Promyczek nigdy nie był cicho, chyba że coś szykował. Choć w żłobku było głośno, tym razem nie było słychać jego krzyków. A co najdziwniejsze nawet nie brał dziś udziału w zabawach z rodzeństwem. Odmowy zabawy innym kociakom wywoływało wręcz szokowanie na ich małych pyszczkach. W końcu kremowy kocurek zawsze był chętny na harce! Jednak z pewnego planu siedzącego w jego główce zrezygnował z radosnego latania po obozie. Co prawda był znudzony i czuł, że omija go wiele wspaniałych zabaw bądź okazji zachęcenia do kradzieży mchu inne kocięta. Oczywiście by potem skradziony mech wylądował w jego legowisku. Jednak niedawno uświadomił sobie, że mech musi rosnąć poza obozem! W końcu nie raz widział koty wchodzące do obozu z mchem! Świeżym mchem, wypełnionym wodą bądź suchym na legowiska. A jego plan był idealny jak go zdobyć! Plan polegał na tym, że poprosi którąś ze swoich kochanych mamusi, żeby zabrała go poza obóz. Gdzieś dalej, po to, by nazbierać mchu. Jeśli jedna nie pozwoli, poleci do drugiej. A w razie ostateczności pójdzie błagać o to wujka czy innego członka rodziny. A jeśli to nie zadziała, to posunie się do błagania obcych wojowników, uczniów, a nawet jeśli trzeba będzie przywódcy! No, chyba że mu mamusia wyraźnie zabroni, wtedy po prostu zacznie więcej mchu podkradać z legowisk. Podsumowując Promyczek miał przynajmniej według siebie świetny plan. Teraz tylko znaleźć którąś mamusie. Promyczek zaczął powoli chodzić po żłobku. W oddali zobaczył Zaćmienie i Pełnie oraz przyglądającą im się Księżyc. Jednak zignorował ich i nawet nie podchodził, bo nie chciał im potencjalnie robić przykrości. W końcu zobaczył swoją mamę. Była ona białą kocicą o pięknych brązowych oczach... Zadowolony podbiegł do niej gdy ta akurat spała w swoim legowisku. Podszedł do jej głowy. Kocurek wiedział, co chce zrobić. Wziął głęboki oddech i zaczął niemalże krzyczeć:
- Mamoo! Wstawaj! Wstawaj! - Słowa było ledwo słychać, gdyż były wypowiedziane z pośpiechem. Nie czekając na reakcje Bożodrzewnego Kaprysu, powiedział - Chodź, zabierzesz mnie poza obóz, będziemy zbierać mech!
Niecierpliwie wyczekiwał odpowiedzi matki, przebierając łapkami w miejscu. Wpatrywał się więc swymi żółtymi oczyskami w białą jak chmura kocicę z oczekiwaniem na to, co zrobi. Miał nadzieje, że mama się zgodzi i nie będzie musiał szukać drugiej bądź iść do wujka albo innego członka rodziny. I oby mu nie zabroniła szukać zgody kogoś innego! W końcu byłoby to niesprawiedliwie. Chciał przecież tylko nazbierać trochę mchu. On przecież chcę mieć jak najbardziej puszyste, najlepsze i największe legowisko.
- No więc jak mamusiu? Proszęęęę - powiedział, chcąc ubłagać potencjalną zgodę u matki.
- Mamoo! Wstawaj! Wstawaj! - Słowa było ledwo słychać, gdyż były wypowiedziane z pośpiechem. Nie czekając na reakcje Bożodrzewnego Kaprysu, powiedział - Chodź, zabierzesz mnie poza obóz, będziemy zbierać mech!
Niecierpliwie wyczekiwał odpowiedzi matki, przebierając łapkami w miejscu. Wpatrywał się więc swymi żółtymi oczyskami w białą jak chmura kocicę z oczekiwaniem na to, co zrobi. Miał nadzieje, że mama się zgodzi i nie będzie musiał szukać drugiej bądź iść do wujka albo innego członka rodziny. I oby mu nie zabroniła szukać zgody kogoś innego! W końcu byłoby to niesprawiedliwie. Chciał przecież tylko nazbierać trochę mchu. On przecież chcę mieć jak najbardziej puszyste, najlepsze i największe legowisko.
- No więc jak mamusiu? Proszęęęę - powiedział, chcąc ubłagać potencjalną zgodę u matki.
<Bożodrzewny Kaprysie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz