Na wzmiankę o obowiązkach, lilowa zmarszczyła nos.
- Nie lubię obowiązków - przyznała, chociaż tak do końca nie potrafiła zrozumieć, co owe słowo znaczy. Jedynie z reszty wypowiedzi matki mogła wywnioskować, że chodziło o coś, co mogłoby się jej nie spodobać. Pracowitość? Czy uczniowie nie mieli trenować, by stać się wojownikami? Nie na tym to polegało? Są do tego jeszcze jakieś obowiązki? A po co to? - A czy jak będę wojownikiem, to będę mogła nie mieć obowiązków? - dopytała, patrząc badawczo na mamę, która to uśmiechnęła się, wznosząc oczy na moment gdzieś w górę w zamyśleniu.
- Hmm... myślę, że wtedy będziesz mieć ich nawet więcej niż teraz - odpowiedziała, wracając wzrokiem na rozczarowaną lilową.
- Ale mają mniej, niż uczniowie? - dopytała dla pewności.
- Cóż - powiedziała po chwili ciszy - Na pewno nie muszą wymieniać nam mchu w legowisku. - Po tej odpowiedzi młoda kotka jeszcze zawiesiła swój wzrok na matce, by chwilę później westchnąć długo i ze zrezygnowaniem.
- Męczące to życie - stwierdziła ponuro, w tle słysząc parsknięcie na swój komentarz, nie wiadomo z jakiego powodu. Ignorując śmieszka, który najwyraźniej nie traktował poważnie jej problemów, poczłapała w kąt, by kopnąć jakąś szyszkę z miejsca, w które chwilę później klapła zadkiem. Siedziała tak przez dłuższą chwilę, obserwując kolejne, przemieszczające się koty. Nie miała ochoty być uczniem. Najchętniej wszystko by przeskoczyła, od razu zostając wojownikiem. Czemu to musiało być takie nużące? Wypełnianie tych wszystkich obowiązków, dzień w dzień tych samych, zdawało się być największą, nudną skazą świata.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Jakiś czas po znalezieniu... może tymczasowego sposobu na poradzenie sobie z przewrażliwieniem u Kniei, kotka zaczęła wychodzić poza legowisko medyka. Zwyczajnie jej się nudziło, jak też nie chciała, by przychodzące na leczenie koty ją oglądały. Miała wrażenie, że zawodzi swoją dolegliwością, a tym samym obecnością, cały klan. Czy to nie ona chciała być najlepszym wojownikiem? Bić się z jakimiś wilczakami i pokazać, że potrafi radzić sobie, pomimo niskiego wzrostu i niezbyt masywnej budowy? Nie chodziło jej o to, by lśnić i zostać zauważoną. Chodziło jej, by wszystkim utrzeć nosa i postawić na swoim. I chociaż pierwotne zaparcie powoli mijało, wcale nie oznaczało to, że nastawienie kotki zmieniało się na lepsze, bowiem upartość, powoli zaczęła być zastępowana przez ciężką i nużącą rezygnację, oraz poczucie beznadziejności. Ze wszystkich kotów w obozie, to ją od samego początku prześladował pech, jakby uwziął się na nią od samych narodzin. Problemy ze słuchem, częstotliwość wypadków, przydzielony jej mentor. Świat zwyczajnie uwziął się na kotkę, plując jej w pysk i mówiąc, że jej wysiłki i chęci są nic nie warte. A najgorsze w tym było to, że lilowa zaczynała się co do tego stwierdzenia przekonywać. Siedziała więc w cieniu skruszonej wieży, starając się nie wpaść na nikogo, chcąc oddzielić swoje myśli od zgiełku, skupiając się na misternej budowli, którą próbowała ułożyć dla zabicia czasu. Jej myśli również zaczęły być irytujące, gdyż z każdym uderzeniem serca zdawało jej się, że dźwięki dobiegają do niej z coraz to głośniejszą tonacją, przez co zagłuszyły nawet dźwięk znajomych kroków.
- Kniejko? - do uszu lilowej doszedł delikatny i cichy głos, przez który uczennica wzdrygnęła się lekko, kierując wzrok na bacznie obserwującą ją matkę. Przez krótkie rozproszenie, patyczek który próbowała ułożyć na dwóch kamykach, natychmiast opadł na ziemię. - Czy jesteś w stanie ze mną chwilę porozmawiać? - poprosiła półszeptem, na co lilowa wykrzywiła pysk w krzywym uśmiechu. Tego jej właśnie brakowało, tej nadmiernej ostrożności i obchodzeniem się z nią jak z jajkiem, które w dodatku jest tykającą bombą.
- Hah... możesz mówić nieco głośniej... z tymi zatyczkami przeszkadza mi bardziej szum własnego ciała - Burknęła w odpowiedzi, wskazując łapą na swoje ucho. O tym jednym mówiła akurat prawdę. Bardziej od odgłosów z zewnątrz, przeszkadzał jej teraz własny organizm, niemal powodując nienawiść do własnego ciała. Mama pokiwała głową ze zrozumieniem, co Kwitka z ulgą zauważyła.
- Rozmawiałam z Bobrzym Siekaczem - zaczęła ostrożnie, na co młodsza posłała jej badawcze spojrzenie.
- Mówił, że w tunelach jest dosyć cicho i spokojnie. Myślę, że sama zdajesz sobie z tego sprawę, że twoje możliwości na wojowniczej ścieżce są dosyć... Ograniczone - ujęła niezgrabnie. - Doszliśmy do wniosku, że mogłabyś spróbować treningu na Przewodnika - rzuciła wprost. Już w środku jej wypowiedzi widać było, jak mina kotki rzednie z każdą sekundą, a teraz pojawiło się czyste obruszenie i niesmak. Jakby ktoś ją uderzył w pysk. Chociaż temu komuś mogłaby oddać, mamie jednak nie mogła.
- Niech Jakiśtam Bober przestanie wciskać nos w nie swoje sprawy - odburknęła w odpowiedzi, poruszając uchem - Do tej pory dawałam radę! Zawsze mogę... polować w nocy czy coś, nie muszę mieć przecież kontaktu z każdym kotem po kolei - odpowiedziała podirytowanym tonem, omijając kwestię szumów w głowie przez wosk. Jeszcze brakuje, żeby zaczęli o to wypytywać. To już była inna sprawa. Przepiórka z cichym westchnieniem zasiadła blisko córki.
- Rozumiem, jednak myślę że dobrze by było, gdybyś chociaż spróbowała. Jeśli wyjdzie że to nie dla ciebie, zawsze będziesz mogła wrócić trenować jako wojownik - mruknęła. - Przewodnik to bardzo odpowiedzialna rola w klanie, dla najwytrwalszych, więc od razu pomyślałam o tobie...
Lilowa mimowolnie się odsunęła, słysząc kolejne słowa. O niej? Nastroszyła futro, zerkając na mamę, jakby niedowierzając.
- Jakoś nikt się do tego nie rwie - zauważyła sucho - To praktycznie jak wymienienie się pracą z jakimś kretem.
- Bo mało kto się do tego nadaje. Koty zdają sobie sprawę, że mogą nie podołać w tej roli, ale ty... - przeciągnęła, zerkając na córkę przelotnie. - Ależ to byłaby duma mieć w rodzinie Przewodnika.
- Ha - krótkie, niedowierzające parsknięcie wyszło z pyska kotki. Duma? Skoro tak, czemu nie może wrzucić na to stanowisko Dzwonka. Albo niech sama pójdzie chodzić po tunelach. - Dzięki za wsparcie. - sarknęła - Moja łapa nigdy nie postanie w tych dziurach. - wycedziła, po czym cała rozeźlona oddaliła się od matki i swojej niedokończonej, lichej budowli. To tak, jakby już nawet rodzice stracili w nią wiarę. A skoro ona sama zaczęła ją tracić, to co jej pozostanie? Sztywnym krokiem skierowała się w stronę wyjścia z obozu, po drodze uderzając przechodzącego obok Grada, którego karcący komentarz zignorowała, chwilę później znikając w tunelu prowadzącym na zewnątrz.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Jednak skończyła w tunelu. Po ochłonięciu i rozmowie z drugim rodzicem oraz rodzeństwem, postanowiła się jednak zapuścić w ciemne "uliczki". Nie była to jednak jedynie ich zasługa. Zdążyła zamienić również kilka słów z Cykoriowym Pyłkiem i chociaż kocur nie był kimś, w kogo pokładałaby wielkie nadzieje, to dał jej jakieś lepsze światło na całą sytuację. I przede wszystkim na tunele, które może nie należały w odczuciu Kniejki do miejsc przerażających, niemniej, nudnych. Człapała więc za Cykorią, który zgodził się ją zapoznać z terenem. Jedno musiała przyznać, było przyjemnie chłodno i cicho. Jedyną głośniejszą rzeczą były ich własne oddechy, odgłosy łap i natarczywy szum w głowie, który to męczył ją od samego początku, a im głębiej schodzili, tym bardziej wszystkie dźwięki zostawały zagłuszane. Cynamon starał się wyjaśnić, w jaki sposób tworzą oznaczenia, na co zwracać uwagę, oraz, jeśli by się zdecydowała, to dodał chęć oprowadzenia jej po niektórych korytarzach. I pomimo dobrych chęci z jego strony, podobnie jak ze strony reszty klanu, lilowa czuła się, jakby wybór wcale nie należał do niej, a wszystko zostało już z góry przesądzone. W końcu dotarli do tunelu, który zdawał się być nieco szerszy, w dodatku nasiąknięty wilgocią. Nie było to czymś zastanawiającym, pora opadających liści słynęła podobno, ze swoich ulewnych dni. Co wtedy z głębszymi tunelami? Zostają zalewane? Spojrzała na starszego kolegę, który to obrócił się w jej stronę.
- Przed zejściem tutaj, rozmawiałem z twoją mamą, Przepiórczym Puchem i Bobrzym Siekaczem - Kotka zmarszczyła pysk, gdy usłyszała co mówi, głównie z trzech przyczyn. Dźwięk po chwili ciszy, w tym akurat pomieszczeniu dziwnie się obijał o uszy, nie do końca rozumiała co to ma do rzeczy, oraz właśnie przypomniała sobie, że ,,Bobrzy Coś" tak na prawdę nazywa się ,,Bobrzy Siekacz", co przyjęła ze sporą dozą zobojętnienia. Pewnie zaraz i tak zapomni. - Spróbujesz, no wiesz, wyciągnąć wosk? - Wskazał łapami na swoje uszy, jakby chcąc dodatkowo pokazać, o co mu chodzi.
- Po co - spytała sucho w odpowiedzi, patrząc na Cykorię spod byka.
- Chcielibyśmy coś ustalić, być może nie będziesz musiała w nich ciągle chodzić - wyjaśnił łagodnie, a kotka zastanowiła się, czy to ,,my" w zdaniu, odnosi się również do niego, czy jednak do samej jej rodziny i ,,Bobrzego-Czegoś". Jeszcze przez chwilę patrzyła niezbyt przyjemnym wzrokiem na młodego przewodnika, jednak siadła i wykonała polecenie. Jej pysk skrzywił się, gdy dotknęła zastygłego wosku pazurem, szukając miejsca, gdzie mogłaby go podważyć. Nienawidziła tego robić. Każdy moment, w którym majstrowała przy swoich zatyczkach był niemal tak bolesny, jakby ktoś zaczął wrzeszczeć jej do ucha. Jednak po chwili babrania się z tym i konkretnym odrzuceniu pomocy od Cykorii, udało jej się uwolnić swoje uszy. Po tak długim czasie posiadania zatkanych uszu, pierwszym uczuciem nie była ulga, a poczucie dziwnego dyskomfortu. Dopiero po chwili ciśnienie zmalało i zdała sobie sprawę z tego, że nie słyszy już szumu krwi ani własnego oddechu. Jedynie coraz bardziej przyspieszające serce dawało o sobie znać, jednak nie było na tyle głośne, by kotkę zirytować. Wstała, przechodząc dla własnej ciekawości małe kółko. Jej kroki nie odbijały się echem, jakby się mogła spodziewać. Czasem mogła dosłyszeć krótkie szurnięcie pazurem, lub szelest sierści, gdy ta opadła wraz z ogonem ku ziemi. Nie było... źle. Uniosła znów wzrok na Cykorię, który siedział wciąż w jednym miejscu, a gdy spotkał się z nią wzrokiem, uśmiechnął się lekko, przekrzywiając nieco głowę. Zdawał się pytać, ,,I jak?".
Okropnie. I chociaż kotka nie czuła szumów, naporu na głowę, ani nie słyszała większych, przeraźliwych czy irytujących dźwięków, to czuła, jakby zawalił jej się właśnie świat. Okropnie. Po tysiąckroć okropnie. Jej los został przypieczętowany w momencie, gdy do głowy Kniei powoli przedzierało się uzmysłowienie. I chociaż powinna czuć ulgę, jedyne co poczuła, to chęć płaczu z frustracji, a przez młodą główkę przeszła myśl, czy nie lepiej by było ogłuchnąć.
<Mame? Wygrałaś widocznie>
[1597 słów]
[przyznano 32%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz