Nie potrafił ukryć swojego oburzenia widząc ten Pusty Łeb. Po tym co usłyszał od partnerki miał ochotę ubić kocura na miejscu! Jak on śmiał zdradzać jego niechlubną i wstydliwą przeszłość? Przez niego słyszał nad uchem pełne rozczulenia słowa Ognistej Piękności o tym, jakim był słodkim kocięciem. To było niedopuszczalne! Tak samo jak to, że próbował dalej zgrywać ojca. Czy przypadkiem nie miał własnych dzieci?! Dlaczego tak bardzo się go uczepił? Czyżby plotki na temat tego, że podkochiwał się w jego matce były prawdziwe? Na samą myśl jego pysk przybrał bardziej pogardliwy wyraz.
— Tak. To ona — potwierdził, a następnie zrobił krok do przodu z niebezpieczną iskrą w oczach. — Masz do niej nie przychodzić. Słyszysz? Wiem co jej nagadałeś. Jak śmiesz?! Jak śmiesz mnie poniżać w jej oczach? W co ty pogrywasz?
Jakże miał ochotę złapać go za te jego kłaki i go za nie wytarmosić tak, że wyłysieje. Sam fakt, że przez głowę przeszły mu takie myśli, wskazywał na to, że jego obrzydzenie do jego nierudej sierści w tamtej chwili było słabsze od chęci zemsty.
— Ja? — spytał niewinnie kocur, przechodząc w swój chłodny, lecz uśmiechnięty wyraz, zerkając na Płomyka. Niesamowite, jak cała ich rodzina uwielbiała patrzeć Szeptowi oczy z bliskiej odległości — Chyba całkowicie pomieszały ci się role w tej relacji. W końcu to twoja partnerka, powinna wiedzieć o tobie takie pierdoły, czemu uważasz mnie tutaj za swojego wroga? Jej postrzeganie cię, nie zmieniło się nawet o mysi włosek — zapewnił lekkim tonem — Z resztą, to teraz moja nowa koleżanka, wiesz, lubię zawierać nowe znajomości, a skoro jej własny partner nie potrafi dotrzymać jej towarzystwa...
Pazury wysunęły mu się mimowolnie. Co za bezczelność!
— Masz się trzymać od niej z daleka, od całej mojej rodziny — wydał z siebie warkot. — Zajmij się swoimi sprawami, zamiast wtykać w nos w cudze. Jeśli jeszcze raz zaczniesz opowiadać te bzdury to wyrwę ci język! — zagroził, jeszcze bardziej skracając dystans, aby przyćmić kocura aurą grozy. Chociaż bardziej odczuwalna była jego wściekłość, która emitowała z każdego kawałka jego ciała.
— Haaa.... — wydał z siebie długi, jakby zmęczony wydech, po czym uniósł głowę — Lubisz sobie robić wrogów, co? — spytał rozbawiony. — Z resztą, to żadne bzdury Płomyczku. To tylko wspomnienia. Chociaż wątpię, żebyś je kiedyś docenił. Wiesz, twoja ciotka również lubiła mi tak patrzeć w oczy i skracać dystans, czyżby było to rodzinne?
Żyłka mu zapulsowała na skroni.
— Nie nazywaj mnie tak. Dla ciebie jestem Płomienny Ryk, a nie żaden Płomyczek. — Jego oczy się zwęziły wrogo. — To wspomnienia, które nie powinny istnieć. Zapomnij o wszystkim co widziałeś. To przeszłość. Nie chcę by mi o niej przypominano, a teraz przez twój długi jęzor ta przeszłość wraca i wbija się we mnie niczym cierń. Dlatego zamknij ten swój ryj. Mam dość takich jak ty. Takich... mysich móżdżków, którzy robią z siebie pajaców. — Wziął głębszy oddech. — Widać, że nie zależało ci nigdy na swej matce, skoro masz siły na dowcipy. Dlaczego ciemność ciebie nie pochłonęła?
— A co, jeśli cała reszta ma dość ciebie? — spytał lekko, zniżając głowę w kierunku Płomyka, który widocznie bardzo pragnął bliskości. — Po raz kolejny ci przypominam, robisz sobie wrogów w klanie. Twoimi jedynymi sprzymierzeńcami jest twoja rodzina, która zdaje się mieć więcej myśli w głowie niż ty. I ja, jak na razie, również nim jestem, chociaż uparcie chcesz to zmienić. A uwierz, nie radzę. — Przerwał na moment, przywracając na pysk uśmieszek — Zdradzić ci sekret? Bycie pajacem ma swoje zalety. Zdobywasz znajomości, informacje, koty w klanie zwyczajnie ci ufają, ponieważ zdobywasz ich sympatię. Nie mają pojęcia, co tak naprawdę siedzi w tej pustej główce. — Pacnął łapą czoło rudzielca, jakby na dobitkę. — Ja swoją ciemność bardzo dobrze chowam, drogi przyjacielu. Twoja natomiast, poszerza się z każdym dniem, jestem wręcz w stanie zauważyć, jak się jątrzy za twoimi plecami, chociaż przez swoją głupią, wpojoną przez Lew dumę, nie potrafisz jej zauważyć. Radziłbym więc uważać. Sam siebie wpędzasz w ten stan. — Zakończył, unosząc znów głowę, z pyskiem upstrzonym w swój zwyczajny, lekki uśmiech, by chwilę później go wyminąć.
Parsknął pod nosem. Cóż... miał rację. Ta żałoba niszczyła go od środka. Podobno czas leczył rany, ale nie w tym przypadku.
Pozwolił mu odejść, nie zaczepiając go już więcej. Akurat szedł do swojej partnerki, ale po tej rozmowie nie miał zbytniego humoru. Dlatego też wyszedł z obozu, pogrążając się dalej w samotności.
***
W końcu nie musieli już ukrywać przed światem tego, że Ognista Piękność była ciężarna, bo rzeczywiście po tej ich romantycznie schadzce zaciążyła. Dzięki temu nareszcie uwolnił się od pochłaniania za nią posiłków, bowiem ruda dostała takiego apetytu, że nawet i jego porcja znikała w zastraszającym tempie. Poród sam w sobie był dla niego przerażającym przeżyciem. Chociaż krzyki kotki mu się podobały to, gdy ta tylko wypluła z siebie pierwsze młode, coś się zmieniło. To było takie obrzydliwe, że nie był w stanie powstrzymać swojej reakcji. Zemdliło go, a słabość dotarła aż do jego kończyn. Może to nie była rozsądna decyzja, ale musiał wyjść. Po prostu musiał, aby nie opróżnić żołądka na partnerkę. Nie mając więc wyjścia opuścił obóz i poszedł na spacer. Świeże powietrze poprawiło jego samopoczucie, chociaż stres nie osłabł. Będzie ojcem. Naprawdę... będzie ojcem! Oczywiście żył tą myślą przez ostatnie księżyce, ale... ale dalej to było dla niego zbyt trudne do pojęcia.
Powrócił do obozu dopiero, gdy było już po wszystkim. Ognista Piękność urodziła trzy młode. Ujrzał je przelotem, aby sprawdzić czy są rude. I na jego szczęście jego matka miała rację. Z dwóch czystych rudzielców, narodziły się równie czyste kocięta. Dwa odziedziczyły po nim wywinięte uszy, co by go wzruszyło, gdyby nie to, że był wewnętrznie pusty. No i co teraz? Wykonał swoją powinność... więc... nie musiał już dalej udawać przed Ogień wielkiej miłości.
Tą noc zamierzał spędzić samotnie, ku niezadowoleniu partnerki. Ta jednak nie mogła zostawić noworodków, więc go nie goniła. Zamiast tego... nasłała na niego kogoś kogo całym sercem nie cierpiał.
— Nie. Cokolwiek powiesz, nie pójdę tam. Cuchnie krwią i... — na samą myśl znów go zemdliło. Spojrzał Szepczącej Pustce w oczy, by mógł dostrzec jego upór, a następnie skierował swoje kroki ku posłaniu w legowisku wojowników, by tam się położyć i spędzić tą noc. — Zresztą to nie twoja sprawa. Nie muszę ciągle z nią spać, jest dorosła i ma teraz bachory do tulenia.
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz