BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot u Samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

22 lipca 2023

Od Śmierci CD. Wilczej Tajgi

Spotykali się codziennie o jednakowej porze. Czy obawiał się, że ktoś może zainteresować się tym, że kocica tak wcześnie rano znikała z obozu? Otóż nie. Nie obchodziło go to zbytnio. Nie znał na dodatek ich struktury, więc tym bardziej ciężko mu było stwierdzić czy dla nich to było dziwne zachowanie czy też nie. Księżyce mijały szybko. Można rzec, że kończyły mu się opowieści, którymi mógłby się dzielić z kocicą. Dlatego też uznał, aby zrobić większy krok naprzód. Zdobył to co lubiła. W końcu wymieniali się informacjami coraz częściej, a on ją poznawał coraz bardziej. Miał nadzieje, że prezent jej się spodoba. Trzeba było zacieśnić pętle bardziej. 
Przysiadł z różą przy drzewie, przy którym się spotykali, przymykając swe oczy. Nasłuchiwał i czekał na jej przybycie. Kwiat było ciężko zdobyć. Musiał powrócić do Siedliska Wyprostowanych i dokonać wymiany. O takiej porze trudno było zdobyć prawdziwy kwiat, bowiem mróz wszystkie wybijał, ale istniały zamienniki. Takie... Sztuczne kwiaty, ale idealne dla głupich kotek, które uznają zapewne to za cud. Na szczęście jego pośrednik załatwił za żarcie mu jakże piękny okaz, który właśnie teraz spoczywał pomiędzy jego zębami. Ależ romantyczne zagranie... 
— Witaj, Wilcza Tajgo — przywitał się z nią, gdy wyczuł jej zapach, a szelest krzaków oznajmił jej przybycie.
Kotka widząc różę w jego pysku, zaczerwieniła się lekko. Skinęła tylko głową na przywitanie, nie będąc w stanie wypowiedzieć na początku słowa. Spojrzała na niego.
— To... Dla mnie?
Skinął łbem. Wstał i podszedł do niej, kładąc kwiat za jej ucho. 
— Proszę. Znalazłem ją, gdy zwiedzałem otoczenie i tak jakoś pomyślałem o tobie. — Posłał jej ciepły uśmiech. — Pasuje ci — wymruczał jej do ucha.
Wiedział, że to przypominało jej o matce i siostrze. To było to coś, co kojarzyło jej się z domem i dzieciństwem, co wywoływało nostalgię głęboko zakorzenionych w sercu wspomnień. Poznał ją na tyle by wiedzieć, jak dla niej rodzina była ważna. Nie bez powodu starał się zdobyć jej zaufanie.  
— To... Miłe — przyznała nieco zawstydzona. — Przepraszam, że nie przyniosłam nic dla ciebie.
— Dla mnie największym darem jest to, że znów się zjawiłaś — powiedział patrząc jej głęboko w oczy. — Nic mnie tak nie raduje jak uśmiech na twym pysku.
Spojrzała na swoje łapy, a potem znów na samotnika, uśmiechając się lekko. Przez długą chwilę wpatrywała się uważnie w jego oczy, robiąc niepewny krok do przodu.
— Doceniam, że jesteś tak cierpliwy... Mimo, że potrafię być oschła w rozmowie.  Jesteś jednym z najspokojniejszych kotów, jakie znam.
Cóż to prawda. Był spokojny. Po wypadku stracił wiele, w tym też emocji, które odpowiadały za jego dość żywsze zachowanie. Praktycznie on z młodości, a on teraz, to był całkiem inny kot. 
— A ty... Jesteś najbardziej urodziwą kotką z jaką miałem przyjemność spędzać dni — skomplementował ją. — Jakoś nie zauważyłem byś była oschła. No... Może na początku taka się wydawałaś, ale uważam, że to przez to, że się nie znaliśmy. Teraz... Mogę śmiało powiedzieć, że jesteś wspaniałą osobą. Lubię spędzać z tobą te poranki. Nabierają blasku.
Te słowa sprawiły, że krew szybciej popłynęła w jej żyłach. Położyła po sobie uszy, słuchając jego słów.
— Nie żałuję, że cię wtedy nie zabiłam — zażartowała, by rozluźnić w sobie napięcie. Po chwili jej wzrok jednak spoważniał i zielone oczy spojrzały na kocura, głęboko, zanim kotka odważyła się zbliżyć. Na początku jej łapy zadrgały niepewnie, gdy się przysuwała, a po chwili - stojąc na palcach, by dosięgnąć jego pyska - pocałowała go lekko i nieśmiało, ignorując natarczywe pieczenie za uszami, które bało się odepchnięcia.
Ale on jej nie odepchnął. Był... zdumiony. Nie spodziewał się, że to kotka zainicjuje pierwsza zbliżenie. Nie przewidział tego, lecz... To było mu na łapę. Wychodziło na to, że potrafił w sobie rozkochać tą maleńką istotę do takiego stanu, że ta łaknęła jego bliskości i uwagi. Pochylił łeb niżej, aby nie musiała tak stać na palcach, a następnie oddał całus, przymykając oczy. Nie czuł... praktycznie nic, gdy to się działo, lecz we wnętrzu wilczaczki musiały znajdować się prawdziwe, żywe emocje, które utracił bezpowrotnie wraz z upadkiem na twardy beton, który odebrał mu życie. 
Wilcza Tajga zamknęła oczy, przez ulotną chwilę czując tylko ciepło bijące z ciała kocura i jego dotyk. Wszystkie inne bodźce natychmiast opuściły jej ciało, jakby istnieli tylko oni w bezdennej próżni. Ten moment dłużył się, aż to uczucie rozmyło się wraz z chwilą, gdy w płucach zaczynało brakować jej powietrza, a ona otworzyła oczy, cofając się. Spojrzała na niego, uśmiechając się półgębkiem.
Gdy się odsunęła, otworzył również swoje oczy, uśmiechając się do niej. 
— To było... Niespodziewane — mruknął. — Podobało mi się. Bardzo. Sądziłem, że uważasz mnie za przyjaciela... Cieszę się, że jednak okazało się to nieprawdą, ponieważ... — Podszedł bliżej, zmieniając swoje słowa w szept. — Ja też... Czuje to co ty...
Dymna zacisnęła na moment powieki, a gdy już je otworzyła, jej źrenice powędrowały w jego stronę. Wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała - jakby poważnie oceniała sytuację przed zrobieniem czegoś głupiego. I w pewnym momencie rzuciła się kocurowi na szyję, wtulając się w jego gęste futro.
— Nic nie mów — powiedziała od razu, zatapiając się w charakterystycznym zapachu, jaki nosił na swojej białej sierści. Pot zaczął masowo zbierać się na poduszkach jej łap, ale nie zwracała na to uwagi, uśmiechając się jak ostatnia idiotka.
Uśmiechnął się pod nosem, otulając ją swoimi łapami tak, że zapadła się w jego miękkiej sierści. Przytulił ją do siebie, tak jakby już jej dusza należała do niego. Z gardła wydobyło mu się mruczenie, które koiło jej uszy. Była jego. Całkowicie jego. Usiadł, pozwalając, aby kocica naruszyła jego nietykalność. By napawała się swoim triumfem, nie wiedząc, że to wszystko to był jeden wielki blef, który miał na celu zniszczyć jej rodzinę i dopaść jej bliskich. 
— Kocham cię — szepnął jej na ucho, łamiąc prośbę o nic nie mówieniu. Wiedział, że była tak zdesperowana, aby to usłyszeć. Dobrze ją poznał.
— Ja ciebie też — odpowiedziała po chwili, korzystając z ciepła, jakie dostarczało jej jego puchate futro. — Opowiesz mi coś jeszcze? Wiesz... Z twojego życia.
Czy miał coś jeszcze w zanadrzu, co ukoiłoby ciekawość wojowniczki? Zastanowił się chwilę nim podjął opowieść. 
— Gdy byłem małym kocięciem... Moja matka sprzedała mnie gangowi. Nie widziałem dlaczego. To było... smutne. Nie potrafiłem jej tego wybaczyć. Jednakże te koty, którym przyszło mnie  wychowywać, nie były wcale tacy źli. Stanowili moją rodzinę. Uczyli jak przeżyć w Betonowym Świecie. Raz... chciałem bardzo zaimponować mentorowi. Byłem młody i głupstwa mi były w głowie. Mówił, że tylko najdzielniejszych zabierze ze sobą na akcje, a dla mnie to było spełnienie marzeń. Dlatego zakradłem się na tereny pewnej wpływowej kocicy. Gdyby ktoś mnie przyłapał, byłoby po mnie. Takie ciekawskie szczury szybko kończyły żywot. Ja miałem najwyraźniej więcej szczęścia niż rozumu, bo owszem, zostałem nakryty, lecz pani tych włości nie zamierzała mnie zabić. Powiedziała mi... o moim ojcu... — zamilknął na moment. — To był pierwszy raz, gdy usłyszałem jego imię. Nie wiedziałem skąd wiedziała kim byłem. Może mało w okolicy kręciło się takich kociaków jak ja. Mam dość charakterystyczną sierść. Ale wtedy... zrozumiałem jedną rzecz. Jeżelibym nie zaryzykował, nigdy nie dowiedziałbym się o swoim pochodzeniu. Zadecydował o tym przypadek i moja młodzieńcza głupota. A dzięki temu... Poznałem dalszą rodzinę. Także kuzynów, z którymi mogłem się bawić. Mimo wszystko... nie dołączyłem do nich. Nie mogłem zostawić siostry. A widziałem jak ona kochała swój gang. Tam było jej miejsce. I także moje. 
Wilcza Tajga uśmiechnęła się lekko, słysząc jego końcowe słowa.
— Dobrze postąpiłeś — powiedziała. — Twoja siostra z pewnością musiała to docenić. Ja... Myślę, że powinniśmy ryzykować, właśnie dlatego, że możemy na tym zyskać. Nigdy nie miałam z tym problemu, zawsze poświęcałam całą siebie dla wykonania powierzonych zadań. Starałam się po prostu nie myśleć o konsekwencjach. Ale jednocześnie za każdą ryzykowną misją, którą się podejmowałam na rozkaz moich rodziców lub członków ich gangu, kryła się z tyłu mojej głowy myśl, że mogę umrzeć. Ta wizja zawsze mnie przerażała. Ale nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Wyśmieliby mnie. Bo co to za gangsterka, która boi się zdechnąć w walce za swoją grupę? Nigdy nie chciałam być jedną wielką kulą strachu i nigdy nią nie byłam. Zawsze robiłam wszystko perfekcyjnie, nie pozwalałam sobie na błędy. Ale nikt nie wiedział, ile mnie to kosztowało zdrowia psychicznego.
— Strach przed śmiercią nie jest zły. Uważam, że należy go zaakceptować, bo wtedy... odchodzi. Nie mówiłem ci tego wcześniej... Ale czuje... Że jesteś mi bardzo bliska, Wilcza Tajgo. Zaryzykowałem i zostałem tu dla ciebie, zyskując coś cenniejszego od przygód. Miłość do ciebie... Ja... Także kiedyś bałem się śmierci. Zajrzała mi prosto w oczy. Mój gang... został zaatakowany przez bardzo złe koty. One... wymordowały ich. Ja... uciekłem na dach. Pragnąłem tylko zniknąć, odlecieć, sprawić, aby mnie nie zauważono. Jednak... przyszli. To było... straszne... — Zacisnął oczy. — Nadchodził wieczór. Krew kapała im z pysków. Rzucili się na mnie. Poturlałem się i zawisłem nad ziemią, łapiąc się kurczowo dachówki. Podeszli do mnie. Nie było w ich oczach litości. Wbili mi pazury w łapy i zrzucili. Nabiłem się na ogrodzenie. — Spojrzał na nią. — Rozbiłem głowę o betonową drogę. Sądziłem, że umarłem. Nikt by tego nie przeżył... Ale znów... Najwidoczniej miałem szczęście — westchnął, przytulając się do niej pyskiem. — Od tamtej pory nie boje się śmierci. Dała mi drugą szansę. Uznaję ją za... starego przyjaciela.
Na pogodnym pysku Tajgi zalśnił błysk goryczy. 
— Szczęście chyba śledzi cię przez całe życie, co? — parsknęła, by zaraz spoważnieć. Spojrzała na niego. — Przykro mi, że takie coś cię spotkało. Mogłabym obiecać, że wypatroszyłabym koty, które dopuściły się takiej zbrodni. To, co mówisz brzmi tak drastycznie. Tak działa Betonowy Świat. Pełen przemocy i rywalizacji. Jeśli ktoś nie ma intelektu, wybroni się siłą fizyczną, ale jeśli nie ma jednego i drugiego, umrze. Ja musiałam znosić widok rozkładającego się ciała jednej z członkiń gangu, z którą spędzałam czas, gdy moja matka nie mogła się mną opiekować. Widok robaków pożerających powoli to, co zostało z jej ciała był... Bolesny. Bolesny i obrzydliwy. Nie tylko ona umarła, ale pozostali również. Takie tortury zarezerwowałabym tylko dla najgorszego zbrodniarza, ale nie dla bandy zapchlonych kotów, które ledwo wiążą koniec z końcem. Ale zastanawia mnie jedno, jeśli mogę spytać. Miałeś wybór, prawda? Mogłeś dołączyć do swojej rodziny, żyć bezpiecznie i mieć władzę. Rozumiem, że zależało ci na siostrze i to doceniam. Ale nie żałowałeś czasem tej decyzji? Nie myślałeś o tym, ilu strat i poświęceń mógłbyś uniknąć?
Brzmiała na naprawdę przejętą. To było takie urocze, że zechciałaby dla niego zabić własną rodzinę. Chętnie by to ujrzał, ale dobrze wiedział, że gdyby poznała prawdę, nie byłaby już taka chętna do spełnienia tego czynu. 
— Nie. Nie żałowałem. Byli dla mnie obcy. Moją rodziną był gang i siostra. Gdybym do nich dołączył, zostałbym zamknięty w złotej klatce. Moi kuzyni do dzisiaj w niej tkwią. Nie mogą opuszczać swojego terenu, a ja? Ja mogłem chodzić gdzie tylko chciałem i nikt nie był na mnie o to zły. Tam najpewniej dostałbym po grzbiecie. Nie... Gdybym wybrał łatwiejszą drogę, nie spotkałbym ciebie. Postąpiłbym tak samo i tysiąckrotnie, jeżeli na końcu tego cierpienia mógłbym leżeć tu z tobą, słuchać śpiewu ptaków i twojego głosu.
Wojowniczka odetchnęła głęboko i przyłożyła swój pysk do jego sierści.
— Rozumiem. Życie jest tak męczące. Przynajmniej tutaj, w klanach, można znaleźć ostoję, ale wciąż nie jest idealnie. Czasami nawet w tak małym gronie możesz bać się o własne życie. Dla mnie też jesteś ważny. Czułabym się dziwnie, gdybym nie miała do kogo otworzyć pyska. 
— Czy coś ci grozi? — zmarszczył brwi. — Źle cię traktują, że tak mówisz? — Otulił ją swoim ogonem. — Przykro mi słyszeć, że po tak długim czasie tylko ja mogę zaspokoić twoją potrzebę rozmowy. Martwię się o ciebie... — Oparł pysk na jej policzku.
Pokręciła szybko głową. 
— Nie, nie. Ja mam to szczęście, że zrobiłam szybkie postępy w nauce. Ale Klan Wilka jest znany ze swoich specyficznych i dość brutalnych zasad. Słyszałam już historie o brutalnych publicznych egzekucjach... Dopóki jednak się nie jest zdrajcą, nic ci nie grozi, a ja zdradzić nie zamierzam. Tutaj, w Klanie Wilka jest przynajmniej wolność wyznania, gdy w pozostałych klanach siedzą tylko zwolennicy Klanu Gwiazdy. To taka... Miejscowa wiara. Sama nie wiem, co o niej sądzę. Po takim czasie spoufalania się z kotami wyznającymi ją samemu zaczyna się podświadomie wierzyć — mruknęła. — Ale urocze, że się martwisz, Rysiu. Ale obiecuję, że nie stanie mi się krzywda. Moja mentorka jest zastępczynią. Zaprotestowałaby, gdyby mi lub komuś bliskiemu miało się coś stać.
Uśmiech zalśnił na jego pysku. No proszę. Już zaczęła wymyślać mu typowe zdrobnienia jakimi obdarują siebie zakochani. Najwidoczniej ich relacja wchodziła na głębszy poziom, więc mógł sobie pozwolić na większą swobodę. 
— Mam taką nadzieję. Dla ciebie byłbym w stanie wejść do obozu Klanu Wilka i wyjaśnić każdego kto sprawiałby ci przykrość, myszko. Ja także nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu. Przyniosłaś memu sercu radość i ukojenie od samotności. Pragnę być przy tobie do końca. — Musnął jej policzek pyskiem, a kocica wtuliła się w niego czołem, który delikatnie mierzwił jej policzek. 
— Dziękuję, za wszystko. Nigdy nie spotkałam równie wrażliwego na świat kota. Nikt nawet nie zastanawia się nad dostrzeganiem szczegółów w przeciwieństwie do ciebie. Chciałam się ciebie o coś spytać. Jeśli się zgodzisz, oczywiście.
— Oczywiście. Pytaj skarbie. — Przymknął oczy, delektując się jej bliskością.
— Myślałam... Długo już się znamy i wiem, że pewnie nie lubisz zostawać w jednym miejscu, może wolisz bardziej się przemieszczać, ale nie myślałeś nad dołączeniem do klanu? Zamiast żyć razem w tajemnicy, moglibyśmy robić to bez przymusu ukrywania się z tym. Moglibyśmy spędzać ze sobą więcej czasu.
Zamyślił się przez moment, jakby ważył jej słowa. Nie mógł w końcu tak łatwo się ugiąć, ponieważ byłoby to dość podejrzane zachowanie. W końcu o to mu cały czas chodziło. Aby dostać się do swojego celu zamkniętego pomiędzy tymi potężnymi drzewami, do którego nie miał wstępu. 
— To brzmi... Pięknie. Ale czy lider twojego klanu by mnie przyjął? A twoi rodzice? Czy by mnie zaakceptowali? Jeżeli obiecasz mi, że nie rozszarpią mnie to... Pójdę za tobą nawet i na koniec świata, myszko.
Jej pysk zwrócił się ku jej łapom, gdy uśmiechnęła się delikatnie.
— Myślę, że nie pogardziliby wojownikiem, który samym wyglądem odstrasza wroga. Bez urazy! To komplement. Na polu bitwy wywarłbyś wrażenie samym faktem, że jesteś ponadprzeciętnie duży i masz grubą sierść ciężką do okrojenia. Dla mojej liderki będziesz dobrą inwestycją. Przyjmie cię — była niemal pewna tego, co mówiła. — Dlaczego mieliby cię rozszarpać? Byliby pewnie zadowoleni, że znalazłam kogoś, komu mogę zaufać.
Tak... Już widział te ich zadowolenie. Przygotowany był jednak na to, że niedługo cała ta jego otoczka tajemnicy zniknie i dawni samotnicy uświadomią dymną kim tak naprawdę był. 
— Wiesz... Rodzice zwykle chronią swoje dzieci przed takimi strasznymi, olbrzymami. Może pomyślą, że chcę zrobić ci krzywdę? — zażartował z iskierkami rozbawienia w oczach. — Ale jeśli mówisz, że wszystko będzie dobrze... To... Ufam ci. — Polizał ją czule po głowie.
Wilcza Tajga przymknęła oczy. Kotka mogłaby siedzieć przy nim do końca swojego życia, a najlepiej nie zrywałaby się z tej pozycji, co mu oczywiście schlebiało. Pierwszy raz w końcu uganiał się w taki sposób za płcią przeciwną. 
— Chyba jeszcze przy nikim się tak nie rozgadałam, a mam talent do kłapania jęzorem. Moja mentorka musiała znosić setki pytań stawianych każdego dnia na treningu. Właśnie... Gdy już przyjdziesz do klanu, będą chcieli sprawdzić twoje umiejętności, zanim cię mianują. Ale myślę, że z tym nie będzie problemu w twoim przypadku, prawda?
— Cóż... Jestem tylko skromnym samotnikiem. Nie jestem... wybitny. Ale zrobię co w mojej mocy, aby nie uważała mnie za ciężar — obiecał. — Ja bardzo lubię te twoje pytania. Są urocze — wyznał. — Czyli... Będziemy mogli spać razem, gdy mnie zaakceptuje twoja społeczność? Byłbym wtedy blisko — szepnął jej do ucha. — Już zawsze — W tych słowach czaiło się coś więcej, ale oczywiście dymna o tym nie wiedziała. Była prawdziwą myszką, która właśnie powoli kierowała się w stronę jego ostrych zębisk. 
— Tak. Wszyscy śpią w jednym legowisku, ale mają własne posłania — zamruczała. — Będziemy mogli być razem. Jesteś tak miękki, że równie dobrze mógłbyś robić za gniazdo. A co do twoich umiejętności, jestem pewna, że nie będzie z nimi problemu. Twój wzrost i sierść już daje ci przewagę, gdy będziesz walczyć o mianowanie z kimś, kogo ci wybiorą.
Wydał z siebie zadowolony pomruk. Stracił na to wiele księżyców, ale udało się. Dostał zaproszenie do tego całego Klanu Wilka. Teren miał już dany jak na tacy. Wystarczyło tylko omotać tą całą liderkę, aby pozwoliła mu z nimi zostać i nie pozwolić do tego, aby rodzice kocicy szybko się zmyli, gdy tylko go ujrzą. Z tym drugim może być problem, ale uwielbiał wyzwania, a to uznawał za dobrą zabawę. 
— Chętnie zostane twoim gniazdem, myszko. To... co? Idziemy? Zaprowadzisz mnie do swojej liderki? — Uniósł się na łapy, wracając do górowania nad drobną posturą kotki.
Ta także wstała, a następnie zaczęła go prowadzić przez terytoria, mając nadzieję, że nie zostaną zaskoczeni przez patrol. A jeśli nawet, powinni przyjąć go tak, jak przyjęli ją. Potrzebowali dobrych wojowników, a kotka wierzyła, że ktoś taki jak on byłby kimś takim.
— Zachowaj tylko spokój, gdy będziesz z nią rozmawiać. Pewnie zada ci kilka pytań. Gdy rządził jeszcze poprzedni przywódca, ja i moja rodzina musieliśmy na nie odpowiadać. Dopiero po tym zdecydował się nas przyjąć.
— Czy widziałaś mnie kiedykolwiek niespokojnego? Sama mówiłaś, że jestem najspokojniejszym kotem jakiego poznałaś. Nie obawiaj się. — Przywarł do jej boku, owijając swój ogon o ten jej.
Szli i szli, aż w końcu dotarli pod ostro pachnące miejsce. Zawęszył, czując że za tą przeszkodą czeka na niego cel. Cel, po który tu przyszedł. Wszedł do środka wraz z Wilczą Tajgą, a jego pojawienie się w obozie sprawiło, że wszyscy zamarli. Widział ich wzrok. Jak otwierają zaskoczeni pysk, wskazując go łapami. Cóż... Wyróżniał się... I to bardzo. Podeszła do nich złotawa kotka, która zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem.
— Kto to Wilcza Tajgo?
Zapytana odetchnęła głęboko, przygotowując się, żeby wyjaśnić liderce, kogo przyprowadziła.
— Ktoś, kto z pewnością ci się spodoba, Stokrotkowa Gwiazdo. Spotkaliśmy się niedawno przy rzece i pierwotnie miałam zamiar go przegonić, ale uznałam, że lepiej będzie pozostawić tobie decyzję o potencjalnie korzystnym dla klanu wojowniku. Wyróżnia się, ma ponadprzeciętne rozmiary, gęste futro. Jestem pewna, że mógłby się przydać — posłała kocurowi porozumiewawcze spojrzenie. Jeśli się dobrze wybroni, to powinien zostać przyjęty.
Skłonił łeb przed prawdopodobnie liderką ich klanu. 
— Miło mi cię poznać, Stokrotkowa Gwiazdo. Owszem. Pragnę do was dołączyć. 
Złota patrzyła chwilę na niego, po czym skinęła głową. 
— Wyróżniasz się... Duchy aż ucichły, gdy się pojawiłeś. Damy ci szansę. Jeżeli udowodnisz nam swoją siłę, zostaniesz włączony do naszej społeczności. 
Skinął jej łbem. 
— Oczywiście. 
— Wilcza Tajgo, zajmij się gościem. Ja porozmawiam z duchami, a potem... wybierzemy mu przeciwnika — to powiedziawszy odeszła.
Spojrzał na nią pytająco.
— Widać, że ta wiara, o której mówiłaś jest silna... — przerwał, ponieważ ich ujrzał. Jego cele. Ich wzrok się skrzyżował. Specjalnie udał, że wcale nic go na moment nie rozproszyło, po czym uśmiechnął się do myszki. 
— Myślisz, że sobie poradzę? Masz jakieś dla mnie rady?
Wilcza Tajga nie zwróciła uwagi na to, że jej rodzice ich zauważyli. Nie zwróciła uwagi na to, jak diametralnie zmieniły się ich postawy. Wiedział, że teraz liczył się czas. Trzeba było załatwić to szybko. 
— Podczas walki musisz odrzucić na bok wszystkie uczucia, jakie w tobie są. Wiem, że to okrutne, ale walka tutaj nie ma zasad. Nie ma granic w okaleczaniu przeciwnika czy oszukiwaniu. Więc możesz wykorzystać wszystko, co tylko masz pod łapą, żeby wygrać, nawet jeśli masz trwale uszkodzić rywala. Gdy będziesz mianowany, będziesz musiał wypowiedzieć formułkę. Nic trudnego, bo do ciebie należy tylko jedno słowo. Gdy Stokrotka spyta cię, czy przysięgasz wierność wobec klanu, musisz odpowiedzieć, że tak - przysięgasz. Oprócz tego nie mam nic więcej do powiedzenia. Po prostu używaj intuicji i staraj się wygrać.
— Dobrze. Postaram się. Dla ciebie — Pocałował ją. — Cóż... Skoro Stokrotkowa Gwiazda rozmawia z duchami, to może przedstawisz mnie swoim rodzicom? Byłbym rad wiedzieć, że nie mają mi za złe, że się w tobie zakochałem. Skoro mamy teraz tworzyć... rodzinę, to wole ich poznać. Już nie z opowieści, a tak na żywo. Pysk w pysk.
Gra się rozpoczęła. 

<Moja droga myszko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz