jakiś czas później
Dotarli do miasta. Przywitały ich kubły na śmieci, pędzące po czarnym kamieniu potwory dwunogów, zgiełk i hałas. Ona i jej dzieci wkroczyli do siedliska dwunogów późnym popołudniem, gdyż nie chcieli upiec się na betonowych płytach. Jej dzieci zaciekawione, ale jednocześnie z rezerwą przyglądały się temu wszystkiemu. Bylica zabroniła wchodzić im na drogę, w końcu potwory były niebezpieczne, nie trudno o wypadek. Razem zaczęli szukać jakiegoś miejsca do przenocowania. - Mamo, mamo spójrz na to! – miauknęła Skowronek – co to za roślina? Co to za- ała! – krzyknęła nagle szylkretka, gdyż nie myśląc za wiele pacnęła kaktus łapką.
- To kaktus słońce, ma kolce, więc lepiej go nie dotykać – wymruczała rozbawiona srebrna. – chodź, opatrzę ci łapę.
Jak powiedziała, tak zrobiła, używając tego co miała pod łapą. Potem ruszyli dalej, przemierzając ciemne uliczki, w końcu znaleźli porządną kryjówkę. Był to mały ogródek w ciemnym zaułku. Było tam jedno drzewo i duży krzew o ognistych kwiatach, którego nazwy Bylica nie znała. Ona i jej kompani weszli do środka, szybko się rozgaszczając. Położyli się pod osłoną dużej, bujnie rosnącej rośliny.
- Czyli to w takim miejscu wychowała się prababcia? – spytała zaciekawiona Deszczyk.
- Właśnie tak. W pewnym sensie wróciliśmy do korzeni – odparła Bylica z uśmiechem na pyszczku, kładąc głowę na swych białych łapach.
- Tu jest dziwnie… - miauknął Fiołek, rozglądając się wokół krzewu.
- Ale i ciekawie – wyszeptała Krokus, kładąc się i ziewając.
Fakt, to była długa podróż. Wszystkie koty już po chwili leżały pod osłoną krzewu, po czym spokojnie usnęły, gdyż mimo tego jaki zgiełk był na ulicach, w tym zakątku było cicho i przyjemnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz