Usiadła na skraju obozu, tam gdzie wcześniej. Ogon podrygiwał w rytm wodnych fal, stanowiących fosę dla obozowiska. Usłyszała za sobą kroki, co wzbudziło jej czujność, ale nie odwróciła się.
— Co robisz? — cichy i niepewny głos brata wyrwał ją z zadumy. Rzuciła momentalnie okiem w jego stronę, rozluźniając mięśnie. Klanie Gwiazdy! Jedyny brat, który nie był jakiś pomylony. Może jeszcze Skrzek - pomijając jego nadpobudliwość i kąśliwość, byłby dobrym kompanem do robienia czegokolwiek. Turkuć to była tragedia. Skąd mu się wzięła do łba cała ta dyskryminacja?
— To, co robią medycy. Segreguję ziółka i takie tam. Muchomorzy Jad mówił, że jak podrosnę i się poduczę, to będę robić bardziej wymagające czynności. Tylko nie wiem, co — prychnęła, a uczeń skulił się jakby samo wspomnienie o medyku.
— Przerażający jest. Nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz...
— Mogłabym spytać cię o to samo co do Sroczego Lotu — odparła. — Jest dobrą mentorką?
— Jest najlepszą mentorką! — oczy kocura zabłyszczały.
Kotka zamruczała krótko i otarła się o bok brata.
— W takim razie powodzenia.
* * *
Miała współlokatorkę.
Nie spodziewała się takiej decyzji ze strony ojca. Niemały ambaras w obozie ściągnął jej uwagę. Szkoda, że drugą uczennicą okazała się być Lot, a nie Śnieżek. Ona i kocurek mieli ze sobą tyle wspólnego. Nie narzekała jednak.
Nastroszyła lekko futro, gdy podeszła do niej Daliowy Pąk. Po kotce mogła spodziewać się wszystkiego; zazwyczaj pewna siebie postawa kotki w mgnieniu oka, na widok matki, zmieniła się w uległą, jakby przygotowywała się już na słowa, z których nie będzie zadowolona.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz