Słońce leniwie wstało, a wraz z nim Mysi Krok. Kocur śpiącym spojrzeniem rozejrzał się po legowisku. Pozostali wojownicy spali. Muchomorowa Cętka niespokojnie wiercił się przez sen mamrotając coś cicho. Coś o potworach i Maślakowym Zagajniku. Drżał przez sen niespokojnie. Kremowy zawiesił na nim wzrok zastanawiając się czy powinien zbudzić wojownika. Po uderzeniu serca zrezygnował z tego. Ostatnio każdy miał koszmary. Nie tylko Muchomorową Cętkę przygniatało to wszystko co się działo. Wojownik westchnął cicho, wychodząc z legowiska wojowników. Poranek choć zimny działał jakoś kojąco. Drzewa szumiały spokojnie kołysane przez wiatr. Głuchą ciszę przerywało ciche pohukiwanie sowy. Mysi Krok usiadł na mokrej trawie, wbijając wzrok w niebo. Nadal nie mógł uwierzyć w śmierć matki. Z każdym wschodem słońca, zmianą pór roku jego rodzina drastycznie się kurczyła. Kiedyś miał mamę i tatę oraz siódemkę rodzeństwa... teraz jedynie trzech braci i siostrzeńca. Zwiesił łeb. Jego życie było bezsensownym ciągiem bólu i płaczu. Gdyby nie Szczawiowy Liść nie miałby powodu do życia ani trwania w tym klanie tragedii. Zastrzygł uszami, słysząc szmery za sobą. Odwrócił się, by ujrzeć Zadymiony Pysk. Dymny sennie ziewał, rozciągając się. Było jasne, że nie jest zadowolony z porannego patrolu, ale czekał na swoje psiapsióły, czyli Cyprysową Szyszkę i spółkę, żeby móc im pomarudzić czemu akurat jemu los robi na złość i każe wcześnie rano wstawać.
— Hej — miauknął do niego Mysi Krok nieśmiało.
Ślipia wojownika zrobiły się dwa razy większe na jego widok. Nie odpowiedział. Uciekł. Kremowy nieco zdezorientowany nawet nie miał siły tego roztrząsać. Sam oddalił się od dymnego, żeby nie stresować go czymkolwiek co zrobił. Przy wyjściu z obozowiska szykował się pierwszy poranny patrol. W jego skład wchodziła Olechowe Serce, Melonowy Pysk i Koperkowe Futro. Myszek widząc dawnego ucznia uśmiechnął się lekko. Wyrósł na dobrego wojownika. Cieszył się z jego sukcesów, aczkolwiek coś nie dawało mu spokoju. Od śmierci Berberysowej Gwiazdy kocur był jakiś inny. Bardziej nerwowy i roztrzepany. Mysi Krok nie miał pojęcia o co chodzi, ale martwił się o arlekina. Głupio liczył, że to jakaś miłosna błahostka, o której zapomni już niedługo.
— Mysi Kroku! — zawołał Melonowy Pysk.
— Mysi Kroku! — zawołał Melonowy Pysk.
Kremowy spojrzał w jego stronę. Melon uśmiechnął się. Jego pysk zdawał się być taki znajomy. Przypominał mu kogoś, ale nie mógł skojarzyć kogo.
— Nie chciałbyś pójść za mnie, co? — mruknął Melon. — Taki przyjemny spacerek od rana każdemu dobrze zrobi. A ja chętnie ci odstąpię. — Puścił mu oczko.
Mysi Krok opuścił uszy.
— Podziękuję — miauknął szybko.
— No weź — nalegał kocur.
— Tobie akurat ruch się przyda — stwierdziła zniecierpliwiona Olchowe Serce, przebierając łapami w miejscu. — Ruszamy, czy zamierzacie tu zapuścić korzenie?
Koperek posłał jedynie mentorowi słaby uśmiech i ruszył z dwójką kotów. Mysi Krok jeszcze uderzenie serca patrzył jak powoli się oddalają aż sam ruszył dalej. Patrol łowiecki miał wyznaczony dopiero po szczytowaniu słońca, więc miał chwilę dla siebie. Co w sumie mogło być najgorszą rzeczą jaka mogła go spotkać. Nie mógł pozwolić sobie znów na zatopieniu się w bezsensowne i parugodzinne rozmyślanie o niczym, czy przeżywanie po raz setny sytuacji z przeszłości. Westchnął cicho, rozglądając się obozowisku. Musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może w kociarni będzie potrzebna jego pomoc? Poza tym wypadałoby też odwiedzić kocięta Jemioły. Dziwne zrzędzenie losu sprawiło, że samotniczka nazwała swoje dziecko imionami z jego rodziny. Mysi Krok mógłby uwierzyć, że to przypadek gdyby był sam Bluszczyk czy Sroczek, ale dwóch synów samotniczki o imionach jego krewnych? Coś mu tu śmierdziało. Nim jednak skierował się do żłobka poszedł na skraj obozowiska poszukać jakiegoś prezentu dla kociąt. Szybko wygrzebał spod mokrego śniegu jakąś szyszkę. Zadowolony ze swojego wyboru ruszył w stronę miejsca docelowego. Szedł rozmyślając o dziwnej sprawie, aż zamiast mokrej ziemi pod łapą poczuł coś miękkiego. I ciepłego. Spojrzał na ów rzecz. Ogon. Łysy ogon. Nie musiał podnosić łba, żeby wiedzieć do kogo należy. Miał ochotę jedynie zapaść się pod ziemię. Uniósł lekko ślipia by spojrzeć w przerażone niebieskie ślipia.
— P-przepraszam! — miauknął pospiesznie Mysi Krok.
Ciemna Dolina prawdopodobnie nawet tego nie usłyszała. Podobnie jak Zadymiony Pysk jedynie oddaliła się pospiesznie. Tym razem kremowy kocur nie został sam. Srebrny kocur przyglądał się mu z nienawiścią. Mysi Krok przełknął ciężko ślinę. Pomimo że wojownik był od niego widocznie młodszy i tak jego pełne gniewu ślipia budziły w nim lęk.
— Ty... lisia wywłoko! — warknął, rzucając się na niego. — Jak śmiałeś?! Wronia strawa! Sprawię, że pożałujesz, ze się urodziłeś! — wysunął pazury.
— S-spokojnie, Śnieżna Z-zamiecio — wyjąkał jedynie z siebie. — J-ja naprawdę n-nie chciałem...
Ta odpowiedź nie spodobała się młodzikowi.
— Jasne. A ja jestem Lisią Gwiazdą, lisi bobku — syknął.
— Mysi Krok mówi prawdę — wtrącił się cichy głos za nimi.
Obydwoje powędrowali w jego stronę. Bury uczeń owinął się szczelnie swoim ogonem. Oczy utkwione miał w niebo. Z przerażeniem wypatrywał pewnego kształtu spędzającego mu sen ze ślip każdej nocy.
— Co? Jasne! Idź lepiej sprawdzić czy kaczka cię nie śledzi, ofermo! — prychnął Śnieżna Zamieć.
Wiesiołkowa Łapa pisnął cicho na samo słowo klucz. Rozejrzał się nerwowo. Odetchnął z ulgą dopiero gdy przeanalizował cały krajobraz wokół siebie. Wbił wzrok w łapki. Mimowolny dreszczyk przeszedł po jego ciele.
— Naprawdę wątpię, żeby Mysi Krok nadepnął twoją mamę celowo! Sam dobrze wiesz jaką miłą i cudowną jest kotką. Po co miałby robić jej przykrość... — próbował jakoś wyjaśnić swoją myśl Śnieżnej Zamieci Wiesiołkowa Łapa.
— Nie chciałbyś pójść za mnie, co? — mruknął Melon. — Taki przyjemny spacerek od rana każdemu dobrze zrobi. A ja chętnie ci odstąpię. — Puścił mu oczko.
Mysi Krok opuścił uszy.
— Podziękuję — miauknął szybko.
— No weź — nalegał kocur.
— Tobie akurat ruch się przyda — stwierdziła zniecierpliwiona Olchowe Serce, przebierając łapami w miejscu. — Ruszamy, czy zamierzacie tu zapuścić korzenie?
Koperek posłał jedynie mentorowi słaby uśmiech i ruszył z dwójką kotów. Mysi Krok jeszcze uderzenie serca patrzył jak powoli się oddalają aż sam ruszył dalej. Patrol łowiecki miał wyznaczony dopiero po szczytowaniu słońca, więc miał chwilę dla siebie. Co w sumie mogło być najgorszą rzeczą jaka mogła go spotkać. Nie mógł pozwolić sobie znów na zatopieniu się w bezsensowne i parugodzinne rozmyślanie o niczym, czy przeżywanie po raz setny sytuacji z przeszłości. Westchnął cicho, rozglądając się obozowisku. Musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może w kociarni będzie potrzebna jego pomoc? Poza tym wypadałoby też odwiedzić kocięta Jemioły. Dziwne zrzędzenie losu sprawiło, że samotniczka nazwała swoje dziecko imionami z jego rodziny. Mysi Krok mógłby uwierzyć, że to przypadek gdyby był sam Bluszczyk czy Sroczek, ale dwóch synów samotniczki o imionach jego krewnych? Coś mu tu śmierdziało. Nim jednak skierował się do żłobka poszedł na skraj obozowiska poszukać jakiegoś prezentu dla kociąt. Szybko wygrzebał spod mokrego śniegu jakąś szyszkę. Zadowolony ze swojego wyboru ruszył w stronę miejsca docelowego. Szedł rozmyślając o dziwnej sprawie, aż zamiast mokrej ziemi pod łapą poczuł coś miękkiego. I ciepłego. Spojrzał na ów rzecz. Ogon. Łysy ogon. Nie musiał podnosić łba, żeby wiedzieć do kogo należy. Miał ochotę jedynie zapaść się pod ziemię. Uniósł lekko ślipia by spojrzeć w przerażone niebieskie ślipia.
— P-przepraszam! — miauknął pospiesznie Mysi Krok.
Ciemna Dolina prawdopodobnie nawet tego nie usłyszała. Podobnie jak Zadymiony Pysk jedynie oddaliła się pospiesznie. Tym razem kremowy kocur nie został sam. Srebrny kocur przyglądał się mu z nienawiścią. Mysi Krok przełknął ciężko ślinę. Pomimo że wojownik był od niego widocznie młodszy i tak jego pełne gniewu ślipia budziły w nim lęk.
— Ty... lisia wywłoko! — warknął, rzucając się na niego. — Jak śmiałeś?! Wronia strawa! Sprawię, że pożałujesz, ze się urodziłeś! — wysunął pazury.
— S-spokojnie, Śnieżna Z-zamiecio — wyjąkał jedynie z siebie. — J-ja naprawdę n-nie chciałem...
Ta odpowiedź nie spodobała się młodzikowi.
— Jasne. A ja jestem Lisią Gwiazdą, lisi bobku — syknął.
— Mysi Krok mówi prawdę — wtrącił się cichy głos za nimi.
Obydwoje powędrowali w jego stronę. Bury uczeń owinął się szczelnie swoim ogonem. Oczy utkwione miał w niebo. Z przerażeniem wypatrywał pewnego kształtu spędzającego mu sen ze ślip każdej nocy.
— Co? Jasne! Idź lepiej sprawdzić czy kaczka cię nie śledzi, ofermo! — prychnął Śnieżna Zamieć.
Wiesiołkowa Łapa pisnął cicho na samo słowo klucz. Rozejrzał się nerwowo. Odetchnął z ulgą dopiero gdy przeanalizował cały krajobraz wokół siebie. Wbił wzrok w łapki. Mimowolny dreszczyk przeszedł po jego ciele.
— Naprawdę wątpię, żeby Mysi Krok nadepnął twoją mamę celowo! Sam dobrze wiesz jaką miłą i cudowną jest kotką. Po co miałby robić jej przykrość... — próbował jakoś wyjaśnić swoją myśl Śnieżnej Zamieci Wiesiołkowa Łapa.
Srebrny wojownik wywrócił ślipiami. Najwyraźniej zmęczyła go to biadolenie Wiesiołkowej Łapy i już wolał zająć się czymś bardziej w swoim mniemaniu pożytecznym.
— Tym razem ci odpuszczę. Ale jeszcze jedna taka sytuacja, a skończysz gorzej niż u szalonego dziadka — mruknął mu do ucha Śnieżna Zamieć.
Mysi Krok poczuł jak się trzęście.
— O-oczywiście. — starał się odpowiedzieć w miarę spokojnym głosem.
Srebrny jeszcze raz na niego prychnął i splunął na niego na do widzenia. Kremowy szybko starł to z pyska. Spojrzał z obrzydzeniem na wydzielinę z ciekającą mu z łapy.
Klanie Gwiazd za co na to zasłużył?
— Dzięki, choć nie musiałeś — mruknął cicho do Wiesiołkowej Łapy.
Nadal w pełni nie ufał świeżemu członkowi klanu. Tym bardziej, że ten dołączył do nich już praktycznie dorosły. Bury kocur spuścił wzrok.
— Niesprawiedliwie byłoby dostać karę za niecelowe działanie, prawda? — zapytał cicho.
Mysi Krok wzruszył ramionami. Przywykł, że jego klan był domem różnych szaleńców.
— To na tym nasze drogi się rozchodzą...? — miauknął niepewnie.
— Tym razem ci odpuszczę. Ale jeszcze jedna taka sytuacja, a skończysz gorzej niż u szalonego dziadka — mruknął mu do ucha Śnieżna Zamieć.
Mysi Krok poczuł jak się trzęście.
— O-oczywiście. — starał się odpowiedzieć w miarę spokojnym głosem.
Srebrny jeszcze raz na niego prychnął i splunął na niego na do widzenia. Kremowy szybko starł to z pyska. Spojrzał z obrzydzeniem na wydzielinę z ciekającą mu z łapy.
Klanie Gwiazd za co na to zasłużył?
— Dzięki, choć nie musiałeś — mruknął cicho do Wiesiołkowej Łapy.
Nadal w pełni nie ufał świeżemu członkowi klanu. Tym bardziej, że ten dołączył do nich już praktycznie dorosły. Bury kocur spuścił wzrok.
— Niesprawiedliwie byłoby dostać karę za niecelowe działanie, prawda? — zapytał cicho.
Mysi Krok wzruszył ramionami. Przywykł, że jego klan był domem różnych szaleńców.
— To na tym nasze drogi się rozchodzą...? — miauknął niepewnie.
Miał nadzieję, że kocur nie będzie chciał za nim teraz wszędzie chodzić. Wiesiołek na szczęście jedynie kiwnął łbem.
— Moja mentorka pewnie już mnie szuka. Ty też powinieneś niedługo obudzić Słoneczną Łapę. — przypomniał mu.
— Moja mentorka pewnie już mnie szuka. Ty też powinieneś niedługo obudzić Słoneczną Łapę. — przypomniał mu.
Mysi Krok zignorował końcową uwagę. Obecny układ mu odpowiadał. Kotka nie lubiła wcześnie wstawać, a on męczyć się od rana. Nie widział potrzeby zmieniać tego.
— Dzięki za radę — mruknął pod nosem. — Lepiej uważaj na swoją mentorkę. Dziwna jest.
— Dzięki za radę — mruknął pod nosem. — Lepiej uważaj na swoją mentorkę. Dziwna jest.
— Bo jest niewidoma...?
— Nie wydaje mi się — stwierdził kremowy. — Z resztą sam się przekonasz.
Odszedł od ucznia, zostawiając go z tym tematem. Liczył, że może ten na coś się przyda i uda mu się wykryć nieprawidłowości w zachowaniu Tańczącej Pieśni.
Podniósł szyszkę z ziemi i skierował się w stronę kociarni. Znalezienie jej zajęło mu dłuższą chwilę. Nadal nie potrafił się całkowicie przyzwyczaić do nowego obozowiska. Wychowany na skalnej półce żył tam całe życie. Bez szumu i koron drzew, ani miękkiej błotnistej ziemi. Idealnie znał dawne obozowisko. Wszelkie zakamarki, ile kroków było od jednego do drugiego legowiska. Co się w nich skrywało. A teraz? Ciągle gubił się w tym wszystkim. Skręcał do żłobka a trafiał do legowiska starszyzny. Jednak po paru pomyłkach udało mu się dotrzeć do żłobka. Słodki zapach mleka powitał go na wstępie. Mysi Krok wziął głęboki wdech i wszedł do środka. Już na samym początku spotkał się z nieprzychylnym spojrzeniem. Mroźny Oddech wbiła swoje lodowate ślipia w niego. Futro na karku mimowolnie mu się zjeżyło. Nie przepadał za kotką. Z resztą wzajemnością. Ona za nim tym bardziej. Nie wadzili sobie dopóki kotka zamiast mówić do niego jego prawdziwym imieniem zaczęła na niego wołać "Boidupa". Może nie było to karygodne przezwisko, jednakże i tak bolało to kocura. Tym bardziej, że prócz kotki niektórzy wojownicy przejęli to od niej.
— A ty tu co? — mruknęła biała swoim znudzonym głosem.
Mysi Krok położył uszy i zignorował wypowiedź kotki. Nie zamierzał dać się jej sprowokować i skompromitować ponownie. Podszedł pewnym krokiem do leżącej na mchu Jemiole. Kotka na początku go nie zauważyła. Jej kociaki beztrosko bawiły się w jakąś zabawę przypominającą "cztery klany". Kremowy stanął przed pointką. Ta na jego widok wydała cichy pisk i uciekła pospiesznie wzrokiem w kąt.
— C-co... co t-ty t-tu robisz? — ledwo to wyjąkała.
Mysiemu Krokowi zrobiło się trochę głupio. Przyszedł tu by zaspokoić własną ciekawość a nie pomyślał o emocjach zajętej wiecznie kociakami Jemiole. Położył szyszkę przed nią.
— To dla Sroczka i Bluszczka — mruknął niepewnie.
Nie był zbyt dobry w rozmowy z kotkami. Zbyt wiele z nich dało mu kosza.
— O-oh. D-dziękuję. N-na p-pewn-no się u-ucieszą — wydukała, wbijając wzrok w łapy.
Mysi Krok uśmiechnął się lekko zdezorientowany. Nie pamiętał, żeby wcześniej pointka brzmiała jak reinkarnacja Łabędziego Plusku.
— To dobrze. — mruknął w końcu przerywając niezręczną chwilę ciszy. — Jak chcesz mogę się nimi zająć na trochę, a ty możesz się przejść, czy coś... Oczywiście jeśli chcesz. — podkreślił, żeby nie brzmiało to dziwnie.
— A ty tu co? — mruknęła biała swoim znudzonym głosem.
Mysi Krok położył uszy i zignorował wypowiedź kotki. Nie zamierzał dać się jej sprowokować i skompromitować ponownie. Podszedł pewnym krokiem do leżącej na mchu Jemiole. Kotka na początku go nie zauważyła. Jej kociaki beztrosko bawiły się w jakąś zabawę przypominającą "cztery klany". Kremowy stanął przed pointką. Ta na jego widok wydała cichy pisk i uciekła pospiesznie wzrokiem w kąt.
— C-co... co t-ty t-tu robisz? — ledwo to wyjąkała.
Mysiemu Krokowi zrobiło się trochę głupio. Przyszedł tu by zaspokoić własną ciekawość a nie pomyślał o emocjach zajętej wiecznie kociakami Jemiole. Położył szyszkę przed nią.
— To dla Sroczka i Bluszczka — mruknął niepewnie.
Nie był zbyt dobry w rozmowy z kotkami. Zbyt wiele z nich dało mu kosza.
— O-oh. D-dziękuję. N-na p-pewn-no się u-ucieszą — wydukała, wbijając wzrok w łapy.
Mysi Krok uśmiechnął się lekko zdezorientowany. Nie pamiętał, żeby wcześniej pointka brzmiała jak reinkarnacja Łabędziego Plusku.
— To dobrze. — mruknął w końcu przerywając niezręczną chwilę ciszy. — Jak chcesz mogę się nimi zająć na trochę, a ty możesz się przejść, czy coś... Oczywiście jeśli chcesz. — podkreślił, żeby nie brzmiało to dziwnie.
Jemioła skryła pyszczek pod łapkami.
— D-dziękuję. D-dziś s-sobie r-radzę, ale b-będę pamiętać — miauknęła pospiesznie, zerkając na niego ukradkiem.
— Jakby coś to wołaj. — oznajmił, zbierając się do wyjścia z kociarni.
Wyszedł szybkim krokiem z kociarni. Czuł jak czyjś wzrok wywierca w nim dziurę na wylot. Przyspieszył, chcąc jak najszybciej się oddalić stamtąd, ale Mroźny Oddech nie odpuszczała. Zagrodziła mu drogę. Jej zielone ślipia przeszywały go na wylot.
— Wiem. — powiedziała.
— D-dziękuję. D-dziś s-sobie r-radzę, ale b-będę pamiętać — miauknęła pospiesznie, zerkając na niego ukradkiem.
— Jakby coś to wołaj. — oznajmił, zbierając się do wyjścia z kociarni.
Wyszedł szybkim krokiem z kociarni. Czuł jak czyjś wzrok wywierca w nim dziurę na wylot. Przyspieszył, chcąc jak najszybciej się oddalić stamtąd, ale Mroźny Oddech nie odpuszczała. Zagrodziła mu drogę. Jej zielone ślipia przeszywały go na wylot.
— Wiem. — powiedziała.
Niebezpieczne iskierki zabłysnęły w nich oczach.
— Co wiesz? — zapytał głupio Mysi Krok zdezorientowany tym nagłym stwierdzeniem.
Mroźny Oddech uśmiechnęła się paskudnie. Jej ogon lekko falował na boki, ale kotka nie była zdenerwowana. Oj nie. Ona świetnie się bawiła. Podeszła do niego spokojnym krokiem. Zupełnie jakby delektowała się każdą chwilą jego stresu i nerwów. Jej pysk zbliżył się do jego pyska. Patrzyli sobie prosto w ślipia uderzenie serca.
— Wiem, że jesteś ich ojcem. — szepnęła mu do ucha.
cnd
— Co wiesz? — zapytał głupio Mysi Krok zdezorientowany tym nagłym stwierdzeniem.
Mroźny Oddech uśmiechnęła się paskudnie. Jej ogon lekko falował na boki, ale kotka nie była zdenerwowana. Oj nie. Ona świetnie się bawiła. Podeszła do niego spokojnym krokiem. Zupełnie jakby delektowała się każdą chwilą jego stresu i nerwów. Jej pysk zbliżył się do jego pyska. Patrzyli sobie prosto w ślipia uderzenie serca.
— Wiem, że jesteś ich ojcem. — szepnęła mu do ucha.
cnd
33 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz