Dostrzegła małą niebieską kulkę brodzącą przez śnieg, która zmierzała w jej kierunku. Wyszła kociakowi na przeciw zmartwiona faktem, że kocie mogłoby się rozchorować. Wciąż był w końcu taki mały, że ledwo dawał radę poruszać się naprzód, starając się z całych sił przebrnąć na swych małych łapkach przez śnieg.
— Ametyst, co ty wyrabiasz? — gdy Cynamonka użyła jego pełnego imienia, kociak zrobił niezadowoloną minę. No tak, wolał jak zwracano się do niego Amek. — No już. Wracaj szybko do szopy, bo się przeziębisz — miauknęła patrząc się na kociaka, który wpatrywał się nią szeroko otwartymi pomarańczowymi oczętami. A dokładniej na jej obróżkę i adresówkę.
— Wybieram się na poszukiwania brata. — oznajmił unosząc dumnie głowę ku górze — Słyszałem, że była nas czwórka, gdy się urodziliśmy. Odnajdę go byśmy mogli być wszyscy razem. Mama na pewno się ucieszy! — powiedział robiąc krok naprzód, po czym zapadł się w śnieg tak, że tylko jego łebek wystawał
Kotka zmartwiona przyglądała się synowi Błotnistego Ziela. Czyżby podsłuchał jej rozmowę z Jeżyk, bądź Krokus? Spojrzała karcąco na młode, jednak nie potrafiła się na niego gniewać i już po chwili na jej pysku zagościł łagodny uśmiech.
— To bardzo szlachetne, że chcesz odnaleźć swojego brata, jednak jesteś za mały. I jest na to za zimno — Nachyliła się do niego i złapała za kark podnosząc go ze śniegu, by ani chwili dłużej nie przebywał opatulony z obu stron przez biały zimny puch — Jak zrobi się cieplej i skończysz trening, wtedy myślę że nie będzie problemu abyś udał się na jego poszukiwania. — powiedziała dość niewyraźnie przez to, że trzymała Ametysta, po czym wraz z nim skierowała się w stronę szopy.
Nie miała serca powiedzieć mu, że to czwarte kocie mogło nie przeżyć. Nie chciała by malec płakał, dlatego też zasiała w nim ziarno nadzieji. W końcu sama była dobrej myśli i miała nadzieję, że duch Bylicy osobiście pilnuje by zgubie nic się nie stało.
— Ciociu Cynamonko — odezwał się cicho Ametyst w momencie, gdy został odstawiony przed drzwiami szopy — A czy mogłabyś pokazać mi gniazdo dwunożnych? Mama nie pozwala mi się samemu zbliżać do ich domu, ale jeśli poszedł bym z tobą, to nie powinno być problemu... Jestem ciekawy tego jak żyją pieszczochy.
Ciocia Cynamonka. Nie sądziła, że kiedyś jakiekolwiek kot się tak do niej zwróci. W końcu nie sądziła, że uda jej się poznać potomstwo swoich braci, o ile ci takowe posiadali. Po tym, gdy każdy z nich trafił do różnych dwunożnych, nie mieli już ze sobą kontaktu. A tutaj proszę, mimo że nie łączyła ich krew, młody zwracał się do niej per ciocia. Ucieszyło ją to bardzo, co musiał zauważyć kocurek, bo po chwili ponowił prośbę łasząc się do niej.
— Dobrze, dobrze. Tylko twoja mama musi się zgodzić, sama cię nie zabiorę bez jej wiedzy. I będziemy musieli poczekać, aż dwunożni opuszczą swoje gniazdo. Wtedy jak już Błotniste Ziele się zgodzi przyjdę po ciebie i bez problemu będziemy mogli się poruszać w środku, ale musisz się mnie słuchać... — odparła nachylając się do niebieskiego, który w tym samym czasie podskoczył ku niej i łapką dotknął jej medalika — Widzę, że podoba ci się moja obróżka.
— Ładnie się błyszczy to małe kółeczko. Tylko pieszczochy mogą mieć obróżki?
— Nie, jednak samotnicy rzadko noszą cokolwiek na szyi, w końcu sami mogą mieć problem z jej założeniem. Jak już spotkasz jakiegoś samotnika z obróżką to bardzo możliwe, że był właśnie kiedyś pieszczochem. Może nie potrafić pozbyć się pamiątki po dwunożnych, albo z sentymentu sobie ją zostawił... A wiesz, że Bylica mimo, że była samotniczką dumnie na szyi nosiła naszyjnik? To takie coś co noszą dwunożni na swoich szyjach, podobne do obróżki. Może sam chciałbyś coś takiego nosić?
<Ametyst?>
[trening med]
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz