Jego mama wyszła na chwilę z legowiska wraz z jego siostrą, zostawiając go pod opieką Wzburzonego Potoku, w towarzystwie jej potomstwa i czterech starszych koteczek. Z tego co zdołał zauważyć, trzy z nich, te czarno-białe wpatrywały się w niego oceniająco i coś pomiędzy sobą szeptały, co jakiś czas się śmiejąc. Był za mały by zrozumieć, że się z niego naśmiewały. W końcu od rodziców, w tym szylkretki, otrzymywał wystarczająco ilość miłości. Na ich pyskach nigdy nie zauważył podobnego wyrazu twarzy jakim obdarowywały go koteczki. Przyglądał im się szeroko otwartymi oczami nie ruszając się z miejsca, mając nadzieję, że może zaraz mama wróci, a jak nie ona to szylkretka przyjdzie... Może i nawet tata by go odwiedził? I zasłonił przed ich oceniającym spojrzeniem. Na pewno by się go wystraszyły, a kocur by jeszcze nakrzyczał na nie.
— Ty, pokrako! — odezwała się kotka z najmniejszą ilością czerni na swoim futerku, z gracją podeszła do niego, w ślad za nią ruszyły jej siostry stojąc tuż za jej plecami — W naszym klanie nie ma miejsca dla takich jak ty. Przez swoje brązowe futro nigdy nie zostaniesz wojownikiem, co najwyżej będziesz mógł być służącym, o ile stwierdzimy, że jesteś coś wart... Brązowe koty są najniżej w hierarchii, więc nie zdziw się jak się ciebie mama kiedyś pozbędzie... To wstyd urodzić takie COŚ — splunęła w jego kierunku
Topik zamrugał starając się przetworzyć zasłyszane słowa. Zerknął na chowające się za kotką dwie pozostałe postacie, jedna z nich odwróciła wzrok unosząc pysk ku górze, gdy ich spojrzenia się spotkały. Nie wiedział, jak ma to rozumieć.
— Nie rozumiem... — odezwał się cichym spokojnym głosem
— I właśnie o tym mówiłam — Kotewka pokręciła głową, na co Gąska się zaśmiała szyderczo, nic sobie nie robiły z tego, że w kociarni znajdował się ktoś starszy. Na nieszczęście Topika tym starszym był ktoś, kogo nie obchodziły kocięt i to, że niektóre się nad młodszymi znęcały. — Nawet nie potrafi zrozumieć co się do niego mówi...
— Jestem przecież młodszy od was i nie wszystko rozumiem. Ale wiem, co znaczy słowo pokraka... — skłamał, to słowo nie brzmiało tak uroczo, ani ładnie, więc na pewno było obraźliwe — Czemu jesteście dla mnie wredne? Nic wam nie zrobiłem... — zająknął się i cofnął do tyłu, napierając na ścianę. Może i zwrócił się ogólnie to starszych kotek, jednak jego wzrok utkwiony był w spojrzeniu zielonych ślip Kotewki — Ja... Ja naprawdę chciałabym się z wami zaprzyjaźnić i bawić. Proszę, dajcie mi szanse... — powiedział odważając się na uśmiech i zrobił krok w stronę vanki, wystawiając w jej stronę swą małą łapkę
<Kotewka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz