- Tak, tak, tak! Opowiedz historyjkiiiiii! - wrzasnęła podskakując. Była taka mała, strasznie ją to irytowało.
***
Ułożyła sobie na łebku kompozycję składającą się z niezapominajek i stokrotek. Lubiła niezapominajki, były takie, takie… nie wiedziała jak to określić. Ale z pewnością były ładne. Wyślizgnęła się z legowiska uczniów i zaczęła rozglądać za Czernidłakiem. Czernidłak był jednym z kotów które uratowały ich przed borsukiem kilka księżyców temu, a potem czarny okazał się być naprawdę fajny i Mgiełka się z nim zaprzyjaźniła, a teraz jest jej mentorem. Będzie szkoliła się na zwiadowcę. Jest ciekawa jak to będzie jako dorosła zwiadowczyni, na razie jest tylko uczniakiem i zamierza się pilnie uczyć, by kiedyś móc się dowiedzieć jak to jest być tym zwiadowcą. O! Już jest! Podbiegła do mentora.
- Czego się dzisiaj uczymy!? - zapytała zanim ten zdążył cokolwiek zrobić. Z szerokim uśmiechem na pyszczku wgapiała się w niego złocistymi ślepkami. Wyglądał coś niemrawo, trochę ospale i jakby nie czuł się najlepiej.
- Co ci jest? - wypaliła.
- Nic mi nie jest, nie przejmuj się.
- Aha. Okej. - Potem się tym przejmie, jak na razie powiedział, że nic czyli nic.
- Tooooo…. czego się dzisiaj uczymy?
- Dzisiaj zrobimy lekcję polowania.
- Jeeej!!! Upoluję największą mysz, o taaaaką wielką! - Pokazała wielkość myszy żywo gestykulując łapkami.
- Jak na razie musisz się nauczyć podstaw! - Odpowiedział Czerni śmiejąc się. Zastanawiała się z czego ale nie mogła zrozumieć.
***
- Czy tak dobrze? - Spytała się mentora próbując powtórzyć po nim pozycję, w jakiej był, skradając się w kierunku wyimaginowanej zdobyczy. Łapki jej się trochę plątały i nie wiedziała czy dobrze to robi, ale była dobrej myśli. Kiedyś w końcu się tego nauczy, prawda? W końcu wszyscy wojownicy i zwiadowcy kiedyś byli uczniami i kiedyś się tego uczyli, więc ona też może na razie nie umieć…chyba. Przecież Czerni kiedyś powiedział “Wyszkolę cię na najlepszego zwiadowcę w całym Owocowym Lesie”, a jeśli ma być najlepszym zwiadowcą chyba powinna od razu polować lepiej. Ale jej mentor nigdy jej nie okłamywał, więc zapewne tylko sobie wmawia głupoty i zaraz już będzie potrafiła polować, walczyć i w ogóle wszystko.
- Tak. Szybko się uczysz. - Czyli jednak, już za chwilę będzie potrafiła polować, a za parę dni zostanie zwiadowcą.
- To kiedy już zostanę zwiadowcą? Jak już prawie umiem polować to chyba dobrze, prawda? Czyli niedługo już będę wszystko umieć i i….
- Szkolenie trwa nieco dłużej Mgiełko… To nie jest wszystko takie proste, teraz musisz się nauczyć polować na inne gatunki zwierzyny, walczyć, wspinać na drzewa, robić legowiska w ich koronach… ale nie martw się, damy radę.
- Okej, to poczekam nieco dłużej. - Uśmiechnęła się. - A teraz wracajmy do szkolenia, chcę szybko się tego wszystkiego nauczyć!
***
Tak jak myślała, Czernidłakowi coś było i jak wrócili do obozu, poszedł do medyka. Stwierdziła, że musi go tam odwiedzić, bo musi mu tam być naprawdę nudno.
- Hej Czerni!!! Przyszłam bo chcę ci potowarzyszyć. Musi ci być tutaj straaaaaasznie nudno. - Uśmiechnęła się. - Miałam rację. - Tym razem na jej pyszczku zawitał wyraz triumfu. - Coś ci było, tylko nie wiem co, ale to już nieważne. - Usiadła z boku i z nie wiadomo skąd wytrzasnęła swoje bukieciki i sterty kwiatków.
- Skąd one się tutaj wzięły? Przecież nie przyniosłaś ich ze sobą - spytał się jej Czernidłak.
- Mam je poukrywane w całym obozie. Są wszędzie. Nigdy ich nie zbierzecie, są skitrane w miejsca których nikt sobie nawet nie wyobrazi. Komponowałam je, suszyłam i chowałam na całe dwa księżyce w żłobku. Teraz w wolnym czasie układam je nadal. Są pochowane wszędzie od koron drzew po podszycie.
- Jak je schowałaś w koronach drzew?! Przecież byłaś jeszcze kociakiem, nie umiesz się wspinać a poza tym jesteś ma… - Kocur zamilkł gdy tylko wbiła w niego swoje spojrzenie.
- NIE JESTEM MAŁA - powiedziała. Nie znosiła, gdy ktoś mówił, że jest mała. - A co do tego jak to zrobiłam… na początku próbowałam podrzucać ale nie wychodziło. Potem owszem, starałam się wspiąć na drzewo ale łapki mi się ześlizgiwały i coś mi nie szło. Chciałam też oswoić wiewiórki…
- Wiewiórki? Oswoić wiewiórki? Mgiełko, przecież my na nie polujemy.
- Wiem. Poza tym, nie udało mi się. W końcu poprosiłam jakiegoś miłego wojownika czy zwiadowcę, jak sobie przypomnę kogo, to ci powiem, by mi pomógł je tam schować. Ale co do tych wiewiórek… Fajnie by było mieć swoje oswojone wiewiórki!!! Można by się było z nimi bawić, poza tym są takie urocze i puchate awwwwwwwww!!! - rozmarzyła się. Szkoda że nie może mieć swoich wiewiórek… ale mówi się trudno.
- A może zamiast tego myszki!? Nie, ich też się nie da oswoić… ehhhhhh… Choć w sumie tak sobie myślę… chyba jednak nie muszę niczego oswajać, mogłabym potem mieć problem z zabijaniem zwierzyny na pożywienie a tym bardziej jedzeniem jej i mogłabym paść z głodu… Wystarczą mi moje kwiatki i reszta tego co mam. - Uśmiechnęła się szeroko. Zdecydowanie, to wszystko jej wystarczy do szczęścia. Bo w sumie nie ma tak mało… teraz ma nawet dużo jak już mieszkają w Owocowym Lesie, a nie gdzieś tam Wszechmatka wie gdzie… Chyba najfajniejsze co teraz w pewnym sensie mam to mamusie i Czerni jako przyjaciel i mentor... - Stwierdziła. Choć nie można powiedzieć że ma, bo to nie jest jej wyłączna własność… Poza tym zapomniała o rodzeństwie. Jakkolwiek zazwyczaj się z nimi nie dogaduje to Poranek w sumie jest fajny. Taki rudy. Fajny. Tylko czasem trochę zbyt długo stoi nieruchomo, ale da się przyzwyczaić…
<Czerniiiiiii… co ty na to?>
[906 słów]
[przyznano 18%]
Wyleczeni: Czernidłak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz