— Skąd takie podejrzenia?
Chwilę rozmawiała z kocurem, próbując go delikatnie spławić, i ruszyła dalej.
***
Została na zgromadzeniu sama; Kurka gdzieś przepadł, a Agrest musiał wrócić do liderów. Dlatego też chodziła wokół sama, aż nie wpadła na kocura spotkanego w trakcie przeprowadzki, gdy krążyła, patrząc w odbicie w wodzie.
— O witaj... Spotkanie po księżycach. Jak tam polowanie na demona?
Co za szybkość w nawiązaniu rozmowy. Cofnęła się, niechętna takiemu krótkiemu dystansowi między nimi po tylu kontaktach z kotami w ciągu krótkiego czasu
— Bry. Kryzys kocięcy zażegnany? — mruknęła, ignorując pytanie o ich poprzednie spotkanie i wyciągając aktualne zdarzenie z uczennicą klanu wilka, w którym brała udział.
- Tak. Zażegnany. Dziękuję, że przyprowadziłaś ją do mnie. Dostała już nauczkę. Pewnie już nie zostanie wybrana na zgromadzenie.
Kiwnęła głową, że przyjęła to do wiadomości, spojrzenie kierując znowu w wodę.
— Nie ma sprawy.
- Udałabyś się ze mną do lidera? Chciał ci podziękować osobiście. Rzadko się zdarza, by ktoś przyniósł rozrabiającego smarkacza. Zwykle wszyscy to ignorują
— Nie sądzę, by było to potrzebne. — machnęła łapą lekceważąco. Dziwne pytanie.
- Dlaczego? Liderowi się nie odmawia. Nalegam, byś z nim porozmawiała. Nie bój się. To dość miły kot. Taki pocieszny staruszek
— Nie jest moim liderem i nie mam obowiązku spełniać jego życzeń. — zmrużyła oczy, prostując się. Naprawdę nie miała ochoty…
— Czemu jesteś taka nieufna? To tylko propozycja. Na skale liderów jest także twój lider, nie ma czego się bać
— Podziękowania zostały przekazane od ciebie i przyjęte z radością. Jeśli wam zależy, mogą być przekazane także przez was do mojego lidera, z pewnością to doceni, ale bez mojej obecności.
Nie lubiła, jak chwalili ją obcy i to jeszcze bez powodu. Nie chciała stać zażenowana przed liderem obcego klanu.
— Dobrze... Skoro tak. A jak tam u ciebie? Co słychać?
— Uchhh... Nic? — wzruszyła ramionami, przekrzywiając głowę — A co...u ciebie?
— Jak to nic? - zdziwił się. — Każdy coś przeżywa w życiu. Jakieś miłości, radości czy smutki. Odpowiem ci, co u mnie, gdy dostane to również od ciebie. Tak wygląda rozmowa.
Skrzywiła się, wzdychając głęboko
— Hm. Patrząc w tył, zapewniam, że dni są dość rutynowe, szczególnie na chorobowym.
- Byłaś chora? Nie wyglądasz na taką. Najwidoczniej już wyzdrowiałaś. U mnie... na szczęście ze zdrowiem w porządku
Zaśmiała się bez humoru, nie wyjaśniając, że to ciągłe wzdychanie to zmęczenie, które wciąż się jej trzymało, bo po co iść do medyka. I naprawdę musiała powstrzymywać się od ziewania i ułożenia się do snu gdziekolwiek stała o którejkolwiek porze dnia.
— To dobrze. Zdrowie najważniejsze.
- Wydajesz się zmęczona. Nie spałaś dobrze w nocy? - dopytywał po przyjacielsku. Poczuła się odrobinę źle; może kocur był samotny i szukał towarzystwa, a ona zachowywała się wobec niego niemiło. Tak jakby nie rozumiała, jak to jest.
— Hm. Żeby to była tylko noc.— mruknęła, machając lekceważąco ogonem.
— Nie chcesz może się zdrzemnąć? - zasugerował. Gdzieś z tyłu głowy mogła przemknąć jej myśl, że to dziwne pytanie, ale była zbyt zmęczona, jej myśli zbyt powolne, by zapaliła jej się czerwona lampka.
— Nie, niespecjalnie. — Jest zgromadzenie. Pełno tu kotów.- dopowiedziała w myślach, patrząc gdzieś na bok, nerwowo stukając ogonem o ziemię.
— Może chcesz wcześniej wyjść ze zgromadzenia? Wyglądasz mi na taką, jakby zaraz miała tu usnąć na stojąco — zażartował przyjaźnie
— Ugh, naprawdę? — przetarła pysk łapą; wydawało jej się, że lepiej to maskuje — Nie powiem, że mnie to nie kusiło i o tym nie myślałam, ale nie chcę zostawiać tu mojego ucznia.
— Na pewno sobie poradzi. Nie jest dzieckiem. Pewnie siedzi ze znajomymi. Czasem warto pomyśleć tylko o sobie
— Hah. Wolałabym jednak ni-— zaczęła, gdy czarny kocur pojawił się znikąd i przywarł do jej boku.
— To ten twój uczeń?
— Mhm. — odmruknęła, słysząc pytanie jednym uchem i natychmiast wyrzucając je z umysłu, skupiając się tylko na młodszym — Coś się stało? — spojrzeniem szukała ran. Ten złapał się za klatkę piersiową i pisnął cicho, trzepiąc uchem.
— Boli? — upewniła się, znając odpowiedź — jak długo? Kiedy oddychasz? Musimy pójść do Muchomorzego Jadu po zgromadzeniu. Wytrzymasz tyle?
Tupnął łapą dwa razy i wskazał na niebo. Kiwnął łbem, łapiąc ciężko oddech, jeszcze bardziej opierając na niej ciało.
— Co mu jest?
Źródlany Dzwonek
— No z tym to już dramatyzujesz — uśmiechnęła się lekko do ucznia, który dawał znać, że niby umiera, mimo to pilnując czuciem jego oddechu, zwracając się zaraz do rudego — Boli go, więc chyba będziemy iść.
— Tak... To do zobaczenia
— Cześć, miło się gadało! — delikatnie wskazała Kurce, żeby szli, mierząc go raz po raz zmartwionym spojrzeniem. Po przejściu pewnego dystansu zagadnęła znowu — Dasz radę iść do Muchomorzego Jadu? Czy mam sama coś znaleźć? — zapytała, w myślach szukając odpowiednich ziół i czy ma jakieś w swojej kryjówce.
<Chłód?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz