Do późna zajmowała się Maczek, cierpiącą na halucynacje. Do tego, Witka zemdlała. Miała cały Owocowy Las na głowie. Poranek został usunięty ze swojej pozycji, a jej obecna uczennica dochodziła do siebie i nie miała jak jej pomóc. Była bardzo zmęczona. Wiedziała, że to nie koniec, a za chwilę zjawi się ktoś jeszcze potrzebujący pomocy. Chłód szczypał ją w nos i łapy. Otuliła je swoim ogonem, chcąc je ocieplić. Jedynym powodem, dla którego w jakimś stopniu lubiła Porę Nagich Drzew, były dawne wspomnienia z Bzem. Cholernie tęskniła za jego obecnością. Miała wrażenie, że kocur o niej zapomniał. Widywali się o wiele rzadziej, niż wcześniej. Czyżby znalazł sobie kogoś innego? Nic dziwnego. Była niewystarczająca. Nie dawała mu tyle wsparcia, ile potrzebował. Nie zasługiwała na niego. Wbiła zrezygnowany wzrok w ziemię.
— Plusk — z pyska liliowej szylkretki wydał się cichy pomruk. — Jaskółka przyszła.
Uniosła głowę i w wejściu do legowiska spostrzegła czarną kotkę. Podniosła się i ruszyła w jej kierunku.
— Co się dzieje, Jaskółko? — spytała, przekręcając łeb.
— Ból brzucha — odpowiedziała, zwieszając po sobie uszy. — Mam tak od wczoraj, bardzo męczące.
— Rozumiem — ruda skinęła głową. — Podam ci jagody jałowca, chodź za mną.
Podeszła do swojego stosu z jagodami i sięgnęła po ciemnogranatowe. Podała je wojowniczce, która za chwilę zaczęła je przeżuwać. W tym samym czasie, próg legowiska przekroczył Żurawina. Westchnęła. Wyglądało na to, że ten dzień będzie równie ciężki.
wyleczeni: Witka, Maczek, Jaskółka, Żurawina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz