Rozluźnił spięte mięśnie. Walka nigdy nie była przyjemnym zajęciem, lecz gdy szkoliła go Mroczna Wizja, czuł się nieco bardziej pewnie. Gdy sam na sam kotka uczyła go ruchów i technik, jakich miała w zanadrzu mnóstwo, Syczek miał wrażenie, że naprawdę wiele potrafił. Kiedy tylko jednak miał zmierzyć się z kimś w boju, znów zamieniał się w bezbronną kulkę. Stres pozbawiał go skrzydeł, o ile jakiekolwiek posiadał. Pomimo ciągłych zapewnień mentorki i wielu treningów, nie czuł, jakoby stawał się lepszy. Miał wrażenie, że mówiono mu komplementy jedynie, by nie sprawić mu przykrości.
Stanął naprzeciwko siostry. Martwił się o jej postępy w treningu – chociaż Syczkowa Łapa nie uważał się za zdolnego kota, Polna Łapa radziła sobie jeszcze gorzej, choć tego nie rozumiał. Była kotem bystrym i silnym, nadto pomysłowym. Był pewien, że jego siostry staną się prędko wojowniczkami, z pewnością o wiele prędzej niż on, a jednak w trójkę nadal sypiali obok siebie w legowisku. A zmian nie widział.
— Pamiętaj, polegaj na zwinności — przypomniała kocurkowi Mroczna Wizja, wyciągając go z zamyślenia. — Masz być szybki, uderzyć, zmyć się jak mgła. Tak, jak ćwiczyliśmy.
— Oczywiście — wymruczał, patrząc w stronę zielonych ślepi Polnej Łapy. Nie lubił walczyć z rodzeństwem. Nie potrafił myśleć o niczym poza tym, że mógłby ich skrzyw...
— Do boju! — Mroczna Wizja wdrapała się na wyższy kamień, by oznajmić donośnym głosem początek kolejnej tury. Wzięła swojego ucznia z zaskoczenia – Syczek z cichym piskiem odskoczył od szarżującej na niego siostry w ostatniej chwili. Odbiegł kawałek, ponosząc się instynktom, które kazały mu uciekać, lecz w końcu stanął w miejscu jak wryty. „Twój wróg raczej się nie znudzi czekaniem, aż w końcu wpadniesz w zasięg jego łap”, przypomniał sobie słowa mentorki. Jeśli chciał się w końcu nauczyć walczyć, musiał zacząć słuchać się jej rad, chociaż wcale mu się to nie podobało.
Odwrócił się gwałtownie i uderzył Polankę w pysk, kiedy ta już przymierzała się do ciosu, gdy nareszcie go dogoniła. Złota cofnęła się w zaskoczeniu, lekko zmulona atakiem. Kazano mu korzystać z okazji...Syczkowa Łapa odepchnął kotkę, przewalając ją na bok. Uderzyła o ziemię, wzburzając w powietrze leżące na niej suche igły i ściółkę. Kątem oka zauważył, że mistrzyni bacznie go obserwuje. Nie chciał wyjść na słabego, zwłaszcza w chwili, gdy przeszywał go jej wzrok.
Polanka nie zdążyła się nawet otrząsnąć, a została przygnieciona przez swojego brata, który wbijał boleśnie łapy w jej pierś, uniemożliwiając jej oswobodzenie się.
Nie był jednak na tyle silny, by się utrzymać. Wierzgając, w końcu Polna Łapa zrzuciła z siebie Syczka, który zrobił kilka kroków w tył. Jego źrenice zamieniły się w szparki, kiedy po otrzepaniu się z kurzu, szylkretka rzuciła się w jego stronę.
Masz od niej większą wiedzę — myślał, wycofując się. — Możesz to wykorzystać. Siła Polnej Łapy była jej sporym atrybutem, lecz Syczkowa Łapa miał swoją szybkość i długie ćwiczenia z Mroczną Wizją...
Uniknął jej ciosu, kucając i gdy jeszcze złota się zamachiwała, ten już ściął jej łapy. Prędko odbiegł, patrząc, jak kotka prawie wywraca się i zalicza glebę. Tym razem, zamiast natychmiast na niego ruszyć, wstała i zaczęła czekać na jego ruch. Zrobiła kilka subtelnych kroków, w co ślady poszedł i Syczek. Uczniowie zaczęli się otaczać, niepewni, kto zaatakuje pierwszy. Sierść na karku złotego delikatnie się nastroszyła. Stresował się.
W końcu jednak zdał sobie sprawę, że było to bezcelowe. Żadne z nich nie chciało wykonać szarży, która otworzyłaby kolejną serię ataków. Skoro Polna Łapa nie zamierzała tego zrobić, musiał się tym zająć sam. Kocur wyciągnął łapę jak sprężynę, nieoczekiwanie uderzając swoją siostrę w brodę. Odchyliła łeb od siły ciosu, gdy Syczkowa Łapa cofał się na bezpieczną odległość, poza zasięg łap Polanki. Spodziewał się szybkiego kontrataku. Ta jednak zamiast mu oddać, stanęła w miejscu, mrużąc z bólu oczy. Bitwa była skończona. Tym razem ją wygrał, ale wcale nie czuł dumy.
— Polna Łapo, wszystko w porządku? — zapytał, lekko przestraszony. Ostatnią rzeczą, której chciał, było jej zranienie. — J-ja nie chciałem, naprawdę! — jąkał się, próbując wytłumaczyć. Nawet nie zauważył, że głaz, na którym siedziała jego mentorka, nagle stał się pusty, a czarna kocica stanęła tuż przy nich.
<Mroczna Wizjo?>
[666 słów; trening wojownika]
[przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz