— Dzień dobry panu — zbliżyła się kilka kroków, by być bliżej mamy, bo jednak nie była tak odważna, jak ona — Mówił... Niewiele. Tylko trochę. Że... Jest pan niemiły. — nagięła trochę słowa ojca, uznając, za byłoby niegrzecznie powiedzieć komuś, że jest groźny i miała nie słuchać się matki, by iść w odwiedziny. Co właśnie zrobiła. Tata byłby zły, więc nie chciała się przyznawać do tego w przyszłości.
Z pyska kocura nie znikał życzliwy uśmiech. Pochylił nieco łeb, aby być na poziomie jej oczu, ponieważ nieco nad nią górował.
— Och? Ja niemiły? Skądże. Twój tata widzę, że wciąż żywi do mnie urazę... — westchnął smutno, zerkając na mamę. Trochę zrobiło jej się żal starszego kocura. — Cieszę się jednak, że jego partnerka jest rozsądniejsza. Chciałybyście mnie odwiedzić w mojej norze? Słynę z pysznych dań, których na pewno nigdy nie miałyście w pysku. A od dawna nie miałem gości... więc byłoby mi bardzo z tego powodu miło.
Aksamitka energicznie pokiwała głową, nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony córki, która spojrzała na nią za wskazówką.
— Oczywiście! — pisnęła. — Coś czułam, że pan biedny i samotny, więc na pewno chętnie zostaniemy. Ale nie na długo, bo teraz jestem liderką w klanie, więc mam duuużo obowiązków na głowie i muszę to potem ogarnąć.
— No proszę... Gratulacje — pochwalił, po czym skierował kroki przed siebie, prowadząc gdzieś obie kotki.
— Zapraszam do środka. — Wskazał wejście do jamy, stając za nimi. Byli coraz dalej od swoich terenów, a zapach podrażnił jej nos.
Mama gwałtownie zatrzymała się, z szerzej otworzonymi oczami.
— Albo wiesz co? — mruknęła, zerkając na córkę. — Co ty na to, byś została chwilę sama z dziadkiem, a ja pójdę po tatę? Na pewno polepszy mu się humor, jak zobaczy, jak się dobrze dogadujemy. Szkoda, żeby też nie skosztował tych pyszności, które na pewno ma pan do zaoferowania — dodała, zerkając na Szamana.
Spojrzała kątem oka na uśmiechającego się wciąż przyjaźnie kocura, potem patrząc na matkę i kiwając jej głową na zgodę. Tata zawsze był dobrym wyborem, a głupio byłoby mówić mamie, że nie chciała, by wiedział. Jeszcze by mu powiedziała i by się bardziej zdenerwował.
Z zadowoleniem wymalowanym na pysku zostawiła córkę i ruszyła w stronę terenów Klanu Klifu.
Dziadek uśmiechnął się miło do wnuczki, po czym objął ją ogonem, wprowadzając do swojej jaskini. Było tu o dziwo przytulnie. Przypominało kotce bardziej nie norę samotnika, a legowisko medyka. Wonne zioła były posegregowane w kupki, a świeży zapach trawy miło rozchodził się po nosie. Kocur poprowadził ją na mech, który był świeży, czysty i miękki w dotyku.
— Chciałabyś może pomóc mi wybrać zioła dla naszego dania?
— Zioła do zwierzyny? — zmarszczyła nosek — Nie znam się na tym, nic takiego u siebie nie robimy. Jeszcze bym coś zepsuła…
— Nie zepsujesz. Spójrz na te. — Pokazał jej pąk świeżego czegoś, zielonego i postrzępionego. — Powąchaj. Ładnie pachnie, prawda? — Następnie przejechał rośliną po futrze kotki, wplatając jej zioła w futerko. — Teraz będziesz pachnieć jak dziadek.
Zaśmiała się krótko, śledząc rośliny kątem oka.
— Tak, całkiem przyjemnie. Skąd to masz, dziadku? Może pokazałabym tacie jak będziemy w domu razem z jakąś zwierzyną, którą sama upoluję!
— Znajduje — rzekł zgodnie z prawdą. — Zwykle w ogrodach należących do Wyprostowanych. — Pochwycił szczypiorek, zaciągając się jego aromatycznym zapachem i jego także wplótł w sierść wnuczki. — A to majeranek. — Pokazał kolejną roślinę, która skończyła ponownie w jej sierści. — Ma intensywny zapach, ale komponuje się cudownie z potrawami.
— Wchodzisz do dwunożnych? — szeroko otworzyła oczy — Nie boisz się? Zabierzesz mnie kiedyś? Proszę! — zrobiła słodkie oczka
— Owszem wchodzę i nie, nie boje się. Zwykle robię to, gdy ich nie ma. Jeżeli twoi rodzice pozwolą, to chętnie cię tam zabiorę — zapewnił, a następnie skierował kroki do składziku, kładąc przed kotką masę roślin, które zaczął ładować do pyska myszy, faszerując ją, a następnie podając wnuczce. — Zjedz. Chętnie poznam twoją opinię czy smaczne.
Zgarnęła mysz do pyszczka, zaczynając ją ciamkać. Prawie ją wypluła na nieznaną teksturę roślinności, ale z grzeczności powstrzymała to i skończyła
— ... Dziwne. — przyznała — Nie mówię, że nie dobre! Tylko inne. — szybko się wytłumaczyła.
— Owszem. Inne. Mało kto docenia dobrą kuchnię — mruknął, zgarniając ziółka i tworząc z nich niby legowisko. Kwiatuszek poczuła zaraz dziwną senność, która z każdą chwilą ogarniała ją coraz bardziej. Chwilę próbowała rozbudzić się, rozmawiając z dziadkiem, ale główka coraz częściej jej opadała…
<Tato ratuj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz