Skaza nie narzekał na nowych łysych. Opiekunowie nie krzyczeli na niego jak ci poprzedni; nie pamiętał już wprawdzie sytuacji, które się tam działy i czego dotyczyły, ale wiedział, że miały miejsce. Trochę też tęsknił za Wypłoszem i resztą rodziny, ale ciepło i łatwe jedzenie były dostatecznie wysoką zaletą, by nie próbować uciec. Gdyby tylko Szczekuszka chciała z nim spędzać czas…
Wspomnienia z wcześniejszego życia były wciąż żywe i wręcz nie czuł, jak upływał czas; ciągły ruch w nowym miejscu sprawiał, że wydawało mu się, że trafili tu ledwie wczoraj.
Pewne problemy były jednak wszędzie i nie odpuszczały nawet w środku, choć nim się zdarzyły, nie sądził, że mogą wystąpić.
Bawił się mało spokojnie na podłodze, goniąc rzuconą przez dwunoga niebieską piłkę, która śmiesznie dzwoniła. Wleciał z rozbiegu w ścianę, ale nawet się nie zatrzymał, w imię błyskawicznego odwrócenia się i pognania nim zabawka uciekła za nią. Wleciał między twarde, zdejmowane futro z łap łysych. Rozłożył się na nim, pod swoimi kończynami trzymając niejadalną ofiarę. Zamachał ogonem i chwycił to w pysk, rozkopując wszystko na około, prawie nie czując, jak coś wbiło mu się w łapę. Znudził się martwą rzeczą i wstał, a gdy położył poduszki na podłodze, coś go zabolało. Skrzywił się i uniósł ją, ale pobieżnie patrząc, nic nie dostrzegł, więc poszedł dalej w stronę łysych, po prostu nie tykając łapą tak mocno podłogi.
***
Dyskomfort nie minął, a wręcz powiększał się i od kilku godzin kuśtykał, gdy i o ile wstawał z kartonu, w którym spędzał ostatnie kilka dni, by uniknąć poruszania się. Nie chciał martwić dwunogów, którzy teraz byli nieobecni. Ale czuł, że niedługo przyjdą i zawsze cieszyli się, gdy był blisko drzwi, gdy weszli, więc skierował się tam.
I wkrótce wrócili, a on powitał ich głośnym miauknięciem. Obrócił się wokół ich kończyn i zaskoczony pisnął, gdy porwali go w górę. Leżąc na plecach w ich łapach, zamruczał, zaskoczony patrząc, jak drugi łysy ogląda jego bolącą łapę. Coś powiedzieli do siebie i nim się zorientował, był w tej materiałowej klatce, a potem w tym śmierdzącym innymi zwierzętami miejscu. Zmacali go i jego poduszeczki, a gdy wrócił do domu, bolało go tylko trochę.
Wyleczeni: Gin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz