Wyszedł na polowanie. Była ciemna noc, a Bażancie Futro znów dał mu wolną łapę. Jeszcze do tej pory nikt go nie przyłapał na drzemaniu. Miał nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Czując zapach posiłku, ruszył za nim, aż poza granicę. Ostatnio było kiepsko ze zwierzyną, więc trzeba było szukać piszczek nieco dalej. I tak ich tereny zostały przesunięte, przez to, że ich obóz znajdował się teraz w innym miejscu. To była kwestią czasu, by i te ziemię w końcu przejęli. Potrzebowali jedzenia.
Słysząc głos, obcy ale zarazem znajomy, rozejrzał się. Zadarł pysk w górę, a dostrzegając pysk kotki, prychnął na nią.
- To ty. Naprawdę dziwię się, że masz czelność tu wracać. To teraz tereny Klanu Nocy. - obwieścił.
- Nie. Wyszedłeś poza nie. Nie czujesz? - spytała.
Czuł, lecz nie robił sobie z tego faktu zbyt wiele. Trzeba było poszerzać horyzonty. Już i tak Krucza Gwiazda twierdziła, że był bezużyteczny, więc się starał, by zmieniła o nim zdanie.
- Nasze tereny... nieco się przesunęły, samotniczko. - wyjaśnił.
- Jakoś nie ma tu znaczników zapachowych. A no właśnie, są tam dalej - Wskazała kierunek nosem.
Nie miał chęci dalej ciągnąć tej dyskusji. Minął drzewo, na którym była, ignorując jej słowa totalnie i skupił się na polowaniu. Słyszał jak ta skakała z gałęzi na gałąź, obserwując go z góry.
Zadarł wzrok na kotkę, widząc jak ta udaje wiewiórkę. Coś mu to przypominało. Chyba ich poprzednie spotkanie. Nie podobało mu się, że go śledziła. Zawrócił więc, próbując jakoś ją zgubić.
Dalej podążała za nim.
- Przestaniesz za mną skakać? - warknął w jej stronę zachrypniętym głosem.
- Nie. Bo wiesz, to mój teren - miauknęła. - Tutaj żyje moja rodzina. Więc mogę sobie skakać gdzie chcę - rzekła z uśmiechem, po czym poruszyła kuperkiem, przygotowując się do skoku na kolejną gałąź, który następnie wykonała. Spojrzała w dół na niego, z uśmiechem na pyszczku.
- To czemu mnie nie przegonisz? Boisz się, czy chcesz powspominać? - prychnął, siadając pod drzewem, próbując obmyślić jakiś plan. Z nią na ogonie nic nie złapie.
- To drugie - Zeszła na nieco niższą gałąź, dalej zachowując dystans.
- A co niby ja i ty mamy wspominać? Spotkałem cię w lesie i nawiałaś. Koniec historii - ziewnął, przecierając zmęczone oczy łapą. Może to był błąd, że tu przyszedł? Nie... Musiał coś upolować. Od tego zależał jego byt w Klanie Nocy.
- Tak. Ale teraz mamy okazję to powtórzyć. Tylko role mogą się odwrócić - wymruczała, schodząc jeszcze niżej.
- Pytałem ciebie czemu mnie nie przeganiasz, to odpowiedziałaś, że zebrało ci się na wspominki. Teraz jednak chcesz mnie zaatakować? - Obserwował jej ruchy z uwagą. - Zazdrościsz mi myszy? - Właściwie to ją dopiero teraz zauważył. Leżała mu pod łapami. Skąd ona się wzięła? Jednak udało mu się ją upolować, a przez zmęczenie nawet tego nie zakodował. A może to był sen?
- Czemu miałabym? Moja rodzina jest duża, jest nas już aż ośmiu, nie potrzebujemy czyjegoś jedzenia, mamy dostatek własnego. - dobiegł jej głos.
Uśmiechnął się pod nosem. Dobrze było to wiedzieć. Dzieliła się z nim informacjami z łatwością.
- Mój klan jest liczniejszy. - miauknął tylko, wstając. - Skoro jesteś taka niechętna, to wracam - Podniósł mysz z ziemi, po czym skierował kroki na tereny nocniaków. Szedł wolno i ociężale, mając gdzieś kota wiewiórkę.
Ta jednak wyskoczyła chwilę później tuż obok niego, wrzeszcząc:
- BU!
Podskoczył, bo tego się nie spodziewał. Udało jej się go wystraszyć. Mysz wyleciała mu z pyska, a ciało odruchowo skuliło. Zaraz jednak się wyprostował, posyłając jej wrogie spojrzenie.
- Czego? - warknął do niej niemiło, obserwując jak chichocze.
- Berek! Goń mnie! - miauknęła, pacając go łapą i odskakując kilka susów dalej.
Spojrzał na nią jak na świruskę. A podobno to on oszalał. Nie ruszył za nią. Położył po sobie uszy, biorąc w pysk mysz i szybciej kierując łapy ku granicy. Musiał ją zgubić.
Ta widząc, że ją zignorował, podbiegła do niego jak strzała, po czym siłą przygniotła do ziemi. Nachyliła się do jego ucha.
- Robisz mi przykrość, wiesz? Chciałam się tylko z tobą pobawić.
Upadek był dziwny. Nie zarejestrował go dobrze. Leżał czując jej ciężar, a wzrok wbijając tępo przed siebie, jakby się zwiesił. Słysząc jej głos, zerknął na kotkę, budząc się powoli do rzeczywistości. Wybuchnął śmiechem.
- On umarł. - zdradził jej, bo najwyraźniej jeszcze tego nie zauważyła. - Już się z tobą nie pobawi.
Samotniczka zrobiła zdziwioną minę. Taką zabawną, że teraz on chciał z niej nieco się pośmiać.
- Kto niby umarł? O czym ty gadasz? - spytała zaskoczona.
Nie wiedziała kto umarł? No tak. Nie wiedziała. Widzieli się przecież dawno. Nie zauważyła tego i przez to przeceniła go myśląc, że za nią pobiegnie, tak jak wtedy.
- Pędzący Wiatr - Przekrzywił bardziej głowę, by lepiej ją widzieć. - Gdyby żył, na pewno z chęcią za tobą by pobiegł. Pobawił. Mnie boli zbyt na to głowa. - westchnął.
Wolał iść odpocząć niż spędzać ten czas z burą.
- Co. Przecież ty nim jesteś. Nazywasz się Pędzący Wiatr. - mruknęła - Uderzyłeś się w głowę, czy jak?
Zaśmiał się ponownie. Znów próbowali mu wmówić dawne miano. Czemu nie mogli zrozumieć, że nie chciał wrócić? Teraz było mu znacznie lepiej. Niedługo, dzięki niej, pokona swój strach i na nowo zacznie żyć.
- Nie. Nie uderzyłem się. Powiedzmy, że on... miał nieprzyjemny wypadek. Był w Klanie Burzy. Zajęcza Gwiazda ugościł... dość... krwawo. Przestał istnieć. Teraz jestem ja. - wytłumaczył jej pokrętnie.
- Aha... - mruknęła zdezorientowana - A... teraz kim jesteś? - spytała.
Powiedzieć czy nie powiedzieć? Było to trudne do rozstrzygnięcia. Stwierdził jednak, że da jej się nacieszyć tą informacją. Może go wtedy z łaski swojej puści?
- Jestem... Rybka. To moje imię. Puścisz mnie? Dość często na mnie w taki sposób leżą, więc nie robi to na mnie wrażenia, wiesz?
- Wiem. Ale chcę cię tu zatrzymać, Rybko, bo fajnie się z tobą rozmawia. Nie powiem, ciekawie - miauknęła. - Jak tam moja siostra? - spytała, wymawiając to pytanie z obrzydzeniem.
Jej siostra? Ah ta... Kminkowa Łapa. Zapomniał, że były ze sobą spokrewnione. Najwidoczniej nie widziały się, skoro o to pytała.
- Dobrze się spisuje. Nie została jednak nadal wojowniczką. Nie znam jej zbyt dobrze. Kilka razy rozmawialiśmy - miauknął, całkowicie rozluźniony.
- A w klanie też cię nazywają... Rybką? Skąd wziąłeś to imię, tak w ogóle? - dopytywała.
- Tak, chociaż tam muszę nosić wojownicze miano... Nadano mi je w Klanie Burzy i tak jakoś... przylgnęło. Nie przeszkadza mi ono. Jest... cudowne... dźwięczy mi w głowie od wielu księżyców. Trudno się przestawić - zamruczał.
Co każdą noc, co każdy dzień, to imię było z nim. Przez tyle księżyców, aż nie przywykł i jego nie zaakceptował. Nie potrafił teraz go porzucić. Nie, gdy był to dar od Piaskowej Gwiazdy.
- Aha...a czemu akurat Rybka? To pewnie popularne imię u rybojadów i pływaków - mruknęła.
- Niezbyt. Tylko ja noszę je w klanie. A czemu mi je nadał? Bo kojarzy się z Klanem Nocy, to jasne. Miało być prześmiewcze, gdy burzacy trzymali mnie w niewoli. Mój kolega co do nich trafił nazywał się Pchełka. Niestety... porzucił je, gdy wrócił do domu. A szkoda. Było zabawne. - zawsze się irytował, gdy Rudzikowy Śpiew nie chciał zaakceptować prawdy. Był tępy. Przez niego Krucza Gwiazda, groziła mu prawie co chwilę wygnaniem. Nie mógł tego jej zrobić. Potrzebowała go, a on potrzebował jej.
- Twoje też jest - parsknęła. - No i jak tam było w Klanie Burzy? Co ci robili? - zaczęła wyciąganie informacji. Nie chciał nic jej mówić. Wspomnienia powoli odchodziły w dalekie zakamarki umysłu. Tam było im dobrze. Nie musiały ponownie wychodzić na światło dzienne. Nie zasługiwała na to. Ta zdrajczyni, która nawiała z ich klanu do mamusi.
- A co cię to interesuje? Chcesz tam trafić? Proszę bardzo. Przyjmą cię z otwartymi ramionami i nadadzą nowe miano - odpowiedział jej zgryźliwie.
- Tia. Już to widzę. Ja, jako burzak, hehe - zaśmiała się. - Hm...może przetestuję...czy dalej pływasz jak prawdziwy nocniak? - Przesunęła silnym ruchem łapy jego cielsko tak, aby głowa zwisała mu prosto nad najbliższą kałużą.
Takie nagłe spotkanie z wodą nie odbiło się na nim dobrze. Siedząca na grzbiecie kotka, która mogła wepchać mu łeb pod wodę, budziła jedno skojarzenie, a jego ciało od razu zareagowało. Spiął się cały, po czym kopnął ją w brzuch, wyrywając się z jej uścisku. On nie mógł wrócić. Nie mógł! Ona obiecała, że odszedł. Chciał by trwało to dłużej. By go nie spotkać. By wrócić do normalności. A bura musiała oczywiście zrobić sobie jakieś chore testy!
- ZOSTAW MNIE! - wrzasnął, drżąc na całym ciele. - CHOLERNA SAMOTNICZKA! NIE JESTEM TWOJĄ ZABAWKĄ DO TESTOWANIA! ANI SIĘ WAŻ! PRZEZ CIEBIE ON NIE ZNIKNIE! ZAWSZE BĘDZIE, ZAWSZE!
Skoczyła na niego ponownie, przygniatając znów do ziemi. Była silna, musiał przyznać. Silna i szybka. Jego osłabione ciało nie miało szans z kimś takim.
- Nie chciałeś ze mną zagrać w berka... - miauknęła smutno, niczym kocie, pociągając nosem, dalej jednak trzymając jego głowę nad taflą.
Zawył jak zarzynane zwierzę, gdy znów sytuacja się powtórzyła. Śpiące ptactwo poderwało się do lotu z pobliskich gałęzi. Szarpał się i wił, wpadając w istny szał.
- ZOSTAW MNIE! ODEJDŹ! JA NIC NIE WIEM! NIE WIEM! NIE DO WODY! NIE! - darł się jak opętany.
- Czego nie wiesz? - spytała zaciekawiona.
Użarł ją w łapę, wbijając kły aż do mięsa. Odepchnął ją od siebie, mocnym kopniakiem, po czym wleciał w kałużę, rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Od razu się poderwał i dał nogę przed siebie.
Ta oczywiście pobiegła za nim, ignorując ranę jaką jej zadał. Głupia.
- Teraz chcesz się bawić! Mówiłam, że będzie odjazd! Mokry berek! - wrzasnęła.
Starał się ją zgubić. Pędził przed siebie, czując się jak w kolejnym koszmarze. Uciekał przed Zajęczą Gwiazdą. Nie mógł go dopaść. Nie mógł. Ona obiecała, że go ocali. Musiał się pospieszyć.
Po szalonej ucieczce, udało mu się dotrzeć do granicy, przebiegając od razu przez nią.
Widział jak samotniczka hamuje, bojąc się naruszyć ich terenów.
- Ej! To nie fair! Do zobaczenia, Rybko! - zawołała za nim - Rybka lubi pływać!
Zatrzymał się, sycząc na nią wściekle. Tak sobie z nim pogrywała?! Miał ochotę ją zabić tam na miejscu. Obserwować jak jej cielsko broczy się krwią, a flaki wychodzą na wierzch. Nie był jednak sam w stanie jej pokonać. Straciłby jak głupi życie.
- Nie lubię cię - warknął w jej stronę. - Zapamiętam to sobie. Pożałujesz.
W odpowiedzi zachichotała, ale cofnęła się o krok.
- Do następnej kałuży, Rybko!
Zacisnął pysk, po czym odbiegł. Musiał powiadomić najwidoczniej kogoś o zuchwałym intruzie... Nawet jeżeli mu się nie podobało, by budzić tą parszywą, czarną kocicę, nienawiść do Krokus w tej chwili była znacznie silniejsza.
<Krokus?>