Czernidłak leżał skulony na niedbale uwitym posłaniu z mchu, trzęsąc się. Księżyc był już wysoko na niebie, a jego ukochane gwiazdy migotały wesoło na nocnym sklepieniu. Mimo to niebieskooki czuł się samotny. Został zdradzony przez te jasne punkty na niebie, opuszczony i zostawiony. Może tylko w Owocowym Lesie świeciły tak jasno, jednak tylko tutaj zginęło tyle kotów z powodu borsuków. Tych paskudnych, czarno-białych bestii. A gwiazdy nic nie zrobiły. Pozwoliły, aby to wszystko się stało i ukryły się w blasku słońca, jak tchórze. Uczeń zacisnął mocniej powieki, dusząc w sobie łzy. W pamięci znów przewinęły mu się straszne obrazy zakrwawionych ciał Iskry i Bławatka, które gwałtownie go rozbudziły. Ciężko oddychając, usiadł i wbił wzrok w ziemię. Czemu aż tak się tym przejął? Powinien się przyzwyczaić do takiego widoku. W końcu w swoim życiu zobaczy o wiele więcej martwych kotów i na pewno o wiele mu bliższych. Tej dwójki nawet nie znał. Mimowolnie kocur zaczął odtwarzać w myślach całe traumatyczne zdarzenie.
tw: opis martwych kotów
Był ranek. Słońce rozpoczęło swoją całodzienną wędrówkę po jasnym sklepieniu i rozświetliło las, dodając otuchy i nadziei. Czernidłak podniósł się ze swojego legowiska, z dobrymi perspektywami. Może reszta zaginionego patrolu wróciła do domu bez większych obrażeń? Niestety już chwilę później dowiedział się, że dalej nie wiadomo co z Bławatkiem i Iskrą. Wzdychając, ruszył do Pumy, z nowym pomysłem rodzącym się w jego głowie.
- Pumo! - zawołał do przyjaciela, a ten odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął.
- Cześć - przywitał się, siadając.
- Nie chciałbyś może, abym oprowadził cię po terenie Owocowego Lasu? Kiedy byłem młodszy, to ty pokazałeś mi obóz, więc... Myślę, że powinienem ci się odwdzięczyć - zaproponował.
-Hm, jasne, możemy pójść. Dzięki!
Ucieszony niebieskooki wyprowadził przyjaciela z obozu i zaczął oprowadzanie go. Najpierw udali się do Konającego Buku, później do jego ulubionego miejsca, czyli Upadłej Gwiazdy. Następnie przeszli się Owocowym Laskiem i ruszyli w kierunku Szopy Strachu, wesoło gawędząc. W pewnej chwili Czernidłak zatrzymał się. Wyczuł jakiś dziwny zapach, zupełnie mu obcy.
- Ty też to czujesz? - zapytał zdezorientowany, odwracając się do zmartwionego bicolora
- Tak... nie mam pojęcia, co to - miauknął jego towarzysz, ściągając brwi. - Może powinniśmy wrócić i zawiadomić o tym inne koty?
- No coś ty! Trzeba sprawdzić, co to. - Uczeń schylił się i zaczął rozglądać się czujnie. Co, jeśli to borsuki?
Niestety, tego widoku kocur się nie spodziewał. Wśród wysokiej, mokrej trawy ujrzał ślady szkarłatnej substancji. Momentalnie zastygł w miejscu, z szeroko otwartymi oczami. Jego serce zaczęło walić o klatkę piersiową, powodując ból, a oddech spłycił się i przyśpieszył. Czy to... czy to krew zaginionych kotów? Ślady były zaschnięte i wymyte przez deszcz, więc musiało się to zdarzyć jakiś czas temu. Łapy ugięły się pod przyszłym zwiadowcą. Był tak przejęty tym potwornym znaleziskiem, że nie zauważył, kiedy podszedł do niego Puma. Przyjaciel również zastygł z przerażeniem wymalowanym na jasnym pysku.
- J-jak myślisz - wykrztusił w końcu Czernidłak - t-to k-krew Bławatka lub... Iskry?
Bicolor nie odpowiedział, tylko potrząsnął głową, zaciskając powieki. Mimo strachu niebieskooki położył ogon na karku kolegi, starając się dodać mu otuchy.
- Musimy sprawdzić, co to - wyrzęził i ruszył za czerwonym śladem.
Poszlaka zaprowadziła ich aż do Szopy Strachu, gdzie trop się urwał. Czernidłak zajrzał za rozpadającą się konstrukcję, wdychając uważnie powietrze i lustrując swoim niebieskim spojrzeniem otoczenie. Już miał udać się dalej, gdy usłyszał stłumiony krzyk, z odległości paru lisów. Kocur zerwał się na równe łapy i pobiegł w kierunku dźwięku. Może borsuk zaatakował Pumę! Czując wzrastające przerażenie, zatrzymał się u boku przyjaciela, rozglądając się dziko, jednak nigdzie nie dostrzegł zagrożenia. Zamiast tego poczuł odrażającą woń, budzącą w nim strach. Zapach krwi w tym miejscu nasilił się, nieprzyjemnie drażniąc nozdrza kocura i splatając się z odorem rozkładających ciał. Uczeń wstrzymał oddech i powoli spojrzał w dół, tam, gdzie patrzył jego przyjaciel. Zszokowany odskoczył do tyłu, dysząc ciężko. Jego źrenice zwężały się, a futro zjeżyło. W wysokiej, mokrej od porannej rosy trawie spoczywały dwa, bezwładne, zakrwawione ciała. Przerażony kocur dostrzegł poległe koty z wczorajszego patrolu. Dwa obiekty leżały skulone blisko siebie, jakby pogodzone ze śmiercią. Czernidłak dostrzegł pod zakrwawionym futrem pysk Bławatka. Czarny stróż był wyjątkowy podobny do niego, co wprawiało w zakłopotanie ucznia. Po jego grzbiecie przebiegł lodowaty dreszcz na myśl, że on sam mógłby leżeć na miejscu tego kota. Niebieskie oczy stróża były zamglone i smutne, a jego przeorane i zakrwawione ciało wskazywało na to, że przeżył najdłużej i umarł z wycieńczenia oraz wykrwawienia. Uczeń nie mógł wyrzucić z głowy obrazu kocura. Wypływały z niego stróżki krwi, a pysk był lekko otwarty, przerażony. W brudnym futrze zmarłego grasowały mrówki, zajmujące się sprzątaniem. Kocur odwrócił wzrok, nie mogąc na to patrzeć, jednak mimowolnie dostrzegł kotkę leżącą obok Bławatka. Z początku Czernidłak nie mógł odróżnić kto to, gdyż kark postaci był nienaturalnie wykręcony, przyprawiając o mdłości. Pokaleczone łapy z wysuniętymi pazurami rozrzucone były bezwładnie, lecz już po chwili uczeń zrozumiał, kto to. Martwą kotką była Iskra. Zacisnął mocno powieki i odwrócił się, próbując powstrzymać łzy. Widok martwych kotów był dla niego nie do zniesienia.
- P-pumo, pobiegnę do obozu, po inne koty. Powinniśmy ściągnąć ich ciała do domu, aby godnie ich pochować. Ty poczekaj tutaj, jestem szybszy - wybełkotał. Czuł, jak trzęsie mu się głos.
Bicolor najpierw chciał zaprotestować, jednak skinął smętnie głową, odwracając się od zmarłych. Czernidłak z uznaniem kiwnął głową i zanim zdążył zrozumieć, co robi, przejechał językiem po uchu przyjaciela i pędem pobiegł do obozu. Cały las wydawał mu się teraz bardziej przerażający niż zwykle. Ciemne gałęzie schylały się ku niemu i wyciągały swoje potworne szpony, drapiąc jego skórę i porywając strzępki futra. Wysoka trawa przesiąknięta była odorem krwi, a wiatr wył przeraźliwie, rozdzierając powietrze. Ciężko oddychając, uczeń wbiegł do obozu, przewracając się i lądując na wilgotnej trawie. Dysząc, upadł na ziemię, cały się trzęsąc. Wbił pazury w ziemię, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w podłoże, jakby chciał wywiercić w nim dziurę. Nagle poczuł czyjąś obecność.
- Co się stało? - spytał łagodny głos za nim
Czernidłak odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał Lśniący Tęcza, ze zmartwieniem spoglądając na niego.
- M-my znaleźliśmy... znaleźliśmy B-bławatka i I-iskrę - wyjąkał, wstając z ziemi
- Jak to? Żyją? Gdzie?
- N-n... - w oczach kocura pojawiły się łzy - nie żyją. Obok Szopy Strachu. Znaleźliśmy ślady krwi i poszliśmy za nimi...
- My? Czyli?
- Ja i Puma... Pokażę wam, gdzie oni są... Puma został.
- Zwołam koty, które przeniosą ciała.
Niebieskooki siedział smętnie, czekając na resztę. Gdy poczuł przy sobie obecność towarzyszy, wstał i powoli ruszył w kierunku ciał. Opuścił obóz, kierując swoje ciemne łapki ku coraz intensywniejszej woni krwi. Już po paru oddechach dotarli na miejsce, gdzie powitał ich Puma. Następnie działo się dużo rzeczy. Płacz, lament, odwracanie wzroku czy różne formy okazania szacunku zmarłym. Ostatecznie zawlekli ciała do obozu, gdzie położono je na samym środku, aby wszyscy mogli oddać im hołd i po raz ostatni podzielić się z bliskimi językami. Czernidłak nie mógł na to patrzeć. Razem z Pumą odeszli na ubocze i położyli się obok siebie, rozmawiając ściszonymi głosami.
- J-jak to się stało? Dlaczego? - miauknął przerażony bicolor
Czarno-biały przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko wtulił się w bok przyjaciela i położył swój ciemny ogon na jego barku, aby dodać mu otuchy.
- T-to tylko głupi borsuk - powiedział, siląc się na spokojny i zdecydowany ton głosu – gdybym zobaczył jego paskudny łeb w naszym obozie, już byłoby po nim, zapewniam cię!
Czernidłak nie wierzył zbytnio w to, co mówił. Próbował przekonać Pumę, że wszystko będzie dobrze, jednak wcale tak nie myślał. W głowie ciągle przewijały mu się obrazy poranionych kotów. Umarło ich zdecydowanie zbyt wiele.
- Parę głupich borsuków... - poprawił go niepewnie brązowooki
- Nie ważne - niebieskooki zbył go machnięciem ogona. Nie umiał przyjąć do świadomości tego, że w lesie grasuje więcej tych podłych kreatur. - Jesteś może głodny?
- Nie... - bicolor pokręcił głową, jakby próbował opędzić się od much – nie chcę o tym myśleć... ciągle widzę ich ciała...
Kocur chciał dodać otuchy przyjacielowi, może liznąć go po uchu, jednak nie był pewny, na ile może sobie pozwolić, pozostał więc w tej samej pozycji.
- Hej, ja też je ciągle w-widzę. Ale... na pewno odrodzili się jako ptaszki albo jakieś kwiatki. Może siedzą teraz na gałęzi jakiegoś drzewa w obozie i spoglądają na nas. Są wolni i... bezpieczni.
Puma nie odpowiedział, tylko położył pysk na łapach, przymykając oczy. Wtuleni w siebie leżeli tak przez jakiś czas, pocieszając się nawzajem, lecz głównie trwając w milczeniu. O zachodzie słońca ciała Bławatka i Iskry zostały wyniesione i pochowane.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął Czernidłak, wstając z ziemi i otrzepując swoje czarne futro. - Wyśpij się, dobranoc.
- Dobranoc Czernidłaku. - Przyjaciel zdobył się na słaby uśmiech i chwiejnym krokiem udał się do legowiska uczniów.
Niebieskooki patrzył przez pewien czas na odchodzącego bicolora, po czym udał się do stosu zwierzyny. Chwycił pierwszą lepszą mysz i usiadł w zacisznym miejscu. Wziął pierwszy kęs, z trudem zmuszając się do przełknięcia żylastego mięsa. W jego głowie powrócił obraz martwych, przerażonych kotów. Bał się. Tak strasznie się bał. Co, jeśli borsuki rzeczywiście powrócą?
- Pumo! - zawołał do przyjaciela, a ten odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął.
- Cześć - przywitał się, siadając.
- Nie chciałbyś może, abym oprowadził cię po terenie Owocowego Lasu? Kiedy byłem młodszy, to ty pokazałeś mi obóz, więc... Myślę, że powinienem ci się odwdzięczyć - zaproponował.
-Hm, jasne, możemy pójść. Dzięki!
Ucieszony niebieskooki wyprowadził przyjaciela z obozu i zaczął oprowadzanie go. Najpierw udali się do Konającego Buku, później do jego ulubionego miejsca, czyli Upadłej Gwiazdy. Następnie przeszli się Owocowym Laskiem i ruszyli w kierunku Szopy Strachu, wesoło gawędząc. W pewnej chwili Czernidłak zatrzymał się. Wyczuł jakiś dziwny zapach, zupełnie mu obcy.
- Ty też to czujesz? - zapytał zdezorientowany, odwracając się do zmartwionego bicolora
- Tak... nie mam pojęcia, co to - miauknął jego towarzysz, ściągając brwi. - Może powinniśmy wrócić i zawiadomić o tym inne koty?
- No coś ty! Trzeba sprawdzić, co to. - Uczeń schylił się i zaczął rozglądać się czujnie. Co, jeśli to borsuki?
Niestety, tego widoku kocur się nie spodziewał. Wśród wysokiej, mokrej trawy ujrzał ślady szkarłatnej substancji. Momentalnie zastygł w miejscu, z szeroko otwartymi oczami. Jego serce zaczęło walić o klatkę piersiową, powodując ból, a oddech spłycił się i przyśpieszył. Czy to... czy to krew zaginionych kotów? Ślady były zaschnięte i wymyte przez deszcz, więc musiało się to zdarzyć jakiś czas temu. Łapy ugięły się pod przyszłym zwiadowcą. Był tak przejęty tym potwornym znaleziskiem, że nie zauważył, kiedy podszedł do niego Puma. Przyjaciel również zastygł z przerażeniem wymalowanym na jasnym pysku.
- J-jak myślisz - wykrztusił w końcu Czernidłak - t-to k-krew Bławatka lub... Iskry?
Bicolor nie odpowiedział, tylko potrząsnął głową, zaciskając powieki. Mimo strachu niebieskooki położył ogon na karku kolegi, starając się dodać mu otuchy.
- Musimy sprawdzić, co to - wyrzęził i ruszył za czerwonym śladem.
Poszlaka zaprowadziła ich aż do Szopy Strachu, gdzie trop się urwał. Czernidłak zajrzał za rozpadającą się konstrukcję, wdychając uważnie powietrze i lustrując swoim niebieskim spojrzeniem otoczenie. Już miał udać się dalej, gdy usłyszał stłumiony krzyk, z odległości paru lisów. Kocur zerwał się na równe łapy i pobiegł w kierunku dźwięku. Może borsuk zaatakował Pumę! Czując wzrastające przerażenie, zatrzymał się u boku przyjaciela, rozglądając się dziko, jednak nigdzie nie dostrzegł zagrożenia. Zamiast tego poczuł odrażającą woń, budzącą w nim strach. Zapach krwi w tym miejscu nasilił się, nieprzyjemnie drażniąc nozdrza kocura i splatając się z odorem rozkładających ciał. Uczeń wstrzymał oddech i powoli spojrzał w dół, tam, gdzie patrzył jego przyjaciel. Zszokowany odskoczył do tyłu, dysząc ciężko. Jego źrenice zwężały się, a futro zjeżyło. W wysokiej, mokrej od porannej rosy trawie spoczywały dwa, bezwładne, zakrwawione ciała. Przerażony kocur dostrzegł poległe koty z wczorajszego patrolu. Dwa obiekty leżały skulone blisko siebie, jakby pogodzone ze śmiercią. Czernidłak dostrzegł pod zakrwawionym futrem pysk Bławatka. Czarny stróż był wyjątkowy podobny do niego, co wprawiało w zakłopotanie ucznia. Po jego grzbiecie przebiegł lodowaty dreszcz na myśl, że on sam mógłby leżeć na miejscu tego kota. Niebieskie oczy stróża były zamglone i smutne, a jego przeorane i zakrwawione ciało wskazywało na to, że przeżył najdłużej i umarł z wycieńczenia oraz wykrwawienia. Uczeń nie mógł wyrzucić z głowy obrazu kocura. Wypływały z niego stróżki krwi, a pysk był lekko otwarty, przerażony. W brudnym futrze zmarłego grasowały mrówki, zajmujące się sprzątaniem. Kocur odwrócił wzrok, nie mogąc na to patrzeć, jednak mimowolnie dostrzegł kotkę leżącą obok Bławatka. Z początku Czernidłak nie mógł odróżnić kto to, gdyż kark postaci był nienaturalnie wykręcony, przyprawiając o mdłości. Pokaleczone łapy z wysuniętymi pazurami rozrzucone były bezwładnie, lecz już po chwili uczeń zrozumiał, kto to. Martwą kotką była Iskra. Zacisnął mocno powieki i odwrócił się, próbując powstrzymać łzy. Widok martwych kotów był dla niego nie do zniesienia.
- P-pumo, pobiegnę do obozu, po inne koty. Powinniśmy ściągnąć ich ciała do domu, aby godnie ich pochować. Ty poczekaj tutaj, jestem szybszy - wybełkotał. Czuł, jak trzęsie mu się głos.
Bicolor najpierw chciał zaprotestować, jednak skinął smętnie głową, odwracając się od zmarłych. Czernidłak z uznaniem kiwnął głową i zanim zdążył zrozumieć, co robi, przejechał językiem po uchu przyjaciela i pędem pobiegł do obozu. Cały las wydawał mu się teraz bardziej przerażający niż zwykle. Ciemne gałęzie schylały się ku niemu i wyciągały swoje potworne szpony, drapiąc jego skórę i porywając strzępki futra. Wysoka trawa przesiąknięta była odorem krwi, a wiatr wył przeraźliwie, rozdzierając powietrze. Ciężko oddychając, uczeń wbiegł do obozu, przewracając się i lądując na wilgotnej trawie. Dysząc, upadł na ziemię, cały się trzęsąc. Wbił pazury w ziemię, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w podłoże, jakby chciał wywiercić w nim dziurę. Nagle poczuł czyjąś obecność.
- Co się stało? - spytał łagodny głos za nim
Czernidłak odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał Lśniący Tęcza, ze zmartwieniem spoglądając na niego.
- M-my znaleźliśmy... znaleźliśmy B-bławatka i I-iskrę - wyjąkał, wstając z ziemi
- Jak to? Żyją? Gdzie?
- N-n... - w oczach kocura pojawiły się łzy - nie żyją. Obok Szopy Strachu. Znaleźliśmy ślady krwi i poszliśmy za nimi...
- My? Czyli?
- Ja i Puma... Pokażę wam, gdzie oni są... Puma został.
- Zwołam koty, które przeniosą ciała.
Niebieskooki siedział smętnie, czekając na resztę. Gdy poczuł przy sobie obecność towarzyszy, wstał i powoli ruszył w kierunku ciał. Opuścił obóz, kierując swoje ciemne łapki ku coraz intensywniejszej woni krwi. Już po paru oddechach dotarli na miejsce, gdzie powitał ich Puma. Następnie działo się dużo rzeczy. Płacz, lament, odwracanie wzroku czy różne formy okazania szacunku zmarłym. Ostatecznie zawlekli ciała do obozu, gdzie położono je na samym środku, aby wszyscy mogli oddać im hołd i po raz ostatni podzielić się z bliskimi językami. Czernidłak nie mógł na to patrzeć. Razem z Pumą odeszli na ubocze i położyli się obok siebie, rozmawiając ściszonymi głosami.
- J-jak to się stało? Dlaczego? - miauknął przerażony bicolor
Czarno-biały przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko wtulił się w bok przyjaciela i położył swój ciemny ogon na jego barku, aby dodać mu otuchy.
- T-to tylko głupi borsuk - powiedział, siląc się na spokojny i zdecydowany ton głosu – gdybym zobaczył jego paskudny łeb w naszym obozie, już byłoby po nim, zapewniam cię!
Czernidłak nie wierzył zbytnio w to, co mówił. Próbował przekonać Pumę, że wszystko będzie dobrze, jednak wcale tak nie myślał. W głowie ciągle przewijały mu się obrazy poranionych kotów. Umarło ich zdecydowanie zbyt wiele.
- Parę głupich borsuków... - poprawił go niepewnie brązowooki
- Nie ważne - niebieskooki zbył go machnięciem ogona. Nie umiał przyjąć do świadomości tego, że w lesie grasuje więcej tych podłych kreatur. - Jesteś może głodny?
- Nie... - bicolor pokręcił głową, jakby próbował opędzić się od much – nie chcę o tym myśleć... ciągle widzę ich ciała...
Kocur chciał dodać otuchy przyjacielowi, może liznąć go po uchu, jednak nie był pewny, na ile może sobie pozwolić, pozostał więc w tej samej pozycji.
- Hej, ja też je ciągle w-widzę. Ale... na pewno odrodzili się jako ptaszki albo jakieś kwiatki. Może siedzą teraz na gałęzi jakiegoś drzewa w obozie i spoglądają na nas. Są wolni i... bezpieczni.
Puma nie odpowiedział, tylko położył pysk na łapach, przymykając oczy. Wtuleni w siebie leżeli tak przez jakiś czas, pocieszając się nawzajem, lecz głównie trwając w milczeniu. O zachodzie słońca ciała Bławatka i Iskry zostały wyniesione i pochowane.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął Czernidłak, wstając z ziemi i otrzepując swoje czarne futro. - Wyśpij się, dobranoc.
- Dobranoc Czernidłaku. - Przyjaciel zdobył się na słaby uśmiech i chwiejnym krokiem udał się do legowiska uczniów.
Niebieskooki patrzył przez pewien czas na odchodzącego bicolora, po czym udał się do stosu zwierzyny. Chwycił pierwszą lepszą mysz i usiadł w zacisznym miejscu. Wziął pierwszy kęs, z trudem zmuszając się do przełknięcia żylastego mięsa. W jego głowie powrócił obraz martwych, przerażonych kotów. Bał się. Tak strasznie się bał. Co, jeśli borsuki rzeczywiście powrócą?
[1480 słów]
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz