Ekscytacja walczyła u niej z podrażnieniem. O ile do typowego życia w obozie dała radę się przyzwyczaić, tak teraz było wręcz za głośno. Może to wina ciśnienia? Z przylgniętymi do głowy uszami trzymała się Przepiórki. Rozejrzała się jeszcze, próbując się rozeznać w otoczeniu. Rodzice trzymali się razem, Dzwonek był niemal na wyciągnięcie łapy, natomiast Skowronek trzymał się gdzieś na uboczu. Potem tata gdzieś zniknął… ah, poszedł do tamtego, dziwnego kota, który wyglądał jak zbity pies. Nie miała pojęcia dlaczego się go tak uczepił. Niby coś wspominał, że po wydarzeniach z Widmem potrzebował wsparcia, jednak ile można było? Kotka niezbyt to rozumiała i niezbyt miała zdanie na ten temat. Do momentu, w którym nie wpłynie to w żaden sposób na jej życie, niech się tam dzieje co chce. Wtem dotarł do niej głos Obserwującej Gwiazdy. Uszy młodej na moment uniosły się, jednak zaraz na moment opadły. Wtem, jej oczy padły na znajomego, kremowego kocura. Niby był rodziną i w ogóle, jednak kotka praktycznie go nie znała, co nie przeszkodziło jej w szybkiej ocenie.
— Ej, a czemu staruch idzie z nami? -— szepnęła, przydreptując do Dzwonka. Jako jedyny ze starszych jeszcze szedł na zgromadzenie. Reszta nie chciała?
— Tego nie wiem — szepnął jej w odpowiedzi — Cieszysz się, że idziesz na zgromadzenie? Chciałbym tam poznać kogoś z innego klanu.
— Mi się wydaje, że zaraz się połamie, jak będzie robił długie wycieczki — odpowiedziała jeszcze na pierwszy wątek, ściszonym głosem. Jeśli chodziło natomiast o następne pytanie, zielone oczy kotki zalśniły w świetle księżyca — Jestem ciekawa, czy spotkamy kogoś, z kim można będzie robić zawody. Chciałabym się zmierzyć z takim wilczakiem i zobaczyć, czy da mi radę.
Na pysku kocura mogła zauważyć jakiś napływ energii, gdy tylko poddała temat.
— O tak, chętnie bym się z kimś zmierzył. Będziemy musieli poszukać chętnego kota, chociaż z tym może być ciężko — westchnął cicho. Zawsze istniała nadzieja, że ktoś się zgodzi na ich propozycje.
— Co ty, zostaw to mnie, jestem pewna, że trafimy na jakiegoś narwańca z innego klanu — odparła z niebezpiecznym wyrazem na pysku — W końcu musi być ktoś, kto dałby mi radę, nie?
— Chyba tak. Chociaż nie wiem, czy by mieli szansę w starciu z tobą — mruknął.
— Oczywiście, że nie — miauknęła lekko, unosząc głowę — W końcu kto by dał? — Tu przerwała, gdyż dźwięki dochodzące z wyspy nagle wzmocniły na sile. Przyłożone do tej pory uszy przy głowie zaczęły wręcz boleć od napięcia. Kotka nastroszyła futro na grzbiecie, niemal się zatrzymując. Oh jej, czy zawsze było tak głośno? Zaraz jednak wzięła głębszy oddech, idąc dalej. Było to w końcu pierwsze zgromadzenie, da radę wytrzymać odrobinę czasu w większym natężeniu dźwięków. To nie tak, że do tej pory za każdym razem się zwijała i jęczała, prawda?
Jednak tak naprawdę nie potrafiła odróżnić już gdzie idzie. Nawał zapachów, głosów. Wszyscy wydawali się być wielcy, chociaż to akurat niezbyt bodło kotkę. Wielki czy nie, można go pokonać. Ale jak pokonać dźwięk? Przez przypadek obiła się o jakiegoś kota, jednak zignorowała jego niezadowolenie, brnąc przed siebie, aż w końcu... niemal wpadła na jakiegoś jasnego kota, w... chyba podobnym wieku? Zlustrowała go dokładniej wzrokiem, próbując skupić się na jednej czynności, zamiast na coraz bardziej przytłaczającym ją otoczeniu.
— Jak myślisz, nada się? — Spytała Dzwonka.
— Co? Na co nada? Kim jesteś? Chcesz się bić? — Wyrośnięty dzieciak którego przed chwilą niemal staranowała, zadarł swoją główkę. Cóż, za wiele nie musiał, gdyż kotka niewiele różniła się wzrostem od swojej kocięcej wersji.
— Myślę, że tak — szepnął rudzielec w odpowiedzi do Kniejki, a następnie zwrócił się do jasnego kocura. — Jestem Dzwonkowa Łapa. A to moja siostra Kwiecista Łapa. Miło poznać — rzucił z uśmiechem. Gdzieś w tle jeszcze było słychać, jak, chyba mentorka, coś mówiła do ich rozmówcy, niemniej ani oni, ani jej, prawdopodobnie uczeń, nie byli tym zainteresowani. Kniejka jedynie kiwnęła głową w stronę starszej, jednak wątpiła, czy została zauważona. Tak więc, po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi od brata, uśmiechnęła się szeroko od ucha do ucha, po czym wskazała na niebieskiego łapą wyzywająco.
— Ty! Zostałeś wybrany, by stawić nam czoło w porównaniu sił — mówiła pewnie i z werwą, jednak przyciszonym głosem, który zdawał się cichnąć z każdym słowem, gdyż jej własny głos w głowie zdawał się ranić jej umysł. Chyba… brzmiało to słabo? Oh, jeszcze pomyślą, że sama taka jest. Zaraz więc, po tej podniosłej chwili, spróbowała jakoś wybrnąć — Tylko musimy znaleźć skrawek z dala od tego zgiełku, żeby na nikogo nie powpadać. Może znajdziemy jeszcze jakiegoś ucznia, żeby zawody były bardziej interesujące?
— Bić?! — Mentorka, widocznie Mrozu, próbowała jakoś zareagować, jednak było zbyt późno. Poza tym, sam uczeń również nie zdawał się słuchać tego, co miała do powiedzenia sama Kwitka. — Mróz, czekaj!
— Ja jestem Mróz — przedstawił się im najpierw, ignorując mentorkę — Ha! Nie macie ze mną szans! Wszechmatka mnie pobłogosławiła! Jestem jej wybrańcem! Pokonam was raz dwa! Patrz! Wystarczy do tego mój super głos! AAAAA! — wrzasnął Kniejce do ucha.
Iii to był błąd. Duży błąd. O ile jednostajny, głośny dźwięk może zdołała przezwyciężyć, ale to?
Kotka zapowietrzyła się nagle, serce zabiło szybciej, a głowę przeszył ból. Jeśli mielibyśmy to zilustrować, najpewniej wyglądałby jak rozgałęziona błyskawica, kierująca się w środku głowy od ucha do ucha, intensywnie raniąc bębenki, a nasilenie błyskawicy, jakby chciało rozwdrzeć jej głowę. Zaraz cofnęła się, strosząc sierść, po krótkim, zaskoczonym piśnięciu. W jej uszach rozległ się długi, jednostajny pisk, przez który nie potrafiła skupić się na niczym innym, ani nawet myśleć jasno. Obraz przed jej oczami się zamazał, źrenice rozszerzyły, zamrugała, raz i drugi, po czym już całkiem straciła wizję, gdyż zamknęła mocno powieki. Zamarła w bezruchu, a chwilę potem, ze spiętym, drżącym ciałem przypadła do ziemi, przystawiając łapami uszy. Pisk jedynie się wzmacniał, a w głowie szylkretowej, jak mantra, powtarzane było tylko jedno, zestresowane słowo. ,,Boli”. Gdzieś w tle brzmiały przemowy. Dobrze je słyszała, aż zbyt dobrze. Chwilowa głuchota przerodziła się od nowa we wrzask, silniejszy niż z początku. Chór rozmów, krzyków, śmiechów. A najgorszym ze wszystkich głosów, okazał się ten najbliższy, należący do Dzwonka.
— Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
— Zamknij się, nic mi nie jest! — warknęła w przestrzeń, chcąc odepchnąć rudzielca, jednak jedyne co zdołała zrobić, to wydać z siebie brzydki szloch, gdy jej własny głos pogorszył sytuację. Dalej pamiętała jedynie zlepek głosów i fakt, że ktoś łapał ją za kark, jednak była na tyle zdezorientowana, że nawet nie miała jak się bronić. Nie potrafiła zrozumieć, co się dzieje. Czemu słyszy pisk? Czemu boli? Potrafiła rozpoznać ten spanikowany ton w głosach, skupiony dokładnie na niej. Wraz z bólem, pojawiło się jakieś wyparcie. Co za upokorzenie.
I zanim się obejrzała, znalazła się w legowisku medyka.
Nie wiedzieli, jak jej pomóc. Natężenie głosów utrzymywało się jeszcze przez dwa dni odkąd wrócili i najwidoczniej miało się jeszcze utrzymać przez… następne dni? Tygodnie? Nikt nie potrafił stwierdzić, a kotka przez cały ten czas nie potrafiła nawet zasnąć, będąc przez cały ten czas w stanie dziwnego czuwania, co nie dawało zbyt dużego ukojenia. Światło za dnia zdawało się być jej największym wrogiem zaraz po dźwiękach. Raniło jej oczy i ciągle podrażniony umysł, przez co siedziała w najdalszym kątku legowiska, niemal wtapiając się w ścianę. Odwiedzin nie chciała, każdą rozmowę przeprowadzali na zewnątrz. W końcu nawet przyczepiła się do Obserwującej Gwiazdy, której rozmowy, odgłosy, czy nawet mlaskanie językiem słyszała z dolnego piętra wieży. Głośne oddychanie, szurnięcie pazurem, nagły wybuch śmiechu z zewnątrz. Jakiekolwiek nie byłoby natężenie, kotka ledwo potrafiła je znieść. Aż w końcu, któregoś dnia, pojawił się przy niej Skowronek z dziwnymi kulkami w łapach. Nie był to kamień, ani mech, w dodatku dziwnie pachniało. Nie odzywał się, za co była wdzięczna, a jedynie pokazał łapami na swoje uszy, a potem na jej. Zmarszczyła brwi. Czyżby miało jej to pomóc? Otworzyła więc pysk, myśląc, że ma to zjeść, jednak szybko została powstrzymana. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej. Nie miała ochoty na jakieś głupie gierki. Wtedy, czekolad chwycił jedną z kulek w łapę, po czym niemal wsadził ją sobie do ucha. Ah… w ten sposób. Nie miała jednak ochoty na żaden dotyk, ani tym bardziej na dotyk w okolicach uszu, jednak w końcu się zgodziła, nastawiając głowę. Kilka była rozgrzana, lepka i jakby wilgotna, przez co Kniejka automatycznie się skrzywiła. W dodatku podczas wkładania ich do uszu, zaczęły się tworzyć szmery, wywołane otarciami dziwnego czegoś o skórę. Gdy jedno ucho zostało zalepione, trzeba się było zabrać za drugie. Przez cały ten czas na pyszczku kołowej gościł grymas, a gdy w końcu dzieło zostało ukończone, główną rzeczą jaką słyszała, był szum jej własnej krwi.
— I jak? — Usłyszała głos Skowronka, który zdawał się, o dziwo, być śmiesznie stłumiony, jakby mówił zza bardzo scalonej ściany. Nie skrzywiła się jednak. Nadal słyszała wszystko bardziej niż za czasów kocięcych, jednak nie aż tak, jak po zgromadzeniu.
— Chyba… — zaczęła, ostrożnie testując jak głośno może mówić — Dobrze. — Dokończyła, marszcząc czoło. Dziwne uczucie, jakby ciśnienie gromadziło się w głowie, w dodatku dziwny, przytłumiony szum i wrażenie, jakby słyszało się swoje własne wnętrzności.
— Co to? — Spytała, kierując łapę na jedno swoje ucho.
— Razem zaczęliśmy szukać sposobu, żeby ci pomóc — zaczął wyjaśniać — Zobaczyłem plaster miodu i… no, to co masz w uszach, to rozgrzany wosk pszczeli. Stwardnieje, jeśli zostawisz go ma zimnie.
— A — zdołała z siebie jedynie wydać, ostrożnie dotykając łapą woskowej błony, zaraz się przy tym krzywiąc. Działała trochę jak bębenek. Lepiej było tego nie macać.
— Dzięki — Dodała, z pewnym błyskiem nadziei w oczach. Być może jeszcze jest dla niej jakaś szansa? Przez moment straciła resztki nadziei.
— Udało się? — Liliowa odwróciła głowę w stronę nowego dźwięku. Przy wejściu do legowiska madyka stała Pajęcza Lilia, która widocznie mówiła przyciszonym głosem. Zaraz za nią, pomimo jaskrawości otoczenia i bólu w oczach, szylkretka mogła dostrzec swoich rodziców, oraz Dzwonka. I pomimo, że powinna być szczęśliwa z ich obecności, poczuła żal do siebie i zwyczajną irytację. Czemu robili z tego zamieszanie? Medyczka Klanu Burzy weszła więc do środka, zamieniając ze Skowronkiem jeszcze kilka słów, po czym poleciła Kwiecistej Łapie wstać, by mogła przeprowadzić kilka badań, co lilowa posłusznie zrobiła. Niemniej, towarzyszył jej przez cały czas, nieustający szum własnej krwi.
— Ej, a czemu staruch idzie z nami? -— szepnęła, przydreptując do Dzwonka. Jako jedyny ze starszych jeszcze szedł na zgromadzenie. Reszta nie chciała?
— Tego nie wiem — szepnął jej w odpowiedzi — Cieszysz się, że idziesz na zgromadzenie? Chciałbym tam poznać kogoś z innego klanu.
— Mi się wydaje, że zaraz się połamie, jak będzie robił długie wycieczki — odpowiedziała jeszcze na pierwszy wątek, ściszonym głosem. Jeśli chodziło natomiast o następne pytanie, zielone oczy kotki zalśniły w świetle księżyca — Jestem ciekawa, czy spotkamy kogoś, z kim można będzie robić zawody. Chciałabym się zmierzyć z takim wilczakiem i zobaczyć, czy da mi radę.
Na pysku kocura mogła zauważyć jakiś napływ energii, gdy tylko poddała temat.
— O tak, chętnie bym się z kimś zmierzył. Będziemy musieli poszukać chętnego kota, chociaż z tym może być ciężko — westchnął cicho. Zawsze istniała nadzieja, że ktoś się zgodzi na ich propozycje.
— Co ty, zostaw to mnie, jestem pewna, że trafimy na jakiegoś narwańca z innego klanu — odparła z niebezpiecznym wyrazem na pysku — W końcu musi być ktoś, kto dałby mi radę, nie?
— Chyba tak. Chociaż nie wiem, czy by mieli szansę w starciu z tobą — mruknął.
— Oczywiście, że nie — miauknęła lekko, unosząc głowę — W końcu kto by dał? — Tu przerwała, gdyż dźwięki dochodzące z wyspy nagle wzmocniły na sile. Przyłożone do tej pory uszy przy głowie zaczęły wręcz boleć od napięcia. Kotka nastroszyła futro na grzbiecie, niemal się zatrzymując. Oh jej, czy zawsze było tak głośno? Zaraz jednak wzięła głębszy oddech, idąc dalej. Było to w końcu pierwsze zgromadzenie, da radę wytrzymać odrobinę czasu w większym natężeniu dźwięków. To nie tak, że do tej pory za każdym razem się zwijała i jęczała, prawda?
Jednak tak naprawdę nie potrafiła odróżnić już gdzie idzie. Nawał zapachów, głosów. Wszyscy wydawali się być wielcy, chociaż to akurat niezbyt bodło kotkę. Wielki czy nie, można go pokonać. Ale jak pokonać dźwięk? Przez przypadek obiła się o jakiegoś kota, jednak zignorowała jego niezadowolenie, brnąc przed siebie, aż w końcu... niemal wpadła na jakiegoś jasnego kota, w... chyba podobnym wieku? Zlustrowała go dokładniej wzrokiem, próbując skupić się na jednej czynności, zamiast na coraz bardziej przytłaczającym ją otoczeniu.
— Jak myślisz, nada się? — Spytała Dzwonka.
— Co? Na co nada? Kim jesteś? Chcesz się bić? — Wyrośnięty dzieciak którego przed chwilą niemal staranowała, zadarł swoją główkę. Cóż, za wiele nie musiał, gdyż kotka niewiele różniła się wzrostem od swojej kocięcej wersji.
— Myślę, że tak — szepnął rudzielec w odpowiedzi do Kniejki, a następnie zwrócił się do jasnego kocura. — Jestem Dzwonkowa Łapa. A to moja siostra Kwiecista Łapa. Miło poznać — rzucił z uśmiechem. Gdzieś w tle jeszcze było słychać, jak, chyba mentorka, coś mówiła do ich rozmówcy, niemniej ani oni, ani jej, prawdopodobnie uczeń, nie byli tym zainteresowani. Kniejka jedynie kiwnęła głową w stronę starszej, jednak wątpiła, czy została zauważona. Tak więc, po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi od brata, uśmiechnęła się szeroko od ucha do ucha, po czym wskazała na niebieskiego łapą wyzywająco.
— Ty! Zostałeś wybrany, by stawić nam czoło w porównaniu sił — mówiła pewnie i z werwą, jednak przyciszonym głosem, który zdawał się cichnąć z każdym słowem, gdyż jej własny głos w głowie zdawał się ranić jej umysł. Chyba… brzmiało to słabo? Oh, jeszcze pomyślą, że sama taka jest. Zaraz więc, po tej podniosłej chwili, spróbowała jakoś wybrnąć — Tylko musimy znaleźć skrawek z dala od tego zgiełku, żeby na nikogo nie powpadać. Może znajdziemy jeszcze jakiegoś ucznia, żeby zawody były bardziej interesujące?
— Bić?! — Mentorka, widocznie Mrozu, próbowała jakoś zareagować, jednak było zbyt późno. Poza tym, sam uczeń również nie zdawał się słuchać tego, co miała do powiedzenia sama Kwitka. — Mróz, czekaj!
— Ja jestem Mróz — przedstawił się im najpierw, ignorując mentorkę — Ha! Nie macie ze mną szans! Wszechmatka mnie pobłogosławiła! Jestem jej wybrańcem! Pokonam was raz dwa! Patrz! Wystarczy do tego mój super głos! AAAAA! — wrzasnął Kniejce do ucha.
Iii to był błąd. Duży błąd. O ile jednostajny, głośny dźwięk może zdołała przezwyciężyć, ale to?
Kotka zapowietrzyła się nagle, serce zabiło szybciej, a głowę przeszył ból. Jeśli mielibyśmy to zilustrować, najpewniej wyglądałby jak rozgałęziona błyskawica, kierująca się w środku głowy od ucha do ucha, intensywnie raniąc bębenki, a nasilenie błyskawicy, jakby chciało rozwdrzeć jej głowę. Zaraz cofnęła się, strosząc sierść, po krótkim, zaskoczonym piśnięciu. W jej uszach rozległ się długi, jednostajny pisk, przez który nie potrafiła skupić się na niczym innym, ani nawet myśleć jasno. Obraz przed jej oczami się zamazał, źrenice rozszerzyły, zamrugała, raz i drugi, po czym już całkiem straciła wizję, gdyż zamknęła mocno powieki. Zamarła w bezruchu, a chwilę potem, ze spiętym, drżącym ciałem przypadła do ziemi, przystawiając łapami uszy. Pisk jedynie się wzmacniał, a w głowie szylkretowej, jak mantra, powtarzane było tylko jedno, zestresowane słowo. ,,Boli”. Gdzieś w tle brzmiały przemowy. Dobrze je słyszała, aż zbyt dobrze. Chwilowa głuchota przerodziła się od nowa we wrzask, silniejszy niż z początku. Chór rozmów, krzyków, śmiechów. A najgorszym ze wszystkich głosów, okazał się ten najbliższy, należący do Dzwonka.
— Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
— Zamknij się, nic mi nie jest! — warknęła w przestrzeń, chcąc odepchnąć rudzielca, jednak jedyne co zdołała zrobić, to wydać z siebie brzydki szloch, gdy jej własny głos pogorszył sytuację. Dalej pamiętała jedynie zlepek głosów i fakt, że ktoś łapał ją za kark, jednak była na tyle zdezorientowana, że nawet nie miała jak się bronić. Nie potrafiła zrozumieć, co się dzieje. Czemu słyszy pisk? Czemu boli? Potrafiła rozpoznać ten spanikowany ton w głosach, skupiony dokładnie na niej. Wraz z bólem, pojawiło się jakieś wyparcie. Co za upokorzenie.
I zanim się obejrzała, znalazła się w legowisku medyka.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Nie wiedzieli, jak jej pomóc. Natężenie głosów utrzymywało się jeszcze przez dwa dni odkąd wrócili i najwidoczniej miało się jeszcze utrzymać przez… następne dni? Tygodnie? Nikt nie potrafił stwierdzić, a kotka przez cały ten czas nie potrafiła nawet zasnąć, będąc przez cały ten czas w stanie dziwnego czuwania, co nie dawało zbyt dużego ukojenia. Światło za dnia zdawało się być jej największym wrogiem zaraz po dźwiękach. Raniło jej oczy i ciągle podrażniony umysł, przez co siedziała w najdalszym kątku legowiska, niemal wtapiając się w ścianę. Odwiedzin nie chciała, każdą rozmowę przeprowadzali na zewnątrz. W końcu nawet przyczepiła się do Obserwującej Gwiazdy, której rozmowy, odgłosy, czy nawet mlaskanie językiem słyszała z dolnego piętra wieży. Głośne oddychanie, szurnięcie pazurem, nagły wybuch śmiechu z zewnątrz. Jakiekolwiek nie byłoby natężenie, kotka ledwo potrafiła je znieść. Aż w końcu, któregoś dnia, pojawił się przy niej Skowronek z dziwnymi kulkami w łapach. Nie był to kamień, ani mech, w dodatku dziwnie pachniało. Nie odzywał się, za co była wdzięczna, a jedynie pokazał łapami na swoje uszy, a potem na jej. Zmarszczyła brwi. Czyżby miało jej to pomóc? Otworzyła więc pysk, myśląc, że ma to zjeść, jednak szybko została powstrzymana. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej. Nie miała ochoty na jakieś głupie gierki. Wtedy, czekolad chwycił jedną z kulek w łapę, po czym niemal wsadził ją sobie do ucha. Ah… w ten sposób. Nie miała jednak ochoty na żaden dotyk, ani tym bardziej na dotyk w okolicach uszu, jednak w końcu się zgodziła, nastawiając głowę. Kilka była rozgrzana, lepka i jakby wilgotna, przez co Kniejka automatycznie się skrzywiła. W dodatku podczas wkładania ich do uszu, zaczęły się tworzyć szmery, wywołane otarciami dziwnego czegoś o skórę. Gdy jedno ucho zostało zalepione, trzeba się było zabrać za drugie. Przez cały ten czas na pyszczku kołowej gościł grymas, a gdy w końcu dzieło zostało ukończone, główną rzeczą jaką słyszała, był szum jej własnej krwi.
— I jak? — Usłyszała głos Skowronka, który zdawał się, o dziwo, być śmiesznie stłumiony, jakby mówił zza bardzo scalonej ściany. Nie skrzywiła się jednak. Nadal słyszała wszystko bardziej niż za czasów kocięcych, jednak nie aż tak, jak po zgromadzeniu.
— Chyba… — zaczęła, ostrożnie testując jak głośno może mówić — Dobrze. — Dokończyła, marszcząc czoło. Dziwne uczucie, jakby ciśnienie gromadziło się w głowie, w dodatku dziwny, przytłumiony szum i wrażenie, jakby słyszało się swoje własne wnętrzności.
— Co to? — Spytała, kierując łapę na jedno swoje ucho.
— Razem zaczęliśmy szukać sposobu, żeby ci pomóc — zaczął wyjaśniać — Zobaczyłem plaster miodu i… no, to co masz w uszach, to rozgrzany wosk pszczeli. Stwardnieje, jeśli zostawisz go ma zimnie.
— A — zdołała z siebie jedynie wydać, ostrożnie dotykając łapą woskowej błony, zaraz się przy tym krzywiąc. Działała trochę jak bębenek. Lepiej było tego nie macać.
— Dzięki — Dodała, z pewnym błyskiem nadziei w oczach. Być może jeszcze jest dla niej jakaś szansa? Przez moment straciła resztki nadziei.
— Udało się? — Liliowa odwróciła głowę w stronę nowego dźwięku. Przy wejściu do legowiska madyka stała Pajęcza Lilia, która widocznie mówiła przyciszonym głosem. Zaraz za nią, pomimo jaskrawości otoczenia i bólu w oczach, szylkretka mogła dostrzec swoich rodziców, oraz Dzwonka. I pomimo, że powinna być szczęśliwa z ich obecności, poczuła żal do siebie i zwyczajną irytację. Czemu robili z tego zamieszanie? Medyczka Klanu Burzy weszła więc do środka, zamieniając ze Skowronkiem jeszcze kilka słów, po czym poleciła Kwiecistej Łapie wstać, by mogła przeprowadzić kilka badań, co lilowa posłusznie zrobiła. Niemniej, towarzyszył jej przez cały czas, nieustający szum własnej krwi.
[1643 słowa]
[przyznano 33%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz