Treningi były zupełnie inne niż sobie wyobrażał. Starał nie nastawiać się źle. Myśleć pozytywnie. Lecz jego mentor był straszny. Chłodny, zdystansowany, a jednocześnie tak wybuchowy. Topola obawiał się niego. Bał się popełnić najmniejszy błąd dobrze wiedząc, że będzie to skutkować wybuchem złości u kocura. A przez to, że stresował się bardziej tym więcej błędów popełniał. Błędne koło.
Tęsknił za czasem kociarni. To wszystko ciążyło na nim, a jedynie rozmowa z bliskimi zdawała się rozwiązaniem. W końcu bał się podważyć dobór mentora wybranego przez Daglezjową Igłę. Nie było szans, że ich przywódczyni się myliła.
Dlatego też podążał teraz za matką. Próbował się skradać. Jakkolwiek poćwiczyć umiejętności, które zdaniem mentora powinien już opanować.
Niestety poszło nie tak i wylądował u boku kotki. Był zaskoczony jej stanem. Zapłakane ślepia. Czyli była smutna. Przez babcię? Topoli było głupio wyznać, że słabo pamiętał kotkę. Miał w pamięci, że był do niej bardziej podobny niż do mamy czy mamy dwa jeśli chodzi o barwę futra. Choć jasność futerka kocicy wprawiała w zadziwienie. Tak białej rzeczy nie widział jeszcze w otaczającym go świecie. Nawet chmury wydawały się przy niej szare.
— Mamo...? — miauknął ponownie. |
Kotka niechętnie uniosła wzrok.
— Widzisz, tutaj spoczywają nasi bliscy. Koty, które odeszły. W tym... Jarząb. — miauknęła z trudem.
Topola otarł się o kotkę, starając się jej dodać otuchy. Rozejrzał się wokół, lecz tym razem z większą dokładnością.
— I... Żbik. Mój tata. Mniszek, mój dawny przyjaciel... Jarzębinka, mała siostrzyczka Przypływ i teraz... teraz... — głos kotki coraz bardziej się łamał.
Oparł głowę o ciało matki. Siedzieli w milczeniu. Tak spędzili to popołudnie.
Miał wrażenie, że było coraz gorzej. I z mamą i z jego mentorem. Nie rozumiał zależności wszechświata. Liście coraz bardziej ogołacały drzewa. Myślami uciekał ku propozycji zabawy siostrze w nich, ale w rzeczywistości musiał wstać na kolejny trening z Żagnicą.
Smętnie kierował łapy w stronę miejsca gdzie spotykał się z mentorem. Zamyślony nie zauważył, że na kogoś wpadł. Spotkał się z równie zaskoczonym spojrzeniem mamy. Wciąż wyglądała nie za dobrze.
— Mamo? Gdzie idziesz? — zapytał nieco niepewnie.
Kotka smętnie uciekła gdzieś spojrzeniem."
— Na patrol. A ty już na łapach? Tak wcześnie? — miauknęła, zdając się tym lekko zaskoczona.
— I... Żbik. Mój tata. Mniszek, mój dawny przyjaciel... Jarzębinka, mała siostrzyczka Przypływ i teraz... teraz... — głos kotki coraz bardziej się łamał.
Oparł głowę o ciało matki. Siedzieli w milczeniu. Tak spędzili to popołudnie.
* * *
Miał wrażenie, że było coraz gorzej. I z mamą i z jego mentorem. Nie rozumiał zależności wszechświata. Liście coraz bardziej ogołacały drzewa. Myślami uciekał ku propozycji zabawy siostrze w nich, ale w rzeczywistości musiał wstać na kolejny trening z Żagnicą.
Smętnie kierował łapy w stronę miejsca gdzie spotykał się z mentorem. Zamyślony nie zauważył, że na kogoś wpadł. Spotkał się z równie zaskoczonym spojrzeniem mamy. Wciąż wyglądała nie za dobrze.
— Mamo? Gdzie idziesz? — zapytał nieco niepewnie.
Kotka smętnie uciekła gdzieś spojrzeniem."
— Na patrol. A ty już na łapach? Tak wcześnie? — miauknęła, zdając się tym lekko zaskoczona.
Topola zaszurał ogonem po ziemi. Nie lubił tak wcześnie wstawać. Wolał się oddać w objęcia snu i bawić się w najlepsze w sennej krainie. Lecz mentor tego nie tolerował. Denerwował się, gdy musiał go budzić. Uważał, że powinien już dorosnąć i stać się odpowiedzialny.
— Żagnica nie lubi, gdy się spóźniam. — wyznał cicho, trochę się bojąc, że kocur go usłyszy.
— Żagnica nie lubi, gdy się spóźniam. — wyznał cicho, trochę się bojąc, że kocur go usłyszy.
<mamo?>
[słowa 411]
[przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz