- Czekałaś na nas? – spytała Bylica zachrypniętym głosem.
- Tak – mruknęła biała – boli mnie głowa.
- Czemu nie poszłaś z tym do Krokus? – spytała stara kocica, wlokąc się powoli w stronę drzwi do ich domu.
- Bo ona usnęła. – odparła kotka.
Bylica w odpowiedzi cicho mruknęła coś pod nosem, po czym weszła do środka. Następnie ruszyła do kąta szopy, w którym składowali zioła. Dość szybko dostrzegła małe, białe kwiatki, i wyczuła ostry zapach Wrotyczu Maruny.
- Masz – mruknęła bez wyrazu, kładąc roślinę pod łapami Sroki. – zjedz.
Wnuczka posłusznie wzięła roślinę do pyska, krzywiąc się nieco przez jej ostry zapach, po czym przeżuła ją i połknęła.
Widząc to, Bylica odwróciła się bez słowa, idąc w stronę legowiska Błotnistego Ziela. Liliowa w końcu się chyba nie obrazi, jeśli się do niej przytuli…było jej zimno, bo całą noc spędziła na zewnątrz. A do tego…Błoto miała takie miękkie futerko…i pomarańczowooka lubiła się do niej tulić… - I co teraz? – spytała biała widząc, jak babcia podchodzi do drugiej kotki.
- Czekaj, aż zadziała – odparła cicho ze spokojem błękitna.
- A za ile zadziała? – dopytała kotka z niezadowolonym z powodu bólu wyrazem pyska.
- Za niedługo. – mruknęła tylko kotka. Mimo tego, iż wnuczka chciała ją jeszcze dopytać ile to jest „za niedługo” kocica już ułożyła się obok Błotnistego Ziela, wtulając w liliowe futerko kotki i zapadając w sen z cichym mruczeniem, które mimowolnie wydobywało się z jej gardła.
wyleczeni: Sroka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz