Niestety jednocześnie dostrzegał, jakim wzrokiem Krogulec obrzucał Mirabelkę za każdym razem, kiedy zabierała głos. Rozumiał, dlaczego nie za dobrze znosił jej obecność, ale naprawdę pragnął mu pokazać, iż nie ma sensu wiedzieć w niej konkurenta. Chciał poruszyć ten temat, uzmysłowić arlekinowi, że mogliby nawet stanowić zgrany duet, gdy nagle zza pobliskich krzaków usłyszeli hałas.
Czekoladowego zaskoczyło, kiedy Krogulec wrzasnął na jakąś kotkę z dzieckiem, przez co on sam mało co nie zakrztusił się kawałkiem myszy. Pewne rzeczy najwidoczniej nigdy nie ulegały zmianie…
— Ach, ten nasz Krogulec... — zachichotał niezręcznie z całej tej sytuacji Owies. — Ciągle taki znerwicowany. W tym waszym dzikim klanie też taki był? — zwrócił się do bicolora, wlepiając w niego maślane oczy.
— Cóż, można tak powiedzieć. — Rozglądnął się bezradnie, nie będąc pewien, czy powinien rozwijać. — Ale z takim ojcem, jakiego miał, sam pewnie bym oszalał — zaśmiał się niegłośno, nie wspominając o tym, że dokładnie tak się stało. Może jednak on i srebrny nie różnili się od siebie aż tak bardzo? — Cieszę się, że u was zauważalnie jest mu lepiej.
Wrzos się uśmiechnął, podczas gdy jego partner przybliżył się do czekoladowego.
— Także się cieszymy.
— Agreście. Opowiesz coś o Owocowym Lesie? Stosujecie tam jakieś... barbarzyńskie praktyki? Nabijacie czaszki wrogów na gałęzie? Malujecie się jagodami i wznosicie modły do bóstwa, tańcząc wokół ołtarzyka?
— Uch, nie — odparł z konsternacją. Skąd takie pytanie wzięło się u Owsa? Krogulec mu coś takiego nagadał? — Taki opis po części pasuje jednak do innej społeczności – Klanu Wilka. Wiem od mojej siostry, że porywają koty i wciągają je do kultu. Polują na samotników, a potem…? Ich jedzą.
Mirabelka spojrzała na niego zdziwiona, po raz kolejny dowiadując się na wyprawie o skomplikowanych historiach członków swojej rodziny. Po zmarszczce powoli tworzącej się między brwiami szylkretki tata wnioskował, że powinien zaoferować jej obszerniejsze wyjaśnienie sytuacji, gdy znajdą się w cztery oczy.
— Słyszeliśmy o tym od podróżnych. Ale nie tylko oni stosują takie praktyki. Wielu świrów chodzi po świecie — westchnął ze smutkiem uzdrowiciel.
Owies natomiast z nieznanego mu powodu sprawiał wrażenie rozczarowanego.
— Ach... Czyli jednak jesteście bardziej cywilizowani? Zawsze wydawaliście mi się... dzicy i nieobliczalni. Lubie was obserwować. Z Krogulcem chodzimy w okolice waszej granicy i patrzymy przez rzekę, co robicie.
Srebrny słysząc te słowa, zakrztusił się jedzeniem. Wrzos rzucił mu się na ratunek, poklepując go po grzbiecie.
— Wcale nie! To ty masz obsesje! — krzyknął oskarżycielsko na partnera, kiedy już pozbył się zdradzieckiego fragmentu z gardła.
Teraz to naprawdę staruszek był zdezorientowany. Chodzili ich obserwować? Po co? Owsa jeszcze mógł zrozumieć, ale swojego syna? Dlaczego naopowiadał kremowemu takie rzeczy?
— Trochę to niepokojące — odezwała się Mirabelka, wydając się równie zmieszana.
— Tak, można tak powiedzieć… — wymamrotał bicolor, pochłonięty myślami. — Skąd skojarzenie z dziczą, tak właściwie? Może i gustujemy w ozdabianiu futra roślinami bardziej niż inne grupy, ale jesteśmy naprawdę przyzwoitą społecznością…
— To nie moja wina! — Krogulec zaczął się bronić, widząc ich miny. — On taki był, zanim go poznałem.
Pręgowany pokiwał głową.
— Tak, to prawda. Bardzo się fascynuje dzikusami z lasu. Jesteście... dziwni i śmieszni. Nigdy nie miałem bliższego kontaktu z takimi jak wy, więc... proszę wybaczyć jeśli moje rozumowanie jest błędne. Słyszałem od was od innych samotników, którzy gościli u Wrzosa. To było dla mnie coś niezwykłego, więc czasem chodzę obserwować wasze... dzikie zachowanie. Podobno mordujecie się na granicach jak zwierzęta! Skąd w was taka nienawiść skoro tworzycie społeczności?
— Mordujemy? — Agrest zmarszczył nos. — Kogo mordujemy?
— Inne koty. No wiesz... Dla nas to dziwne. My pomagamy każdemu, a podróżni twierdzą, że klanowe koty nie są... zbyt przyjazne.
Skrzywił się dosyć ponuro.
— Cóż, no tak, wyganiamy jeśli ktoś się znajdzie na naszym terytorium, bo mamy na nim ograniczoną ilość zwierzyny, która musi starczyć dla każdego członka społeczności — wytłumaczył. — Ale nie jest to nigdy coś personalnego, jeśli ktoś z zewnątrz chce do nas dołączyć, to większość klanów pozwala na taką opcję.
— Ooooo niesamowite... Macie jakiś rytuał przejścia? — dopytywał zainteresowany Owies, podczas gdy reszta była zajęta jedzeniem.
— Nie, nie bardzo. Po prostu z chętnym najpierw rozmawia lider, a potem zwraca się uwagę czy dany kot dobrze się aklimatyzuje i właściwie tyle.
— No wiesz... ale nudy... — westchnął partner kocurów, wyglądając na wielce zawiedzionego.
Czekoladowy zaśmiał się krótko. Może powinien coś nazmyślać, żeby nie robić mu przykrości. Ani trochę nie chciał jednak, aby jego zięciowie postrzegali Owocowy Las jako jakąś tyranizującą bandę. Tańczenie wokół wyznaczonego punktu z kolei brzmiało dosyć zabawnie.
— Mamy rytuały, ale one bardziej są związane z naszą religią — dodał, mając nadzieję, że może tym choć trochę poprawi mu humor. — Szaman zazwyczaj je odprawia i dba o ich prawidłowy przebieg.
Oczy dwójki samotników momentalnie rozbłysły.
— Ooo! To czemu się nie chwalisz, że znasz tego przerażającego Szamana! Słyszałem, że podejrzany z niego typ. Podobno te jego rytuały mają na celu polepszenie smaku kotów, które do siebie zaprasza. Jeden podróżny ledwo co od niego uciekł, bo o mało brakowało, aby wrzucił go w ogień! Rozumiesz? U was też takie stosuje praktyki? Jadacie takie dziwne... mięso? — pytał na nowo zafascynowany Owies.
— Przerażającego Szamana, co je kocie mięso?! — Lider najeżył się momentalnie. — To nawet poza Klanem Wilka tacy są?! — Autentycznie miał ochotę w tym momencie zwymiotować. — U nas szaman to ranga po prostu, na razie same kotki obejmowały ten urząd...
— Aaa... No tak, słyszeliśmy. Nie wiedzieliśmy, że szaman to jakaś ranga. Myśleliśmy, że ten typ tak ma na imię — kontynuował kremowy. — I tak. Jest wiele świrów na tym świecie. Jedni porywają koty i je zabijają...
— Inni podglądają, bo nudzi im się w życiu — dodał kąśliwie Krogulec.
— Ha! To kwestia akurat ciekawości. — Owies objął arlekina łapą, czochrając go po głowie. Agrest nie mógł się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się na ten widok. — No bo jak znalazłem ciebie, takiego dzikusa, który nie rozumiał po kociemu, to musiałem poznać z oddali resztę takich jak ty. Chciałem was nawrócić na cywilizowaną ścieżkę, ale... widzę, że radzicie sobie nieźle, patrząc po twojej mamie i tej drugiej. Są mili, lepiej się wysławiają, jak gdyby poczynili spore postępy cywilizacyjne i nie syczą bez opamiętania! Niesamowicie się to ogląda. Dziękuję, że mogłem was poznać. — Puścił Krogulca, a następnie wziął w obie łapy łapę staruszka i zaczął nią potrząsać.
Stał tak skołowany, pozwalając, aby potrząsano jego kończyną, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć na to wszystko. Nawrócenie? Postęp cywilizacyjny? Czy on właśnie im gratulował?
— Myślę, że to może być po prostu cecha charakterystyczna waszego Krogulca — parsknęła Mirabelka, dzięki Wszechmatce ratując go od konieczności odezwania się. — A wy macie może jakieś inne zwyczaje, czy tradycje? Nigdy wcześniej nie jadłam wspólnie z tyloma osobami naraz, szczerze mówiąc. Albo może takie mają inni samotnicy, co was odwiedzają? Chętnie bym posłuchała, o ile to znowu nie polega na jedzeniu własnego mięsa...
— Jadamy razem, bo to zbliża — zabrał głos Wrzos. — Miło jest usiąść wspólnie i porozmawiać przy posiłku.
— Tak, to prawda. Poza tym u nas jest zwyczajnie. Wrzos pomaga rannym, ja i Kroguś polujemy. Nie obchodzimy żadnych dziwnych rytuałów. Ale samotnicy, którzy nas odwiedzają... to dopiero gratka! Była taka jedna, co okaleczała się w imię swej wiary. O albo kot tulący drzewa. Nigdy nie zapomnę jego miauczenia, że drzewa też czują. Były jeszcze bliźniaczki, które gadały równocześnie lub po sobie kończyły zdanie, nie dało się ich w ogóle rozróżnić!
— O tak pamiętam je — zachichotał uzdrowiciel. — Gdy jedną leczyłem, to druga wyła z bólu, chociaż nie była ranna.
Szylkretka zastrzygła uszami.
— I nie obawiacie się, że któregoś dnia jeden z tych podróżnych może was zranić? — zastanawiała się, zerkając na nich z ciekawością. — Jest was trójka, ale nadal, jak sami mówicie, wariatów na świecie nie brakuje. — Zanim para zdążyła odpowiedzieć, tortie zadała kolejne pytanie. — Od czego to niesienie pomocy innym się zaczęło, tak właściwie? Nie spotkałam wcześniej samotników, którzy żyją w ten sposób. Raczej każdy dbał o swój interes.
<Krogulcu i rodzinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz