- Złaź ze mnie, pokrako! - jęknęła.
- Doigrałaś się! - krzyknęła mentorka. - Od teraz do zachodu słońca ty i Nic, spędzicie cały dzień razem. Nauczysz się szacunku do innych.
- Zapomnij! - syknęła Mleczyk. - Szybciej wrzucę ją do rzeki i utopię.
- Proszę bardzo, ale wylądujesz w wodzie zaraz po niej, lisi bobku. - oznajmiła mentorka. - A teraz właź z powrotem na drzewo.
***
Trening skończył się, a wciąż była skazana na Nic. Niema kotka o paskudnym wyglądzie zmuszona przez ich mentorów podążała za nią jak cień. Irytowała Mleczyk. Cichość vanki przypominała jej o własnym ojcu. Pierwszym i największym błędzie jej matki. Było tyle kocurów w Owocowym Lesie, lecz wśród wszystkich wybrała głuchego ptasiego móżdżka, skazując całą rodzinę na tę łatkę. Wiadomo, skąd jej rodzeństwo miało taki beznadziejny gust.
- Pójdziemy do legowiska uczniów. - miauknęła do Nic. - Każda z nas usiądzie we własnym legowisku. Nie spojrzysz nawet na mnie, jasne? I ani waż powiedzieć cokolwiek swojemu braciszkowi. - prychnęła.
Nic pokiwała łbem. Mleczyk udała się do legowiska uczniów. Zielone oczy mentorki zabłyszczały.
- Miłej randki! Tylko kociąt nie zróbcie! - zawołała wesoło z nutą drwiny.
Las spojrzeń skoncentrował się na uczennicach. Śmiechy, jak i szepty rozeszły się wokół nich. Sierść szylkretki stanęła dęba.
- Wypchaj się gównem! - wrzasnęła wściekła Mleczyk.
- Czy to prawda Nic? Ktoś w końcu odważył się cię tknąć? - zaśmiała się Miodek.
Zirytowana kotka nie wiele myślała. Była zła na cały świat. A szczególnie na jej kulawą mentorkę, która pomyliła łeb z dupą.
- Odezwała się lepsza. Rozumiem Miód, że masz ból dupy, że mamusia i tatuś cię nie kochali, ale idź komuś innemu jęczeć. Jesteśmy zajęte. - syknęła szylkretka.
Wojowniczka zjeżyła się. Biała łapa uderzyła o pysk Mleczyk. Nie schowała pazurów. Poczuła nieprzyjemne szczypanie.
- Odezwała się lesba. Idź się migdalić ze swoją rybną dziewczyną. - prychnęła kpiąco wojowniczka.
Mleczyk tupnęła wściekle łapą. Nikt nie reagował. Nie znalazł się nikt, kto odważył się zabrać od niej białą wariatkę. Musiała wciąż walczyć o swój honor. Nie zamierzała dać się poniżyć byle wojowniczce.
- Zazdrosna? - miauknęłą, przysuwając się do Nic. - Ciebie najwidoczniej nikt nie chce. Nawet pomiot Nocniaków. To dopiero żałosne. - parsknęła, popychając Nic w stronę legowiska uczniów.
- Wypluj te słowa, smarkulo. Matka morderczyni, ojciec głuchy debil. Od samego początku było wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. - syknęła Miodek, uderzając łapą o legowisko uczniów. - Proszę bardzo, schowaj się. Podkul ogon. Tylko to potrafisz najwidoczniej.
Mleczyk nie odpowiedziała. Łzy mimowolnie spłynęły jej po polikach. Nie potrafiła dalej udawać, że nie obchodzą ją słowa kotki. Nie gdy chodziło o jej idiotyczną rodzinę.
- Nikomu ani słowa! - krzyknęła na Nic.
Vanka potulnie kiwnęła łbem. Zajęła swoje legowisko i skuliła się w kłębek. Mleczyk puściły hamulce. Rozpłakała się na dobre.
***
Podczas wędrówki nie zwracała uwagi na niewielką chudą kotkę. Ta była zawsze gdzieś z tyłu, wlokąc się. Szła ścieżką jej ojca. Została asystentem wojownika. Brakowało, tylko żeby jakaś słodki idiota się w niej zakochał. Cyprys miał predyspozycje. Zniesmaczona przyspieszyła krok. Musiała ukończyć niedługo trening. Nie zamierzała zostać w tyle.
***
Nowe tereny nie były złe. Daleko od klanów. Daleko od lisów. Cisza i spokój lasu. Mleczyk nie marudziła, przemierzając je samotnie. Odkąd została wojowniczką pozbyła się wrzoda na dupie, jakim była Świt. Jej codzienność stała się co prawda bardziej samotna, ale nie zamierzała utrzymywać kontaktu. Konflikt o Nocniaka pomiędzy jej rodzeństwem osiągnął szczytowy poziom. Brakowało jedynie, żeby Poranek i Cyprys włączyli się w walkę o łapę Nikogo.
Nic wciąż niezauważalnie przemykała pomiędzy zakamarkami obozowiska. Niewidzialna i nieuchwytna. Prawdziwe Nic.
Przyłapywała się na tym, że kątem oka wodziła za chudą kotką. Obserwowała dziwną codzienność niewidocznej Nic. Ciche chuderlawe łapy tonące w kolorowych liściach. Przestraszony wzrok błądzący po ziemi. Uległą postawę. Mleczyk nie umiała określić swoich uczuć wobec niej. Pogardy czy współczucia. Nie rozumiała też, dlaczego nie potrafiła uciec od niej myślami. Czemu wciąż para zielonych ślepi śledziła to dziwadło skazane na porażkę.
***
Przeciągnęła się leniwie na gałęzi klonu. Korzystała z ostatnich jesiennych dni. Pewnie nic by nie sprawiło, że ruszyłaby tyłek. Jednak niosący się płacz niczym zgubionego kocięcia sprawił, że szylkretka wstała. Dałaby sobie łapy odciąć, że jeden ze smrodów Maczek znów wyruszył na wyprawę. Skierowała łapy w stronę dobiegającego płaczu. Skacząc z gałęzi na gałąź, przemierzała las. Skowytowi towarzyszyły mu piski. Lekki niepokój pojawił się u wojowniczki. Może kociaka dorwała łasica?
Zwolniła. Wolała nie spłoszyć drapieżnika. Wtedy już będzie kociaku. Stawiając uważnie łapy, zakradła się w stronę dochodzących pisków. Szmer rozmowy dotarł do jej uszu. Serce zabiło jej szybciej. Koty. Wytężyła słuch, próbując wyłapać pojedyncze słowa. Zmrużyła oczy, ale nie pomogło. Rozmazany głos frustrował ją. Skradała się powoli, czując coraz większe napięcie. Przez gąszcz ususzonych liści i gałęzi niewiele widziała. Starała się je obejść. Nie dało to dużo.
- …Powiedziałem… głuchy robaku - dotarło do jej uszu.
Czkawka i przepełniony bólem głos odpowiedział kocurowi. Mleczyk zmrużyła oczy. Próbowała dostrzec chociaż strzępek futra.
- ...Przysięgnij, że nazwiesz… obrzydliwie…. najgorsze śmieci… Wywłok…, Larwa... Jeśli… to… ci kark… twoje flaki… na drzewach. - zadrżała, rozpoznając ten głos.
Lukrecja. Jej brat. Niczym najgorszy Nocniak groził komuś takimi rzeczami. Tak okropnymi rzeczami. Poczuła jak ją mdli, a łapy miękną. Zawsze traktowała go pobłażliwie. Uważała za niegroźnego debila. Teraz okazał się potworem. Może to on… on stał za tymi wszystkimi morderstwami…?
Szybko ruszyła w drugą stronę lasu. Próbując uciec przed tą prawdą. Zgubić ją gdzieś za sobą w lesie. Aż spadła. Uderzyła twardo o ziemię. Pełna gniewu i żalu do świata, który wciąż z niej kpił, uderzyła łapą o grunt. Krzyknęła przepełniona bezradnością.
***
Nic znalazła się w kociarnii. Duży brzuch wyglądał nienaturalnie u chudej kotki. Obrzydliwie. Nie mogła na to patrzeć. Zniesmaczenie i gniew buzował w niej za każdym razem jak pomyślała o vance. Za każdym razem, gdy zbliżyła się do żłobka, szybkim krokiem odchodziła cała zjeżona. Nie umiała spojrzeć jej w pysk.
Nie po tym co zrobił jej posrany brat. Wbiła pazury w ziemię. Bezradność wobec bestialstwa i tępoty jej rodziny ją przerastała. Nie zamierzała tego tak pozostawić. Była zbyt długa bierna wobec tego co czyniło jej rodzeństwo. Jak zhańbiło ich ród.
Wszyscy za to zapłacą.
***
Patrzyła na czwórkę osieroconych kociąt. Dwójka z nich była martwa. Tak samo jak ich matka. Żal i ból wypełnił serce Mleczy, która zalała się łzami. Nie wiedziała, co zrobić. Nie znała dobrej reakcji na to całe nieszczęście, które się wydarzyło. Była zła. Chciała rozszarpać Lukrecję. Rozszarpać Nikogo. Przeczołgać po ziemi idiotyczną Nic, która postanowiła się zabić… nim… nim Mleczyk ją przeprosiła. Zdążyła odważyć się z nią zaprzyjaźnić. Gniew sprawił, że uderzyła łapą wściekła o grunt kociarni.
Ślepe pijawki zapiszczały. Kompletnie niepodobne do jej brata. Śnieżno-białe niczym śnieg na dworze. Piszczały i skomlały zupełnie jak ich matka. Wybiegła szybko z legowiska. Poczuła jak zalewa ją żal. Nie chciała, by ktokolwiek ujrzał jej łzy.
Tęsknota za nic nieznaczącą kotką była jej tajemnicą.
Awww <3
OdpowiedzUsuńMalutka nie płacz
OdpowiedzUsuńNie tylko Miodi nienawidzi Lukrecji, yey!
OdpowiedzUsuńMleczyk rozszarp ich wszystkich biedna :(
OdpowiedzUsuń