– Nie ma mowy, że w takim stanie pójdziemy na trening – prychnęła Tuptająca Gęś, zmartwionym spojrzeniem wodząc po załzawionych oczach uczennicy – Mandarynkowa Łapa już zeszłego wieczoru, podczas dzielenia się zwierzyną, skarżyła mi się, że strasznie rzęzisz w nocy. Sama zasypiając słyszałam, jak po obozie roznosi się jakieś pokasływanie, ale nie spodziewałam się, że to ty!
Mentorka Nimfiej Łapy tuż po świcie wkroczyła do legowiska uczniów, zastając ją jeszcze przed poranną rutyną. Sumakowe gałęzie, składające się na sufit leża, drżały przy każdym jej wypowiadanym słowie, a czarny ogon nerwowo biczował powietrze. Większość uczniów już opuściła legowisko, spłoszona przez nagłą obecność samej zastępczyni. Porozrzucane piórka, kolorowe kamyczki wyłowione z rzeki, kulki z mchu, baziowe gałązki, ważki powplatane w trzcinowe ściany… Nikt z całej gromady nie chciał odpowiadać za ten barwny chaos, trwający wewnątrz ich domu. Część z nich, mądrze z resztą, podczas wychodzenia pospiesznie zakamuflowała swój dobytek, upychając go głębiej pod posłania i doklepując łapą, aby sprawiać względnie schludne wrażenie. Niestety, uczniowie składujący swoje skarby w nieco bardziej odsłoniętych miejscach, nie zdążyli wszystkiego schować i upchnąć tak dyskretnie jakby chcieli. Niebieskooka widziała, jak Tuptająca Gęś powątpiewującym wzrokiem lustruje posłanie Bulwiastej Łapy - burego kocurka, należącego do grupy znajdek znalezionej przez patrol parę księżyców wcześniej. Pręgus za grosz nie miał talentu do chowania siebie, a tym bardziej już przedmiotów, o czym wszyscy jego współlokatorzy mogli się już nie jeden raz przekonać. Miał krótką sierść, dzięki czemu obraz jego sylwetki wcale nie był zaburzony i już na pierwszy rzut oka można było go opisać. Kocur był masywny, duży, a jego ciało zbite i mocne. Nie był tak zgrabny jak większość kotów zamieszkujących Klan Nocy. Przez swoje szybko zwiększające się rozmiary trudno było mu się ukryć gdziekolwiek. Dostrzeżenie podobieństwa między nim, a jego siostrą, Syrenią Łapą, było zadaniem prawie tak ciężkim, jak próba porównania do siebie omułka z motylem. Srebrna, drobna kocica, o długich łapach i mroźnym stworzeniu, poruszająca się po świecie z gracją łani, w niczym nie przypominała Bulwy, którego już samo imię przywodziło na myśl wygląd, jakim został obdarowany przez rodziców. Nawet ich posłania były niczym dwa bieguny - to należące do Syreniej Łapy było czyste, jasne, ze stale świeżym mchem, który ściśle przylegał do siebie, trzymany w ryzach przez warstwę szuwarowych łodyg. Drugie zaś, znajdujące się tuż obok pierwszego, było niczym jedno wielkie ptasie gniazdo. Puchaty mech rozchodził się na boki, przyozdobiony wysuszoną trawą i ptasim puchem, który zwykle pozyskiwany był tylko dla karmiących królowych z większego ptactwa, takiego jak kaczki i bażanty, które mogły się pochwalić grubą warstwą miękkiego puszku. Największą uwagę przypominał jednak jego… nietypowy kształt. Legowisko to było kanciaste, a pod mchem wyraźnie rysowały się ostre, twarde kształty kolekcji kamieni Bulwiastej Łapy. Zastępczyni jednak przemilczała to, powracając spojrzeniem do swojej uczennicy.
– To nic takiego… – próbowała uspokoić mentorkę, łapą przecierając oczy.
Łaciata fuknęła głośno, przewracając zielonymi ślepiami.
– “Nic takiego!” – powtórzyła ze złością, cytując Nimfią Łapę – Spójrz tylko na siebie! Wyglądasz jakby pazury Klanu Gwiazdy już w połowie owinęły się wokół twojej szyi! W takim stanie nie pójdziesz nigdzie indziej niż do medyka. Nie mam pojęcia, jak udało ci się tak dobrze maskować swoje objawy, ale już koniec. Zimorodkowa Łapa i Różana Łapa zaraz się tobą zajmą. – to mówiąc, zarzuciła swój ogon na grzbiet młodszej, wyprowadzając ją z legowiska uczniów.
Parę spojrzeń skierowało się na Nimfę, kiedy słabe promienie słońca wydarły się spomiędzy gęstych, ciemnych chmur zasłaniających niebo. Niektóre zmartwione, inne wystraszone, z których wyczytać mogła obawę o ich cenny, kolekcjonerski dobytek. Widziała, jak ukradkiem Bulwiasta Łapa i Bursztynowa Łapa przeciskają się do wejścia do legowiska, rozglądając się na boki, czy aby na pewno nic nie zostało im skradzione.
Prawdą było, że terminatorka miała talent do życia w ukryciu. Maskowała swoje emocje, ale także choroby. Od kiedy się gorzej czuła, zawsze chwilę po wstaniu poświęcała na doprowadzenie się do stanu używalności, oczyszczając wodą łzawiące oczy i nos, a także wylizując zmierzwione futro. Podczas treningów sytuacja miała się podobnie - za każdym razem, kiedy zbierało się jej na kaszel, po wykonaniu wyczerpujących ćwiczeń, robiła to jak najciszej, chowając pysk w sierść, aby zagłuszyć salwę niekontrolowanych zakrztuszeń. I przez jakiś czas się to sprawdzało, dopóki jej stan nie obrał jeszcze gorszego toru, podczas którego próba zapanowania nad sobą graniczyła z cudem.
– Dzień dobry, ciociu! – zawołała stojąca w wejściu Zimorodkowa Łapa. Jej słowa wyszły nieco niewyraźne, przez trzymany w zębach zwitek ziół.
– Co ja ci mówiłam o mówieniu z pełną buzią? – Tuptająca Gęś upomniała liliową, chociaż jej ton wcale nie był groźny.
Księżniczka nieco się speszyła, wypuszczając zżółknięte listki na ziemię.
– Wybacz, ciociu… Z okazji Pory Nowych Liści robimy porządki i wynosimy te stare, nieświeże zioła, aby zrobić miejsce na nowe – wyjaśniła, trzepiąc ogonem po ziemi – Różana Łapa na pewno ucieszy się z twojej wizyty! Albo i nie… – bąknęła, uświadamiając sobie, że okoliczności wizyt u medyka rzadko należą do pozytywnych. – No nic, ja muszę wynieść ten stary koper poza obóz. Do zobaczenia później!
Po pożegnaniu się, Zimorodkowa Łapa pochwyciła w pyszczek zwitek ziół i pognała w kierunku wyjścia, po drodze mało co nie wpadając na Bratkowe Futro.
– Szybko rosną – westchnęła Tuptająca Gęś, odprowadzając siostrzenicę wzrokiem. – Ty też dopiero byłaś takim małym, nieporadnym stworzeniem… A teraz próbujesz się sama uśmiercić swoją bezmyślnością! No już, do środka!
Orientalka bez dyskusji przekroczyła próg legowiska medyka. W jej pysk od razu uderzyła fala ostrych, ziołowych zapachów. Niektóre gorzkie, niektóre słodkie, inne jeszcze kwaskowate, tworzyły przytłaczającą dla nieprzyzwyczajonego do ich obecności nosa woń.
– Mamo! – wymruczała z uśmiechem Różana Łapa, podnosząc się znad leżącej Księżycowego Blasku – Co cię do nas sprowadza? – spytała od razu, zostawiając niebieską z okładem na oko.
Nimfia Łapa wystąpiła na przód, a uczennica medyka od razu do niej doskoczyła.
– Klanie Gwiazdy, coś ty narobiła, Nimfia Łapo! – jęknęła, przyglądając się marnej sylwetce koleżanki ze żłobka – Przecież na pierwszy rzut oka widać, żeś złapała zielony kaszel! Całe szczęście, że Mama cię dorwała, zwlekałabyś jeszcze chwilę i… – nie dokończyła, kręcąc jedynie łbem – Tutaj w rogu mamy wolne legowisko, dopiero wymienione na nowe. Wczoraj odwiedziła nas Stokrotkowa Łapa, by pomóc w porządkach.
Czarno-biała uśmiechnęła się słabo do uczennicy medyczki, posyłając w jej stronę ciche “Dziękuję”, po czym zajęła polecone przez nią miejsce. Faktycznie, mchowe posłanie było szczególnie wygodne i siedząc na nim czuć było, jak miękkie i sprężyste jest, zupełnie niepodobne do tych starszych, wyleżanych już legowisk. W tym samym czasie Różana Łapa zajęła się poszukiwaniem potrzebnych do kuracji ziół, nosem przegrzebując stosiki roślin.
– Co z Czaplim Tańcem? – zagadnęła Tuptająca Gęś, przyglądając się śpiącemu w najciemniejszym kącie kocurowi.
– Obserwujemy – rzuciła krótko Różana Łapa – Ciężko powiedzieć, co będzie dalej. Strzyżykowy Promyk jeszcze przed świtem poszła po nowe zioła, między innymi te dla niego. – wymruczała, kontynuując szykowanie zwitków ziół. Wyglądało na to, że nie przygotowuje ich tylko dla Nimfiej Łapy – Ciesz się Nimfo, że teraz mamy sezon na podbiał! Poza Porą Nowych Liści strasznie ciężko go znaleźć, a mało co poza nim by ci pomogło. Chociaż nadal wolałabym, żebyś przychodziła od razu kiedy coś ci dolega, a nie zwlekała z tym aż do ostatniej chwili. Spójrz, wczoraj jeszcze myślałam, że z bólu mi głowę rozsadzi, a teraz? Po bólu pozostało już tylko wspomnienie! Wciąż jednak nie dorównujesz tym czekoladowym. Babcia mówi, że leczyć trzeba wszystkich, ale co ja poradzę, jak oni nawet przyjść do nas nie chcą? Na moje to oni sami chcą się wybić, widzi to to, że infekcja się wdała, nosek boli, a przyjść nie przyjdzie! Co to za czasy przyszły, żebym ja jeszcze musiała za chorymi czekoladowymi ganiać… – narzekała pod nosem, coraz mocniej przypominając podstarzałą Strzyżykowy Promyk.
Nimfia Łapa uśmiechała się, słysząc, z jakim zaangażowaniem Różana Łapa opowiada o swoich obowiązkach medyka, do których przecież sama na początku nie była przekonana. Teraz jednak na pierwszy rzut oka widać było, że upodabnia się do swojej rudej mentorki.
– Czy Strzyżykowy Promyk mówiła już kiedy zostaniesz mianowana? – spytała Tuptająca Gęś, wyczesując futro na swej klatce piersiowej.
Czarno-biała zastrzygła uchem.
– Mówi, że zobaczymy i że do grobu mam jej nie popędzać – parsknęła medyczka – Ale już w kościach czuję, że ten dzień jest blisko. Właściwie, nawet… O, jesteś już! – przerwała, dostrzegając w wejściu zdyszaną księżniczkę – Cudownie się składa. Ty zajmiesz się Nimfią Łapą, a ja zaniosę Mrówczemu Kopcowi zioła na katar.
Bez chwili czekania na reakcję kuzynki, czarno-biała księżniczki ujęła w pysk wcześniej przygotowane listki, czmychając do legowiska starszyzny. Nimfia Łapa uniosła spojrzenie na nieco zdezorientowaną koleżankę, swym uśmiechem próbując dodać jej otuchy.
<Zimorodkowa Łapo?>
[1496 słów]
[przyznano 30%]
Wyleczeni: Mrówczy Kopiec, Księżycowy Blask, Różana Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz