Kawcze Serce przeniosła się do legowiska wojowników. Skulona leżała przy ścianie, gdy na zewnątrz panowała zamieć. Nikt nie chciał wyściubiać nosa poza schronienie. Nikt z wyjątkiem Borsuczego Języka. Niedługo po mianowaniu córki Błotnistej Plamy niedawna samotniczka również stała się pełnoprawnym wojownikiem. Czarno-biała właśnie wróciła do legowiska otrzepując się ze śniegu, który osiadł na jej dłuższej sierści. Kawka uważnie jej się przyglądała w ciszy jak kotka mija resztę skulonych kotów i zajmuje miejsce obok Bratkowego Futra, swojej mentorki. Były w zbliżonym wieku z tego co udało jej się zorientować i pewnie dlatego się zaprzyjaźniły, nawet jeśli początki treningów były dość trudne - Borsuk nie chciała, żeby uczyła ją młodsza od siebie kotka, nawet jeśli między nimi był tylko księżyc różnicy.
— Nienawidzę pory nagich drzew. — zaczęła narzekać na śnieg i zamieć, żalącc się przy okazji, że nie może kontynuować poszukiwań
Kawcze Serce zmrużyła oczy i zatkała łapami swoje uszy, nie chcąc słuchać głosu Borsuk. Nic to niestety nie dało, wciąż docierały do niej słowa kotki, na szczęście były nieco cichsze dzięki przeszkodzi w postaci jej łap dociskających uszy. Chciała się przenieść, jednak jak to by wyglądało, gdyby tak nagle wstała i przeciągnęła w inne miejsce swoje posłanie? Bardzo podejrzanie.
— Nie spodziewałam się, że te całe klany to taka fajna sprawa. Nie licząc tych waszych zasad, bez obrazy Bratku — rzuciła Borsuk machając łapką — Na całe szczęście władza w klanie jest w łapach kotek. Koty z Betonowego Świata mogłyby się od nas uczyć i częściej na przywódców grup wybierać płeć piękną
Bratanica liderki zamrugał kilkukrotnie zaskoczona określeniem. Jeszcze niedawno z trudem przychodziło samotnicze przyzwyczajenie się do zasad, a teraz jasno się określała jako członkini Klanu Nocy. Dodatkowo udało jej się dowiedzieć o tym poglądzie powielanym przez Sroczy Lot, że koty o czarno-białym umaszczeniu są lepsze. Od tamtej pory chodziła dumna jak paw i czerpała radość z rzucania kąśliwych uwag względem czekoladowych kotów, w tym matki Kawki. Po raz pierwszy od dawna poczuła ukłucie w sercu, widząc zapłakana rodzicielkę, która ulotniła się przed młodsza od siebie kotką. Błotnista Plama niestety lub stety była jej matką, i przez te pierwsze 6 księżyców dbało o nią jak najlepiej umiała, aby Kawka zawsze miała pełny brzuszek i nie narzekała na brak uwagi z jej strony.
— Kawcze Serce, pozwól do nas — została zaproszona do nich machnęcie ogonem przez długowłosą
Nie była zadowolona z zaproszenia, jednak ciężko wzydchajac podnosiła się i przybliżyła do kotek. Skinęła łebkiem w stronę Bratkowego Futra, po czym spojrzała na kotkę co jeszcze niedawno nawet po zdobyciu klanowego imienia, kazała do siebie mówić Sombra.
— Wiesz co, trafiło ci się z tym imieniem. Nie to co mnie. Borsuczy Język... Jak to brzmi, phi! Jednak lepsze to niż Błotnista Plama. — skrzyżowała przednie łapy i posłała zawadiacki uśmiech Kawce — Te parę księżyców temu, gdy się poznałyśmy byłaś bardziej podobna do swojej matki.
— Nie uważasz, że jesteś zbyt krótko w klanie by nie okazywać należytego szacunku tym co są w nim dłużej? — spytała, jej pysk nie wyrażał żadnej emocji. Obie kotki wpatrywały się w córkę czekoladowej kotki z zaskoczeniem. U Bratkowego Futra był on większy, w końcu pamiętała kotkę z czasów, gdy ta była mała nieśmiała kulką, chowająca się za futrem matki — A co do twojego imienia myślę, że pasuje idealnie patrząc na podobieństwo w umaszczeniu, jak i ciętym językiem.
Borsuczy Język podniosła się i dość zdenerowana machnęła ogonem, przybierając podobną pozycję gotowości do ataku.
— Czy ty właśnie rzucasz mi wyzwanie? — spytała, a z jej pyska wybrzmiał po chwili śmiech — Sroczy Lot odwaliła kawał dobrej roboty. Gdybyś nie trafiła w jej łapy, na pewno byś teraz tak nie błyszczała i byłabyś tylko kolejnym kotem, którego można gnębić...
Zrobiła krok naprzód, tak że ich pyski dzielił długość ogona. Przybłęda pozwalała sobie na zbyt wiele i kotka zaczynała żałować, że Borsuk nie podzieliła losu swojej partnerki, mogłaby przepaść w falach rzeki, która nie jedno już widziała. Na samą myśl o tym przełknęła ślinę czując ból w żąłądku, zdecydowała się odstąpić. Omiotła podłoże ogonem, po czym ruszyła w stronę wyjścia, prosto w objęcia chłodu. Kilka słów na jej temat dotarło do jej uszu, sprawiając, że w jej oczach pojawiły się łzy. Nieważne, że tak długo trenowała, zawsze znajdzie się ktoś kto będzie porównywał ją przez pryzmat jej rodziców. Matki, która początkowo ograniczała własne dzieci, a teraz wykazywała minimum zainteresowania nimi, bojącej się własnego cienia jak i ojca, którego praktycznie nienawidził cały klan, ojca który bzmusił Błotnistą Plamę do posiadania potomstwa, a potem jak gdyby nic dał dyla nie wiadomo gdzie zostawiając kotkę samą. Miała nadzieję, że kocur gdzieś po drodze padł, wtedy karma byłaby sprawiedliwa.
Śnieg przykleił się momentalnie do czarnego futra kotki, gdy ta ledwo co wystawiła łebek poza legowisko. Podmuch wiatru był tak silny, że bezproblemu kociaka mógłby porwać. Ona nie była jednak kociakiem, jednak mimo wszystko zachwiała się pod naporem wiatru, gdy zmierzała ku żłobkowi. Miejsca, którego jeszcze nie tak dawno nie chciała opuścić. Miejsca, do którego częściej chciała wracać od momentu pojawienia się czterech znajdek. Otrzepała się ze śniegu w wejściu, po czym bez słowa ruszyła w głąb kociarni. Wzburzony Potok leniwie otworzyła jedno oko, gdy kotka tuż przed jej pyskiem przeszła.
— Jeśli dobrze pamiętam to nie ty jesteś ich matką, a zaglądasz do nich częściej niż Sroka.— odezwała się karmicielka unosząc głowę i wpatrując się w Kawkę uważnie
— Może i nie jestem, ale jestem ich kuzynką... — powiedziała całą spięta, po czym ruszyła dalej w stronę czwórki kociaków wtulonych w siebie
Ostrożnie położyła się obok nich, nie chcąc ich budzić, i dla zapewnienia im większego ciepła otuliła je swoim ogonem. Dzień w którym kocięta zostały znalezione i przygarnięte, były jednym z najlepszych dni w życiu kotki.
— Mama? — odezwał się cichy głosik, kociak spojrzał rozespanymi pomarańczowymi oczkami na kuzynke
— Nie, to ja. Kawka — odparła czując żal, że rozczarowała Wir, która widać było posmutniała, gdy została uświadomiona, że to nie Sroczy Lot do nich przyszedł
— Czemu nie śpisz w legowisku wojowników? — spytała cicho podczołgując się do jej przednich łapek
— Tutaj u was w żłobku jest przyjemniej... Pomyślałam, że moja puchata kita przyda się wam, ogrzeje, skoro na zewnątrz panuje taka zamieć — zerknęła w stronę wejścia, nic nie wskazywało że w ciągu kilku godzin pogoda się trochę uspokoi — To co, mogę zostać? — uśmiechnęła się do kociaka
— Co to za pytanie! Jesteś przecież nasza kuzynką i do tego wojowniczką... — Wir położyła się u boku Kawczego Serca, wtulając się w jej czarną sierść. — Dobranoc — ziewnęła mrużąc oczy
— Śpijcie dobrze — miauknęła cicho, sama po chwili odpłynęła w sen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz