedyś wspominałem o jakiejś wkurzającej Nocniaczce, to prawdopodobnie to ona. Okazała się nie być taka zła, jak początkowo sądziłem.
Zwiesił łebek. Nie taka zła. Czyli po prostu fajna. Fajna koleżanka, którą przed nim ukrywał. Ktoś, o kim nie miał pojęcia i chyba nawet nie chciał się dowiadywać. Wolał żyć w tym głupim wyimaginowanym świecie, gdzie jeszcze sądził, że ma jakieś szanse się zbliżyć do zastępcy.
- I wstydzisz się m-mnie j-jak ona j-jest obok?
- Nie! Po prostu najpierw gdy was zobaczyłem, zacząłem się martwić, że zaraz ciebie pożre, potem musiałem się dyskretnie przepychać przez ten tłum, a na końcu nagle zacząłeś bardzo głośno mruczeć i to wszystko się zebrało, i się zestresowałem.
Położył po sobie uszy. Przez niego Agrest się stresował. Tylko przeszkadzał mu w tym wszystkim. Był całkowicie beznadziejny, do niczego się nie nadawał. Powinien przestać istnieć bo był tylko niepotrzebnym dodatkiem w życiu przyjaciela. Miał innych, świetnych znajomych a przejmował się taką wywłoką jak on. Czemu dalej próbował siebie przekonać, że był choć trochę ważny? To było całkowite przeciwieństwo tego kim był.
- P-przepraszam, z-zacząłem m-mruczeć t-tak... P-po prostu. B-brakowało mi ciebie. N-nie wiedziałem, ż-że ci się to n-nie podoba.
- Rozumiem. Nie- zwyczajnie byłem zaskoczony i przez to tak wyszło.
Nie był przekonany, czy Agrest mówi prawdę czy kłamie. Może po prostu nie chciał takiej bliskości? Nie chciał… Go? To było dosyć logiczne wytłumaczenie, dlaczego tak go odtrącił. Przynajmniej to próbował sobie sam wcisnąć.
- J-jeśli ci t-to p-przeszkadza, t-to przestanę! N-najważniejsze jest t-to, byś się cz-czuł dobrze..
Czekoladowy zamachał nerwowo ogonem, wahając się przez chwilę. Znowu go zestresował. Był beznadziejny. Nikt się przy nim nie czuł dobrze. Bez sensu, czemu ktokolwiek się przy nim trzymał?
- Nie, uch, nie przeszkadza mi to - uśmiechnął się niezręcznie. - Dzięki za zrozumienie.
Przytulił się do niego mocno. Potrzebował tego. Potrzebował chociaż przez chwilę poczuć się blisko kogoś. Potrzebował kolejnego złudzenia. Potrzebował sam siebie przekonać, że wszystko jest dobrze, bo ma “przyjaciela”.
Przyjaciela.
Do końca życia przez jego tchórzostwo będzie tylko to powtarzał. Zawsze będzie żałośnie powtarzać “to jest mój przyjaciel”. Agrest parsknął cicho i objął jego plecy jedną z łap. Westchnął ciężko. Zawadzał. Tak strasznie zawadzał każdemu na drodze do lepszego życia.
- J-jeszcze raz przepraszam. J-jestem idiotą.
Pacnął Agresta delikatnie, próbując go wybudzić ze snu. Musiał coś zrobić, nie mógł pozwolić by znowu się pokłócili! To byłoby najgorsze co mogłoby go spotkać na obecną chwilę.
- A-agrest? M-możemy p-porozmawiać?- szepnął cicho, wlepiając wzrok w bicolora.
- Hm? - zamrugał na niego zaspanym wzrokiem, zanim dotarło do niego pytanie. - Jasne.
Wyszedł z legowiska na zewnątrz i nastroszył futro. Ta rozmowa nie będzie należała do łatwych, ale musiał to zrobić. Musiał cokolwiek zrobić, by nie skończyło się tak jak ostatnio. To wszystko była jego wina. Nie potrafił się o to nie oskarżać. To on spowodował kolejną głupią “sprzeczkę”.
- J-ja... P-przepraszam. Z-zachowałem się j-jak dupek.
Spodziewał się jakichś wyrzutów czy pretensji, ale zaskoczony czekoladowy po chwili się do niego łagodnie uśmiechnął.
- Nie wiem, może postarajmy się po prostu mniej emocjonalnie podchodzić do tego wszystkiego? Nie lubię się z tobą kłócić.
- J-ja t-też n-nie lubię, t-tylko p-po p-prostu... B-brakowało m-mi ciebie j-jak b-byłeś p-przy t-tym K-komarze... A j-ja m-musiałem tam siedzieć, k-kiedy podeszła ta dziwna k-kotka... K-kto to był?
- Rozumiem, nie ma sprawy - poklepał go po ramieniu. - Z perspektywy czasu to dosyć zabawne, jest moją bliską znajomą.
Zmrużył oczy. Bliską znajomą? Wcześniejszy dobry nastrój od razu mu padł. Agrest… Miał dziewczynę? Nigdy nie słyszał niczego o jakichś jego koleżankach, więc był to dla niego szok.
- Bliższa znajoma? M-mówiłeś mi kiedyś o n-niej? B-bo sobie n-nie przypominam…
- Nie jestem pewien, ale jeśli kiedyś wspominałem o jakiejś wkurzającej Nocniaczce, to prawdopodobnie to ona. Okazała się nie być taka zła, jak początkowo sądziłem.
Zwiesił łebek. Nie taka zła. Czyli po prostu fajna. Fajna koleżanka, którą przed nim ukrywał. Ktoś, o kim nie miał pojęcia i chyba nawet nie chciał się dowiadywać. Wolał żyć w tym głupim wyimaginowanym świecie, gdzie jeszcze sądził, że ma jakieś szanse się zbliżyć do zastępcy.
- I wstydzisz się m-mnie j-jak ona j-jest obok?
- Nie! Po prostu najpierw gdy was zobaczyłem, zacząłem się martwić, że zaraz ciebie pożre, potem musiałem się dyskretnie przepychać przez ten tłum, a na końcu nagle zacząłeś bardzo głośno mruczeć i to wszystko się zebrało, i się zestresowałem.
Położył po sobie uszy. Przez niego Agrest się stresował. Tylko przeszkadzał mu w tym wszystkim. Był całkowicie beznadziejny, do niczego się nie nadawał. Powinien przestać istnieć bo był tylko niepotrzebnym dodatkiem w życiu przyjaciela. Miał innych, świetnych znajomych a przejmował się taką wywłoką jak on. Czemu dalej próbował siebie przekonać, że był choć trochę ważny? To było całkowite przeciwieństwo tego kim był.
- P-przepraszam, z-zacząłem m-mruczeć t-tak... P-po prostu. B-brakowało mi ciebie. N-nie wiedziałem, ż-że ci się to n-nie podoba.
- Rozumiem. Nie- zwyczajnie byłem zaskoczony i przez to tak wyszło.
Nie był przekonany, czy Agrest mówi prawdę czy kłamie. Może po prostu nie chciał takiej bliskości? Nie chciał… Go? To było dosyć logiczne wytłumaczenie, dlaczego tak go odtrącił. Przynajmniej to próbował sobie sam wcisnąć.
- J-jeśli ci t-to p-przeszkadza, t-to przestanę! N-najważniejsze jest t-to, byś się cz-czuł dobrze..
Czekoladowy zamachał nerwowo ogonem, wahając się przez chwilę. Znowu go zestresował. Był beznadziejny. Nikt się przy nim nie czuł dobrze. Bez sensu, czemu ktokolwiek się przy nim trzymał?
- Nie, uch, nie przeszkadza mi to - uśmiechnął się niezręcznie. - Dzięki za zrozumienie.
Przytulił się do niego mocno. Potrzebował tego. Potrzebował chociaż przez chwilę poczuć się blisko kogoś. Potrzebował kolejnego złudzenia. Potrzebował sam siebie przekonać, że wszystko jest dobrze, bo ma “przyjaciela”.
Przyjaciela.
Do końca życia przez jego tchórzostwo będzie tylko to powtarzał. Zawsze będzie żałośnie powtarzać “to jest mój przyjaciel”. Agrest parsknął cicho i objął jego plecy jedną z łap. Westchnął ciężko. Zawadzał. Tak strasznie zawadzał każdemu na drodze do lepszego życia.
- J-jeszcze raz przepraszam. J-jestem idiotą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz