Kotka właśnie wracała znudzona z patrolu granicznego. Żadnych niepokojących rzeczy, żadnych śladów wilczaków, samotników i innych kotów spoza Klanu Burzy na ich terytorium. Za to śnieg ciągle sypał, wiatr utrudniał chodzenie, temperatura dokuczała każdemu, nawet długowłosemu kotu. I zwłaszcza te zamiecie… Co prawda, tym razem żadnej nie było, ale zawsze jest ryzyko. Nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się coś niebezpiecznego. Wojowniczka ujrzała przed sobą Skruszone Drzewo. Nie zauważyła, że już dotarli. Ale to w sumie dobrze. Nie chciała już być tutaj, na śniegu. Najchętniej zdrzemnęłaby się na posłaniu. Ale nie zrobiła tego. Gdy weszła na polanę, służącą za obóz Klanu Burzy, skierowała się w kierunku mizernego stosu zdobyczy z jeszcze bardziej mizernymi zdobyczami. Skrzywiła się, widząc ich biedę, ale wzięła jednego królika. Skierowała się w kierunku obrośniętego krzewami drzewa. W korzeniach znajdowała się norka, w którą kotka właśnie się wślizgnęła. Zamrugała kilka razy i poczekała chwilę, żeby przyzwyczaić się do mroku panującego w żłobku. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności w legowisku, rozejrzała się. Na jednym posłaniu zobaczyła urodziwą kocicę. Jej sierść była ruda w ciemniejsze cętki. Pysk, szyja, brzuch, łapy i końcówka ogona miała białe, za to na głowie były charakterystyczne wywinięte uszy. Obrzuciła przybyłą wojowniczkę spojrzeniem żółtych oczu.
Zięba. - pomyślała kotka z grymasem na pysku. - Rasistka, która urodziła kocięta. Kolejnych rasistów. - w drugim końcu żłobka leżała szylkretowa kotka, zasłoniła własnym ciałem kocięta.
- Witaj, Gronostajowa Bryzo. - zastępczyni od razu zorientowała się o przyjściu wojowniczki. Odwróciła się i usiadła wygodnie, tak aby widzieć drugą kotkę.
- Witaj, Różana Przełęczo. - Gronostajowa Bryza położyła przed szylkretką zdobycz. - To dla Ciebie. - dodała, ale pewnie niepotrzebnie. Łapą popchnęła królika do zastępczyni. Ta skinęła głową prawdopodobnie w wyrazie wdzięczności.
- Dziękuję. - miauknęła.
- Jak się miewasz? - spytała niepewnie Gronostajowa Bryza. Nie wiedziała, czy to dobry początek rozmowy.
- Dobrze. - miauknęła Różana Przełęcz krótko, ale jej ton głosu nie był wrogi ani oschły.
- A jak się mają kociaki? - próbowała kontynuować.
- Powoli wyrastają na świetnych wojowników. - zastępczyni omiotła wzrokiem swoje kocięta. - Każdy z nich, bez wyjątku.
- Cóż, dobrze to słyszeć. - Gronostajowa Bryza wymawiając te słowa uśmiechnęła się lekko. - A jak to jest być mamą? - spytała przyjaźnie. - Nigdy nie miałam kociąt.
<Róża?>
Halo, i kto tu jest większym rasistą, nawet nie pogadałaś, a takie nieładne myśli na temat mamusi i dzieci masz, a w końcu sama z przywilejów rudzielców korzystasz 🤧 dawaj pogadaj z nami, to otworzymy ci umysł gronostajko o naszej wspaniałości, pora zmienić wartości 🌟
OdpowiedzUsuń