Zamrugał zaskoczony, bo rzeczywiście naprawdę się tulili na środku obozu. Widział jak niektórzy rzucają im zaciekawione spojrzenia, co oczywiście sprawiło, że nieco się zawstydził. Nie odsunął się jednak od partnera. Jego bliskość była pokrzepiająca, dodawała mu sił, w tym też odwagi, by spojrzeć matce w oczy. A to stało się bardzo szybko, bo oczywiście, że ich zauważyła.
Nieco sztywnym krokiem, zbliżyła się do nich, mierząc ich chłodnym i wyniosłym spojrzeniem. Nie miał pojęcia co działo się w jej głowie. Być może naprawdę to wypierała, nie chcąc dać wiary, że coś takiego mogło mieć miejsce.
Objął ogonem ogon srebrnego i spojrzał jej w oczy. Jego pozycja była zdecydowanie wyższa niż jej, chociaż wątpił, aby matka uszanowała jego rangę, gdy w jej oczach był tylko kocięciem. Kocięciem, które chciała chronić.
— Co to ma znaczyć? — zapytała.
Widział, że Srebrzysty Nów chce już zabrać głos, ale powstrzymał go uniesieniem łapy. Musiał to załatwić sam. Tylko tak uda mu się zrzucić z barków ten ciężar.
— Mamo... Kochamy się — te słowa uderzyły w jej pysk niczym wymierzony niespodziewanie policzek.
Kocica wzięła głębszy oddech.
— Od... kiedy to trwa?
Położył po sobie uszy, bo widział w jej oczach potworny zawód. Nie tego się po nim spodziewała. Nie tego, że ją cały ten czas okłamywał.
— Księżyce — szepnął, a ta odwróciła łeb. — Mamo... Proszę. Nie gniewaj się na mnie. Przecież wiesz, że miłość nie wybiera. Przed dołączeniem do Klanu Burzy miałaś rodzinę, która nie zwracała uwagi na kolor sierści. Dopiero tata zmienił twoje myślenie, chociaż tak naprawdę nie było go nigdy z nami.
— To było jego życzenie... By was wychować w zgodzie z tym co głosiła Piaskowa Gwiazda. Zawiodłam...
— Nie, mamo. Nie zawiodłaś. — Zrobił krok naprzód, opierając łeb o jej pierś. — Kocham cię i jestem wdzięczny za twą opiekę. Obiecuję, że będę przy tobie do końca twych dni, lecz proszę... Uszanuj mą wole i nie obwiniaj się o to. Nie każdy musi być Piaskową Gwiazdą. Warto być... sobą.
Starsza nic nie odpowiedziała. Stała sztywno, wpatrując się z nienawiścią na Srebrzysty Nów, który ukradł jej syneczka. Który w niezrozumiały dla niej sposób, okazał się tym, który zdobył jego serce.
Piaszczysta Zamieć wiedział, że kocica nie zaakceptuje tego łatwo. Być może nigdy. Nie chciał jednak już dłużej tego ukrywać. Chciał cieszyć się szczęściem u boku partnera bez strachu o to co przyniesie przyszłość.
Ziębi Trel w końcu cofnęła się i spojrzała na swojego potomka, który czekał w napięciu na jej kolejne słowa. Tak bardzo nie chciał usłyszeć słów, które zraniłyby jego serce. Wydawało się to trwać wieczność.
— Jeśli go skrzywdzisz... — skierowała swoje słowa do syna Różanej Przełęczy. — Rozrzucę twoje flaki wroną. — I odeszła, nawet nie czekając na odpowiedź.
Najwidoczniej to było dla niej za dużo. Wierzył jednak, że złość jej przejdzie. Sam fakt, że nie powiedziała tego czego się obawiał oznaczał, że była jeszcze dla niego nadzieja. Odwrócił się w kierunku partnera ze smutnym uśmiechem.
— Nie było tak źle... — przyznał, wtulając pysk w jego futerko. — Cieszę się, że przy mnie jesteś. I to znosisz. Kocham cię. — Przymknął na moment oczy, zaciągając się zapachem ukochanego. Mógłby trwać w tej pozycji wieczność.
<Srebrny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz