Widział, jak jego ślepia świdrowały po jego sylwetce. Surowy wyraz pyska sprawiał, że mimowolnie czuł podenerwowanie. Zrobił krok w jego stronę, sprawiając, że dystans pomiędzy nimi drastycznie się zmniejszył. Półmrok podkreślał jasność jego ślepia.
— Spotkajmy się Sowim Strażniku, gdy słońce już zajdzie. — padło jedynie z jego pyska.
Wilczy nie powiedział nic więcej, zaczął się oddalać. Srokosz zrobił niepewny krok w jego stronę, patrząc, jak znika w cieniu jaskini. Oderwał wzrok, kręcąc łbem. Nie było nic więcej do dodania. Wszystko wiedział. A mimo to czuł dziwny stres. Nieprzyjemne uczucie, gdy Wilczy znikał z jego pola widzenia. Oddalał się bez słowa. Wcześniej ciągle mu dokuczał go. Zaczepiał. Drażnił. Niespodziewanie zaprzestał i Srokosz nie rozumiał czemu. Zmarszczył nos. Irytował go fakt, że taka pierdoła zaprząta mu umysł.
* * *
Promyki zachodzącego słońca muskały sierść Wilczego Zewu, który leżał wśród barwnego kwiecia rozsypanego pod drzewem. Futro stargane przez wiatr dodawało mu swojego rodzaju nonszalancji. Jego morskie ślepia leniwie śledziły po sylwetce niebieskiego. Bezczelny uśmiech wkradł się na jego pysk.
— O co tu chodzi? — miauknął w końcu zdezorientowany Srokosz.
Wojownik trącił jakby od niechcenia w jego stronę łaciatego królika. Zastępca spojrzał zdezorientowany na kocura.
— Mały szary ptaszek szepnął mi na uszko, że czujesz się zaniedbany. — zamruczał Wilczy.
Srokosz szybko odwrócił łeb, by schować malujący się na nim wyraz pyska. Zakłopotany spojrzał na swoje łapy. Poczuł, jak sierść staje mu dęba.
— Wcale nie. — bąknął po dłuższym uderzeniu serca.
Usłyszał, jak wojownik wstaje. Odgłos kroków nieubłagalnie się do niego zbliżał. Poczuł coś ostrego na poliku. Wilczy zmusił go do spojrzenia na siebie. Nie schował pazurów. Delikatne kłucie ledwo dochodziło do jego świadomości. Hipnotyzujące spojrzenie pary morskich ślip przechodziło przez niego na skroś. Ukradły całą jego uwagę. Srokosz przełknął ślinę. Dopiero po paru uderzeniach serca, wyrwał się spod ich niewoli.
Kocur westchnął. Zdawał się rozbawiony. Jakby wszystko było dla niego rozrywką.
— Nie okłamuj mnie. — miauknął Wilczy. — Ta cała zagrywka z Niedźwiedzią Siłą. To miało sprawić, żebym był zazdrosny?
Srokosz spojrzał się zaskoczony na wojownika. Szybko pokręcił łbem. Choć może to była lepsza wersja wydarzeń. Nie chciał wyjść na dziecinnego.
— Miałeś mnie nie okłamywać. Niegrzeczny z ciebie kociak. — parsknął wyzywająco, puszczając jego pysk.
Zrobił parę kroków w stronę kwiecistego łoża.
— Dołączysz, czy wolisz jednak Niedźwiadka?
Niebieski już nic nie mówił. Jedynie posłusznie, choć trochę niepewnie, podążył za lykoiem.
— Bliżej. — zażądał wojownik, widząc, że Srokosz nie siada obok niego.
Zastępca zmrużył ślepia.
— Nie przesadzasz? — mruknął, nie rozumiejąc do końca co to wszystko miało na celu.
Wilczy spojrzał na niego znużony.
— Nie.
Chwycił kocura, sprawiając, iż ten znalazł się dokładnie obok niego. Grzbiet niebieskiego dotykał ciepłego brzucha wojownika. Czuł jego spokojny oddech. Serce Srokosza zdawało się przy tym zbyt szybkie. Niebezpiecznie gnające. Nie przywykł do tak bliskiego kontaktu. Co prawda Wilczy często inicjował. Zmieszany położył uszy.
— Mam go zabić?
Postawił od razu uszy, spoglądając zaskoczony na lykoia. Musiał odchylić do tyłu łeb, by spojrzeć na jego ślepia. Nie zdawał się żartować.
— Co? Kogo?
Wilczy uśmiechnął się podstępnie, opierając łeb na swojej łapie. Druga zbłądziła gdzieś na tułów zastępcy, przyciągając go lekko do siebie.
— Niedźwiedzią Siłę. — wyszeptał mu do ucha, bacznie obserwując reakcje Srokosza.
Niebieski uniósł brwi zszokowany.
— Co? Nie...? Dlaczego?
Wojownik przybrał niemrawą minę. Jego ogon uderzył o ziemię.
— Czyli jednak ci na nim zależy? — wymamrotał, nawet nie patrząc na niego.
Morskie ślepia błąkały się gdzieś po niebie.
— Co? Nie. Uhg. Nie przekręcaj moich słów. — zirytowany Srokosz aż wstał. — Jesteś naprawdę...
Spojrzał się z oburzeniem na Wilczego. Ten jedynie uśmiechał się durnie, jak jakieś idiotyczne kocię.
— No jaki? — długie łapy powędrowały w jego kierunku, sprawiając, że leżący kocur leniwie się do niego przesunął. — Jakbyś miał wybierać pomiędzy moim życiem, a jego... to kogo byś wybrał?
Srokosz aż zamrugał. Nie miał pojęcia co tu się działo. Do czego to miało prowadzić. Westchnął, próbując rozładować chaos emocji jaki miał w środku.
— Ciebie.
Wilczy zadowolony spojrzał na niebieskiego. Jego łapy lekko muskały cętkowanego.
— Czyli mnie lubisz bardziej...? — kolejne dziwne pytanie padło z łysego pyska.
Zastępca wywrócił ślepiami.
— To chyba oczywiste. — wymamrotał Srokosz nieco zawstydzony.
Wojownik zaśmiał się cicho.
— Taki stary kocur, a zupełnie, jak z jakąś dziewka. — parsknął Wilczy, przyciągając do siebie kocura.
Kocur westchnął. Zdawał się rozbawiony. Jakby wszystko było dla niego rozrywką.
— Nie okłamuj mnie. — miauknął Wilczy. — Ta cała zagrywka z Niedźwiedzią Siłą. To miało sprawić, żebym był zazdrosny?
Srokosz spojrzał się zaskoczony na wojownika. Szybko pokręcił łbem. Choć może to była lepsza wersja wydarzeń. Nie chciał wyjść na dziecinnego.
— Miałeś mnie nie okłamywać. Niegrzeczny z ciebie kociak. — parsknął wyzywająco, puszczając jego pysk.
Zrobił parę kroków w stronę kwiecistego łoża.
— Dołączysz, czy wolisz jednak Niedźwiadka?
Niebieski już nic nie mówił. Jedynie posłusznie, choć trochę niepewnie, podążył za lykoiem.
— Bliżej. — zażądał wojownik, widząc, że Srokosz nie siada obok niego.
Zastępca zmrużył ślepia.
— Nie przesadzasz? — mruknął, nie rozumiejąc do końca co to wszystko miało na celu.
Wilczy spojrzał na niego znużony.
— Nie.
Chwycił kocura, sprawiając, iż ten znalazł się dokładnie obok niego. Grzbiet niebieskiego dotykał ciepłego brzucha wojownika. Czuł jego spokojny oddech. Serce Srokosza zdawało się przy tym zbyt szybkie. Niebezpiecznie gnające. Nie przywykł do tak bliskiego kontaktu. Co prawda Wilczy często inicjował. Zmieszany położył uszy.
— Mam go zabić?
Postawił od razu uszy, spoglądając zaskoczony na lykoia. Musiał odchylić do tyłu łeb, by spojrzeć na jego ślepia. Nie zdawał się żartować.
— Co? Kogo?
Wilczy uśmiechnął się podstępnie, opierając łeb na swojej łapie. Druga zbłądziła gdzieś na tułów zastępcy, przyciągając go lekko do siebie.
— Niedźwiedzią Siłę. — wyszeptał mu do ucha, bacznie obserwując reakcje Srokosza.
Niebieski uniósł brwi zszokowany.
— Co? Nie...? Dlaczego?
Wojownik przybrał niemrawą minę. Jego ogon uderzył o ziemię.
— Czyli jednak ci na nim zależy? — wymamrotał, nawet nie patrząc na niego.
Morskie ślepia błąkały się gdzieś po niebie.
— Co? Nie. Uhg. Nie przekręcaj moich słów. — zirytowany Srokosz aż wstał. — Jesteś naprawdę...
Spojrzał się z oburzeniem na Wilczego. Ten jedynie uśmiechał się durnie, jak jakieś idiotyczne kocię.
— No jaki? — długie łapy powędrowały w jego kierunku, sprawiając, że leżący kocur leniwie się do niego przesunął. — Jakbyś miał wybierać pomiędzy moim życiem, a jego... to kogo byś wybrał?
Srokosz aż zamrugał. Nie miał pojęcia co tu się działo. Do czego to miało prowadzić. Westchnął, próbując rozładować chaos emocji jaki miał w środku.
— Ciebie.
Wilczy zadowolony spojrzał na niebieskiego. Jego łapy lekko muskały cętkowanego.
— Czyli mnie lubisz bardziej...? — kolejne dziwne pytanie padło z łysego pyska.
Zastępca wywrócił ślepiami.
— To chyba oczywiste. — wymamrotał Srokosz nieco zawstydzony.
Wojownik zaśmiał się cicho.
— Taki stary kocur, a zupełnie, jak z jakąś dziewka. — parsknął Wilczy, przyciągając do siebie kocura.
Srokosz znów wylądował niebezpiecznie blisko niego. Długie łapy owinęły go, nie pozwalając mu uciec. Pysk szylkreta zbliżył się do jego ucha.
— Też cię lubię Srokoszku. — zamruczał, uśmiechając się ponętnie.
Nim niebieski zdążył na to zareagować, wojownik chuchnął mu z całej siły do ucha, sprawiając, że zastępca pisnął. Spojrzał zdenerwowany na lycoia.
— No proszę nawet piszczysz, jak kotka. — zaśmiał się wrednie. — Delektuj się naszą randką. Jak będziesz grzeczny i nie będziesz więcej gadał z tym śmierdzielem może jeszcze kiedyś cię zabiorę. — miauknął, liżąc łeb Srokosza.
Cętkowany położył uszy, chowając pysk pomiędzy łapami. Zalała go dziwna fala tęsknoty i ciepła. Czegoś czego od zawsze zdawało się mu brakować. Zamruczał cicho.
— Dobrze. — wymamrotał cicho niebieski, wtulając się mocniej w wojownika.
— Srokoszowa Namiętnościo? — skrzywił się od razu na to imię.
Wszyscy przynajmniej dostali w jakiś sposób paskudnie urocze imiona. Jego jedyne co przywodziło to ukryty romans z ich liderką. Mimowolnie uśmiechnął się lekko na wspomnienie wyśmiewania się z wojowników z Wilczym. Nie było nic piękniejszego niż złość jego wrogów, gdy wymawiał ich lukrowe imionka nadane przez ich ukochaną panią lider.
Spojrzał w końcu w stronę Północnego Szlaku. Kotka wpatrywała się w niego z obrzydzeniem.
— Tak, Łaciata Mordeczko? — zapytał, szczerząc się wrednie.
Kotka nastroszyła się.
— Nie nazywaj mnie tak! Chodź. — prychnęła chłodno, każąc za sobą podążać.
Srokosz nie ruszył się na krok.
— To ważne. — warknęła, widząc, że kocur stoi, jak stał tak stoi wciąż.
Niebieski uniósł brwi w dość lekceważący sposób. Wrócił do tego co robił po uderzeniu serca.
— Ej! — krzyknęła już zdenerwowana. — Chodzi o Wilczego.
Srokosz niczym głodny pies rzucił się w jej stronę. To było strasznie. Niczym uzależniony ćpun nie potrafił żyć bez łysego. Nie sądził nigdy, że kogoś tak do siebie dopuści. Północ uśmiechnęła się zwycięsko.
— Miło, że w końcu chcesz posłuchać. — parsknęła sarkastycznie.
Odeszli na bok. Ogon Srokosza szorował nerwowo po podłożu. Północ siedziała natomiast z wyższością.
— Wiem co zrobiłeś. — miauknęła kpiąco, rozglądając się wokół.
Zastępca uniósł pytająco brwi.
— Wiem, że to ty. — zdawała się świetnie bawić.
Zupełnie jak Wilczy Zew. Nie zbyt zrozumiał jej zdanie. Zlekceważył je. Ona często bredziła od rzeczy.
— Co to ma do Wilczego? — mruknął zdezorientowany tym wszystkim.
Kotka zmieszana tupnęła łapą.
— Wiem, że to ty zabiłeś Czaszkową Rozpadlinę. — powtórzyła szeptem.
Srokosz poczuł, jak coś go uderza. Ściana stresu i trwogi ściskała go od środka, próbując wgnieść w ziemię. Lecz łapy stały sztywno, nie pozwalając mu upaść.
— Skąd ta pewność? — mruknął niemrawo, mrugając nerwowo.
Kotka wstała i podeszła bliżej niego.
— Powinno ci wystarczyć, że wiem. — stwierdziła, lustrując kocura.
Wojowniczka uniosła dumnie ogon.
— A to wszystko ma to do Wilczego, że masz go zostawić w spokoju. Przestać robić z nim te obrzydlistwa. Plugastwa. — burknęła, krzywiąc się. — I mianować mnie na swojego zastępcę. Aksamitka już przesadziła, dobrze wiem, że lada dzień straci władzę. — dodała z uśmiechem.
— Też cię lubię Srokoszku. — zamruczał, uśmiechając się ponętnie.
Nim niebieski zdążył na to zareagować, wojownik chuchnął mu z całej siły do ucha, sprawiając, że zastępca pisnął. Spojrzał zdenerwowany na lycoia.
— No proszę nawet piszczysz, jak kotka. — zaśmiał się wrednie. — Delektuj się naszą randką. Jak będziesz grzeczny i nie będziesz więcej gadał z tym śmierdzielem może jeszcze kiedyś cię zabiorę. — miauknął, liżąc łeb Srokosza.
Cętkowany położył uszy, chowając pysk pomiędzy łapami. Zalała go dziwna fala tęsknoty i ciepła. Czegoś czego od zawsze zdawało się mu brakować. Zamruczał cicho.
— Dobrze. — wymamrotał cicho niebieski, wtulając się mocniej w wojownika.
* * *
Wydzielał poranne patrole, lecz jego umysł błądził gdzieś indziej. Wilczy Zew jeszcze nie wstał? Zmarszczył brwi, lecz gdzieś w środku odezwały się jego paranoje. A co jeśli coś mu się stało? Zasłabł. Zamarzł w nocy. Poczuł, jak serce nieprzyjemnie mu przyspiesza. Ogon mimowolnie zaczyna drgać nerwowo. — Srokoszowa Namiętnościo? — skrzywił się od razu na to imię.
Wszyscy przynajmniej dostali w jakiś sposób paskudnie urocze imiona. Jego jedyne co przywodziło to ukryty romans z ich liderką. Mimowolnie uśmiechnął się lekko na wspomnienie wyśmiewania się z wojowników z Wilczym. Nie było nic piękniejszego niż złość jego wrogów, gdy wymawiał ich lukrowe imionka nadane przez ich ukochaną panią lider.
Spojrzał w końcu w stronę Północnego Szlaku. Kotka wpatrywała się w niego z obrzydzeniem.
— Tak, Łaciata Mordeczko? — zapytał, szczerząc się wrednie.
Kotka nastroszyła się.
— Nie nazywaj mnie tak! Chodź. — prychnęła chłodno, każąc za sobą podążać.
Srokosz nie ruszył się na krok.
— To ważne. — warknęła, widząc, że kocur stoi, jak stał tak stoi wciąż.
Niebieski uniósł brwi w dość lekceważący sposób. Wrócił do tego co robił po uderzeniu serca.
— Ej! — krzyknęła już zdenerwowana. — Chodzi o Wilczego.
Srokosz niczym głodny pies rzucił się w jej stronę. To było strasznie. Niczym uzależniony ćpun nie potrafił żyć bez łysego. Nie sądził nigdy, że kogoś tak do siebie dopuści. Północ uśmiechnęła się zwycięsko.
— Miło, że w końcu chcesz posłuchać. — parsknęła sarkastycznie.
Odeszli na bok. Ogon Srokosza szorował nerwowo po podłożu. Północ siedziała natomiast z wyższością.
— Wiem co zrobiłeś. — miauknęła kpiąco, rozglądając się wokół.
Zastępca uniósł pytająco brwi.
— Wiem, że to ty. — zdawała się świetnie bawić.
Zupełnie jak Wilczy Zew. Nie zbyt zrozumiał jej zdanie. Zlekceważył je. Ona często bredziła od rzeczy.
— Co to ma do Wilczego? — mruknął zdezorientowany tym wszystkim.
Kotka zmieszana tupnęła łapą.
— Wiem, że to ty zabiłeś Czaszkową Rozpadlinę. — powtórzyła szeptem.
Srokosz poczuł, jak coś go uderza. Ściana stresu i trwogi ściskała go od środka, próbując wgnieść w ziemię. Lecz łapy stały sztywno, nie pozwalając mu upaść.
— Skąd ta pewność? — mruknął niemrawo, mrugając nerwowo.
Kotka wstała i podeszła bliżej niego.
— Powinno ci wystarczyć, że wiem. — stwierdziła, lustrując kocura.
Wojowniczka uniosła dumnie ogon.
— A to wszystko ma to do Wilczego, że masz go zostawić w spokoju. Przestać robić z nim te obrzydlistwa. Plugastwa. — burknęła, krzywiąc się. — I mianować mnie na swojego zastępcę. Aksamitka już przesadziła, dobrze wiem, że lada dzień straci władzę. — dodała z uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz