Trochę się nudził. Mama poszła wraz z Jeżynką, a on z bratem zostali pod okiem drugiej mamy. Mimo że wiedział, że druga mama także go kocha, trochę się bał psocić jak przy pierwszej mamie. Była duża. Potężna. Niczym głaz. A może i skała. A brązowe ślipia takie zimne. Smutne. Nie uśmiechała się tak często. Była inna. Nie gorsza. Ale inna. Przez to czasem nie miał odwagi tak brykać. Gdzieś w głębi czuł, że nie uszłoby mu to tak pobłażliwie.
Dlatego też, jak za największą karę, przewracał się z boku na bok, czując jak powoli ulatuje z niego życie. Czuł trochę żal, myśląc o straconej przez to beztroskiej młodości. Wszak już niedługo, mama nie sprecyzowała kiedy, a stan księżyca na niebie był mu totalnie obcy, miał rozpocząć ścieżkę edukacji. Widział z kociarni jak zapracowani uczniowie maszerują za swoimi mentorami równym krokiem. Mimo że wizja poznawania nowych lądów działała na wyobraźnie kocięcia to strata czasu wspólnego czasu z mamą i rodzeństwem napawała go o bóle brzuszka.
— Zawsze jesteście tacy grzeczni?
Uniósł uszka. Druga mama przekręciła głowę, przyglądając się mu. Odczuł lekkie zakłopotanie. Gdzieś przy prawej łapie. Podrapał się nią za łebkiem, chcąc pozbyć się dziwnego uczucia.
— Tak. — odparł w końcu dumny.
Zrobił pewny krok w stronę rodzica. Jego puchaty ogonek widniał w górze. Niech wie, jak elokwentnego i kulturalnego ma syna.
— Jakże inaczej, najmilsza. Konspiracja. Prokrastynacja. Kuriozum. Dekadencja. Wszak w me wychowanie miały udział dwie wspaniałe panie. — miauknął przypadkowe słowa, podsłyszane od Przebiśniega.
Bura zaśmiała się cicho.
— No proszę. Sówka chyba nie uwierzy jak o tym usłyszy.
Topola poczuł przyjemne mrowienie w łapkach.
— Albowiem także i frapować. Trywialny ze mnie kot.
Bura zakryła pyszczek łapą, próbując stłumić śmiech. Topola uśmiechnął się zwycięsko. Jednak druga mama nie była taka zła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz