— Mi też. — Uśmiechnął się.
Cieszył się, że spora ilość Owocniaków entuzjastycznie podchodzi do nowych porządków. A sama Jaskółka była po prostu rewelacyjna. Wysoko cenił jej rady i wsparcie.
— Ciekawe na kogo wyrosną kocięta Sadzawki! Już coś obstawiasz.
Czekoladowy zmrużył oczy, zastanawiając się przez moment. Nim jednak zdążył znaleźć odpowiedź, do legowiska nagle wpadł zdyszany Szpak.
— Dosyć tego! — warknął cały najeżony.
— Wszystko w porządku? — Skonsternowany Agrest zmarszczył brwi.
— Wszystko w porządku?! Tutaj nic już nie jest w porządku!
— Nie wiemy, co masz na myśli, Szpaku — wyjaśniła spokojnie Ważka, próbując ostudzić jego gniew.
Wojownik zupełnie ignorując kotkę, zbliżył się do przywódcy.
— Rujnujesz powagę tego klanu! — Tupnął łapą. — Już nawet kocięta zaczynacie indoktrynować tymi bzdurami o matczysku na niebie! Przed chwilą jakaś smarkula zaczęła mnie pouczać, że nie powinienem jeść ptaków z tego względu. A jak jej mówię, że to brednie, to jeszcze miał a czelność się ze mną wykłócać! — syknął oburzony. — To, co wyczyniacie to skandal. Podpinanie wszystkich zmian pod tą waszą ideologię i wpajanie jej innym, to ubliżenie dla każdego wysłużonego oraz racjonalnie myślącego członka Owocowego Lasu.
— Szpaku, rozumiem, że przywyknięcie do nowych porządków jest dla ciebie trudne, ale spójrz tylko, jak dzięki nim teraz jesteśmy lepiej zorganizowani! Każdy zajmuje się obowiązkami, które wybrał i może uniknąć zadań, do jakich po prostu nie był stworzony. — Szylkretka uśmiechnęła się łagodnie. — A do wiary nikt nie jest przymuszany i nigdy nie będzie.
— Nikt? Ja dzisiaj właśnie doświadczyłem takiej próby!
— Myślę, że Leszczyna jest jeszcze dzieckiem, które wkrótce będzie musiało uszanować autonomiczność innych osób — odpowiedział twardo, z opisu domyślając się, jakie kocie dymny mógł mieć na myśli. — I wbrew temu, co mówisz, nie ma ona żadnej władzy sprawczej, więc nie może cię do niczego zmusić.
Niebieski położył po sobie uszy.
— To, co się dzieje w klanie to jeszcze nie wszystko, Agreście — fuknął. — To, co wyczyniasz na zgromadzeniach to dopiero hańba dla Owocowego Lasu.
— Co takiego?
— Jeszcze się pyta! — prychnął z niedowierzaniem. — Twoje zachowanie na tej skale jest po prostu absurdalne. Miziasz się z innymi liderkami na prawo i lewo, a sam nawet we własnym klanie nie masz kociąt!
— Nie rozumiem, o co ci chodzi! Z nikim nie–
— Nie uważaj mnie za głupca. Wszyscy widzieli, co wyczyniałeś najpierw z tą czarną Burzaczką, a potem tą zapchloną Rybojadką, co jest jeszcze bardziej obrzydliwe. Pewnie prędzej dałbyś radę je zapłodnić niż takiego Kuklika, którego masz tuż pod nosem od księżyców i dupy nie ruszasz.
Agrest zacisnął szczękę. W połowie zszokowany każdym słowem kocura, w połowie znieważony w każdy możliwy sposób.
— Skandal! — krzyknął wojownik, szybkim i pełnym gniewu marszem kierując się do wyjścia. Nim jednak znalazł się poza legowiskiem, musiał dorzucić jeszcze ostatnie zdanie: — I dobrze wiesz, że nie jestem samotny w moim niezadowoleniu, Agreście.
Lider wpatrywał się w wyjście, za jakim zniknął kocur ze wbitymi pazurami w ziemię. Szpak naprawdę przekroczył granicę tym, co powiedział na temat Kuklika. Świadomość, że ktoś tak mógł myśleć o jego partnerze, była obrzydliwa.
— Chyba powinniśmy ci poprawić reputację — odezwała się cicho Ważka.
— Ze względu na niego? To tylko jeden, zaściankowy krzykacz.
— Obawiam się, że jest ich trochę więcej.
— Kto niby? Larwa, Świt? Trzech na cały klan to nadal nie jest duża liczba.
— Nie wiem — wzruszyła ramionami — to narzekanie na rozmowę ze Śnieżną niestety też obiło mi się o uszy i to nie od osób ich pokroju. Chociaż oczywiście sama wiem, że to zostało wyolbrzymione strasznie.
Czekoladowy westchnął. Nie chciał wewnętrznych konfliktów, a na dodatek przez takie błahostki. Owocowy Las już i tak był osłabiony po ostatnich wydarzeniach, takie coś tylko jeszcze bardziej zaszkodziłoby im wszystkim.
Raczej wątpił, że teraz istniały realne szanse na eskalację tego niezadowolenia, ale… może rzeczywiście dobrze jest dmuchać na zimne.
— Coś w takim razie proponujesz na ocieplenie mojego wizerunku? — zaśmiał się ponuro.
Zastępczyni wykrzywiła mordkę w zamyśleniu.
— Hmmm… Może daj szansę tym kociętom, skoro to jeden z powodów krzywych spojrzeń? Naprawdę zobaczysz, jakie są urocze! — Uśmiechnęła się rozmarzona. — Ja mam Kamyczek i on jest po prostu cudowny!
Bicolor uniósł brwi zaskoczony. Spodziewał się wszystkiego innego, ale nie tego.
— Och za bardzo…? — Entuzjazm szylkretki stopniowo gasł w jej oczach. — Przepraszam, to tylko jedna z opcji, nie chciałam się narzucać. — Spuściła wzrok.
— Nie, nie, nie szkodzi — uspokoił ją. — To nie jest taki zły pomysł… Naprawdę myślisz, że to by pomogło?
— Tak mi się wydaje — odpowiedziała. — A ty dodatkowo sprawiasz wrażenie kogoś, kto dobrze by się maluchami opiekował, więc raczej tak. Wydawałbyś się bardziej ustatkowany?
— Przemyślę to jeszcze.
***
Kiedyś z Kuklikiem już rozmawiali na ten temat. Oboje pragnęli kociąt, jednak ze względu na ich skomplikowaną sytuację, nie starali się o nie. Biologicznego potomstwa nigdy nawet nie rozważali. Agrest miał na uwadze, iż kocur jest trans i dlatego zawsze był wobec niego ostrożny.
Z kolei oboje nie pałali do zawarcia umowy z jakąś kotką. Bicolor też zresztą ani razu nie był chętny do przekazania swoich genów. Po prostu… miał w sobie lęk, że z jego krwi może wyjść coś potwornego. Janowiec morderca, on morderca… zwyczajnie bał się, że to skażenie przejdzie dalej.
Przez długi czas po cichu liczył, że kiedyś patrol znajdzie na ich terenie kocięta, jak to czasami się zdarzało. Wyobrażał sobie wtedy, że adoptuje je z Kuklikiem i stają się dużą, szczęśliwą rodziną. Niestety księżyce mijały, a słuchu o znajdkach nie było wcale. Agrest stracił nadzieję na spełnienie jednego ze swoich mimowolnych marzeń.
Natomiast ta dzisiejsza propozycja Ważki… Może ten drugi sposób, by doczekać się potomstwa, wcale nie był taki zły? Krew to w końcu tylko krew, niektórzy głosili, iż wychowanie jest ważniejsze. A jeśli mógłby tą drogą jeszcze przy okazji zminimalizować nieprzyjemne plotki na jego temat to… chyba trafiła mu się idealna sytuacja.
Skutkowałoby to posiadaniem trójki rodziców przez dzieci, co mogłoby być dosyć niecodzienne, ale może to nawet lepiej? Jeśli byłaby to rozsądna kotka, jej udział mógłby być bardzo pomocny.
Dołączył właśnie do partnera, w policzek czule liżąc go na powitanie. Będzie musiał przeprowadzić z nim rozmowę na ten temat, co niestety prawdopodobnie będzie ciężkie dla stróża, jak i dla samego lidera. Agrest mocno żałował, że kocięta między dwoma osobami nie mogą powstać drogą bez… no. Mimo to miał nadzieję, że razem z ukochanym podejmą najlepszą możliwą decyzję.
***
Kuklik na początku nie był przekonany do tego pomysłu, jednak po przedyskutowaniu wszystkich plusów i minusów z czekoladowym oboje zdecydowali, że chcą spróbować. Teraz wystarczyło tylko lub i aż znaleźć chętną kotkę. Bicolrowi bardzo głupio by było podchodzić do każdej z osobno i tak zwyczajnie się pytać, więc postanowił pójść po radę do Jaskółki. Może ona coś będzie wiedzieć? W końcu od zawsze spędzała dużo czasu na rozmowach ze współklanowiczami. Przywódca oczywiście również starał się z każdym zamienić słowo, lecz to nigdy nie był ten sam poziom. Nie posiadał takiej łatwości nawiązywania kontaktów jak szamanka.
— Och, może Krucha? — podsunęła czarna. — Wiem, że chce kocięta, ale jak na razie nie za bardzo ma z kim. A jest osobą o naprawdę złotym sercu! Myślę, że świetnie sprawdziłaby się w roli matki — zamruczała.
Czekoladowy zastrzygł uszami. Odbył z nią parę konwersacji, ale nie znali się bliżej. Mimo to zapamiętał ją bardzo pozytywnie, kremowa zawsze była sympatyczna i wydawała się troszczyć o innych.
— Dziękuję! — W przypływie ekscytacji mocno przytulił kotkę. Czarna zaśmiała się zaskoczona. Przez ciało Agresta zaraz jednak przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Będzie musiał pogadać na ten temat ze zwiadowczynią, co zapewne nieuchronnie wyjdzie bardzo… niezręcznie. Skrępowany spuścił wzrok. — Czy mogłabyś mnie… odprowadzić jak spróbuję do niej podejść? Jeśli to nie za wiele?
— Cóż, jeśli to doda ci otuchy to pewnie — odparła nieco zdziwiona, ale podążyła za kocurem.
Agrest kiwnął szamance głową na pożegnanie, kiedy wreszcie odważył się zagadać do byłej samotniczki.
***
— Więc na pewno się zgadzasz? — wolał się dopytać na wszelki wypadek.
— Oczywiście, że się zgadzam! Z chęcią wam się przydam i jestem szczęśliwa, że na tyle mi ufacie. — Krucha uśmiechnęła się serdecznie.
Właściwie wszystko poszło łatwiej, niż się spodziewał. Ulżyło mu, iż zwiadowczyni go nie oceniała, tak jak tego się obawiał.
Upewnił się raz jeszcze, nim nastąpiło nieodwracalne i wtedy również nie się wycofała. Witka przebadała kremową jakiś czas później, informując, że faktycznie spodziewa się kociąt.
***
— Z dalszych radosnych nowin nasza społeczność niedługo powiększy się o kolejne młode! — ogłosiła uroczyście Jaskółka na jednym z zebrań wyznawców, tak jak lider ją o to poprosił. — Agrest i Krucha dzięki umowie doczekają się potomstwa, a kocięta wychowają się pod okiem trójki wspaniałych rodziców. — Uniosła wysoko ogon. — Nastają dobre czasy dla Owocowego Lasu. Krucho, Agreście, czy chcielibyście przyjąć błogosławieństwo od Wszechmatki?
— Pewnie — odparł, kątem oka widząc, jak zwiadowczyni skinęła głową.
Jaskółka podeszła najpierw do niej, a potem do niego za pomocą odrobiny błota przylepiając im liść pokrzywy na czoło.
— To na zdrowie i ochronę — wyjaśniła. — Noście aż do świtu, by w pełni skorzystać z jej właściwości.
Następnie zbliżyła się do nich Świergot, obsypując oboje płatkami polnych kwiatów.
— A to jako błogosławieństwo i nasz wyraz wdzięczności dla Wszechmatki — okrzyknęła. — Gratulacje!
Wiwaty rozległy się także wśród reszty zebranych, tworząc milszą i bardziej życzliwą atmosferę niż Agrest kiedykolwiek spodziewał się zastać. Wzruszony zerknął na Kuklika, czując, jak mimowolnie zaczynają mu łzawić ślepia. Będą rodzicami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz