Słońce grzało wypłosza w grzbiet, sprawiając, że ten rozpływał się niczym śnieg w marcu, mimo szalejącej pory nagich drzew. Mimo braku pożywienia i leżącego wszędzie białego cholerstwa - ten dzień był wyjątkowo przyjemny. Westchnęli ciężko, dzielnie znosząc trudy bycia najstarszym, największym i najwyższym z rodzeństwa.
Aksamitna Chmurka uwzięła się dzisiaj właśnie na nich, upierając się, że MUSI wcisnąć w futro szylkreta, jak najwięcej kwiatów tylko potrafiła. Problem jednak był taki, że zima nie sprzyjała w zbieraniu kwiatów, więc oprócz zasuszonych roślinek, koteczka wciskała im też jakieś gałązki czy igły sosny bądź listki.
— Muszę już iść — miauknęli spokojnie, gdy na ścieżce prowadzącej do obozu, pojawiła się Brzozowa Łapa wraz z Północą, machając doń energicznie. — Wrócę niedługo, pilnuj naszego miejsca — zaśmiali się cicho, widząc naburmuszoną minę siostry, uśmiechnęli się pociesznie.
— Przyniosę ci jakieś nowe, ładne piórka, zgoda? Tylko nie pozwól nikomu zająć naszej miejscówki! — mówiąc to, wskazali na niską, skalną półkę, która była może pół metra nad ścieżką prowadzącą za wodospad.
— Dobra! Ale jakieś superancko ładne! I będę pilnować, tylko powkurzam niedźwiedzia!
Nie pasowało im, że Aksamitka kręci się przy tym dziwaku przybłędzie, martwili się o siostrę i najchętniej zakazaliby im spotykania się, jednak nie chcieli tego otwarcie pokazać po sobie. Skinął szylkretce ostatni raz, nim podążyli za pozostałymi uczennicami.
Wizja skakania po skalnych półkach, które mogą być pokryte lodem i w dodatku wiszą nad czystą, głęboką wodą, jakoś nie bardzo im pasowała. Lider jednak z jakiegoś dziwnego powodu chciał nauczyć ich polowania na ptaki.
Miało to sens. Pożywienia o tej porze nagich drzew było drastycznie mało, a mord do wykarmienia w klanie było wiele. Nie dziwiło ich więc takie posunięcie lidera, choć było ono radykalne, dla nich mimo wszystko aż nazbyt.
* * *
— Doberek, Lamparcia Gwiazdo, Grzybowa Ścieżko. Milutko was widzieć — zaćwierkotała Brzozowa Łapa, stając przed braćmi. Wilczy zmarszczył brwi, obserwując dziwny wyraz pyska kremowego. To nie był jego zwykły grymas obojętności; tym razem mina kocura zdawała się skrywać… smutek?
Potrząsnęli łbem, może problemy miłosne czy coś. Z tego, co słyszeli - kocur był zabujany w Marchewkowej Natce, która zlała ich ciepłym moczem na oczach jego własnego ucznia.
Nie wnikał w to jednak, po prostu wykonując polecenie, wskoczył na skalną półkę, która była najbliżej ich łap. Zadanie było proste — mieli dotrzeć do widocznego w oddali ptasiego gniazda sami. Lampart wraz z Grzybem szli za nimi, w razie, gdyby musieli komuś z nich pomóc.
Skupieni na zadaniu, nawet nie spostrzegli, gdy kocury obrały inny szlak, wiodący tuż nad nimi.
Zatrzymali się przy większej przerwie między skalnymi półkami, gdzie trzeba było wziąć rozbieg, by ją przeskoczyć.
I wtedy się zaczęło. Kamienie zaczęły sypać z nieba, trafiając w młode koty, jednak najbardziej oberwała Brzozowa Łapa. Ogromny kamień spadł na nią, miażdżąc na papkę ciało uczennicy, którego krew ubrudziła przerażonego Wilczą Łapę. Ciałem szylkreta wstrząsnęły nudności, gdy próbowali utrzymać się na łapach, gdy skalna półka oderwała się od klifu, spadając wraz z uczniami w dół.
Uderzając o skały, dojrzeli wystający pysk Lamparciej Gwiazdy.
Dwa ciała runęły na skalną wnękę z trzaskiem. Uczniowie przeczołgali się głębiej, osłaniając się od spadających odłamków. Przed oczami nadal mieli obraz miażdżonej Brzózki.
Wilcza Łapą wstrzymali oddech, gdy pojedyncze skały spadły wprost w morską otchłań, znikając tak szybko, jak się pojawiły. Głosy na górze dźwięczały im w uszach złowróżbnie, gdy rozchodziły się warkotem po okolicy, choć to mogło nie być pewne; Wilczy mogli mieć omamy ze stresu.
Północ zaś stała niewzruszona niczym skała z obrzydzonym wyrazem pyska spoglądając na horyzont.
— Jesteś pewny, że zdechli? Sprawdziłeś teren? — głos lidera przeciął powietrze niczym ostry pazur. — Wiesz, że nie mogę pozwolić sobie, żeby te niedojdy przeżyły! Szczególnie Północ-
— Takiej lawiny nie przetrwa NIKT — odparł kremowy, ucinając na uderzenie serca. — Lamparci Ryk chciał tylko dorwać Rysią Pogoń, nie zostać tyranem na skalę świata! — głos Grzybowej Ścieżki był niczym szpila, trafiając w samo sedno. — Nie widzę już w tobie mojego brata, Lamparcie. Już nie.
W głosie kremowego zdawało się słyszeć ból, wręcz rosnącą rozpacz.
— Słuchaj, nikomu nie powiem o tym, co zrobiłeś i planujesz zrobić. Wróć tylko do bycia dawnym sobą. Proszę.
— Lamparci Ryk umarł dawno temu. Bacz na słowa, Grzybowa Ścieżko — głos należący do Lamparta brzmiał jednak dziwnie obco. Wilczy ze łzami w oczach wodził po niebie, wsłuchując się w ton głosu lidera.
Było w nim coś dziwnego, obcego, acz w jakiś sposób znajomego.
Gdy głosy przybrały na sile, skalna wnęka oderwała się od klifu, a oni runęli prosto w morską otchłań.
* * *
Wilcza Łapa desperacko złapali powietrze do płuc, kasłając słoną, morską wodą, która paliła ich przełyk niczym ogień piekielny. Zamglonym wzrokiem obserwowali okolicę, nie mogąc przykleić sobie tego krajobrazu do żadnego ze znanych im terenów.
Bolesne stęknięcie sprawiło, że drgnęli. Z początku ze strachem, lecz później z lekką dozą pewności, próbowali wzrokiem odszukać tego, do którego należał głos. Serce zabiło im szybciej, widząc Północną Łapę, której ciało obmywały morskie fale, farbując się na czerwono. Krew z poranionego ciała kotki spływała stróżkami, znacząc jej jasne niczym śnieg futro.
— Ojejku, na moje wąsiska, biedaczyska! — obcy, acz lukrowy głos zadźwięczał w ich uszach. Wilczy podnieśli łeb, przyglądając się obcemu, pulchnemu kotu, który obserwował ich przerażony. Kocur podszedł bliżej, obwąchując obcych. — Co wam się takiego stało?! Nie- Czekaj! Rajuśku, nic nie mów, lecę po pomoc! Mima na sto procent wam jej udzieli!
Nie czekając na odpowiedź, popędził przed siebie, klucząc między ogromnymi sznurami leżącymi na piachu.
— M-mima? — mruknął szylkret chrapliwym głosem, tracąc powoli przytomność.
Jak daleko od domu byli?
[przyznano 5%]
Mima? Może Nicki Minaj :hehecma:?
OdpowiedzUsuń