-Jest wspaniale - oznajmił pogodnie. - dziękuję.
***
Jarząb umarła. Niewiele czasu po narodzinach kociąt Sówki, która założyła wspaniałą oraz szczęśliwą rodzinę razem z Kaczką, musiała odejść jej matka. Coś się kończy, a coś zaczyna. Jego dawna mentorka wraz z założeniem rodziny oraz śmiercią swojej matki zakończyła pewien bardzo istotny rozdział w życiu. Teraz musiała dbać o własne, piękne pociechy. Zwiadowca długo nie mógł się przemóc, aby z nią o tym wszystkim porozmawiać. To musiało być dla kotki wyjątkowo ciężkie przeżycie, a nie dostała wtedy od niego wsparcia. Chciał to naprawić, jednak uciekł, niczym tchórz. Po raz kolejny. Jak przy śmierci Skrzypa. Nie umiał rozmawiać o uczuciach, nie rozumiał tego wszystkiego. Nie zwalniało go to jednak z obowiązku dodania otuchy tak bliskiej mu osobie. Dlatego też, gdy tylko dostrzegł burą kotkę siedzącą przed żłobkiem wraz ze swoimi pociechami, bez większego zastanowienia ruszył w jej kierunku, nerwowo machając ogonem. -Cześć Sówko - przywitał się ze zwiadowczynią. - mógłbym z tobą chwilę porozmawiać?
-Oczywiście... - odparła zmieszana karmicielka.
-Jest mi bardzo przykro z powodu Jarząb... - zaczął. Oczy kotki jakby zamgliły się, a na jej pysku pojawił się wyraz bólu. - nie znałem jej, ale wiem, ile dla ciebie znaczyła. Jest teraz w lepszym miejscu. No i... gratuluję ci, z powodu kociąt. Są bardzo urocze i jestem pewien, że wyrosną na świetnych wojowników - dokończył, spoglądając to na kotkę, to na jej dzieci. W jego niebieskich ślepiach przeplatało się współczucie, żal oraz czułość.
<Sówko?...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz