Po tym co odwalił zżerał go wstyd. Nie wierzył, że tak się stoczył. Dobrze, że nikt inny nie był świadkiem jego słabości. Ogień może i była plotkarą ale raczej, RACZEJ nie zacznie tego rozpowiadać. W końcu zależało jej na jego przychylności. Chociaż... i tak na niego narzekała. Praktycznie zawsze gdy miała sposobność. Nie zapomni tego dnia, gdy zaprzyjaźniła się z jego babcią. Najgorsze chwile jego życia, gdzie starsza przyznawała Ogień racje co do jego osoby. Te dwie pasowały do siebie idealnie, wiec nie dziwił się, że się dogadywały. Już podobno babcia obiecała pomagać przy wnuczętach. Sama wieść o tym, że będą mieć potomstwo napawała ją ogromnym szczęściem. Wspaniale...
Chociaż czy powinien tak na to narzekać? W końcu on nie będzie musiał tego robić, a na ten moment na tym mu zależało najbardziej, aby ograniczyć swoje ojcostwo.
Myślał o tym długo i doszedł do wniosków, że owszem, dzieci to kłopot, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby wbić w nie dyscyplinę i podziw co do jego osoby. Mógłby w ten sposób stworzyć swoich wyznawców! Kocięta w końcu nie są inteligentne. Łykną wszystko co powie. To był jedyny plus bycia ojcem. Jego młode powinny docenić fakt, że pochodziły z nadboskiej krwi.
Ugh! Tyle o tym myślał i myślał, a nie poczynili z Ogień żadnych postępów. Co widział brata to ten go mordował wzrokiem, poganiając do wzięcia się w garść.
No naprawdę tego to miał powili dosyć. Tak samo jak jedzenia. I wiedział doskonale co może sprawić, aby to piekło się skończyło.
Dlatego też po powrocie z patrolu, podczas którego rozmyślał, nie zwracając uwagi, czy teren był bezpieczny, w końcu to nierudzi sługusi powinni dbać o jego bezpieczeństwo skoro już z nimi z łaski swojej szedł, udał się do Ognistej Piękności.
Akurat grzała się w promieniach popołudniowego słońca. Aż jej tego pozazdrościł...
— Mogę cię prosić na słówko? — zwrócił się do niej, a ta słysząc jego głos, uniosła jedynie łeb, klepiąc miejsce obok siebie.
— Połóż się. Powinieneś odpocząć, mój ty wojowniku. Spędźmy razem ten czas.
Ugh... ostatnie to czego chciał to obściskiwać się z kotką na środku obozu. No chyba nie. Musiał ją jednak jakoś wywabić z tego miejsca, by udowodnić jej, że był gotów na kolejny krok. Nie będzie wykonywał tutaj żadnej ckliwej sceny, aby koty zaczęły o tym mówić przez kolejne księżyce.
— Zgadzam się, że powinniśmy spędzić ten czas. Razem... — Jej uszy postawiły się, a w jej oczach mógł ujrzeć zainteresowanie. — Zabieram cię na... na... — to słowo nie chciało przejść mu przez gardło. Westchnął, po czym zmusił się, aby je jednak wypowiedzieć. — Na randkę.
Jej pisk zranił jego uszy. Kocica od razu poderwała się na równe łapy, zaczynając skakać dookoła niego, wzbudzając istną sensacje wśród burzaków. Niech to! Robiła mu tak czy siak wstyd!
Odwrócił się z naburmuszoną miną, po czym skierował swe kroki w stronę wyjścia z obozu. Ruda od razu ruszyła za nim, nucąc pod nosem radosną melodyjkę.
Był chyba szaleńcem... Jeśli naprawdę to zrobi, to kocica nigdy nie da mu już spokoju. Ale... ale tylko w taki sposób był niemal pewny, że udowodni jej swoją gotowość do posiadania potomstwa. Wbrew pozorom on również ją dobrze poznał. Gdy żyje się w jednej norze, na jednym mchu, jada wspólnie posiłki i spędza czas w towarzystwie jej znajomych, ma się rozbudowany pogląd na to jaka ona była. I niestety... dalej uważał ją za wadliwą i nie w jego typie. Może taki Obsmarkany Kamień byłby zadowolony z kogoś takiego, ale on? On się cenił wysoko... ale niestety, nie było nikogo innego kto mógłby zająć miejsce Ogień. Aż tak trudno znaleźć piękne, rude kotki, które będą go wielbić i składać pokłony zamiast rozstawiać go po kątach? Najwidoczniej tak.
Zabrał ją w jej ulubione miejsce, nie odpowiadając czy przygotował tam coś romantycznego. Oczywiście, że nie bawił się w wytwarzanie nastroju. Powinna docenić sam fakt, że postanowił wyjść z inicjatywą. Na nic więcej nie powinna liczyć.
I tak też, kiedy dotarli do Nadbrzeżnego Oka, a go złapały wspomnienia z koszmaru, odwrócił się do niej z zaciśniętym pyskiem.
— Ogień... Ognista... Piękności — poprawił się z widocznym trudem. Miał nadzieję, że doceni to, że się starał, nieważne jak to okropnie brzmiało. — Przemyślałem całą sprawę związaną z naszym związkiem i... — Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że to koniec i najlepiej byłoby, aby nie wracała, ale nie taki był tego cel. — Oficjalnie... bez świadków, zamierzam prosić cię o łapę. — Usiadł, po czym uniósł jej przednią kończynę, widząc jej szok, ale i wielką radość na pysku. — Czy ty Ognista Piękności... chcesz być moją partnerką na wieczność? W zdrowiu i w chorobie? W łatwych jak i cięższych chwilach, póki śmierć nas nie rozłączy?
— Oczywiście, że tak! — od razu palnęła, przyjmując dostojniejszą postawę. — A czy ty Płomienny Ryku, zamierzasz mnie kochać aż po grób? Być ze mną w zdrowiu i chorobie, i dbać o mnie jak o swój skarb do końca swego życia?
Chociaż czy powinien tak na to narzekać? W końcu on nie będzie musiał tego robić, a na ten moment na tym mu zależało najbardziej, aby ograniczyć swoje ojcostwo.
Myślał o tym długo i doszedł do wniosków, że owszem, dzieci to kłopot, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby wbić w nie dyscyplinę i podziw co do jego osoby. Mógłby w ten sposób stworzyć swoich wyznawców! Kocięta w końcu nie są inteligentne. Łykną wszystko co powie. To był jedyny plus bycia ojcem. Jego młode powinny docenić fakt, że pochodziły z nadboskiej krwi.
Ugh! Tyle o tym myślał i myślał, a nie poczynili z Ogień żadnych postępów. Co widział brata to ten go mordował wzrokiem, poganiając do wzięcia się w garść.
No naprawdę tego to miał powili dosyć. Tak samo jak jedzenia. I wiedział doskonale co może sprawić, aby to piekło się skończyło.
Dlatego też po powrocie z patrolu, podczas którego rozmyślał, nie zwracając uwagi, czy teren był bezpieczny, w końcu to nierudzi sługusi powinni dbać o jego bezpieczeństwo skoro już z nimi z łaski swojej szedł, udał się do Ognistej Piękności.
Akurat grzała się w promieniach popołudniowego słońca. Aż jej tego pozazdrościł...
— Mogę cię prosić na słówko? — zwrócił się do niej, a ta słysząc jego głos, uniosła jedynie łeb, klepiąc miejsce obok siebie.
— Połóż się. Powinieneś odpocząć, mój ty wojowniku. Spędźmy razem ten czas.
Ugh... ostatnie to czego chciał to obściskiwać się z kotką na środku obozu. No chyba nie. Musiał ją jednak jakoś wywabić z tego miejsca, by udowodnić jej, że był gotów na kolejny krok. Nie będzie wykonywał tutaj żadnej ckliwej sceny, aby koty zaczęły o tym mówić przez kolejne księżyce.
— Zgadzam się, że powinniśmy spędzić ten czas. Razem... — Jej uszy postawiły się, a w jej oczach mógł ujrzeć zainteresowanie. — Zabieram cię na... na... — to słowo nie chciało przejść mu przez gardło. Westchnął, po czym zmusił się, aby je jednak wypowiedzieć. — Na randkę.
Jej pisk zranił jego uszy. Kocica od razu poderwała się na równe łapy, zaczynając skakać dookoła niego, wzbudzając istną sensacje wśród burzaków. Niech to! Robiła mu tak czy siak wstyd!
Odwrócił się z naburmuszoną miną, po czym skierował swe kroki w stronę wyjścia z obozu. Ruda od razu ruszyła za nim, nucąc pod nosem radosną melodyjkę.
Był chyba szaleńcem... Jeśli naprawdę to zrobi, to kocica nigdy nie da mu już spokoju. Ale... ale tylko w taki sposób był niemal pewny, że udowodni jej swoją gotowość do posiadania potomstwa. Wbrew pozorom on również ją dobrze poznał. Gdy żyje się w jednej norze, na jednym mchu, jada wspólnie posiłki i spędza czas w towarzystwie jej znajomych, ma się rozbudowany pogląd na to jaka ona była. I niestety... dalej uważał ją za wadliwą i nie w jego typie. Może taki Obsmarkany Kamień byłby zadowolony z kogoś takiego, ale on? On się cenił wysoko... ale niestety, nie było nikogo innego kto mógłby zająć miejsce Ogień. Aż tak trudno znaleźć piękne, rude kotki, które będą go wielbić i składać pokłony zamiast rozstawiać go po kątach? Najwidoczniej tak.
Zabrał ją w jej ulubione miejsce, nie odpowiadając czy przygotował tam coś romantycznego. Oczywiście, że nie bawił się w wytwarzanie nastroju. Powinna docenić sam fakt, że postanowił wyjść z inicjatywą. Na nic więcej nie powinna liczyć.
I tak też, kiedy dotarli do Nadbrzeżnego Oka, a go złapały wspomnienia z koszmaru, odwrócił się do niej z zaciśniętym pyskiem.
— Ogień... Ognista... Piękności — poprawił się z widocznym trudem. Miał nadzieję, że doceni to, że się starał, nieważne jak to okropnie brzmiało. — Przemyślałem całą sprawę związaną z naszym związkiem i... — Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że to koniec i najlepiej byłoby, aby nie wracała, ale nie taki był tego cel. — Oficjalnie... bez świadków, zamierzam prosić cię o łapę. — Usiadł, po czym uniósł jej przednią kończynę, widząc jej szok, ale i wielką radość na pysku. — Czy ty Ognista Piękności... chcesz być moją partnerką na wieczność? W zdrowiu i w chorobie? W łatwych jak i cięższych chwilach, póki śmierć nas nie rozłączy?
— Oczywiście, że tak! — od razu palnęła, przyjmując dostojniejszą postawę. — A czy ty Płomienny Ryku, zamierzasz mnie kochać aż po grób? Być ze mną w zdrowiu i chorobie, i dbać o mnie jak o swój skarb do końca swego życia?
Klanie Gwiazdy ratuj! Nie spodziewał się, że kocica wypowie swoją formułkę! Liczył, że po tej zgodzie pocałują się, a potem wciśnie jej kit, że był gotów na zostanie ojcem. Najwidoczniej nie było to takie proste jak sądził. Świat go nie cierpiał.
Nieco się zawiesił, ponieważ zatkało go, a słowa ugrzęzły mu w gardle. Widząc jednak jej ponaglający wzrok, na dodatek nieco zmieszany jego miną, musiał wziąć się w garść i czym prędzej potwierdzić.
— Tak — w końcu wydusił.
Ognista Piękność pisnęła radośnie i uwiesiła mu się na szyi, składając na jego pysku pocałunek. No to mieli to już za sobą. Teraz najtrudniejsza część. Objął ją ogonem, a następnie spojrzał jej w oczy, które wręcz promieniowały od nieznanego mu uczucia. Czyżby to była miłość? Jak niezręcznie.
— Teraz... skoro oficjalnie złożyliśmy sobie przyrzeczenie... wierzysz w to, że jestem gotów na kolejny krok? — zapytał, chcąc mieć pewność, że nie wygłupił się na darmo.
— Hm... Wierzę, króliczku. Zasłużyłeś na nagrodę — to powiedziawszy wtuliła się w jego bok.
I w końcu. Po tylu cierpieniach, po całym księżycu oporu i ponaglań ze strony rodziny... Nareszcie zdecydowali się na ten krok.
Oby za jakiś czas medyczka ogłosiła im dobrą nowinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz