Kocica była nienormalna. Nie mógł uwierzyć, że się na nią natknął! Miał potwornego pecha. Musiał wynieść się chyba z tego miasta. Nie zamierzał dla niej pracować i okradać Wyprostowanych z jakichś kamyków. Ledwo uszedł z życiem, pogoniony przez rozwścieczoną bestię. Miał przecież trzy łapy! To jasne jak słońce, że gdyby nie to, że ćwiczył to cholerne bieganie, to skończyłby w jego paszczy.
Dalej siedział w tym krzaku cały drżąc. Starucha odeszła ze swoim skarbem, a go ogarniała coraz większa wściekłość. Czemu nie zdechła?! Była zamknięta w tym pudle! Czyżby Wyprostowani ją uwolnili? Dlaczego? Na co? Po co? Zasługiwała na śmierć. Musiał wrócić do Blanki i Sójki. Trzeba było zmienić po raz kolejny miejsce zamieszkania. Musieli przeczekać ten etap. Bylica była coraz bardziej stara. Wystarczyło kilka księżyców i zaraz zdechnie ze starości. O! Albo pójdą jej stawy. Modlił się każdej nocy do księżyca, by ten zamiast gapić się na niego i po raz kolejny obserwując jego ból, wreszcie wziął się w garść i zaczął działać. Niech zrzuci na nią... coś.
Widząc, że się ściemnia, wstał ociężale, po czym skierował swoje kroki do kryjówki, jeszcze kilka razy sprawdzając, czy nikt z rodzinki Bylicy go nie śledzi. Na szczęście udało mu się dotrzeć na miejsce bez żadnego kłopotu, kolejny raz dzieląc się ze swoimi sojusznikami informacją, że stara raszpla jeszcze dycha i nie zamierza im odpuścić.
***
Był ostrożny. Bardzo ostrożny. Bylica miała go wezwać, gdy zechce jej się znów coś ukraść, ale skoro go nie znajdzie, to nic mu nie zleci. Plan więc był idealny. Głód ściskał mu boleśnie żołądek. Polowanie w tych warunkach było ciężkie. A na dodatek Sójka zaczęła skarżyć im się, że ślepnie. No cudownie. Kolejny inwalida. Ich grupka była taka żałosna. Nic więc dziwnego, że jeszcze nikt ich nie zaatakował. Nie stanowili zagrożenia. Było to dobre, ale umniejszało w jego godność. Chciał mimo wszystko coś osiągnąć w życiu, dlatego też zaczął badać teren. Samotnicy w tym miejscu byli podobni do tych, których znał. Dało się ich jednak w miarę przekupić, dzięki czemu miał informację o srebrnej, która zaszyła się w nieznanym mu miejscu. Z relacji świadków wynikało, że kotka pojawia się w części miasta oddalonej od pól. Dlatego też liczył na to, że nie spotka się z nią w głąb tego zabetonowanego świata.
Zamarł, chowając się szybko w krzak, bo właśnie zauważył coś strasznego. Poszedł złą drogą! Głupek! Kojarzył to otoczenie. To tu spotkał pierwszy raz Bylice. Musiał zawrócić tylko... Dojrzał... Krokus. Bura nie wydawała się go zauważyć. A to oznaczało, że srebrna mogła być w pobliżu o ile jeszcze żyła. Dlatego też zacisnął mocno pysk i zamarł, czekając aż jego wróg zniknie mu z oczu. Ależ on miał potwornego pecha!
<Bylico?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz