- Gdzie są kocięta?! - zasyczał wysuwając ostre jak brzytwa pazury. Jakie kocięta? Kompletnie nie wiedziała o co mu chodzi, odruchowo położyła po sobie uszy i wycofała do tyłu kuląc w przerażeniu ogon.
- J-jakie kocięta? N-nie wiem o c-co ci chodzi. - wydukała dławiąc się własną śliną.
- Nie udawaj głupiej, gdzie one są! - zawarczał wściekle postępując na przód, van nie wyglądał ani trochę na takiego, co by się miał zawahać.
Kompletnie nie miała pojęcia o jakie bachory mu chodziło, nie miała nawet żadnych! Jej wątpliwości jednak szybko zostały rozwiane gdy spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Widziała kogoś innego, znała tą kotkę. Ta blizna na pysku... Czy to mogła być Rysia Pogoń? Błyskawicznym machnięciem łapy uderzyła w kałużę i wizerunek matki się rozmazał.
- Zapłacisz mi za to, ty wronia strawo! - wykrzyczał van atakując Łasicę w pysk. Zanim ta zdążyła zareagować z jej pyska skapnęły krople szkarłatnej cieczy.
- To n-nie tak! - Zawołała krzywiąc się w agonalnym bólu. Znów nastąpiła ciemność, tylko tym razem kotka nie zamknęła oczu, cały czas miała je otwarte.
- Jesteś taka sama jak twoja beznadziejna matka. - wyszeptał jakiś głos po czym wszystko zniknęło.
- Hej, wszystko w porządku? - ktoś szturchnął ją łapą. Momentalnie odskoczyła na bok jeżąc futro na karku, ku jej zdziwieniu ukazała się przed nią szynszylowa kotka o zielonych oczach, była ona uczennicą medyczki, która wcześniej ją przebadała. Czyli to wszystko wcześniej okazało się być snem, całe szczęście.
- T-tak, nic się nie stało. - prychnęła chłodno nie patrząc uczennicy w oczy.
- Na pewno? Mamrotałaś coś do siebie.
Poczuła jak czerwieni się na policzkach, czyli widziała jak gada przez sen.
- To nic takiego, koszmar. Każdy je ma.
<Gepardzia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz