Zły i niedobry mech został bardzo szybko usunięty z ich legowiska, zaś kaszojady otrzymały odpowiednią kurację zielskiem, którego niekoniecznie chciały jeść. W każdym razie - dzieciaki rosły i im bardziej mobilne były, tym bardziej podnosiły ciśnienie każdemu, kto znajdował się w ich zasięgu. No, przynajmniej kiedy nie spały.
Drzemki były jedynym momentem, kiedy mini-szatany leżały w jednym miejscu w bezruchu, dłużej niż pięć sekund.
— Hej, Świt. Psst, wśawaj — złota poczuła szturchnięcie w bok . Niechętnie otworzyła jeszcze niebieskie ślepka, wlepiając je w rozmazany kształt. Czuła ciepły oddech na swoim pyszczku, zaś wnioskując po zapachu - była to Zmierzch.
Kocię przeciągnęło się, podnosząc niewielkie ciałko do siadu. Przetarła zaspane oczęta, pozbywając się z nich reszty śpiochów.
— C-cio? — bąknęła sennie, zwracając się do niebieskiej siostry, której wyraz pyszczka wskazywał wszystko jak i nic. Niebieska kotka uśmiechnęła się chytrze.
— Idziemy sukać Bzaskowi chopaka! — oznajmiła. Dosłownie oznajmiła, nawet nie miała zamiaru czekać, aż starsza siostra jej cokolwiek odpowie, po prostu poleciała w stronę wyjścia z kociarni. — No coś! Znajciemy mu chopaka zanim wśtanie! — mówiąc to, skoczyła prosto w zaspę przed sobą.
Świt czując, że nie ma wyboru - ruszyła za kotką, naśladując jej kroki.
Dopiero przed skokiem w zaspę śnieżną nabrała niepewności, co do planu.
* * *
Podejść, co do swojej wielkiej wyprawy miały kilka, bo jednak gdy tylko ktoś z dorosłych zobaczył małe, nieznośne berbecie bez opieki - natychmiast odstawiał je pod drzwi żłobka.
— A cemu nie weśmiemy za jego chopaka Pjulka? — zagaiła do siostry, gdy kolejny raz spierniczyły spod oka śpiącej Bielik.
— Bo Pjulko jest bźytki jak noć liśtopadowa. Nas blat nie bendzie z zadnym bzydalem paskudem! — mówiąc to, niemalże zaczepiła jakiegoś kocura idącego niedaleko ich.
< Zmierzch? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz