— P-Przepraszam, Mroczna Gwiazdo, ale... czy mogę się o coś spytać?
Głos córki sprawił, że zastygł.
— Oczywiście.
Stanął i odwrócił się do Chryzantemowej Łapy. Patrzyła mu w głęboko w oczy, przygryzając wargi.
— Czy jesteś teraz ze mnie dumny?
Chłodny błękit oczu obmierzył kotkę uważnym, długim, głębokim spojrzeniem. Za co miał być dumny? Za kilka przyniesionych piszczek? Coś, co powinna umieć dawno, dawno temu?
Jego spojrzenie nie przestawało obmierzać córki.
— Są gorsze koty od ciebie — odpowiedział lakonicznie, odwracając się i pozostawiając kotkę samą ze swoimi myślami bez żadnych zbędnych słów.
* * *
— Wstawaj — zawołał do swojej uczennicy na pobudkę, gdy wszedł do legowiska uczniów. Chryzantemie chwilę zajęło, by obrócić się na drugi bok. Dojrzał wyraźną wilgoć pod jej oczami, jakby ślady od łez. Płakała po tym, co powiedział jej wczoraj? Dlaczego każdy jeden bachor musiał być takim rozczarowaniem? Dlaczego ryczała, zamiast wziąć się wreszcie za siebie?
Zaczekał z lekkim zniecierpliwieniem, aż kotka wygramoli się z posłania. Miała spuszczony łeb i zwiotczałą postawę ciała.
— Przećwiczymy dzisiaj polowanie i tropienie — warknął. — Już kolejny raz z rzędu. Nie zawiedź mnie chociaż ten j e d e n raz.
Zignorował fakt, że córka skuliła uszy. Szła za nim wręcz jak zbity pies. Zasłużyła sobie. Skoro jej siostra umiała opanować trening, to czemu ONA nie mogła? Robił wszystko. Tłumaczył najlepiej, jak umiał. A ta ledwo radziła sobie z podstawami. Balast. Balast niczym Przebiśniegowa Łapa. Czy wymagał tak wiele?
Dotarli do terenów przy Wierzbowej Zatoczce. Były podmokłe, a więc idealne do tropienia i polowania.
— Podstawą tropienia jest to, by wyczuć odpowiedni zapach i rozpoznać, skąd dochodzi. Co czujesz?
Córka pociągnęła nozdrzami w powietrzu, a po chwili skierowała na niego niepewny wzrok.
— Czuję... n-nornice? Chyba kilka...
Skinął głową.
— Można tak stwierdzić. Wiatr nie wieje, a więc mamy pewność, że zapach dochodzi stamtąd. Gdyby wiał, musielibyśmy ustawić się w odpowiedniej pozycji. Gdy stoimy pod wiatr, będzie nosił zapach do naszych nozdrzy, ale jeśli wiatr wieje zza nas, to prędzej rozniesie nasz zapach, ostrzegając zwierzynę łowną. Druga bardzo ważna zasada przy tropieniu; szczegóły.
Powąchał powietrze, a następnie udał się wzdłuż śladu zapachowego. Po chwili wskazał uczennicy koniuszkiem ogona miejsce, tuż przy korzeniach obszernego drzewa, gdzie znajdowały się odchody charakterystyczne dla gryzoni.
— Zapach poszlak powinien doprowadzić do kryjówki zwierzyny lub do aktualnego miejsca przebywania. Trzeba rozpoznać, czy zapach jest świeży, czy stary. Słaby, czy silny. Po tym można stwierdzić, czy zwierzyna pozostawiła ślady niedawno i jest gdzieś w pobliżu, czy dawno i prawdopodobnie już się przemieściła. Więc, co należy zrobić?
Kotka milczała, wpatrując się w niego dużymi oczami. Otworzyła pysk, jednak nie potrafiła nic powiedzieć. Kocur wysunął pazury, zbliżając się do niej na krok. Córka cofnęła się na drżących łapach.
— P-przepraszam, nie wiem... przepraszam! — bełkot zamienił się w przeraźliwy wrzask, gdy zdenerwowany do granic możliwości przywódca rzucił się na nią z wysuniętymi pazurami. Przestało go obchodzić, czy ją skrzywdzi. POWTARZAŁ JEJ TO SETNY RAZ.
Ciął pazurami w amoku niemal na oślep, ignorując wrzaski własnej córki. Skończyło się pierdolenie z tym niedorozwojem. Nie miał ani grama więcej cierpliwości. Poharatał ją pazurami wszędzie, gdzie tylko się dało. Warknął pod nosem, gdy kotka podniosła się ledwo, począwszy biec. Kocur nastąpił jej jednak na ogon, nie dając ani chwili wytchnienia.
— Jesteś pierdolonym zawodem! — zawył. Przycisnął ją do ziemi, odbierając dech w piersiach. Wysunął naostrzone pazury i wbił go wprost w podbródek córki, unosząc go i wbijając ostry pazur głęboko, aż do krwi. Ignorował łzy cięknące z oczu Chryzantemowej Łapy. Ignorował jej wrzaski, które ponownie zamieniły się w bełkot, gdy woda z oczu mieszała się z krwią.
— Tak, płacz sobie — zaszydził. — Tylko to potrafisz. Zmarnowałem na uczenie ciebie tyle jebanych księżyców, a ty jesteś bezużyteczna jak kociak! — jego ton głosu obniżał się z każdym kolejnym słowem. Odepchnął ją z całej siły pazurami. — Albo zaczniesz robić cokolwiek, albo zdechniesz jak jebany balast dla klanu. Rozumiesz?!
Kotka pokiwała szybko głową, wbijając w niego przerażone oczęta i pysk, niezdolny do wymówienia jakichkolwiek słów.
— Jeśli na następnym treningu nie będziesz tego umiała... — warknął. — Skończyłem pierdolenie się z tobą. Miałaś wystarczająco szans. Wypad z powrotem do obozu.
Uczennica dyszała niespokojnie, z niezrównoważonym oddechem i klatką piersiową energicznie opadającą i podnoszącą się znów do góry. Jej wzrok zastygł w przerażeniu, wycelowany prosto w jego oczy. Zbliżył się do niej o krok.
— Głucha jesteś? Wypad. I ani waż się cokolwiek komukolwiek mówić, bo oberwę cię ze skóry — wysyczał. Nawet gdyby coś powiedziała. Nie mogli mu nic zrobić. Nie obchodziło go, co pomyślą sobie koty. Nie obchodziło go. Nie mieli zielonego pojęcia o życiu.
Podbiegł do niej z pazurami i to wystarczyło, by kotka podniosła się szybko i wystrzeliła jak ofiara uciekająca przed drapieżnikiem w kierunku obozu. Gdy zniknęła za horyzontem, przywódca warknął pod nosem i wbił z całej siły pazury w korę drzew, rozdrapując ją i ciągnąc w dół.
Ten przeklęty ród nieudaczników to była zagrywka Klanu Gwiazdy. Na pewno. Zsyłali na niego same okropne bachory. Same niewypały. Samych kretynów. Nie zamierzał zbeszcześcić swojego rodu. Nie zamierzał pozwolić, by takie plugastwo zaśmiecało sobą ziemie Klanu Wilka, a tym bardziej rodzinę, którą zapoczątkował. Jego krew.
<Córko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz