Arlekinka siedziała bezczynnie prawie na środku obozu. Miała zamiar się wybrać po mech na posłanie, jednak jej plany zostały szybko rozwiane przez nagłą obecność ojca tuż obok niej.
- Znów coś ze mną nie tak? - rzuciła unikając kontaktu wzrokowego, ostatnie wydarzenia w ich relacji coraz bardziej sprawiały, że młoda wojowniczka gorzej spoglądała na vana.
Mroczna Gwiazda zmarszczył brwi i strzepnął ogonem, nie odwołując się do jej słów.
Mroczna Gwiazda zmarszczył brwi i strzepnął ogonem, nie odwołując się do jej słów.
- To już czas, by powoli decydować o potomstwie, nie sądzisz? Jesteś już dorosła i samodzielna, a ja chcę mieć wnuki. Rozmawiałem już z Trójoką Wroną.
Co zrobił? Żartował sobie chyba. Ona i ten nudny kocur, który jedynie robi za marionetkę kultu?
Co zrobił? Żartował sobie chyba. Ona i ten nudny kocur, który jedynie robi za marionetkę kultu?
- Po co z nim rozmawiałeś skoro chodzi ci o mnie? - syknęła jak najłagodniej w jego stronę, by starszy się nie zdenerwował.
- Bo on też będzie brał w tym udział - warknął. - Z tobą rozmawiałem już księżyce wcześniej, ale jak widzę wciąż nie podjęłaś żadnego kroku. Rozmawiałaś z Irgą?
Szylkretka nie chciała mówić ojcu ile tak naprawdę czasu poświęciła na rozmowę z Irgowym Nektarem, a nie było go zbyt wiele.
- Coś tam rozmawiałam - przyznała. - Jakoś dalej nie czuję, że to dobry pomysł.
- Nie obchodzi mnie, co czujesz - mruknął w odpowiedzi, krzywiąc pysk. - Każda kultystka to robi i żadna nie marudziła. Z wyjątkiem ciebie.
A ten jak zwykle się unosił i szedł w zaparte, ale może było w tym trochę racji? Ostatnimi czasy jedynie pogrążała się w jego oczach, a przecież to nie było to co chciała osiągnąć.
- Bo on też będzie brał w tym udział - warknął. - Z tobą rozmawiałem już księżyce wcześniej, ale jak widzę wciąż nie podjęłaś żadnego kroku. Rozmawiałaś z Irgą?
Szylkretka nie chciała mówić ojcu ile tak naprawdę czasu poświęciła na rozmowę z Irgowym Nektarem, a nie było go zbyt wiele.
- Coś tam rozmawiałam - przyznała. - Jakoś dalej nie czuję, że to dobry pomysł.
- Nie obchodzi mnie, co czujesz - mruknął w odpowiedzi, krzywiąc pysk. - Każda kultystka to robi i żadna nie marudziła. Z wyjątkiem ciebie.
A ten jak zwykle się unosił i szedł w zaparte, ale może było w tym trochę racji? Ostatnimi czasy jedynie pogrążała się w jego oczach, a przecież to nie było to co chciała osiągnąć.
- Tak jak mówiłam kilka księżyców temu, postaram się ciebie nie zawieść. Zrobię to. - miauknęła już nieco pewniej choć w jej tonie dało się wyczuć nutkę niepewności.
- Tego od ciebie oczekuję. Ale teraz nie wiem czego się po tobie spodziewać - mruknął, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. - Doceniłbym, gdybyś zrobiła to dla dobra kultu. Nie tylko dla mnie.
- Dobrze, dla dobra kultu. - burknęła zgorzkniale starając się utrzymać kamienną minę.
- Tego od ciebie oczekuję. Ale teraz nie wiem czego się po tobie spodziewać - mruknął, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. - Doceniłbym, gdybyś zrobiła to dla dobra kultu. Nie tylko dla mnie.
- Dobrze, dla dobra kultu. - burknęła zgorzkniale starając się utrzymać kamienną minę.
Jednakże po tych słowach szybko pożałowała tego co powiedziała, gdyż z za Mrocznej Gwiazdy pojawił się nagle Trójoka wrona, ewidentnie zniesmaczony tym, co musi zrobić, a mimo to ten kretyn się na to zgodził.
- Chodźcie, zaprowadzę was w nieco bardziej ustronne miejsce. - zarządził lider. Dwoje wojowników popatrzyło po sobie i ruszyło za nim. Nieco dalej od obozu van znalazł odpowiednie dla nich miejsce i polecił by tam się udali. Łasica przełknęła ślinę wchodząc za kotarę z zarośli zerkając czy ojciec się gapi, na szczęście grzecznie czekał gdzieś w tyle.
- M-miejmy to już za sobą. - syknęła w stronę czarnego. Ten skinął łbem i zajął się swoją działką.
***
Niedługo po tym, co wydarzyło się między nią a Trójoką Wroną, lider zdjął jej karne imię przed całym klanem. Łasiczy Skowyt mogła odetchnąć z ulgą, bo nikt już nie miał prawa wypominać jej imienia Szpetny Pysk, chociaż takie perełki też się nieraz zdarzały. A jednak ta sytuacja nie dawała jej spokoju. Zamiast czuć ulgę, czuła jedynie rozczarowanie, dokładnie tak jak nazwała niegdyś Trójokiego - marionetką. Została właśnie marionetką kultu, inkubatorem do zrodzenia kolejnych kultystów Mrocznej Puszczy. To wszystko zostawiło tak wielki i trudny do wymazania ślad na jej psychice, że kotka zaczęła popadać w obłęd. Jesteś beznadziejna Łasico, dałaś się wykorzystać. Gdzie twoje stare ja? Ktoś do niej mówił, tylko nie wiedziała kto, a może tylko ona słyszała te głosy? Powinnaś się wstydzić tego czym się stałaś.
- Zostawcie mnie! - krzyknęła sama do siebie, co sprowokowało parę podejrzliwych spojrzeń w jej stronę. Wzięła głęboki wdech i odetchnęła z ulgą. - Spokojnie Łasico, to tylko twoje własne myśli, nic takiego.
Nie mogła tego znieść, tych dźwięków mieszających jej w myślach, ruszyła do legowiska królowych, chciała odpocząć. Zamknęła więc oczy próbując się skupić, nic jednak nie pomagało.
Nie wierzyła w to co zrobiła jakiś czas temu. Może i odzyskała stare imię, ale czuła jakby straciła na godności oddając się jakiemuś losowemu kocurowi z klanu. Czuła się z tym źle, a jeszcze bardziej przerażał ją fakt, że w jej brzuchu rosną jakieś małe włochate kulki. Na samą myśl zbierało jej się na wymioty. Jak tylko dojrzała brata w oddali od razu gestem sugestywnego machnięcia ogonem chciała przywołać go do swojego boku.
- H-hej Chłód. Jak tam? - zapytała niezręcznie się uśmiechając.
- Dobrze. Właśnie skończyłem trening wojowników. Coraz lepiej im idzie. A ty? Jak się trzymasz? Nie było cię dzisiaj na nim. Coś się stało?
- A jak myślisz co może być? - prychnęła oschle. - Myślałam, że wzrok masz dobry. Chodzi o k-kocięta.
Rudy van uniósł brew, patrząc na nią niedowierzająco. - Jakie kocięta? Z kim...? - starał się to zrozumieć.
- Gdzie ty się do cholery podziewałeś gdy ojciec zdjął mi karne imię przy całym klanie? - zamrugała z poirytowaniem oczami. - To nie jest ważne z kim!
- Możliwe, że byłem z Gęsią... - przyznał zaskoczony. - Nie rozumiem... Czemu się tak złościsz? Ja też poszedłem w krzaki, by zrobić kocięta dla ojca. Tylko nie wyszło. Może w twoim przypadku będzie podobnie - zasugerował
Skarciła go wzrokiem, może i się zmienił, ale jego poziom myślenia pozostawał najwidoczniej taki sam.
- No jasne, a psy potrafią latać. Wiesz przytyłam sobie tak o jak Spasiona Świnia bo zaczęłam wpieprzać piszczki. - fuknęła obrażona.
Zamrugał, bo najwidoczniej dotarło właśnie do niego, co chciała przez to powiedzieć.
- Będę wujkiem? Gratulacje siostrzyczko. Nie spodziewałem się, że to się stanie tak szybko - przyznał szczerze. Gratulacje to coś, co chciała usłyszeć jako ostatnie.
- Ja się nie spodziewałam, że to się w ogóle stanie. I tak, będziesz, o ile te cosie we mnie przeżyją. Jednak... Chyba wujkiem na odległość.
- Nie za bardzo rozumiem. Jak na odległość? - Przekrzywił łeb.
- Nie chcę tu żyć - wyszeptała. - Mam już tego po dziurki w nosie. Nie zamierzam być inkubatorem dla kolejnych marionetek naszego ojca! Pomóż mi Chłód, pomóż mi stąd uciec. Popadnę w obłęd w tym miejscu!
Wmurowało go i to totalnie. Wojownik stał tak jak słup, gapiąc się na nią przez chwilę.
- Jak...? Jak ojciec się dowie to mnie wydziedziczy i wygna...
- Nie musi się dowiedzieć! Jesteś przez niego wyszkolony, wiesz jak sobie poradzić, wiesz jak mi pomóc bez plamy na wizerunku. A nawet jeśli ojciec będzie chciał się czegokolwiek dowiedzieć, powiedz, że psy mnie rozszarpały czy jakieś borsuki. Wymyślisz coś!
Położył po sobie uszy.
- Przecież jak cię kiedykolwiek zobaczy to zrozumie, że go okłamałem. Łasico... Co ty wyprawiasz? Naprawdę to ojciec jest problemem? Nie rozumiem cię. Przecież od kocięctwa za nim szalejesz! - przypomniał jej o tym
- Ojciec jest moim autorytetem, znaczy był! Może dopiero teraz przejrzałam na oczy, a może jestem po prostu tak szalona jak nasza matka. Nie wiem. Nie obchodzi mnie to, czy mnie zobaczy, bo wiem że tak nie będzie. Znam na to sposób, ale ci o nim nie powiem. - miauknęła w nadziei, że uda jej się go przekonać.
- Nie porównuj się do tej zdrajczyni. Jesteś od niej znacznie lepsza. - Posłał jej pełne niepokoju spojrzenie. - Na pewno sobie poradzisz sama z kociętami? Czy zabijesz je, gdy się urodzą?
- T-to się okaże jeszcze - burknęła jakby nie wierząc we własne słowa. - W każdym razie nie mogę tu zostać, n-nie jestem w stanie. Dzisiaj w nocy będziesz stał na warcie prawda? Przepuścisz mnie? - spoglądała na niego błagalnym wzrokiem. - Proszę, jesteś moją jedyną nadzieją!
- Dobrze. Przepuszczę. - van wyglądał tak, jakby zrozumiał jej uczucie w tymże momencie. Czuła, że się rozumieją jak nigdy dotąd.
- Pamiętaj jednak, że on mi nie uwierzy w twoją śmierć. Będzie cię ścigał jak matkę. Jeżeli cię dorwie... Nie będę w stanie ci pomóc. - dodał po chwili zmartwiony.
- Obiecuję ci, że to się nigdy nie stanie. Odejdę, nie wiem jeszcze gdzie, ale nie zostanie po mnie ślad za którym będzie mógł podążyć - wyjaśniła kładąc kocurowi łapę na piersi, po kilku biciach serca zbliżyła się i otarła o jego bok. - Dziękuję Chłodny Omenie, jesteś najlepszym bratem jakiego mogłam kiedykolwiek mieć.
Rudy posłał jej lekki uśmiech, ocierając się o nią głową.
- A ty najlepszą siostrą. Dużo dla mnie zrobiłaś, to nie mógłbym pozostać ci dłużny. Mam nadzieję, że odnajdziesz swoje szczęście. Swoją drogę.
Nieprawda, jesteś najgorsza, zawsze byłaś. Nie zasłużyłaś sobie na takiego brata.
Nie przytaknęła mu, wiedziała, że to co mówił nie było prawdą. Była okropną siostrą, marionetką wykonującą polecenia ojca. Westchnęła cicho, a po krótkiej wymianie spojrzeń udała się w swoją stronę.
***
Gdy księżyc górował na niebie szylkretowa rozejrzała się po obozie, nikogo nie było, wieczorne patrole już dawno wróciły, a na straży stał Chłodny Omen. Tak jak być powinno.
Przełknęła ślinę i zerknęła w jego stronę próbując dać mu znak, że jest gotowa do opuszczenia obozu i terenów klanu już na zawsze. Zauważyła jak spojrzał na siostrę, która kierowała się w tą stronę. Widział ją ostatni raz. Przytyła co było widoczne. Właśnie miał zdradzić po raz kolejny ojca, lecz tym razem nie mógł dopuścić, by emocje nim zawładnęły i zdradzić się przed liderem. Siedział w bezruchu niczym posąg. Zamknął oczy. Droga ku wolności stała otworem.
Ostatnie ciepłe spojrzenie powędrowało w stronę brata, a gdy jej łapy przekroczyły granice obozu natychmiast zniknęła w gęstwinach zarośli.
- Dziękuję, Chłodny Omenie. - wyszeptała do siebie uśmiechając się w duchu. Jej czas nadchodził wielkimi krokami, Nawet jeśli wyda na świat te kocięta, kto wie co się z nimi stanie.
Udała się na południe, wędrowała dopóki wycieńczenie jej nie dopadło kończąc na granicy Klanu Burzy. Jeśli znajdzie ją patrol, to trudno. Nie zabiją ciężarnej, nie powinni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz