BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 lipca 2024

Od Ofelii

 *jeszcze za kocięcia, w wieku około 2 księżyców*

Obudziła się wcześnie i wcale nie w miejscu, w którym zasnęła. Z przyjemnością odkryła, że pod swoimi łapami czuła miękki materiał łóżka Wyprostowanej. Robiła coś w jednym ze swoich kwadratowych pudełek, które emanowały światłem i przy których zdawała się być tak bardzo skupiona, jakby była to najwyższej jakości karma albo równie cenny kamień szlachetny. 
Podreptała do niej niezdarnie, wielokrotnie upadając i przewracając się o własne krótkie łapki. Chodzenie po równej powierzchni wychodziło jej dużo lepiej, ale tutaj zapadała się pod siebie, co tylko utrudniało jej pracę i sprawiało, że prychała zniecierpliwiona. Gdy wreszcie doczłapała się do ręki swojej pani, zamruczała, gdy została przez nią pogłaskana. Nie wszyscy domownicy lubili pieszczoty od właścicieli. Ojciec i dziadek stronili od Wyprostowanych, unikając ich jak ognia, a gdy byli podnoszeni, używali swoich pazurów. Dlatego rzadko kiedy widziała, by ich przestrzeń osobista była jakkolwiek naruszana. Matka, ona i nawet Delta, lubili spędzać czas z Wyprostowanymi. To znaczy, przynajmniej ona lubiła - a w przypadku innych posługiwała się tylko własnymi obserwacjami i przypuszczeniami.
— Ofelio! — bursztynowa kotka skrzywiła się, gdy usłyszała zachrypiały, choć melodyjny głos matki. Czego od niej chciała? Obawiała się, że zaraz znów zacznie ją czyścić i besztać za to, że nie utrzymuje swojego futra w należytym porządku. Ale przecież się starała! Specjalnie dla niej rzadziej łaziła po kątach i penetrowała cały dom, nawet, jeśli bardzo ją to kusiło... ze zwykłej ciekawości. — Ofelio, gdzież ty się znowu błąkała? Szukałam cię po całym domu!
Położyła po sobie uszy i wysunęła się spod ręki Wyprostowanej, by znów pokonać niezgrabną drogę przez całe łóżko. Miała już z niego zeskoczyć, gdy Gamma wskoczyła prosto na nie i wzięła ją za kark. Na początku młoda się wierciła, niezadowolona, ale potem całkowicie znieruchomiała i naburmuszone spojrzenie posłała matce dopiero, gdy odstawiła ją na ziemię.
—  Sama bym dała radę!
—  Połamałabyś sobie łapy — ucięła krótko matka, mierząc ją surowym spojrzeniem. — Nie przeszkadzaj Wyprostowanej, gdy pracuje.
— Nie widzę, żeby pracowała — odparła niezadowolona kotka. — A poza tym sama mnie przyniosła.
Gamma pokręciła krótko głową i nie zaszczyciła młodej odpowiedzią, a jedynie ruszyła w kierunku uchylonych lekko drzwi pokoju, rzucając córce tylko jedno spojrzenie zza ramienia, sugerujące, by poszła za nią.
Kotka ruszyła, a może trafniejszym stwierdzeniem byłoby, że potoczyła się za matką, niezgrabnie i dość pokracznie. 
— Widzisz, kiedy nasi Wyprostowani rozmawiają przez swoje pudełka, niezależnie, czy mówimy o mniejszych, czy większych, nie powinno się im przeszkadzać. Są zapracowani. My również. Powinnaś skupić się na swojej własnej rodzinie, nie na nich.
Nie zrozumiała praktycznie nic, o czym matka mówiła, ale pokiwała głową, by sprawiać pozory, że jej słucha. W międzyczasie oglądała sobie misternie wykonane rzeźby czy wazony na stojących w korytarzu komodach. Ale ładne!
— Potargała cię, jak cię głaskała... — matka wyglądała na niezadowoloną, spoglądając oceniająco na swoją córkę. — Litości... teraz będę musiała od nowa cię czesać.
— Bez czesania! — wyparowała natychmiast Ofelia. — Sama potrafię o siebie zadbać. 
— Oby. Żadnego porządnego kocura nie znajdziesz, jak będziesz przypominała bardziej kostrzewę niż damę.
Kotka przekręciła głowę, zainteresowana.
— Kocura? 
— Kiedy podrośniesz, będą się za tobą uganiać. Sama zobaczysz — miauknęła matka. — Nie pozwolę, żeby moja własna córka wyglądała jak mokry pies. To by był dopiero wstyd...
— Ale nie mam ładnej sierści. Jest czarna. Ty wyglądasz ładnie, twoje futro ma wiele barw i w ogóle... — miauknęła. Sama nie widziała w sobie nic urokliwego. W zasadzie z daleka łatwo ją było pomylić z jakąś stertą ubrań albo workiem na śmieci. Gdyby nie ta wysadzana obroża i śmieszna ozdoba na ogonie... Ciężko było ją dostrzec. Z tego też powodu lubiła kręcić się po kątach domu, bo jej sierść idealnie ją kamuflowała. Nigdy nie zależało jej na tym, by być piękną jak mama, właściwie nie przykładała do tego aż tak dużej uwagi. Lubiła ładnie wyglądać, ale nic poza tym. I czasami to całe dbanie o wygląd było nudne... Musiała chyba z cały dzień przesiedzieć, by ułożyć swoje futro, które na noc i tak na nowo się potarga. Nie rozumiała, co inne kotki w tym widziały. 
— Moja droga... — matka pokręciła głową i zacmokała, przez co Ofelia odniosła wrażenie, że wiedziała dużo więcej, niż ona sama. — Chodź.
Posłusznie, przyzwyczajona do słuchania się poleceń, poczłapała za swoją rodzicielką, z trudem dorównując jej kroku swoimi małymi łapkami.
— Słyszałaś kiedyś o łabędziach?
— Nie-e. Co to jest? To jakaś rasa kotów? Dziadek ciągle mówi, że rasy są ważne i takie tam. Że nie można się wiązać z kotami innych ras, bo to złe i obrzydliw...
— Nie — przerwała jej Gamma. — To takie ptaki. Gdy się rodzą, są szare, jakby ktoś obsypał je popiołem. Niczym się nie wyróżniają. Wielu nawet nie odróżniłoby ich od otoczenia. A gdy dojrzewają, przeobrażają się w piękne, białe ptaki o czarnych maskach i rozłożystych skrzydłach. Miałam okazję je zobaczyć, a to nie zdarza się ciężko, biorąc pod uwagę, jak rzadko opuszczamy swoje progi. Z tobą będzie podobnie.
Nic nie rozumiała.
— Co?
— Mówi się "słucham", moje dziecko — prychnęła karcąco matka. — Nikt nie zechce damy, która nie wie, jak używać własnego języka. Mówię o tym, Ofelio, że pewnego dnia twoja sierść zacznie jaśnieć, pojawi się na niej zarys pręg i oznaczeń. Tak było w tej rodzinie od pokoleń.
— Ale super! Kiedy to będzie? — dopytywała i aż podskoczyła z podekscytowania. Wow! Czyli jej sierść była magiczna i kiedyś zmieni kolor? Cóż... trochę się już przyzwyczaiła do kruczoczarnego futerka. Może niczym się nie wyróżniało, ale było ładne, eleganckie i... pasowało do niej. Mimo to była wyraźnie zafascynowana. — Też będę biała i wyrosną mi skrzydła?
— Nie sądzę — mruknęła Gamma, wzdychając głęboko. — W każdym razie, Ofelio, przyjdzie taki czas, gdzie kocury będą robić wszystko, by zdobyć twoją uwagę, a kotki spoglądać na ciebie z zazdrością. W naszej rodzinie wszystkie byłyśmy piękne. Ty także jesteś. A teraz pójdziesz ze mną. Muszę ułożyć to twoje futro, bo ciężko mi się na to patrzy. Poza tym nie chcę, żebyś błąkała się po domu i przeszkadzała Wyprostowanym lub co gorsza, swojemu ojcu i Delcie. Masz szczęście, że to nie u nich cię przyłapałam. Twój brat teraz ciężko trenuje... Powinnaś skończyć z tymi eskapadami po wszystkich kątach.

* * *
*tego samego dnia*

Ofelia poruszyła się w swoim legowisku, spoglądając na śpiącą nieopodal matkę. Otworzyła powoli jedno oko i tknęła matkę łapą, a gdy ta się nie obudziła, wygramoliła się z posłania tak cicho, jak tylko była  w stanie. Po rutynowej pielęgnacji futra udała, że jest zmęczona, choć wprawdzie miała inne plany. Gamma wspominała coś o Delcie... Ofelia wiedziała, że cały czas wychodził gdzieś z ojcem. Czasem opuszczali dom, wybierając się gdzieś razem, a czasem spędzali czas w oddzielnym pokoju. Podobno Delta pobierał od taty jakieś nauki, ale Ofelia nie rozumiała, czemu ona także nie mogła ich mieć! Matka cały czas mówiła tylko o tym byciu damą, opowiadała jej bajki i inne nudne rzeczy. Ale ona nie chciała wykładów o tym, jak pięknie wyglądać. Chciała zobaczyć, czego uczył się Delta, że cały czas był zajęty i nie mogła nawet z nim normalnie porozmawiać, bo rodzice ciągle czegoś od niego chcieli. Mama zawsze unikała tego tematu jak ognia. Nie chciała jej powiedzieć, więc ciekawość wzięła górę i kotka postanowiła sama to zbadać. O, wiedziała! Skoro nie pozwalali jej chodzić z nim na lekcje, to mogła podsłuchać i sama się czegoś nauczyć!
Nikt nie musiał jej przecież zauważyć, prawda? Ciemne futerko skutecznie ochraniało ją przed niechcianymi spojrzeniami. Wystarczyło, że schowa się w jakimś zacienionym miejscu i nikt jej nie zobaczy.
Podążyła ciemnym korytarzem według wiodących ją stłumionych dźwięków rozmowy. Wyglądało to dość... upiornie, gdy była tu całkiem sama. Skuliła się, dreptając po bordowym dywanie, który niwelował dźwięki i skrzypienie podłogi. Wreszcie podeszła do uchylonych lekko drewnianych drzwi, zza których dochodziły do jej uszu rozmaite dźwięki.
— Synu, bez względu na wszystkie okoliczności, najważniejszą dla ciebie wartością zawsze powinna być rodzina. Tylko rodzina, nic, co poza nią wykracza, wszystko, co jej dotyczy i wszystko, co dla niej dobre. 
Zajrzała przez szparkę w drzwiach do środka pomieszczenia. Mogła wejść do środka, ale istniała duża szansa, że zostałaby zauważona, dlatego postanowiła pozostać na korytarzu. Delta siedział wyprostowany, dostojnie, z tymi postawionymi wysoko uszami i spojrzeniem gotowym na wszystko. Brat jej tak imponował! Ale tutaj wyglądał jakoś inaczej niż zwykle. Nie był wyluzowany, rozbawiony, nie był tym bratem, który przychodził do niej i żartował z nią o humorkach matki. Był... poważny. Dziwnie poważny i skupiony. To dlatego matka nie chciała jej powiedzieć, czego się uczy? Bo uczy się sztywniactwa?!
— Rodzina na pierwszym miejscu. Zrozumiane — uśmiechnął się, ale nie był to zawadiacki uśmiech, który jej posyłał. Był... spokojniejszy, bardziej wyrafinowany. 
— Jestem całkowicie poważny, Delto. Dziś może wydawać ci się to oczywiste, ale gdy podrośniesz, wierz mi, pokusy świata zewnętrznego będą dochodzić do ciebie z każdej strony. Dzieciaki zawsze są urocze, posłuszne... A gdy dorastają, zaczynają się buntować, myślą, że wiedzą lepiej, będzie im się chciało poznawać świat na własną łapę, a mądre są po szkodzie. Wierzę w twój rozsądek, synu. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Że twoja lojalność zawsze pozostanie tutaj, przy rodzie.
— Zawsze, tato. Inaczej bym tu teraz nie siedział, prawda?
Ojciec wziął głęboki wdech. Ofelia zbliżyła się jeszcze bliżej szparki, by lepiej widzieć i słyszeć to, co miało miejsce w pokoju. O jakim buncie on mówił! Przecież wszyscy byli bardzo grzeczni. Może czasami krzątała się po domu, ale zawsze wykonywała polecenia mamy. A Delta był niemal wzorowym dzieckiem!
— Jeśli trzymasz ród ponad wszystkim innym, musisz też godnie go reprezentować. Tutaj nie ma mowy o nawet najmniejszych potknięciach. Niestety, świat, w którym przyszło nam żyć, nie wybacza i nie zapomina. Powiesz o słowo za dużo, a wszystkie koty w okolicy będą już plotkować o tym, że Norskovowie są niekompetentni i skompromitowali się na tle innych pieszczochów. Twoje błędy będą ci wypominane do końca życia. Dlatego, Delto, w trosce o rodzinę i o jej reputację, musisz wiedzieć, że poza ścianami tego domu kreujesz swoją nową personę. Wśród pieszczochów nie możesz być tym samym kotem, jakim jesteś tutaj. Musisz umieć dostosowywać się do towarzystwa, w jakim przebywasz i do kotów, z którymi rozmawiasz. To sztuka retoryki i dyplomacji.
Ofelia przekrzywiła głowę. Przy niej tata nie używał takiego ciężkiego słownictwa. Co to była ta re-to-ry-ka? I czemu mówił to Delcie, a nie jej?
— To, w jaki sposób będziesz rozmawiać z innym kotem zależy od jego reputacji, pozycji, rodu, płci i charakteru. Zapamiętaj to sobie. Dla przykładu, inaczej będziesz mówił do żony głowy rodu, a inaczej do młodej kotki w twoim wieku, kandydatki na przyszłe partnerstwo. Nie na każdego zadziałają te same sztuczki. Powiedz mi, jaki powinieneś być, gdy rozmawiasz ze swoją rówieśniczką z obcego rodu?
— Mam być... czarujący? — odgadł Delta, a Epsilon pokiwał krótko głową. — Muszę być pewny siebie, przekonujący, wykazywać się charyzmą i wiedzą. Muszę wyglądać na kogoś, z kim partnerstwo byłoby opłacalne, prawda?
— Zgadza się. I pamiętaj, nigdy nie pytaj się kotki o to, ile ma księżyców — wibrysy ojca zadrgały figlarnie. — Twoja matka za takie pytanie oskubałaby mnie z futra.
Ofelia poczuła, jak gdzieś w sercu robi jej się cieplej. To był ojciec, którego znała - nigdy nie szczędził sobie żartów, był wyluzowany i zawsze pogodny, aż matka musiała przywracać go do rzeczywistości. Tata rzadko kiedy miał czas z nią rozmawiać, ale rozumiała to! Musiał być bardzo zapracowany jako głowa całej rodziny. Lubiła jednak jego opiekuńczość, troskę... Był dużo lepszy niż mama, która ciągle tylko karciła ją za to, że nie dba o swój wygląd. Przy tej rozmowie czuła się, jakby poznawała jego stronę, która zawsze była dla niej niedostępna. Brzmiał tak... poważnie i dostojnie, jak wielki pan, a nie zabawny tata, którego znała.
— Bez pytania o wiek. Dobrze — miauknął Delta. Ofelia zauważyła, że nawet on jakoś tak się rozluźnił. Dopiero teraz zrozumiała, że wcześniej cała mowa jego ciała wskazywała na to, że mimo, iż starał się to ukryć, był spięty. — Rozumiem, jak dbać o swoją reputację wśród kotek, ale co z kocurami? Jak przy nich powinienem się zachowywać?
— Powinieneś wykazywać się wiedzą i mądrością, a przede wszystkim kompetencją — powiedział Epsilon, a jego głos znów przybrał na powadze. Ugh, Ofelia z całą pewnością mogła przyznać, że ta druga strona taty nie przypadła jej do gustu. — Żeby zaimponować kotkom, wystarczy mówić barwnym i bogatym językiem oraz brzmieć mądrze. Uwierzą we wszystko, co powiesz, choć właściwie nie będą się nawet w to wsłuchiwać. Starczy im to, że wyglądasz na mądrego. Ale przy kocurach, zwłaszcza starszych... cóż, musisz się wysilić. Wyłapią każdy błąd w tym, co mówisz, a na to nie możemy sobie pozwolić. Musisz mieć poparcie wśród starszych, bo to oni mają tu największy autorytet. A inne młode kocury; pamiętaj, są twoimi rywalami. Mogą zachowywać się przyjaźnie, ale w głębi duszy zawsze będą działać na twoją niekorzyść. Musisz zawsze świecić przy nich charyzmą, zgarniać całą uwagę, traktować ich jak dobrych przyjaciół, ale nigdy im ufać. To tylko taka... przykrywka. Myślisz, że ze mną jest inaczej? Też wśród pieszczochów mam całe mnóstwo kolegów. Ale czy naprawdę łączy nas jakaś więź? Absolutnie nie. Wszyscy będą się do ciebie uśmiechać, pytać, jak ci minął dzień i jak idą sprawy rodu, ale gdy tylko na moment się obrócisz, wbiją ci pazury w plecy. Pamiętaj, Delto, że wrogów trzeba trzymać blisko. Musisz spędzać z nimi czas, zachowywać się wśród nich taktownie, zgarnąć ich sympatię, a to po to, byś mógł mieć wgląd w to, co dzieje się w ich rodzinach i by poszerzać wpływy swojej własnej. To właśnie dzięki pozytywnym stosunkom z przedstawicielami innych rodów nasz własny rozszerza swoje horyzonty. Potrzebujemy tego poparcia. Bez niego nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy. Dlatego rozumiesz, jak ważne jest twoje zadanie. Musisz potraktować wszystko to, co mówię, poważnie. W twoich łapach spoczywa dobro tego rodu. Jesteś dziedzicem. To duże brzemię i wiem, że może być ci ciężko, ale przygotuję cię na to najlepiej, jak potrafię. Sam też musiałem przez to przejść. Mój ojciec... Nie był tak wyrozumiały, jak ja jestem w stosunku do ciebie.
— Domyślam się — mruknął ponuro Delta. — Zatem... coś jeszcze masz mi do przekazania, tato?
Jeśli ojciec miał coś jeszcze do przekazania, to Ofelia się tego nie dowie, bo jej małą misję przerwała znikąd matka.
— Co ty tu robisz?!
Ofelia tak podskoczyła, że aż przewróciła się i upadła pyszczkiem na podłogę, wpadając przypadkowo do pokoju. Epsilon i Delta w tym samym momencie i równie zaskoczeni, rzucili spojrzenie najpierw na nią, a potem na zdenerwowaną Gammę.
— Mamo, mogę to wyjaśnić!
— Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś nie przeszkadzała swojemu bratu? — prychnęła Gamma, bijąc wściekle ogonem. — To nie są sprawy dla ciebie. Nie powinnaś o tym słuchać. 
— Czemu? — spytała kotka, kładąc po sobie uszy. — Delta może, więc czemu nie ja?
— Bo on jest- — zaczęła wściekle matka, ale zaraz westchnęła głęboko. Chociaż wyglądało na to, że starała się uspokoić, wciąż widać było po niej, że nie była zbyt zadowolona. Ofelia chyba pierwszy raz widziała ją w takim stanie. Mama zawsze miała swoje humorki i często jej się coś nie podobało, ale nigdy nie była aż tak wściekła. — Słuchaj, Ofelio, to nie jest miejsce dla ciebie. Wracamy do-
— Gammo, proszę — przerwał jej tata, rzucając mamie ostrzegawcze spojrzenie. Podszedł do Ofelii, uśmiechając się delikatnie. — Felciu, naprawdę chcesz tego wszystkiego słuchać? To będzie dla ciebie nudne. Nie wolałabyś z matką przymierzyć nowe ozdoby, które kupili nasi Wyprostowani?
— Mama mówi to samo! A ja nie uważam tego za nudne — prychnęła. — Na pewno nie jest nudniejsze niż pielęgnacja futra. 
— Możesz mi wierzyć, że jest — powiedział łagodnie Epsilon. — Delta może to potwierdzić. Poza tym wydaje mi się, że kociaki w twoim wieku powinny już spać o tej porze. Wyprostowana na pewno potrzebuje towarzystwa. Lubi cię chyba najbardziej z nas wszystkich, prawda?
— Ale...
—  Chodź już, kochanie. Nie masz czego tu szukać — ucięła Gamma, choć jej głos nieco złagodniał. Ofelia zwiesiła głowę i podążyła za matką z rozczarowaniem. Nie rozumiała, czemu ona nie mogła słuchać tego, co mówił tata. Przecież nie przeszkadzała. Siedziała cicho jak mysz pod miotłą no i mogła się czegoś nauczyć! I to co tata mówił o kotkach... A może dlatego nie chciał, żeby słuchała? Bo była kotką?
Speszyła się, ale nic więcej nie powiedziała. Może powinna spróbować przekonać rodziców, że też się nadaje do takich lekcji. Może Delta mógłby zdradzić jej to, czego uczył go ojciec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz