*za górami, za lasami, dawno, dawno temu, kiedy Szeptu jeszcze miał karę, a Płomyk był uczniem*
— A ty co Pusty Łbie? Skończyłeś już swoją niewolniczą pracę? — Szept usłyszał znajomy, kpiący głos, na który uniósł łeb.
— Ooo, mój ulubiony syn drogiej przyjaciółki! — zdobył się na krzywy uśmiech, który to ani radością ani energią nie kwitł, niemniej ironii w nim nie brakowało - Wstaliśmy lewą łapą z legowiska, czy może mrówki nam weszły w sierść, że tak parszywie wyglądasz? - spytał, na co rudy pysk przybrał niezadowolony wyraz. Ubodło, nice. Niemniej rzeczywiście, ten skrzywiony pysk był teraz skrzywiony bardziej niż zwykle.
— Ooo, mój ulubiony syn drogiej przyjaciółki! — zdobył się na krzywy uśmiech, który to ani radością ani energią nie kwitł, niemniej ironii w nim nie brakowało - Wstaliśmy lewą łapą z legowiska, czy może mrówki nam weszły w sierść, że tak parszywie wyglądasz? - spytał, na co rudy pysk przybrał niezadowolony wyraz. Ubodło, nice. Niemniej rzeczywiście, ten skrzywiony pysk był teraz skrzywiony bardziej niż zwykle.
— Nie twój interes — warknął. — Lepiej zajmij się tym do czego zostałeś stworzony, zamiast podskakiwać do lepszych od siebie — burknął.
— Skoro tak mówisz, smarku - wzruszył barkami — W sumie po co mam tracić na ciebie czas. I ci tam mówiłeś o skakaniu? — zniżył głowę, unosząc czoło - Tam na dole kiepsko cię słychać.
— Skoro tak mówisz, smarku - wzruszył barkami — W sumie po co mam tracić na ciebie czas. I ci tam mówiłeś o skakaniu? — zniżył głowę, unosząc czoło - Tam na dole kiepsko cię słychać.
Rudzielec się zapowietrzył.
— Jeszcze urosnę! Nie będę kurduplem. Mój tata był duży! I nie nazywaj mnie imieniem Obsmarkanego Kamienia. To mi uwłacza. — Zadarł nosek.
— W sumie, teraz muszę przeprosić drogiego przyjaciela, za nazwanie cię jego imieniem, masz rację. Maluch w odniesieniu do ciebie brzmi lepiej.
— Nieprawda! — pisnął. — Mów mi Płomienna Łapo, formalnie. Nie zezwalam na inne twoje skrócone wersje! — Tupnął łapką.
— Nie słysze cię tam na dole, musisz mówić głośniej.
— WRAAAH! — wydarł się na niego zły. — Jesteś głupi! To mi szkoda na ciebie czasu. Idę sobie. - I... sobie poszedł, pozostawiając Szepta samego sobie, który to chwilę odprowadzał go wzrokiem, po czym wzruszył barkami, wracając do swojej pracy.
— Nie słysze cię tam na dole, musisz mówić głośniej.
— WRAAAH! — wydarł się na niego zły. — Jesteś głupi! To mi szkoda na ciebie czasu. Idę sobie. - I... sobie poszedł, pozostawiając Szepta samego sobie, który to chwilę odprowadzał go wzrokiem, po czym wzruszył barkami, wracając do swojej pracy.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Szept z Płomykiem o mało się nie zderzyli tym razem. Rudzielec skądś wracał, w pierwszej reakcji oskakując i strosząc sierść, jednak po chwili, gdy rozpoznał w możliwym "zagrożeniu" Szepta, westchnął jedynie ciężko.
— Ten świat jest zbyt mały...
Lilowy uniósł czoło, zerkając na przybysza z góry. Ostatnio po jego skarżypyctwie dostał od Lwiej Paszczy z liścia. Well, to już druga kotka go tak traktuje, najpierw jego matka, teraz niezbyt zaprzyjaźniona, wkurzona, matka kogoś innego. Ale co poradził? Szczyl się tak śmiesznie puszył, jak się złościł.
— No weź, nie tęskniłeś za moją dawką rodzicielskiej miłości? — spytał, podczas gdy jego pysk przybrał... jakby kpiący wyraz, kiedy to Szept uśmiechnął się krzywo.
— Nie. Mam dość miłości na następny księżyc. Jest odrażająca. Mogłaby zdechnąć — wyrzucił z siebie, krzywiąc swój nos.
— Oho...? — przystawił się, nagle zainteresowany — Mówimy o miłości, czy o obiekcie, który tą miłość roztacza~?
— Obie wersje są obrzydliwe. — Rudzielec cofnął się z gracją, gdy lilowy zbliżył się do niego. — Czemu w ogóle o tym mówisz?
— Nie. Mam dość miłości na następny księżyc. Jest odrażająca. Mogłaby zdechnąć — wyrzucił z siebie, krzywiąc swój nos.
— Oho...? — przystawił się, nagle zainteresowany — Mówimy o miłości, czy o obiekcie, który tą miłość roztacza~?
— Obie wersje są obrzydliwe. — Rudzielec cofnął się z gracją, gdy lilowy zbliżył się do niego. — Czemu w ogóle o tym mówisz?
Szept tymczasem obserwował zielonymi ślepiami z uwagą reakcję rudzielca, bez specjalnego wyrazu na pysku, dopiero po chwili się prostując.
— Dobrze więc synu, usiądź, widzę, że nadszedł ten czas — sam usiadł, przybierając zadumaną minę wszechwiedzącego starca — Widzisz, w życiu każdego młodego kota, dochodzi do dorastania. Wiesz, to wtedy, kiedy wyrastasz z kociaka na prawilnego wojownika z krwi i kości. Wtedy też, lub też wcześniej, dochodzi do pierwszych miłości. Kocury z natury dorastają wolniej mentalnie od kotek... więc patrząc na twoje zmęczenie, raczej nie miałeś styczności z wielbiącym cię kocurem, który podchodziłby do sprawy raczej niezdarnie. — tu upuścił swoją maskę, przybierając szeroki uśmiech — Chociaż dziwię się, że twoje rude chuchro ktokolwiek chciał, podziw dla osoby za niezwykle kiepski gust. Chociaż jak tak patrzę, to miłość jednostronna.
— Co?! — aż się zapowietrzył. — Nie jestem twoim synem! Wiem, że podoba ci się moja mama i byś chciał z nią być, ale to są dla ciebie za wysokie loty. Odpuść lepiej, bo ci wleje — fuknął, wcale jeszcze nie kończąc swojej tyrady. — I o czym ty mówisz? Ja nawet bym nie spojrzał na kocura, afe! To obrzydliwe być z jakimś typem. — Spojrzał na niego mimo wszystko z lekkim niepokojem, że z tej krótkiej wymiany zdań dowiedział się, że z kimś się spotykał. — Nie wiem o czym mówisz... — postanowił kręcić, by nie potwierdzić jego przypuszczeń. — Z nikim się nie spotykam.
— Wybacz, ale twoja matka.... - tu urwał, spojrzał w bok, po czym westchnął i zrobił minę tak obolałą i zniesmaczoną, jakby ktoś właśnie mu powiedział, że przez następne lata będzie kopał również tunele u innych klanów. Lwia Paszcza od jego ideału odbiegała sporo. Może w innym uniwersum by się dogadali, był tego świadom, jednak z wiekiem przestała się robić zabawna. Nie miał pojęcia, jak to wytłumaczyć. - A nad tym twoim ,,fe" jeszcze popracujemy - dodał, mierząc go uważnie wzrokiem, po czym skrzywił pysk - Czyli mam rozumieć, że odnosiłeś się do samego uczucia miłości, ponieważ miałeś wielką flozoficzną rozprawę nad którą się tak głowiłeś i wczułeś, że aż się zmęczyłeś?
— Co?! — aż się zapowietrzył. — Nie jestem twoim synem! Wiem, że podoba ci się moja mama i byś chciał z nią być, ale to są dla ciebie za wysokie loty. Odpuść lepiej, bo ci wleje — fuknął, wcale jeszcze nie kończąc swojej tyrady. — I o czym ty mówisz? Ja nawet bym nie spojrzał na kocura, afe! To obrzydliwe być z jakimś typem. — Spojrzał na niego mimo wszystko z lekkim niepokojem, że z tej krótkiej wymiany zdań dowiedział się, że z kimś się spotykał. — Nie wiem o czym mówisz... — postanowił kręcić, by nie potwierdzić jego przypuszczeń. — Z nikim się nie spotykam.
— Wybacz, ale twoja matka.... - tu urwał, spojrzał w bok, po czym westchnął i zrobił minę tak obolałą i zniesmaczoną, jakby ktoś właśnie mu powiedział, że przez następne lata będzie kopał również tunele u innych klanów. Lwia Paszcza od jego ideału odbiegała sporo. Może w innym uniwersum by się dogadali, był tego świadom, jednak z wiekiem przestała się robić zabawna. Nie miał pojęcia, jak to wytłumaczyć. - A nad tym twoim ,,fe" jeszcze popracujemy - dodał, mierząc go uważnie wzrokiem, po czym skrzywił pysk - Czyli mam rozumieć, że odnosiłeś się do samego uczucia miłości, ponieważ miałeś wielką flozoficzną rozprawę nad którą się tak głowiłeś i wczułeś, że aż się zmęczyłeś?
Pysk Płomiennej Łapy przybrał wyraz pełnego niezrozumienia tym co takiego kocur do niego mówił.
— Jak to... Popracujemy? Hola, hola. Abyśmy dobrze się zrozumieli. Nie jestem gejem. Wole kotki — rzekł dobitnie, aby nie było w tej sprawie żadnych niedomówień. — Nie zamierzam ci się zwierzać co takiego robiłem, że mam taką a nie inną opinię na ten temat. Po prostu wiem, że to głupie. Wystarczy ciebie posłuchać i już mnie skręca. Pary się tulą, a kontakt fizyczny z kimś kto nie wiadomo gdzie chodził jest obrzydliwy.
— Nie muszą się tulić — kocur wzruszył barkami — Jak powiesz ,,hej, chcę więcej przestrzeni przestań srać tęczą" to powinna to zrozumieć. Jak nie, to trochę brak poszanowania twojej przestrzeni... i jak na moje to bym raczej takiej unikał — zaczął filozofować — Z resztą, ,,nie wiadomo gdzie chodził"? To brzmi jakby cię jakiś losowy kot napadał, wszystko tam w domu w porządku? — spytał, marszcząc czoło pół żartem. — I dobrze, dobrze... nie będę ci wpychać na siłę kocura w łapy, matko...
Rudzielec po tym wywodzie posłał do niego spojrzenie spod byka.
— Ta... Też bym takiej unikał — zgodził się z nim z kwaśną miną. — No bo! — jego werwa wróciła. — No bo ja nie lubię jak ktoś się do mnie zbliża! Mam coś takiego jak przestrzeń osobista. Odraża mnie wszelka próba kontaktu jak dotyk czy przytulanie. Zresztą to wiesz, bo sam mnie tym chciałeś wykończyć! — miauknął z wyrzutem.
— Chcesz nad tym też poćwiczyć? — zapytał, po czym otworzył swe ramiona z szerokim uśmiechem.
— Obejdzie się. — młody cofnął się z odrazą. — Nawet nie próbuj. Nie doszedłem do siebie po ostatnim razie, więc... nie. Siedź tam. Czemu w ogóle mi to proponujesz? Jesteśmy wrogami! Nie powinieneś tak się interesować moimi problemami miłosnymi. To nie twój zresztą interes.
— Jestem bardzo pomocnym magicznym skrzatem — stwierdził — Poza tym, prezentujesz teraz sobą dość żałosny obraz, szkoda by się było tym nie zainteresować. Więc hmmm, ciekawość, zgaduję? Z resztą, ałć! Wrogami, prosto w serce. — zajęczał teatralnie, przykładając łapy do piersi .
— Chcesz nad tym też poćwiczyć? — zapytał, po czym otworzył swe ramiona z szerokim uśmiechem.
— Obejdzie się. — młody cofnął się z odrazą. — Nawet nie próbuj. Nie doszedłem do siebie po ostatnim razie, więc... nie. Siedź tam. Czemu w ogóle mi to proponujesz? Jesteśmy wrogami! Nie powinieneś tak się interesować moimi problemami miłosnymi. To nie twój zresztą interes.
— Jestem bardzo pomocnym magicznym skrzatem — stwierdził — Poza tym, prezentujesz teraz sobą dość żałosny obraz, szkoda by się było tym nie zainteresować. Więc hmmm, ciekawość, zgaduję? Z resztą, ałć! Wrogami, prosto w serce. — zajęczał teatralnie, przykładając łapy do piersi .
Rudy uniósł brew, nie komentując wspaniałego przedstawienia. Widocznie nie znał się na sztuce. Widocznie jednak wzmianka o wyglądaniu żałośnie coś na niego podziałała, gdyż zaraz wyprostował się dumnie, aby pokazać, że lilak się co do tego mylił.
— Nie jestem żałosny. Jestem Płomienną Łapą, wybrańcem Klanu Gwiazdy i przyszłym liderem Klanu Burzy. Istotą boską, co oznacza, że jestem idealny pod każdym względem. Ma sierść promieniuje blaskiem i zdrowiem, więc twoja ocena jest błędna. I tak... dobrze usłyszałeś. Zrobiłeś mi tyle krzywd co nikt inny w całym moim życiu! Jesteś niekulturalny i mnie nie wielbisz, nie kłaniasz, a obrażasz i nie szanujesz mej woli. Na dodatek mówisz do mnie synu co mi uwłacza, mi i mojemu prawdziwemu ojcu!
— Nie kłaniam się byle komu — stwierdził w odpowiedzi Szept, wzruszając barkami — Z resztą, z tego co pamiętam, wybrańcem jest twój wujek Piaszczysta Zamieć. Nawet imię ma po trupie, nie oznacza to, że jest lepszy od ciebie? Z resztą, Piasek jest miły, umie się zachować, lubię jego towarzystwo — wyliczał — Z resztą, tego ojca co każdy widział tylko w snach tu nie ma, więc zgaduję, że raczej nie masz dookoła nikogo, kto byłby lepszym tłumaczem sytuacji, niż ja.
— Nie kłaniam się byle komu — stwierdził w odpowiedzi Szept, wzruszając barkami — Z resztą, z tego co pamiętam, wybrańcem jest twój wujek Piaszczysta Zamieć. Nawet imię ma po trupie, nie oznacza to, że jest lepszy od ciebie? Z resztą, Piasek jest miły, umie się zachować, lubię jego towarzystwo — wyliczał — Z resztą, tego ojca co każdy widział tylko w snach tu nie ma, więc zgaduję, że raczej nie masz dookoła nikogo, kto byłby lepszym tłumaczem sytuacji, niż ja.
— On nie jest wybrańcem! To leszcz co płacze przez sen! Ktoś taki nie zasługuje na miano wybrańca! Nie jest płomienno rudy, tylko kremowy! Obrzydza mnie... — wykrzywił się. — Ja! Będę kimś wielkim! Zobaczysz. Sam sprawie, że imię Płomiennej Gwiazdy będzie legendarne i przerośnie samą Piaskową Gwiazdę! — na wzmiankę o ojcu syknął pod nosem. — Ach, tak? Moja mamusia najlepiej wszystko tłumaczy. Nie potrzebuje do tego ojca, ani innego kocura, który by mi coś tłumaczył. Zresztą... co ty chcesz mi tłumaczyć, czego nie wytłumaczy mi mama?
— O, jesteś pewny, że chcesz, żeby twoja matka usłyszała jak wywijasz na jej ukochanego brata? — spytał, krzywiąc pysk w lekkim uśmiechu — Ja bym się jednak wstrzymał~ W końcu to twoja ukochana rodzinka~ — dorzucił cichszym tonem, po czym, nadal z uśmieszkiem na pysku, machnął łapą jakby od niechcenia, po czym jego wzrok schłodniał na moment — Przez kolejną tyranizację? Mmmm... strach nie jest dobrym sznurem. Może jedynie chwilowo — wyszczerzył białe ząbki — A więc czemu nie spytasz swojej mamy, dlaczego czujesz jak czujesz? W końcu na pewno wie o twoich schadzkach, a mimo to nic nie robi! Aj... pozostawiony sam sobie, bez wytłumaczenia, dlaczego czujesz się tak bardzo zmaltretowany...~
— Mh... — zacisnął pysk i zmrużył oczy. — A ty mi niby powiesz dlaczego się tak czuje, chociaż nie wiesz co tak naprawdę zaszło? — prychnął, nie zamierzając komentować poprzednich jego słów.
— Jak mi powiesz, to będę wiedział — stwierdził — Bazując na domysłach, mogę nie dawać konkretnych odpowiedzi.
— Czemu miałbym w ogóle ci zaufać? Byłeś dla mnie niemiły, a moja mama mnie zawsze przed tobą ostrzega. Jeszcze zrujnujesz mi bardziej życie.
— A po co — rzucił niższym, znudzonym głosem — Pierwszy zacząłeś szopkę, ja ci tylko pokazuję konsekwencje. Nadal nie rozumiem, dlaczego tak bardzo z Lew postrzegacie mnie jako tego złego. Kompletny brak umiejętności czytania innych kotów. Z resztą, połowy już i tak zdołałem się domyśleć z naszej rozmowy, nie jesteś bardzo tajemniczy.
— Tak? To powiedz czego niby się dowiedziałeś? — Spojrzał na niego tak, jakby niedowierzał, że mógł rzeczywiście go przejrzeć.
— Patrząc na twoje upodobania, na upodobania twojej matki, brak kotek w twoim wieku w obozie i całego przedstawienia z odgrywaniem księcia z bajki pod kontrolą, dochodzę do dość jasnej i prostej konkluzji, że zostałeś wrobiony w związek z inną rudą kotką, która najwyraźniej uwielbia naruszać twoją przestrzeń osobistą.
— Mh... — zacisnął pysk i zmrużył oczy. — A ty mi niby powiesz dlaczego się tak czuje, chociaż nie wiesz co tak naprawdę zaszło? — prychnął, nie zamierzając komentować poprzednich jego słów.
— Jak mi powiesz, to będę wiedział — stwierdził — Bazując na domysłach, mogę nie dawać konkretnych odpowiedzi.
— Czemu miałbym w ogóle ci zaufać? Byłeś dla mnie niemiły, a moja mama mnie zawsze przed tobą ostrzega. Jeszcze zrujnujesz mi bardziej życie.
— A po co — rzucił niższym, znudzonym głosem — Pierwszy zacząłeś szopkę, ja ci tylko pokazuję konsekwencje. Nadal nie rozumiem, dlaczego tak bardzo z Lew postrzegacie mnie jako tego złego. Kompletny brak umiejętności czytania innych kotów. Z resztą, połowy już i tak zdołałem się domyśleć z naszej rozmowy, nie jesteś bardzo tajemniczy.
— Tak? To powiedz czego niby się dowiedziałeś? — Spojrzał na niego tak, jakby niedowierzał, że mógł rzeczywiście go przejrzeć.
— Patrząc na twoje upodobania, na upodobania twojej matki, brak kotek w twoim wieku w obozie i całego przedstawienia z odgrywaniem księcia z bajki pod kontrolą, dochodzę do dość jasnej i prostej konkluzji, że zostałeś wrobiony w związek z inną rudą kotką, która najwyraźniej uwielbia naruszać twoją przestrzeń osobistą.
Miał rację, nie miał racji? Trudno było stwierdzić, w pewnym sensie strzelał z połową tego, co właśnie mówił. Ot, zabawa w zgadywankę. Płomyk tymczasem położył po sobie uszy, zadzierając dumnie łeb w górę, by nie upaść niżej niż w tym momencie był.
— Ta? Hm... Ciekawe. I co niby chcesz mi wytłumaczyć, jeśli to co mówisz niby jest prawdą?
— Najpierw to ty byś mi musiał wytłumaczyć, co czujesz. — zatrzymał się na moment i zamyślił — tak myślę. — Prawdą było, że Szept teraz wcielił się w swojego ojca. On sam potrafił analizować co czuł, jednak mówienie o uczuciach było takie... sam nie wiedział, w dyskomfort wprowadzało?
— Co ja... czuje? — uczeń jeszcze bardziej wlepił w niego zaskoczone spojrzenie. — Nie rozumiem po co to wszystko. Jesteśmy wrogami! Nie lubimy się! Jesteś sługą, a ja panem... Ah, matka mnie zabije jak się dowie, że nie dałem ci po pysku! A ty... ty chcesz bym się zwierzał? Tak po prostu bez ukrytego, niecnego celu? Aj... coś mi tu nie pasuje. Czemu niby miałbyś się przejmować moimi problemami czy też uczuciami? Czyżbyś... Nie mów... Zależy ci na moim dobrym samopoczuciu? — Poszerzył swój uśmiech. — Jednak w głębi siebie pragniesz, abym to ja przewodził klanem i chcesz mi w tym pomóc jako mój wierny sługa! — dopowiedział sobie własne wyjaśnienie.
— Oczywiście, długo ci to zajęło - potwierdził teatralnie, przygryzając środek policzka, podczas machnięcia łapą. Niczego się nie dowie, jeśli nie potwierdzi wyobrażeń młodego. — A więc? Jestem tu w końcu, by pomóc, prawda? Bo chyba chcesz pomocy?
— Najpierw to ty byś mi musiał wytłumaczyć, co czujesz. — zatrzymał się na moment i zamyślił — tak myślę. — Prawdą było, że Szept teraz wcielił się w swojego ojca. On sam potrafił analizować co czuł, jednak mówienie o uczuciach było takie... sam nie wiedział, w dyskomfort wprowadzało?
— Co ja... czuje? — uczeń jeszcze bardziej wlepił w niego zaskoczone spojrzenie. — Nie rozumiem po co to wszystko. Jesteśmy wrogami! Nie lubimy się! Jesteś sługą, a ja panem... Ah, matka mnie zabije jak się dowie, że nie dałem ci po pysku! A ty... ty chcesz bym się zwierzał? Tak po prostu bez ukrytego, niecnego celu? Aj... coś mi tu nie pasuje. Czemu niby miałbyś się przejmować moimi problemami czy też uczuciami? Czyżbyś... Nie mów... Zależy ci na moim dobrym samopoczuciu? — Poszerzył swój uśmiech. — Jednak w głębi siebie pragniesz, abym to ja przewodził klanem i chcesz mi w tym pomóc jako mój wierny sługa! — dopowiedział sobie własne wyjaśnienie.
— Oczywiście, długo ci to zajęło - potwierdził teatralnie, przygryzając środek policzka, podczas machnięcia łapą. Niczego się nie dowie, jeśli nie potwierdzi wyobrażeń młodego. — A więc? Jestem tu w końcu, by pomóc, prawda? Bo chyba chcesz pomocy?
Uczeń uśmiechnął się szeroko i dumnie, niczym pan i władca, który nareszcie dostaje to czego chce. Tymczasem Szept, zadowolony, że rybka złapała się na przynętę, patrzył z uśmiechem nie zdradzającym ni krzty myśli.
— Tak. Nie wiesz jak bardzo mnie twe słowa cieszą. Tak długo czekałem na własnego nierudego sługusa! — powiedział entuzjastycznie. — Moja mentorka... — Tu machnął łapą. — Była nim przez moment, ale zrezygnowała. Podły mieszaniec, tfu! No dobra Pusty Łbie. — Jeszcze bardziej jego pyszczek się rozpromienił. — Do rzeczy... Owszem. Jak zauważyłeś... źle mi bardzo z tym, że ktoś się mną zainteresował. Szczerze? Zabiłbym ją z rozkoszą, ale... nie mogę... — westchnął ciężko. — I czuje się z tego powodu okropnie! Czuje jak mnie skręca, zbiera na wymioty i jak świat mi się wali! Czuje się tak, jakby ktoś mi powiedział, że nigdy nie zostanę liderem i mam iść czołgać się w tunelach! O tak... tak właśnie się czuje. Parszywie.
— Nie, nie, nie, drogi Panie, zabijanie kotów nie jest dobrym pomysłem — potwierdził i jednocześnie ostrzegł, kręcąc głową — A uczucie które opisujesz, jest bliższe nienawiści niż faktycznej miłości. Może po prostu z nikim nie chcesz być?
— No co ty nie powiesz... — Przewrócił oczami na wzmiankę o nienawiści. — Jestem po prostu za młody na związki. Chciałem szukać sobie partnerki dopiero, gdy zostanę wspaniałym liderem, a nie... teraz. Na dodatek ona wchodzi mi na głowę i każe się traktować jak skarb. A to mnie powinna wielbić! Mnie! Bo ja jestem bogiem, a nie ona! Gdyby była bardziej na każdy mój rozkaz, to nie byłoby problemów — burknął.
— Nie słuchasz mnie — stwierdził lilowy po chwili. Wow, ale się z Płomyka teraz informacje wylewały. Było to całkiem niesamowite — Czy ty w ogóle pamiętasz co- EH. Dobra, od początku, relacje tak nie działają. Chyba, że trafisz na kota upośledzonego mentalnie, czego nie polecam. Traktowanie się jak "skarb" w takich relacjach powinno być raczej obustronne. Wiesz, to całe opieranie się na szacunku, eeeee, umiejętności słuchania drugiej osoby... wspierania... — umysł Szepta właśnie próbował przebrnąć przez warstwę żenady i przypomnieć sobie wszystkie wykłady Powiewu, przez które albo zasypiał, albo chciał wymiotować. Zabrnął już jednak za daleko, więc musiał poświęcić się dla fabuły. Jeśli teraz się wycofa, straci swoją wiarygodność — To coś jak... wiesz, nie jesteś w stanie skrzywdzić tej osoby a świadomość, że ktoś mógłby to zrobić, potrafi wprawić cię we wściekłość? I wtedy czasem nie wiesz co powiedzieć, dobierasz jakoś lepiej słowa, widzisz drugą osobę jako najlepszą i w ogóle wspaniałą i nie widzisz jej wad choćby były tak widoczne, że wszyscy krzywią swoje pyski na ich widok, uderzasz głową o ścianę przez nadmiar emocji.... — wyliczał przeciągając litery, jednocześnie przypominając sobie własną reakcję — Chwila, któreś z tego nie było do zauroczenia? Nie, to chyba nie to stadium, uhhh, lepiej by było go zawlec do struszka - wymamrotał pod nosem do siebie, marszcząc czoło. — Aaalbo coś w tym stylu. — zakończył, nie widząc potrzeby by coś dodawać.
— Nie, nie, nie, drogi Panie, zabijanie kotów nie jest dobrym pomysłem — potwierdził i jednocześnie ostrzegł, kręcąc głową — A uczucie które opisujesz, jest bliższe nienawiści niż faktycznej miłości. Może po prostu z nikim nie chcesz być?
— No co ty nie powiesz... — Przewrócił oczami na wzmiankę o nienawiści. — Jestem po prostu za młody na związki. Chciałem szukać sobie partnerki dopiero, gdy zostanę wspaniałym liderem, a nie... teraz. Na dodatek ona wchodzi mi na głowę i każe się traktować jak skarb. A to mnie powinna wielbić! Mnie! Bo ja jestem bogiem, a nie ona! Gdyby była bardziej na każdy mój rozkaz, to nie byłoby problemów — burknął.
— Nie słuchasz mnie — stwierdził lilowy po chwili. Wow, ale się z Płomyka teraz informacje wylewały. Było to całkiem niesamowite — Czy ty w ogóle pamiętasz co- EH. Dobra, od początku, relacje tak nie działają. Chyba, że trafisz na kota upośledzonego mentalnie, czego nie polecam. Traktowanie się jak "skarb" w takich relacjach powinno być raczej obustronne. Wiesz, to całe opieranie się na szacunku, eeeee, umiejętności słuchania drugiej osoby... wspierania... — umysł Szepta właśnie próbował przebrnąć przez warstwę żenady i przypomnieć sobie wszystkie wykłady Powiewu, przez które albo zasypiał, albo chciał wymiotować. Zabrnął już jednak za daleko, więc musiał poświęcić się dla fabuły. Jeśli teraz się wycofa, straci swoją wiarygodność — To coś jak... wiesz, nie jesteś w stanie skrzywdzić tej osoby a świadomość, że ktoś mógłby to zrobić, potrafi wprawić cię we wściekłość? I wtedy czasem nie wiesz co powiedzieć, dobierasz jakoś lepiej słowa, widzisz drugą osobę jako najlepszą i w ogóle wspaniałą i nie widzisz jej wad choćby były tak widoczne, że wszyscy krzywią swoje pyski na ich widok, uderzasz głową o ścianę przez nadmiar emocji.... — wyliczał przeciągając litery, jednocześnie przypominając sobie własną reakcję — Chwila, któreś z tego nie było do zauroczenia? Nie, to chyba nie to stadium, uhhh, lepiej by było go zawlec do struszka - wymamrotał pod nosem do siebie, marszcząc czoło. — Aaalbo coś w tym stylu. — zakończył, nie widząc potrzeby by coś dodawać.
Tymczasem dzieciak gapił się na niego z pełną konsternacją.
— O fu! Brzmi okropnie! A ja właśnie chcę ją bardzo skrzywdzić, ale nie mogę, bo mamusia byłaby na mnie bardzo zła... Więc jakbyś ty chciał ją zabić to proszę bardzo. Masz moją zgodę — rzucił łaskawie. — Wtedy nie musiałbym jej widywać na oczy. Zresztą... jak to musi troska być obustronna? Przecież to chore! Ona powinna wielbić mnie, a ja nawet jeśli bym nią pogardzał, byłbym tym lepszym, którego podziwia. O tak. Tak byłoby dobrze. O! I jeszcze bez czułostek żadnych. Najlepiej na dystans, by się trzymała i podążała za mną, a mówiła tylko za moją zgodą — wymieniał cechy swojej wymarzonej partnerki. — No i oczywiście musi być ruda. Innej nie tkne palcem. Afe!
— To wtedy nie partnerka, tylko sługa. To wtedy nie ma co mówić o miłości, może po prostu jesteś do niej niezdolny, może do współczucia też nie. — stwierdził obojętnie — I podziękuję, jadłem śniadanie — dodał w odpowiedzi na pozwolenie zabicia, z krzywym uśmiechem, jeju, ten dzieciak to miał dobrze pod sufitem w tym żłobku? Czego go ta Lew uczyła? Wiedział, że nie była świętą kotką, ale co robiła, żeby tak pokiereszować kocięcy umysł? Przecież siedział właśnie przed nim mało rozumiący rzeczywistość dzieciak. — Z resztą, tak wygląda każda, normalna, zdrowa relacja, która tworzy się między kotami.
— I to normalne... A ja jestem nienormalny, tak? To chcesz mi uświadomić? Wielkie dzięki — prychnął rudy, niezadowolony z jego porad. — Jestem zdolny do miłości. Kocham przecież moją mamusie. Po prostu nie lubię... randek i tej otoczki bliskości. To aż takie dziwne? A zresztą miałeś mi pomóc coś na to zaradzić, prawda? Abym miał lepszy nastrój. Na razie nie spisujesz się w swej roli...
— Nastrój? Ta, jak już ogarniesz stanowczo tą pijawkę. Ale nie bijemy, nie gryziemy, nie zabijamy. To już skrajności, może dasz radę jej przemówić do rozsądku słowami. I nie, dziwne jest jedynie twoje rozumowanie — stwierdził — a miłość do rodzicielki to zupełnie inny rodzaj miłości. Istnieje jeszcze coś takiego jak uczucie platoniczne. Mówimy jednak teraz o tej najbardziej popularnej pomiędzy dwoma różnymi kotami.
— To ja jej nie kocham. I nie bije, ani nie gryzę, dla jasności. Musze dobrze w końcu się prezentować. Jak sam bóg, z klasą, a nie jakiś dzikus — sprostował, by nie myślał, że był pozbawionym klasy dżentelmenem. — Mówisz, że rozmowa coś na to poradzi? Ha! Jasne... Już to widzę. Ona jest rypnięta na łeb! Wymarzyła sobie partnera idealnego. Za dużo mama jej bajek naopowiadała o bohaterach, którzy ociekają romantyzmem... — Aż się wzdrygnął. — I ona chce byśmy my też byli jak jakaś para z bajek. A mnie mdli... I twierdzi, że teraz mnie mdli, ale jak dorosnę to będę chciał się z nią miziać po kątach. Ugh!
— Słuchaj, więcej nie dam rady ci nic powiedzieć — stwierdził w końcu wojak, zmęczony swoimi własnymi wykładami. Matko, zaczynał czuć się trochę, jak nie on — Pogadamy, jak już jej jasno postawisz granicę, dobra? — Wyciągnął łapę i zanim Płomyk zdążył zareagować, zmierzwił mu czuprynę, chwilę później znikając w tunelu.
— To wtedy nie partnerka, tylko sługa. To wtedy nie ma co mówić o miłości, może po prostu jesteś do niej niezdolny, może do współczucia też nie. — stwierdził obojętnie — I podziękuję, jadłem śniadanie — dodał w odpowiedzi na pozwolenie zabicia, z krzywym uśmiechem, jeju, ten dzieciak to miał dobrze pod sufitem w tym żłobku? Czego go ta Lew uczyła? Wiedział, że nie była świętą kotką, ale co robiła, żeby tak pokiereszować kocięcy umysł? Przecież siedział właśnie przed nim mało rozumiący rzeczywistość dzieciak. — Z resztą, tak wygląda każda, normalna, zdrowa relacja, która tworzy się między kotami.
— I to normalne... A ja jestem nienormalny, tak? To chcesz mi uświadomić? Wielkie dzięki — prychnął rudy, niezadowolony z jego porad. — Jestem zdolny do miłości. Kocham przecież moją mamusie. Po prostu nie lubię... randek i tej otoczki bliskości. To aż takie dziwne? A zresztą miałeś mi pomóc coś na to zaradzić, prawda? Abym miał lepszy nastrój. Na razie nie spisujesz się w swej roli...
— Nastrój? Ta, jak już ogarniesz stanowczo tą pijawkę. Ale nie bijemy, nie gryziemy, nie zabijamy. To już skrajności, może dasz radę jej przemówić do rozsądku słowami. I nie, dziwne jest jedynie twoje rozumowanie — stwierdził — a miłość do rodzicielki to zupełnie inny rodzaj miłości. Istnieje jeszcze coś takiego jak uczucie platoniczne. Mówimy jednak teraz o tej najbardziej popularnej pomiędzy dwoma różnymi kotami.
— To ja jej nie kocham. I nie bije, ani nie gryzę, dla jasności. Musze dobrze w końcu się prezentować. Jak sam bóg, z klasą, a nie jakiś dzikus — sprostował, by nie myślał, że był pozbawionym klasy dżentelmenem. — Mówisz, że rozmowa coś na to poradzi? Ha! Jasne... Już to widzę. Ona jest rypnięta na łeb! Wymarzyła sobie partnera idealnego. Za dużo mama jej bajek naopowiadała o bohaterach, którzy ociekają romantyzmem... — Aż się wzdrygnął. — I ona chce byśmy my też byli jak jakaś para z bajek. A mnie mdli... I twierdzi, że teraz mnie mdli, ale jak dorosnę to będę chciał się z nią miziać po kątach. Ugh!
— Słuchaj, więcej nie dam rady ci nic powiedzieć — stwierdził w końcu wojak, zmęczony swoimi własnymi wykładami. Matko, zaczynał czuć się trochę, jak nie on — Pogadamy, jak już jej jasno postawisz granicę, dobra? — Wyciągnął łapę i zanim Płomyk zdążył zareagować, zmierzwił mu czuprynę, chwilę później znikając w tunelu.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Teraźniejszość
— Dobry wieczór przyszły tato - przywitał się Szept, wyrastając zza Płomyka z dzikim błyskiem w oku, z uśmiechem patrząc, jak ten jeży sierść - To naprawdę ta kotka, na którą tyle nadawałeś? Rozmawiałem z nią, wydaje się być całkiem zabawna. Chyba, że zdążyłeś sobie zmienić, hm?
<Płomyk? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz