Pozwolił dołączyć do klanu trzem uprzejmym samotniczkom, które mieszkały wcześniej na tych terenach. Nie miał przeciwskazań, by ich nie przyjmować - zdziwiło go jednak, że jedna z nich szybko puściła się z Krzakiem. Miał nadzieję, że kremowy nie dał się omotać czy zgwałcić, bo nie tego oczekiwałby lider po swoim dawnym uczniu. Teraz kotka przeniosła się do żlobka, a ciąża nie była jego problemem, chociaż była owszem, nielegalna, przez to, iż Gawron była ledwie uczennicą. Nie była jednak młodziutka, wręcz przeciwnie, w odpowiednim i dorosłym wieku, więc właściwie niezbyt go to obchodziło.
Podobnie było z Jaszczurką.
Za to Sarna, była inna niż one. Płomiennoruda sierść dodawała jej jakiegoś uroku, który bardzo mu się podobał w kotkach. Nie miał jeszcze okazji z nią rozmawiać, ale podejrzewał, że była dość otwarta i towarzyska; widział to po tym, jak zachowywała się w klanie. Był dość ciekaw, jak poradzi sobie ze szkoleniem. Między innymi dlatego je przyjął - każda łapa przyda się do pracy, aby stała się owocna.
Wściubił pysk pomiędzy łapy, leżąc na polanie, gdzie trwały prace nad obozem. Co jakiś czas koty się zamieniały - jedna część wojowników pracowała, a gdy byli już wystarczająco zmęczeni, zastępowała ich druga. Kultyści starannie doglądali pracy, a jemu pozostawało pilnować, by zacząć nowe życie jak najlepiej. Jeśli Klan Wilka miał być niezłomny, jak chciał mentor, to musiał dopiąć każdego szczegółu.
Do przywódcy odpoczywającego wśród swoich sprzymierzeńców podeszła płomiennoruda uczennica, kłaniając głowę na przywitanie. Także jej skinął, chociaż nie wydawało mu się, by mieli o czym rozmawiać. Kotka jednak szybko rozwiała jego wątpliwości.
— Mroczna Gwiazdo? — miauknęła w końcu, unosząc wyżej ogon. — Ty tutaj pełnisz rządy. Chciałam dowiedzieć się więcej o klanie... Pewnie sporo nauki przede mną, chociaż słyszałam już trochę od innych, na czym polega życie w waszej grupie.
Usłyszał za sobą stłumione westchnięcie Sosnowej Igły, która najpewniej już zastanawiała się, na kogo spadnie nieszczęsny obowiązek wytłumaczenia pieszczoszce, jak żyje się wśród Wilczaków. Kocur jednak postanowił sam wziąć to na swoje barki. Uśmiechnął się promiennie. Zwodniczy i obłudny uśmiech, którym karmił Ryś, ale i mnóstwo innych kotek. Miał wprawę.
— Czekaj na mnie na skraju lasu. Zaraz do ciebie przyjdę.
Kotka skinęła głową i z pogodnym uśmiechem na pysku odwróciła się, znikając z ich pola widzenia. Sosnowa Igła parsknęła cicho, ale gdy wzrok lidera spoczął na jej oczach, położyła po sobie uszy, przewracając oczami.
— Znowu się zakochałeś?
— Byłbym zupełnie innym kotem, gdybym potrafił kochać. I gdybym robił to kiedykolwiek, Sosnowa Igło — odparł jedynie, zgodnie z prawdą. Sarna była ponadprzeciętnej urody na jego gust. Miała zadbane futro, zupełnie inaczej, niż w przypadku klanowych kotów. Zazwyczaj brzydziło go idealnie wypolerowane futerko piecuchów, które w przeciwieństwie do nich, nigdy nie musiały brudzić sobie łap gównem, takim jak drapieżniki i zabójstwa. Opierdalały się przez całe życie, i było to tak żałosne, że wręcz śmieszne. Z Sarną jednak było inaczej ze względu na to, że mimo wszystko zdecydowała się dołączyć do nich i póki co, wciąż nie pobiegła z płaczem do swoich Dwunogów.
Na samą myśl o tych obrzydliwych stworzeniach zrobiło mu się źle. Pamiętał, jak zasrane bezfutre cholery miały czelność złapać go swoimi kościstymi łapami, a potem wystrzelić ze swojego głośnego patyka huk, który przeorał go - na całe szczęście zesłane przez Mroczną Puszczę - tylko delikatnie.
* * *
Kotka czekała na niego w wyznaczonym miejscu zgodnie z umową. Przywitał się z nią krótko i bez zbędnych komentarzy zaczął iść do przodu, wciągając w nozdrza zapachy iglastego lasu. Ruda szła za nim i po chwili zrównała z nim krok.
— Czego konkretnie zatem chcesz się dowiedzieć? — uśmiechnął się promiennie.
— Może nie tyczy się to konkretnie Klanu Wilka... Ale słyszałam, że oprócz was są tu też inne klany.
— Zgadza się. Klan Klifu, Klan Burzy, Klan Nocy i Owocowy Las. — odparł spokojnie, nie zwalniając kroku.
— Owocowy Las? — zdziwiła się, kładąc po sobie uszy. — Brzmi nieschematycznie.
— Bo nie są jednymi z nas. A przynajmniej nie byli przez wieki. Dopiero kilka księżyców temu postanowili wyjść na światło dzienne.
Sarnia Łapa potrząsnęła głową.
— To dość ciężkie do zrozumienia — uśmiechnęła się pod nosem. — Ale zastanawia mnie, dlaczego jesteście podzieleni na klany i, z tego co słyszałam, walczycie ze sobą, zabierając sobie terytoria. Czy nie łatwiej byłoby stworzyć jeden wielki klan? Żaden wojownik by nie ucierpiał.
Naiwna, głupia jak stado much i nadmiernie pokojowa. Czyli nic nowego. Ale mu to pasowało. Mimo tego, co urządziła Bezzębny Robal, zdawał sobie sprawę, że większość kotek było pomiotami, które ledwie co miały własną świadomość, a co dopiero inteligencję. Mimo, iż nie wszystkie, to wciąż bardzo dużo. Ona niczym się nie różniła.
— Najpierw, Sarno, musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu każdy samotnik, jakiego napotkasz na drodze, prawdopodobnie nie będzie chętny do zamieszkania razem z tobą z Dwunożnymi — nie znał jej życia, jednak powątpiewał, czy kot o zdrowym rozsądku byłby w stanie bez żadnych dodatkowych korzyści stać się piecuchem. — Każdy z klanów ma własnych przywódców, własne tradycje, własne zwyczaje i własną niezależność. Każdy prawdziwy wojownik jest godny i nie podlega swoim wrogom. Żaden z klanów nie chce pogrześć własnej kultury, a koty w jednym klanie po prostu by się między sobą nie dogadywały. Świat nie jest bajką, gdzie wszyscy kochają się nawzajem, co może ciebie rozczarować.
— Och — odparła jedynie kotka, lekko zawiedziona. — Więc żyjecie w stałym konflikcie?
— Dopóki żaden klan nie postanowi posunąć się zbyt daleko, jesteśmy wobec siebie neutralni — wyznał jedynie, idąc wciąż wolnym krokiem przez las.
— Ciężko będzie mi się przyzwyczaić do tego wszystkiego.
— Przyzwyczaisz się.
— Tak myślisz? — mruknęła, co jakiś czas błądząc wzrokiem w inne stronny, nie spoglądając kocurowi w oczy.
— Klan Wilka nie jest miejscem dla słabych kotów, Sarno. — orzekł. — Dobrze przygotowujemy wojowników do pełnienia swojej służby. Jeśli się postarasz, to nie wątpię, że uda ci się stanąć w naszych szeregach jako pełnoprawna wojowniczka.
* * *
Był pod wrażeniem. Sarniemu Krokowi udało się pokonać Pustynną Łapę, teraz Pustynną Różę. Uczniowie powinni się wstydzić, że byle pieszczoch dał im radę. Nie sądził, że kotka okaże się tak zdolna.
Usiadł koło niej, gdy w cieniu drzewa spożywała swój posiłek. Kolorowy ptaszek leżał pod jej łapami, wpół zjedzony.
— Dobrze ci poszło. Nie trenowałaś wcześniej? Byłaś pieszczoszką, a pokonałaś w pełni wyszkolonego ucznia.
Ruda uśmiechnęła się pod nosem, odwracając wzrok.
— Miałam po prostu szczęście.
— Dość duże szczęście — zamruczał cicho. — Nie dość, że piękna... Jeszcze utalentowana. To rzadkość.
Kotka wydawała się dość zaskoczona tym komplementem, jednak po chwili odwzajemniła uśmiech.
— To uprzejme z twojej strony. Po prostu się starałam. Tak, jak mówiłeś.
— Uczniowie powinni się wstydzić, że przegrali. W końcu szkolili się dłużej od ciebie. Nie każdy ma takie umiejętności. Jeśli chcesz, mogę pomóc ci się doszkalać. Widzę w tobie potencjał — uśmiechnął się ciepło. Dawno nie miał na kim testować swoich umiejętności aktorskich. Podejrzewał, że kotka podobnie jak Ryś, była łasa na komplementy.
— Byłbyś w stanie to dla mnie zrobić?
— Ależ oczywiście. Udowodniłaś, że na bycie Wilczakiem zasługujesz bardziej, niż niejeden urodzony w klanie.
Skinęła głową.
— Dziękuję.
— Możemy spotkać się następnego świtu przed wyjściem z obozu. Pokażę ci nieco... sztuczek bojowych. Uwierz mi, ćwicząc u najlepszego przywódcy Klanu Wilka, zdobyłem doskonałej jakości wiedzę.
— Przywódcy? — zdziwiła się. — Więc szkolił cię inny przywódca?
— Nie mówiłem ci? — uśmiechnął się tajemniczo. Kochał się tak bawić. Czuł się zupełnie tak, jak za tych świetlistych nocy z Rysim Puchem, gdy leżeli razem przy szumiącym strumieniu. Ona zakochana w nim po uszy, a on czekający na to, by wbić jej wreszcie swoje pazury w grzbiet.
* * *
Kolejny świt zmusił go do wstania na łapy. Wyczesany, zadbany, z wyższym, elegankim spojrzeniem opuścił swoje legowisko. Kątem oka widział już czekającą przy wyjściu Sarnę. Widział także szeptających między sobą klanowiczy. Myśleli, że nie zauważał? Ich rozbawionych lub zainteresowanych spojrzeń skierowanych w stronę jego i rudej, a następnie ich szeptów, gdy nachylali się do siebie? Zachowania większości kotów były tak powierzchowne, że wręcz go obrzydzały.
— Witaj — mruknął z uśmiechem, zaczynając iść. Kotka wkrótce zrównała z nim krok, opuszczając obozowisko. — Dotrzymałem obietnicy.
— Nie wątpię — miauknęła cętkowana z drżącymi z rozbawienia wąsami. Na moment na jej pysku zalśnił cień... oburzenia? Niezrozumienia? — Ilekroć przechadzam się po obozie, to słyszę, jak inni mnie przed tobą ostrzegają! Ostatnio na przykład, Wścibski Nochal opowiadała mi, ile ty to nie miałeś za młodu kochanek, ile kotek nie omamiłeś w całym swoim życiu. To taki brak szacunku rzucać takimi oszczerstwami w kierunku swojego przywódcy.
— Ależ skądże — odparł. — Oni zawsze będą plotkować, Sarni Kroku, takie już są koty. Pewnie nasłuchałaś się opowiastek o tym całym Mrocznym Omenie, młodym wojowniku Klanu Wilka, który rozkochiwał w sobie kotki tylko po to, by brutalnie łamać im serca? — zaśmiał się naturalnie. — Opowiastka utworzona przez bandę zazdrosnych kotek, które nie mogły zaakceptować, że nie odwzajemniam ich uczuć, i kocurów, zazdrosnych, że kotki nie łamią sobie karków w rywalizacji, która zostanie ich partnerką. Przewidywalne zachowanie, prawda? Nie wnikaj w te bajeczki, nie są warte twojej uwagi.
— Tak myślałam, że to zwykłe plotki. U mnie u Dwunożnych też nasłuchiwałam się wielu fałszywych informacji. No cóż, tak jak mówisz, takie są koty. Mówili, że taki jesteś zły, tymczasem rozmawiam z tobą i jesteś bardziej sympatyczny, niż połowa Wilczaków — prychnęła półżartem, na co van uśmiechnął się.
Stanął w miejscu, gdy dotarli już tam, gdzie planował. Kotka zrobiła to samo. Spojrzał jej w oczy ulotną chwilę, zanim spuściła niezręcznie wzrok pod wpływem jego spojrzenia.
— Tak jak obiecałem, jestem skłonny pomóc ci wytrenować jeszcze lepiej twoje umiejętności. Chciałabyś zacząć od czegoś konkretnego?
— Walka. Używam ciągle tej samej techniki, tej, którą najlepiej zapamiętałam. Na dłuższą metę będzie pewnie przewidywalna, prawda?
— Zgadza się — odparł. — Pokaż, jak walczyłaś do tej pory.
Ruda wymierzyła w niego uważne spojrzenie, a po chwili wyskoczyła, usiłując zaatakować go od góry. Kocur, czując jej ciężar na swoim grzbiecie, przeturlał się po ziemi, by ją z siebie zrzucić. To była jej technika. Nie była zbyt korzystna. Łatwo ją przewidzieć, bo wzrok kotki wszystko zdradzał.
— Nie możesz spoglądać na swój cel, bo łatwo jest przewidzieć, gdzie zaatakujesz — rzucił, starając się nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Patrzył się jej prosto w oczy, naprężając mięśnie. Wiedziała, że zamierzał zaatakować, ale w które miejsce? Mogła się tylko domyśleć. Tego przynajmniej oczekiwał, gdy rzucił się do skoku i pierwsze co zrobił, to zbił ją z nóg, gryząc ją właśnie tam. Skorzystał z momentu, gdy się przewróciła i przyszpilił ją do ziemi.
— Polecam zaczynać od łap... Łatwo przewrócić przeciwnika, uderzając w najbardziej wrażliwe punkty — wytłumaczył, świdrując ją przenikliwym spojrzeniem. Kotka otworzyła pysk, ale nic nie powiedziała, gdy tkwili tak w niejednoznacznej pozycji.
— Dużo... umiesz — wydusiła z siebie w końcu Sarna po dłuższej chwili ciszy. Van uśmiechnął się lekko, nie racząc się od niej odsunąć.
— Księżyce praktyki, moja droga — odparł, drgając wąsami z rozbawieniem. Dawno nie mógł przećwiczyć swojego talentu aktorskiego na prawdziwym kocie. Sarna przypominała mu momentami Ryś; można było zdobyć ją komplementami i sprawić, by poczuła się wyjątkowa i bardziej wartościowa od innych. — Nie miałaś pewnie okazji wcześniej walczyć, czy się mylę?
— Widziałam czasem w siedlisku moich Dwunogów, jak kocury ze sobą walczą. Ale sama nigdy nie musiałam tego robić — odparła, wpatrując się w jego błękitne oczy.
Zbliżył do jej nosa swój nos, jednak nim się zetknęli, rozległ się szelest przedzierającego się przez zarośla kota.
— Mroczna Gwiazdo? — rozpoznał w tym tonie głosu swojego dawnego ucznia, Krzaczasty Szczyt. Nie widział nigdzie kocura, ale skoro go szukał, to najwidoczniej miał powód.
— Obowiązki wzywają — miauknął jedynie w kierunku swojego baranka ofiarnego i odsunął się, zmierzając w stronę, z której wydobywał się odgłos.
* * *
Od tamtej sytuacji wiele zmieniło się w relacji jego i Sarny. Kotka częściej spoglądała w jego stronę, uśmiechając się pod nosem. Mimo, że zwykle była otwarta, sprawiała wrażenie, jakby wstydziła się do niego podejść. Postanowił więc, że ją wyręczy. Podszedł do niej, gdy wychodziła z obozu. Spuściła lekko wzrok na jego widok, jakby zażenowana rozmową z nim po tamtejszym spotkaniu. Kocura jednak to nie zraziło. Uniósł jej podbródek swoim czołem, zmuszając wręcz do patrzenia mu w oczy i uśmiechnął się lekko.
— Jak się dziś czujesz?
— Dobrze... Tak, jak zwykle. Miałam wychodzić na patrol łowiecki — miauknęła cicho w odpowiedzi.
— Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli ci trochę potowarzyszę? — zamruczał, a gdy kotka pokręciła głową, zaczął iść do przodu. Spacer z Sarnim Krokiem to zdecydowanie dobry moment na zbliżenie jej do siebie jeszcze bardziej. Przez jakąś chwilę szli w ciszy. Było wczesne popołudnie, po grupowym treningu wojowników prowadzonym przez jego syna. Do jego uszu docierały różne dźwięki. Świergot ptaków, stukot dzięcioła w korę, skrzypienie runa leśnego, po którym chodzili.
To Sarni Krok odezwała się pierwsza, unikając jego spojrzenia.
— ...Dlaczego... to robisz? — spytała niepewnie, patrząc przed siebie.
— Co takiego? — odrzekł delikatnym jak jasna chmura tonem głosu.
— Byliśmy sobie całkiem obcy, a ty z dnia na dzień... zacząłeś... wiesz — odpowiedziała z widocznym jąkaniem się. — Nie mówię, że to źle. Jesteś w końcu przywódcą. Niezwykle sympatycznym i naprawdę cię lubię, ale to... to było dziwne.
— Nie podobam ci się? — przez kilka uderzeń serca nie uraczył jej spojrzeniem. Po chwili jednak zwrócił głowę w jej kierunku, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Zatrzymała się, patrząc na niego.
— Nie powiedziałam tego — odparła ostrożnie. — Nie jesteś taki zły, jak cię malują... Nie wiem, co takiego w tobie złego widzieli. Nigdy nie spotkałam równie uprzejmego kocura.
— Ufasz mi?
Zbliżył się do niej. Kotka zawahała się przez chwilę.
— Tak.
Polizał ją po pyszczku i odsunął się równie szybko, chcąc zobaczyć jej reakcję. Kotka z lekka zaskoczona zamrugała kilkukrotnie, ale zarumieniła się po chwili. Wojowniczka z własnej woli kontynuowała kontakt, liżąc go czule po głowie. To uświadomiło go, jak łatwo było zdobyć jej zaufanie.
* * *
Minęło kilka świtów. On stale zajmował się swoimi obowiązkami i dbał o kult. Czyli jak zwykle, szara codzienność, która jednak jak najbardziej mu pasowała i jak najbardziej satysfakcjonowała. Siedział w swoim legowisku, dopóki nie przyszła Irga zdawać mu sprawozdanie z ostatnich patroli. Skinął głową, gdy skończyła.
— Dobrze się ostatnio bawisz z Sarnim Krokiem — rzuciła neutralnym tonem głosu, nie patrząc w jego stronę.
— Nic nowego. Naiwna, głupia i przesłodzenie miła — odparł ze znużeniem. — Ale dużo kotów pewnie darzy ją zaufaniem, więc jeśli się do mnie zbliży, może być przydatnym źródłem informacji.
— Nie wątpię — odparła krótko. Irga nigdy nie męczyła się ze słowami. Nie mówiła więcej, niż potrzeba. — Powodzenia, w takim wypadku.
— I nawzajem — miauknął, opuszczając swoje legowisko.
Odwiedził kociarnię, gdzie przesiadywała już Jaszczurzy Syk. Przywitał się z kotką krótkim skinieniem głowy.
— Witaj — miauknął.
Przez moment w oczach kotki zalśniła niepewność. Przyzwyczaił się, że niektóre koty reagowały tak na jego obecność. Siał w klanie postrach i... skrycie go to satysfakcjonowało. Szybko jednak Jaszczurka potrząsnęła głową i spojrzała na niego.
— Witaj, Mroczna Gwiazdo. Co cię tu sprowadza? — rzuciła, okrywając się swoim ogonem.
— Znasz się dobrze z Sarnim Krokiem, jak mniemam? — usiadł naprzeciw niej.
Wyraz pyska Jaszczurzego Syku zmienił się na lekki zawód, rozczarowanie czy wręcz zniesmaczenie, że lider nie pytał się o nią, tylko o Sarnę. Przywykł, że niektóre koty potrzebują atencji i łatwo zazdroszczą.
— Tak, znamy się — odparła karmicielka, wracając już do swojego zwykłego tonu głosu.
— Wiesz, jaka jest jej ulubiona zwierzyna? Jakie lubi kwiaty? Coś, co sprawia jej radość?
— Uch, a czemu cię to tak interesuje? — kotka ewidentnie straciła zainteresowanie rozmową. co tylko go zirytowało. Dlaczego większość kotek była tak roszczeniowa i narcystyczna?
— Wydaje mi się, że nie powinno cię to interesować — odpowiedział ostrzej, co sprawiło, że kotka zaczęła mówić.
— Nie jestem pewna, ale często widzę ją jedzącą nornice. A co do kwiatów... często oglądała chabry i nasturcje, kiedy podróżowałyśmy. Radość sprawia jej pewnie... Nie wiem, oglądanie zachodu słońca? Zawsze była jakaś taka dziwna i się rozklejała nad zwykłymi zjawiskami natury.
No tak, w końcu Sarna należała do tej części wrażliwszych kotek. Skinął głową.
— Nie żeby coś, ale uważam, że powinieneś celować gdzieś... wyżej. Jesteś w końcu przywódcą — miauknęła na odchodne, gdy ten także zbierał się już do wyjścia z kociarni. Tak, zdawał sobie z tego sprawę. Jaszczurka najwidoczniej niezbyt przepadała za swoją towarzyszką, a może była zazdrosna, że wpadła w oko komuś na wysokim stanowisku. Nie mu to oceniać.
Po opuszczeniu żłobka zjadł na szybko swoją zwierzynę i wyszedł z obozu, by zacząć przygotowywać miejsce na... Słowo "randka" ledwie przechodziło mu przez myśl, a co dopiero przez gardło. Z Rysią Pogonią zawsze ucinał sobie pogawędki nad strumykiem dzielącym Klan Wilka z Klanem Klifu. Ściskali się, mówili jakieś miłe słówka i takie tam... Zapomniał już, jak to jest uwodzić i zgrywać tego dobrego.
Skrył się w zaroślach, mając na oku brązowego gryzonia poruszającego się szybko w mniej gęstych trawach. Wykorzystał odpowiedni moment i skoczył, zabijając nornicę jednym klapnięciem szczęk. Wtedy też kontynuował swój spacer, zmierzając w stronę Ciernistego Drzewa. Osobliwe miejsce na romantyczną kolację, ale zawsze coś. Nie zamierzał zbliżać się bezpośrednio w te rejony, a iść bardziej nad rzekę. Sądził, że to przemówi do "serca" Sarniemu Krokowi. Skoro Jaszczurka twierdziła, że lubiła przyrodę, to widok nurtu i tafli wody nad wieczorem powinien ją ucieszyć.
Położył tam upolowaną przez siebie zdobycz, a następnie zaczął rozglądać się za kwiatami. Nie były zbyt ciężkie do znalezienia przez swój charakterystyczny, wyróżniający się spośród zieleni polany błękitny, wchodzący w fiolet kolor.
Zebrał je i ozdobił nimi skrawek ziemi w odpowiedniej odległości od rzeki.
* * *
— Chciałabyś przejść się ze mną na spacer? Mam ci dużo do powiedzenia — zamruczał w kierunku Sarniego Kroku, która właśnie miała podejść do sterty, by coś zjeść. Uśmiechnęła się lekko.
— Chętnie, Mroczna Gwiazdo — miauknęła w odpowiedzi.
Pozostawało mu tylko poprowadzić ją poza obóz. Minęli wyjście, zaczynając przemierzać las. Nie przestawał zmniejszać dystansu między nimi, po jakimś czasie zaczynając ocierać się czule o jej futro.
— Jak już tu jesteśmy — zaczęła Sarna. — Ciekawiło mnie... Jak doszedłeś do tego miejsca? Zostałeś przywódcą... Dużo o tobie słyszałam. Starsze koty mówiły o tym, jaki byłeś w młodości. Wiem, że nie wszystko to prawda, ale wciąż... Masz dużo tajemnic — uśmiechnęła się lekko.
— Nie zostałem nim zgodnie z... procesem. Przez jedną zbrodniarkę, która wtrąciła się do władzy bezprawnie — odparł. — Trzeba było strącić ją z panowania. Opowiadał ci ktoś o rządach Jastrzębiej Gwiazdy?
— Niewiele słyszałam na jego temat. To... był ten twój mentor, tak? — spytała zaintrygowana.
— Nie inaczej. Pamiętam, jak się u niego szkoliłem. Byłem jednym z lepszych uczniów. Słuchałem się starszych kotów i, cóż, mój mentor dostrzegł potencjał — zaczął opowiadać. — Po mianowaniu na wojownika, stałem się jeszcze bardziej widoczny w jego oczach. Wtedy też nasz ówczesny obóz został staranowany przez stado dzików. Widziałaś kiedyś te stworzenia?
— Takie, co mają kły i długie ryje? — na pysk rudej wstąpiło zastanowienie.
— Tak.
— Możliwe, że widziałam jednego. Ale na pewno nie stado. To brzmi strasznie... Co się z wami stało?
— Cóż, sporo kotów zginęło. W tym mój młodszy brat — westchnął, udając przygnębienie. — Był taki młody i niewinny... Ale nie ma już co płakać nad martwym wróblem. Stało się, to się stało. Nasz obóz został doszczętnie zniszczony, dlatego musieliśmy się przenieść do jamy. Mój mentor zlecał wtedy wszystkim wojownikom i uczniom, ale też medykom, działania, żeby odbudować obóz i zapewnić podstawowe warunki do życia. Było ciężko, bo zbliżała się jedna z pór nagich drzew, podczas której trudno było znaleźć jakąkolwiek zwierzynę. Miałem kontakt z Dwunogami... Okropne i paskudne bestie. Prawie mnie zabiły. Ale okazało się końcowo, że wystarczyło poczekać, aż Bezwłosi sami wybiją dziki. Mogliśmy wtedy wrócić bezpiecznie do obozu i zacząć go odbudowywać.
— I mimo wszystko udało ci się to przeżyć. To niesamowite — skomentowała z podziwem, na co kocur krótko przytaknął.
— Mój mentor zginął jakiś czas później. Został zamordowany. Na jego miejsce wstąpiła jego następczyni, Wiśniowy Świt, wtedy Wiśniowa Gwiazda. Mianowała mnie swoim zastępcą, ale w obozie zrobił się szum przez Małą Różę. Wychowywałem się z nią. Była biologicznie kocurem, ale uważała się za kotkę i wprowadziła feminizm w klanie, przejmując władzę. Uwierz mi, okropne czasy. Ale udało mi się odzyskać moją prawowitą pozycję. I jak sądzisz, nadaję się? — uśmiechnął się błyskotliwie.
— Nie znam kota, który byłby lepszym przywódcą od ciebie — zaśmiała się Sarni Krok. — Nie sądziłam, że za Klanem Wilka kryje się taka historia. Moje życie było raczej... Takie same i codzienne. Żyłam ze swoimi właścicielami odkąd pamiętam. Dopiero... śmierć bliskiej mi osoby zawirowała moim życiem.
Kocur otarł się czule o jej czoło.
— Widzisz, mamy ze sobą coś wspólnego. Nie warto jednak zamartwiać się przeszłością. Teraz jesteśmy tutaj.
Mówiąc to, zbliżyli się już do miejsca, które lider przygotował dla Sarny. Kotka zdziwiła się, podnosząc wzrok i podeszła tam, wdychając zapach świeżych chabrów. Na pysk Mrocznej Gwiazdy wstąpił sztuczny skromny uśmiech, gdy usiadł naprzeciw rudej.
— Zrobiłeś to... dla mnie?
— Pomyślałem, że to cię uszczęśliwi.
— Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? — kotka wręcz wstrzymała oddech, a jej oczy zaszkliły się, gdy znów na niego spojrzała.
— Mam swoje sposoby — odparł, uśmiechając się chytrze.
— Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna! — zachłysnął się, gdy zielonooka rzuciła się mu w ramiona. Wtulił się delikatnie w jej futro, czując się tak, jak wtedy, gdy manipulował Rysicą. Ładnie pachniała. Połacią świeżego lasu. — Jesteś niesamowity!
— To ty jesteś niesamowita, mój wróbelku — odparł, gdy kotka odsunęła się od niego i przysunęła do siebie nornicę, zaczynając ją jeść. Oderwała kawałek i zbliżyła się do niego, sugerując, że chce się z nim podzielić. Nie odmówił, biorąc od niej część zwierzyny i konsumując ją spokojnie.
Księżyc był już dobrze widoczny. Zaczęły pojawiać się także pierwsze gwiazdy na stale ściemniającym się niebie. Przybrał pozycję leżącą, pozwalając, by Sarna oparła się o jego bok. Czuł na sobie jej ciepły oddech. Jedynie to uświadamiało go, że wciąż tu była.
— Razem moglibyśmy podbić cały świat, łącznie z niebem i gwiazdami, nie sądzisz? — wyszeptał do niej. Kocica położyła po sobie uszy, mrucząc cicho.
— Nikt nigdy tak do mnie nie mówił — przymknęła powieki. — Nikt nigdy mnie tak nie doceniał. Nie poświęcił tyle swojego czasu, żeby... przygotować dla mnie coś pięknego. Nie jesteś jak większość kotów.
— Podobnie jak ty. Wiesz, na świecie brakuje tak wrażliwych i empatycznych osób, jak ty czy ja. Jesteśmy mniejszością. Ale nawet jako mniejszość możemy dużo zmienić — prawił jakieś wyssane z pazura słówka, które zazwyczaj przekonywały kotki. Z Sarną nie było inaczej. Poczuł, że wtula się głębiej w jego futro, szukając tam schronienia. To dobry znak. Ufała mu i chciała, by ją bronił.
— Masz świętą rację... Dlaczego los nie mógł zesłać mi cię wcześniej? — zamruczała ciepło. — Chyba... chyba coś nas łączy.
— Tylko "chyba"? — spytał, odwracając się w jej stronę. Wstał powoli, przez co kotka również to zrobiła, skupiona na jego wzroku. Zbliżył się do niej, wymuszając na niej cofnięcie kroku, przez co zbliżali się do gęstych leśnych zarośli. Spojrzała na niego niepewnie, przełykając ślinę.
— N-nie wiem, czy jestem got- — nie skończyła, bo kocur otarł się znów czule pyskiem o jej czoło, zbijając ją po chwili z łap i tonąc w seledynowej zieleni krzewu.
* * *
Siedział przy wejściu do swojej nory. Pora zielonych liści była szczodra w tym roku. Nie dręczyły go upały i skwar, a nawet jeśli, to w gorętsze dni wystarczyło skryć się w cieniu drzewa. Uśmiechnął się, gdy podeszła do niego Sarna. Teraz otwarcie okazywała swoją sympatię i częściej z nim rozmawiała. Można powiedzieć, że byli partnerami. Lub przynajmniej czymś blisko.
— Pięknie dziś wyglądasz — rzuciła kotka na jego widok.
— Ty również, wróbelku — odparł i podniósł się zgrabnie, zamierzając wejść do swojego legowiska. — Chodź ze mną.
Sarni Krok zgodnie z jego zaproszeniem, weszła do nory za nim. Położyła się w środku ociężale, zmęczona treningami i wszelakimi obowiązkami, jakie dotyczyły jej jako wojowniczki. On natomiast usiadł wyprostowany, wpatrując się w ziemistą ścianę legowiska.
— Omen... — Sarna wzięła wdech po chwili ciszy.
— Tak? — nie zwrócił się w jej stronę.
— Nie chcę nic mówić, ale nie sądzisz, że za brutalnie potraktowałeś Cienistą... To znaczy, Ruinę? — miauknęła niepewnie. — To było... straszne. To tylko głupi dzieciak, ty też pewnie popełniałeś w młodości błędy.
Uśmiechnął się pod nosem. Zaczęło się prawienie moralności.
— Ktoś pytał cię o zdanie?
Kotka zamrugała kilka razy, zaskoczona.
— Słucham?
Odwrócił się do niej, patrząc się jej w oczy.
— Czy ktoś pytał cię o zdanie?
— Ja... Nie rozumiem. Sądziłam, że mnie wysłuchasz — miauknęła, zbita z tropu jego odmiennym zachowaniem.
Na jej odpowiedź przywódca parsknął jedynie szyderczym śmiechem.
— Czemu miałbym słuchać się naiwnej i głupiej lisiej wywłoki, która poszła ze mną w krzaki po kilku miłych słówkach? — lodowaty ton głosu jeszcze bardziej zdziwił rudą, która cofnęła się od niego z przerażeniem.
— A-ale... O co ci chodzi? Przecież jeszcze niedawno...
— Jeszcze niedawno udawałem, że cokolwiek dla mnie znaczysz — przerwał jej ze znużeniem. — Dla zwykłej rozrywki. Tak, to co mówią o mnie niektórzy to w większości prawda. Miałem przed tobą wiele innych partnerek, wróbelku. Nie jesteś wyjątkowa. A wierząc w to, pokazujesz swoją naiwność — przekrzywił łeb. Zabawa z Sarną mu się znudziła. Brakowało mu kota, na którym mógłby wyżyć się psychicznie. Ona była do tego idealna.
— Potwór — wysyczała, kładąc po sobie uszy. Całe jej ciało drżało, a on odciął jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Te obelgi nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
— Niejeden kot już mnie tak nazwał. I jest w tym stwierdzeniu dużo prawdy — uśmiechnął się szorstko. — Nie martw się, nie zabiję cię. Obserwowanie twoich uczuć jest zabawne — przewertował ją spojrzeniem. Intrygowało go, jak takie słowa oddziaływały na Sarnę, która słysząc je, stawała się jeszcze bardziej roztrzęsiona.
— J-jesteś zwykłym tyranem! P-powiem... P-powiem wszystkim prawdę! — zagroziła, ledwo patrząc mu w oczy.
— Myślisz, że nie wiedzą? — przekręcił głowę, nie spuszczając z niej spojrzenia swoich oczu. — Nie zbawiłabyś świata, próbując zgrywać bohaterkę. Już dawno zdjąłem swoją maskę. Nie zamierzam się ograniczać, gdy mam władzę. Powinnaś spojrzeć na to szerzej.
Zbliżył się do niej, przez co kotka odruchowo uniosła łapę z wysuniętymi pazurami. Na ten ruch uśmiechnął się jedynie.
— Czemu od razu tak agresywnie?
— Nie widzisz, że przez ciebie cierpią koty? — syknęła.
— Każdy cel wymaga poświęceń.
— I przez to poświęcasz niewinne osoby? Każesz uczniom walczyć ze sobą do krwi? Męczysz wojowników na szkoleniach, przez co padają z nóg? Karzesz cieleśnie małe dzieciaki, które nie wiedzą, co robią? Faworyzujesz koty, które lubisz? Urządzasz publiczne egzekucje, na które muszą patrzeć wszyscy?
— Dostrzegłaś to dopiero, gdy rozmyłem twoją optymistyczną wizję związku z przywódcą? Gdybym dalej zgrywał twoją bratnią duszę, to nie miałabyś nic przeciwko?
Zamilkła, gromiąc go spojrzeniem.
— Zawsze przeszkadzało mi to, w jaki sposób rządzisz.
— Rządzę tak, jak chciał mój mentor. Dzięki temu Klan Wilka urośnie w siłę.
— Dzięki temu straumatyzujesz następne pokolenia.
— Co najwyżej słabe jednostki — odparł, odsuwając się od niej. — Kiedyś mi za to podziękujesz.
— Po prostu zostaw mnie w spokoju — wykrztusiła z siebie, spuszczając z niego wzrok. Jej ogon bił nieznacznie w dwie strony.
— Nie zamierzam. Prędzej czy później sama zrozumiesz, że świat nie jest taki, jakim go sobie wyobrażasz — miauknął, zanim wyszedł z legowiska, pozostawiając ją samą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz