Ostatnio sprawy zdawały się komplikować mocniej, niż to było w zwyczaju. Szakala Łapa wierzyła, że pierwsze zgromadzenie przebiegnie we wszech ogarniającej przyjaźni, o której tak bardzo wspominano na osobnych rozmowach - jednak gorzko się rozczarowała. Przy pełnym księżycu zdążyła wyłącznie porozmawiać z dwoma kotkami, nie dowiedziawszy się nawet o ich imionach bądź klanach. Nerwowe, pełne nieufności spojrzenia, wściekłe syki i płacz rozpostarły się w pełnej okazałości jako prawdziwy obraz księżycowych schadzek.
– Nieznajome, choć młode z wyglądu, mogą poszczycić się większą wiedzą ode mnie. - skinęła sobie głową. – Dobrze podsumowały istotę zgromadzeń. Gwiezdni ustalili, to się spotykamy na wyspie. Lecz gdzie jest sens, gdy mamy do czynienia z iluzją i maskami na pyskach spotykanych kotów? Zmarlacy serio nie myślą.
Chwiejąc się na łapach, runęła koło drzemiącej matki. Nieważne, że powinna była pójść do legowiska uczniów, będącym jej nowym domem. Choć na chwilę potrzebowała znajomego ciepła, który umili nadchodzący ranek.
– Szakala Łapo. – zasyczała cicho, by nie obudzić wojowników. – Co ty tutaj robisz? Nie jesteśmy już w żłobku!
– Wieeem. – zamruczała, tuląc się do złotawego futerka. – Tęskniłam za tobą… mogę pospać obok?
– Eh – westchnęła, lecz na pyszczek wkradł się matczyny uśmiech. – To ma być już ostatni raz, zrozumiano? – uczennica pokiwała głową i wtuliła głowę w pierś. – Jak ci poszedł pierwszy raz?
– Rezultaty są nijakie. Obiecano mi odmienne przeżycia, a co dostałam w zamian? Nieszczere słowa i dziwne sny o karpiach! – warknęła. – Podeszłam do osób z obcych klanów, tak jak mi poleciłaś. Zagadałam do dwóch kotek - jednej niebieskawej, a drugiej białawej z liliowym ogonem. Gapiły się na mnie jak na świra, a na dodatek zaczęły gadać o wierze w gwiezdnych, plując naraz na Mroczną Puszczę!
– A nie mówiłam? Pozostałe klany są naprawdę nietolerancyjne i zaślepione jakże wielką potęga ich żałosnych przodków. – zachichotała, mrużąc oczy. – Być może nie było miło, lecz nauczyłaś się, jak wygląda sytuacja wiary poza kultem, nieprawdaż?
– Racja.
– I to właśnie jest najważniejsze. Małymi krokami dostosujesz się do zachowania zimnej krwi, aż wreszcie za pomocą sprytu wyciągniesz dane potrzebne Mrocznej Gwieździe. Na zgromadzeniach nietrudno o znalezienie jakichś naiwniaków, którzy przypadkowo wypaplają kilka sekretów.
– Mamo, kiedy to ja nie chcę być podła. – zapiszczała. – Urodziłaś mnie i wiesz, że nie jestem w stanie kogoś wykorzystać. Będę źle się czuć, a ponadto mieć koszmary, jeżeli się tego dopuszczę.
– Możesz pójść własną metodą, lecz wtedy zostaniesz zdeptana. – zmrużyła oczy, wyrażając zniesmaczenie. – Wrogowie nie zlitują się nad tobą. Albo ty im przyłożysz pazur do gardła, albo oni tobie. Nasze życie to walka o przetrwanie - zawsze dobrze wiedzieć więcej o przeciwniku na wszelki wypadek.
– Rozumiem.
Szakala Łapa ze zrezygnowaniem przymknęła ślepia. Dlaczego każdy musiał być tym "złym"? Czy naprawdę nie istniał ktoś, kto wyróżniał się spośród szarego tłumu? Wychodziło na to, że raczej nie… raczej.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz