Irgowy Nektar ją wezwała. Czyli jednak... Miał odbyć się jej test. Tak długo na niego czekała, że zdołała zapomnieć o tym wszystkim. Możliwe, że po części taki był plan złotej? By poczuła się pewniej, a następnie zrzucić na nią to wszystko, tak niespodziewanie niczym deszcz?
Przestępowała z łapy na łapę, rozglądając się na boki. Zastępczyni kazała jej czekać w lesie. Nie wiedziała po co, ale posłuchała. Pogoda była dość... bagnista. Błotna breja po roztopionym śniegu dalej dobrze się miała. Jej białe łapy, całe były już tym umorusane.
To był jednak idealny czas na rozmyślenia. Była już starsza, księżyce leciały i jeżeli szczęście dopiszę, to powinna być włączona w szeregi kultu. Tylko... czy chciała po tym wszystkim co ją spotkało? Co to w ogóle za myśli? Oczywiście, że chciała! Mroczna Puszcza to nie był Mroczna Gwiazda. Mroczne duchy były odrębnymi bytami i zasługiwały na to, by je czcić.
Szmer po jej prawej sprawił, że jej czujność na powrót się uaktywniła. Dojrzała złoto, przebijające przez pąki świeżych liści krzewu. Irgowy Nektar. Przyszła. Zwróciła się w jej stronę, obserwując z uwagą jej sylwetkę. Biła od niej siła, władczość i co najważniejsze spokój. Była dla niej wciąż zagadką, na którą nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
— Jesteś gotowa? — zapytała.
Skinęła głową, po czym ruszyła za zastępczynią, widząc że ta dała jej znak, aby za nią podążyła. Nie wiedziała na czym będzie polegał ten test, ale jeżeli go zda, kocica powie Mrocznej Gwieździe, że jednak nie była taką porażką za jaką ją uważał.
Gdy dotarli do rzeki, ciekawość w niej wzrosła. Będzie pływać? To ten test? Ale... Przecież żaden wilczak tego nie potrafił! Wtedy usłyszała czyjś jęk i szmer. Zwróciła łeb w stronę tych dźwięków, dostrzegając leżącego przy drzewie samotnika. Zdawał się oszołomiony. Nie zareagował, gdy podeszły, mamrocząc coś pod nosem, czego nie rozumiała.
— Jest... naćpany? — zdziwiła się, próbując zrozumieć nad sensem całej tej sceny.
— Owszem, by nie uciekł. To ułatwienie. Jeżeli go zabijesz, dostaniesz się w szeregi kultu. Muszę mieć pewność, że się nie zawahasz, odbierając życie niewinnej i bezbronnej istocie.
Tak... Mogła się w sumie czegoś takiego spodziewać, ale... Trudniej było coś takiego zrobić! Wiedziała jednak, że Mroczna Puszcza nagradzała tych, którzy kierują się ich słowem, a ich słowo mówiło, aby mordować. Pamiętała jak była jeszcze kociakiem i z zapałem głosiła mamie, że zabiję każdego samotnika ku ich czci. Teraz po tylu księżycach... Właśnie miała okazję, by przekonać się, czy ta dawna ona dalej gdzieś w niej drzemie. Miała... Wiele wątpliwości. Rozmowa z siostrą, nagłe jej zniknięcie i postawienie klanu w gotowości... To też poważnie się na niej odbiło. Łasiczy Skowyt zdecydowała się zbiec, by uwolnić się spod kontroli lidera, który rozkazał jej zaciążyć. Teraz... była sama. Bez wsparcia kocicy, którą głęboko szanowała. Ale nie tylko ona była dla niej wzorem. Złota zastępczyni bardziej wpływała na jej światopogląd. Chciała w końcu być taka jak ona. Silna, nieugięta, no i oczywiście dumna z tego, że służy Mrocznej Puszczy. Aby zdobyć jej przychylność, musiała zabić samotnika. Zabić i pożegnać się raz na zawsze ze swoją niewinnością.
Podeszła bliżej, czując jak serce zaczyna jej szybciej bić w piersi. Obcy zdawał się nieświadomy tego co go czekało. Co zamierzała zrobić. Czuła, że mroczne duchy ją obserwowały. Na pewno ten moment zaciekawił Jastrzębią Gwiazdę. Nie mogła ich wszystkich zawieść. Była wychowana w końcu na przyszłą kultystkę. Modliła się do złych dusz, obiecując, że nakarmi ich wieczny głód. Teraz... Nadchodził ten moment, ta chwila.
*uwaga! Mord, krew*
Złapała kocura za szyję, po czym mocno zacieśniła na nim uścisk szczęk. Poczuła jak metaliczna krew dostaje się do jej pyska, a z gardła samotnika wydobywa się zdumiony charkot. Pociągnęła mocno, odrywając kawał skóry i mięśni, a ciało coraz bardziej pokryło się czerwienią. Widziała jak oczy niebieskiego gasną, jak odchodzi z tego świata, jak znika ten żywy blask. Była cała w jego krwi, czuła ją nawet w pysku. Oblizała się, po czym spojrzała na Irgowy Nektar, która obserwowała to w ciszy i skupieniu. Zabiła. Zabiła swoją pierwszą ofiarę. Korzystając z tego, że zastępczyni jeszcze się do niej nie odezwała, znów spojrzała na martwego. Myślała, że... To będzie straszniejsze przeżycie. Okazało się inne, takie... puste. Pozbawione tej całej otoczki chwały, którą zwykle słyszała z pyska matki. Po prostu to zrobiła. Nie było żadnych odgłosów z niebios, świat zdawał się wciąż taki sam. Nic się nie zmieniło. Jedynie żyjący niegdyś kot, odszedł na wieczny spoczynek.
— Dobrze. Nie zawiodłaś. — w końcu złota odezwała się, podnosząc z miejsca. — Zmyj krew w rzece — poleciła, wskazując na brzeg ogonem.
Od razu skierowała kroki w stronę wody, zmywając z siebie dowód straszliwej zbrodni. Słyszała jak Irga wrzuca ciało do wcześniej uszykowanego dołu i zakopuje tak, aby żaden wilczak nie odkrył trupa z rozerwanym gardłem.
Gdy była już czysta, skierowała się do zastępczyni, która wciąż uważnie ją obserwowała, po czym ruszyli w drogę. Czy czekała na jakieś znaki słabości? No... Może prócz tego, że czuła się tak, jakby była oszołomiona, to wszystko było z nią w porządku. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. A co jeśli ten fakt jeszcze do niej nie dotarł i pęknie w legowisku? Przełknęła ślinę. Nie... Nie mogła pozwolić sobie na opłakiwanie kogoś, kogo nawet nie znała. Był ofiarą dla Mrocznej Puszczy. Tak musiała do tego podchodzić. To był ich wróg, który zasługiwał na taki los.
Kiedy wrócili do obozu, kocica od razu weszła do jamy zamieszkiwanej przez Mroczną Gwiazdę. Miała nadzieję, że kocur jej uwierzy. Zdała test. Nie zawiodła. Była gotowa, by udowodnić, że dla kultu jest w stanie zrobić wszystko. Tyle ją to kosztowało bólu... Nie mogła być tą gorszą córką, chociaż pewnie lider właśnie takie miał o niej zdanie. Chociaż... Teraz po ucieczce Łasiczego Skowytu, to pewnie spadła na drugie miejsce. Ciekawe czy... Czy będzie jej pilnował, gdy sama będzie nosić pod sercem kocięta. Na pewno nie pozwoli, aby kolejna jego córka uciekła. Nie zamierzała jednak tego robić, nie miała nawet tego w planach. Była pogodzona ze swoim losem. Szkoliła się przecież na to, aby spędzić resztę życia bawiąc kocięta. Już teraz dobrze dogadywała się z maluchami, które jej zdaniem były słodkie. To nie powinno stanowić problemu. Gorzej miał się fakt zamknięcia na wiele księżyców w jednym miejscu. Wolała polować i cieszyć się z wolności, niż zostać uziemioną, by zająć się dziećmi. Jednak... Może nie będzie tak źle? Może przesadzała? Przecież... Nie miała porównania... W zasadzie widziała jak jej matka się męczyła zajmując aż trzema miotami, w tym dwójką nie swoich, lecz... Przecież nie da się tak załatwić jak ona!
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowiła wejść do legowiska wojowników i poczekać na wieści od byłej mentorki na miękkim, mchowym posłaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz