*Opis śmierci*
- Widzi nas? – zapytała Jeżyna cicho, zwracając się do swoich braci.
- Chyba nie – mruknął Listek, wychylając się lekko. Wtedy zauważył Kaczkę – Pokonam cię! – pisnął, wiedząc już, że kotka ich zauważyła i skoczył na jej łapę. Sówka zaczęła się śmiać i obserwowała tę scenę. Po chwili Topola i Jeżyna wyszli zza Sówki i zaczęli uciekać, by Kaczka ich nie złapała.
- Pokonałem cię! Teraz już nic nie możesz zrobić! – krzyknął w końcu Listek.
- O nie! – powiedziała młodsza kotka i położyła się na ziemi. Gdy znów otworzyła oczy, spojrzała na Listka, który lekko krzywił pysk. Sówka również to zauważyła i podeszła do syna. Miała nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało.
- Wszystko dobrze? – zapytała karmicielka, rozglądając się w tym czasie za resztą kociąt.
- Tak – odparł Listek, ale było widać, że coś mu dolega. Kaczka od razu spoważniała i wlepiła wzrok w syna, zaniepokojona. Było widać, że zaczyna się tym bardzo przejmować.
- Nie kłam – mruknęła wojowniczka – Coś cię boli? Może się przeziębiłeś? Ostatnio cały czas pada... A mówiłam, by ich bardziej pilnować! – zaczęła swój monolog opiekuńczej matki. Sówka zaśmiała się cicho.
- Boli mnie tylko głowa – wyjaśnił w końcu kociak.
- To idziemy do medyka! Witka na pewno coś pomoże – oznajmiła od razu Kaczka, ale karmicielka pokręciła przecząco głową.
- Nie musi iść do medyka. To tylko ból głowy! Listek na pewno sobie poradzi, w końcu jest twardy, a musi się nauczyć samodzielności – wytłumaczyła Sówka, dokładnie jak uczył ją ojciec. Przecież samodzielność to była podstawa! A taki ból głowy często sam przechodzi i nie zagraża życiu.
- Tak! – potwierdził kocurek – Jestem samodzielny, nie potrzebuje pomocy medyka.
- Zachowujesz się tak, jak przy naszym pierwszym spotkaniu – miauknęła Kaczka, zwracając się do Sówki – Przecież to może się przerodzić w coś gorszego! – przypomniała, jednak jej partnerka nie słuchała.
- To nic takiego – mruknęła Sówka.
- Sówko. Serio chcesz narażać zdrowie Listka?
"I znowu nie było mężu" – pomyślała karmicielka. Zauważyła, że gdy Kaczka jest na nią zła, nie mówi swojego słynnego "mężu". To był znak, że już zaczyna się denerwować. Ale niby o co? Przecież wszystko było pod kontrolą!
- Nie narażam jego zdrowia. Tylko sądzę, że sam doskonale sobie poradzi i nie potrzebuje żadnej pomocy medyka – uparła się czekoladowa.
- Sówko nie możesz... – Kaczka nagle urwała, ponieważ do legowiska wszedł inny kot, a była to Jarząb. Albinoska, cicho kaszląc przez astmę, weszła do żłobka i przywitała się z obecną tam gromadką. Kocięta od razu popędziły do swojej babci, a Sówka z uśmiechem spojrzała na swoją partnerkę, a jej uśmiech mówił "wygrałam". Kaczka syknęła coś cicho i podeszła do albinoski.
- Cześć Jarząb – mruknęła – Dlaczego twoja córka jest tak uparta? – zapytała i znów posłała karmicielce ostre spojrzenie.
- Nie jestem uparta, po prostu stwierdzam fakty – zaznaczyła Sówka i podeszła do swojej matki – Hej mamo. Jak się czujesz?
- Muszę się zgodzić, jest trochę uparta – zaśmiała się Jarząb – A czuję się dobrze, dziękuję.
- Babciu! A opowiesz nam historie? – zapytał Topola. Albinoska pokiwała głową i zaczęła swoją opowieść o gwiazdach. Sówka również usiadła z tyłu i słuchała opowieści swojej matki. Może i nie były o liściach, ale Sówka i tak lubiła ich słuchać. Gwiazdy wydawały się takie magiczne... A te historie przypominały karmicielce o Żbiku i Mniszku. W końcu zamknęła oczy, wyobrażając sobie te wszystkie gwiazdy. Jednak po chwili od razu je otworzyła, słysząc jak jej matka zaczyna kaszleć. Spojrzała zaniepokojona na albinoskę. Kaszel był zwyczajny, jakby kotka przeszła dłuższy czas bez odpoczynku, lecz tym razem nie przeszedł po chwili. Sówka od razu wstała i podeszła do swojej matki.
- Mamo? Wszystko gra? – zapytała. Jarząb nie odpowiedziała, dalej kaszląc. To zaniepokoiło Sówkę jeszcze bardziej. Kaszel był tylko coraz częstszy, a w oczach Jarząb pojawiły się łzy. Sówka nie wiedziała, co robić. Po chwili doszło do niej najgorsze – O-Ona się dusi! – powiedziała szybko – Zbierz k-kociaki i idź po kogoś! Po W-Witkę czy Przypływ, kogokolwiek! – rozkazała przerażona. Kaczka od razu wyprowadziła maluchy ze żłobka, zostawiając tam Jarząb ze swoją córką. Ta nie wiedziała już, co robić. Łapy zaczęły jej drżeć ze strachu, a widok duszącej się matki tylko potęgował to uczucie. Kaszel dalej roznosił się po żłobku, a z nosa starszej wydobywał się świszczący oddech. W końcu Sówka zaczęła jakoś działać, starając się ratować swoją matkę.
- Mamo! B-Będzie dobrze, spokojnie! W-Witka zaraz p-przyjdzie – mówiła przerażona karmicielka – Proszę, n-nie zostawiaj m-mnie! – krzyknęła a łzy same płynęły jej po policzkach. Jarząb dalej dusiła się kaszlem, a jej oczy były tylko coraz bardziej zamglone.
- Jest Witka! – krzyknęła Kaczka, wybiegając do legowiska, razem z Witką, Murmur i Porankiem.
- Sówko odsuń się – rozkazała medyczka, podchodząc do Sówki. Wtedy nagle kaszel zrobił się cichszy, a po chwili ucichł. Karmicielka stała jak wryta, przyglądając się, jak oczy jej matki się zamykają. Jej ciało przestało drgać, przez duszący kaszel, a ostatnie łzy spłynęły po jej policzku. W końcu starsza bezwładnie runęła na ziemię. Witka spojrzała na Jarząb i spuściła lekko głowę, dając znak reszcie, by się odsunęli. Nagle Sówka usłyszała krzyk. Nie wiedziała, co się dzieje, ani kto tak krzyczy. Czuła tylko lekki ból w gardle, który z każdą chwilą się nasilał. Dopiero wtedy zrozumiała, że to ona tak krzyczy. Było ją słychać w obozie, co od razu spowodowało jakieś poruszenie. Karmicielka stara się opanować, jednak nie umiała. Sierść na karku sama jej się podniosła, łzy szybko pojawiły się w oczach, a pazury wbiły w ziemię. Czuła jak trzęsą jej się łapy. Widziała mroczki przed oczami. Nie panowała nad swoim ciałem. W końcu przestała krzyczeć i przewróciła się przy ciele swojej matki, nie mogąc już ustać na łapach.
- Poranku idź przygotować zioła na uspokojenie – powiedziała Witka, ale Sówka nawet nie zarejestrowała tych słów. Wpatrywała się w ciało Jarząb, nic już nie mówiąc, tylko płacząc. Po chwili do żłobka przyszło kilka kotów, przywołanych krzykiem czekoladowej. Między innymi była Przypływ. Liliowa wbiła wzrok w ciało Jarząb, później przeniosła go na Sówkę, a na końcu na Kaczkę, chcąc się dowiedzieć, co się stało. Ta tylko pokręciła głową i spuściła ją, pozwalając łzą płynąć. Po chwili podeszła do swojej partnerki i również usiadła przy ciele albinoski.
- M-Mamo... P-Przepraszam... P-Przepraszam... – powtarzała drżącym głosem Sówka, lekko potrząsając głową – To m-moja w-wina... – syknęła, tylko bardziej popadając w histerię.
- Sówko... Przyjdź później po zioła – poprosiła Witka i wyszła z legowiska, chcąc poinformować o śmierci starszej.
***
Nie rozumiała tego wszystkiego. Dlaczego jej matka zmarła? Co się stało? Siedziała na polanie, wzrok mając dalej wlepiony w jej ciało. Widziała koty, podchodzące po kolei. Traszka też przeżywała śmierć Jarząb. Świergot, Przypływ... Wiele kotów. To wszystko było jak niekończący się koszmar. Głupi sen, ale Sówka nie mogła się z niego wybudzić. Czuła się winna. Obwiniała się, o to wszystko. Bo przecież nie umiała pomóc swojej własnej matce! To przez nią Jarząb zginęła... Tyle razy Sówka się o nią bała, tyle razy Jarząb była bliska śmierci, teraz zmarła naprawdę. A nikt już nie mógł nic zrobić.
- Mamo, co się dzieje? – zapytało jedno z kociąt. Dzieci musiały być gdzieś z boku, ponieważ Kaczka nie chciała ich zostawiać bez opieki, a sama oczywiście chciała pożegnać Jarząb. Sówka przeniosła na chwilę wzrok na Jeżynę. Nie potrafiła odpowiedzieć. Nawet nie chciała, dalej starając się wyprzeć rzeczywistość.
***
- Byłaś u m-medyka mężu? – zapytała zmartwiona Kaczka. Było widać, że ona również przeżywa żałobę. Sówka tylko pokręciła głową, nie odzywając się. Kaczka westchnęła, liżąc ją lekko za uchem – Lepiej idź... P-Proszę – poprosiła wojowniczka i pomogła czekoladowej wstać. Ta na początku prawie się przewróciła, jednak po chwili udało jej się stanąć na łapy. Powoli wyszła z legowiska, nie zwracając uwagi, dokąd idzie. Wtedy nagle na kogoś wpadła. Wylądowała na ziemi i cicho powiedziała jakieś przeprosiny. Powoli zaczęła wstawać, jednak po chwili znów się przewróciła.
- Pomogę ci... – usłyszała cichy głos, jakby niepewny. Była to Traszka. Starsza kotka pomogła Sówce wstać – Wszystko dobrze? – zapytała na koniec. Sówka pokręciła głową. Nie chciała się odzywać – Jest mi bardzo p-przykro – mruknęła jeszcze kulturalnie Traszka i zaczęła się oddalać. Wtedy jednak czekoladowa się odezwała.
- Czekaj – powiedziała, tym samym zwracając na siebie uwagę zwiadowczyni – Opowiesz m-mi, co się k-kiedyś stało z m-moją matką? P-Proszę...
***
- Jarząb została znaleziona na patrolu. Miała liczne p-poparzenia od słońca, dlatego m-miała tyle ran... Przekonałam Winogrono, by z-zabrać ją do medyka, a później kazali mi się nią zająć. Spędziłam z nią dużo czasu, na r-rozmowach... Ale później nie miała go j-już tak dużo – mruknęła Traszka, grzebiąc łapą w ziemi.
- To przeze mnie, t-tak? – zapytała drżącym głosem – Przeze m-mnie nie miała c-czasu... Jak M-Mniszek...
- To nie twoja w-wina Sówko. Teraz sama mam dzieci i wiem, jak t-to jest... – zapewniała Traszka – Jarząb dalej ze mną rozmawiała, j-ja do niej p-przychodziłam, ale nie b-było to takie częstsze – wyjaśniła. Sówka tylko pokiwała głową. W jej oczach znów pojawiły się łzy.
- P-Przepraszam...
- Ale z-za co? Sówko t-to naprawdę n-nie twoja wina...
- Nie u-umiałam jej pomóc... D-Dusiła się n-na moich oczach! A ja... – nie dokończyła, ponieważ zanosiła się płaczem. Traszka chyba nie była pewna, co robić. Położyła ogon na barku zwiadowczyni, a w jej oczach również pojawiły się łzy. W końcu ona też przeżywała żałobę, dobrze znała się z Jarząb.
- O-Ona jest teraz b-bezpieczna. Wszechmatka się n-nią zajmie – starała jakoś pocieszyć zwiadowczyni.
- W-Wszechmatka? – zapytała cicho karmicielka. Osobiście nie wierzyła w tę ich wiarę, rzadko o niej rozmawiając. Jednak wiedziała, że albinoska za życia w nią wierzyła – O-Ona naprawdę jej p-pomoże?
- Może idź d-do Świergot? Ona z c-chęcią ci o niej opowie – powiedziała Traszka. Sówka tylko pokiwała głową. Może powinna jakoś zainteresować się tą wiarą?
Żegnaj Jarząb
[*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz