*jeszcze przed śmiercią Fiołka*
Niedawno wpadła na pewien pomysł, który postanowiła wcielić w życie. Do tego potrzebowała trzech rzeczy – odpowiedniego miejsca, które już miała, i dwóch innych elementów. Dlatego wyruszyła do miasta. Szukała przez długi czas, a gdy znalazła pozostawioną samopas miskę dwunożnych, chwyciła ją w pysk po czym ruszyła w drogę powrotną. Trzecią rzecz miała już przygotowaną.Gdy tylko wróciła do Drewnianego Gniazda, chwyciła ów trzeci element – specjalną skałę, zwaną ochrą. Wrzuciła jej kawałek do miski. Następnie chwyciła specjalny kamień, który zazwyczaj służył im do rozdrabniania ziół na mniejsze kawałki potrzebne do leczniczych mieszanek. Tym razem posłużył jednak do rozwalenia ochry w drobny mak. Po zakończonym rozdrabnianiu skały wyciągnęła narzędzie z miski, po czym przystąpiła do dalszej części procesu.
Wyszła na zewnątrz, a blask śniegu nieomal ją oślepił. Wzięła go trochę do buzi, a jego chłód zaszczypał ją w dziąsła, jednak nie wypuściła go, a czekała, aż całkowicie się roztopi. Gdy tylko to nastąpiło, wypluła wodę do miski z ochrą. Następnie specjalnym, przygotowanym wcześniej patykiem, wymieszała to, co powstało. Gdy skończyła, miała przed sobą czerwono-rdzawą mieszaninę.
- Mamo…co robisz? – spytała zaciekawiona Skowronek, obok której stanęła Jeżyk.
- Mam pewien plan. – miauknęła. – kochani, wychodzimy, mam dla was niespodziankę! – miauknęła, po czym chwyciła miskę za brzeg w zęby i wyszła z Drewnianego Gniazda.
Już po chwili wszyscy szybkim marszem podążali za Bylicą.
Weszli w las, a niedługo później ukazało się ich oczom duże drzewo. Między jego korzeniami, osłonięty nimi oraz nawisem ziemnym, był głaz.
Podeszła do niego, po czym odstawiła miskę obok, zaczynając objaśniać, cóż to wpadło jej tym razem do głowy.
- Pomyślałam sobie, że możemy dodać nową tradycję – miauknęła. – od teraz, każde z nas, które jest już dorosłe, pozostawi po sobie ślad, dla przyszłych pokoleń. – miauknęła, po czym zamoczyła łapę z mieszaninie – odciśniemy swe łapy na tym kamieniu. O tak – miauknęła, po czym przyłożyła czerwoną od ochry łapę do powierzchni głazu. Po chwili odsunęła się. Na szarej skale pozostał ślad łapy starej kocicy, na co ta uśmiechnęła się. Jako pierwsze podeszły Skowronek i Błoto, również zamaczając swe łapy w ochrze i odciskając je na skale. To samo zrobiła reszta, poza Jeżyk i Sroką, których łapy jeszcze rosły, jako, iż kotki były młode.
- Mam coś jeszcze – dodała – dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Raz na dwanaście księżycy, na niebie ma miejsce wyjątkowe widowisko. Nie wiem, czy pamiętacie, jak wam o nim opowiadałam. Nawet jeśli nie, teraz będziecie mieli okazję zobaczyć je na żywo, tak jak ja niegdyś z moją babcią – miauknęła, po czym wyszła z zagłębienia terenu, a następnie wskoczyła na pień grubego drzewa. – musimy się na nie wspiąć, a potem poczekać aż zapadnie zmrok – miauknęła, wspinając się.
Koty weszły na drzewo, po czym usiadły na rozłożystych gałęziach rośliny. Czas mijał, a słońce schyliło się ku zachodowi, aby zostać później zastąpionym przez księżyc i czerń nocy, rozświetloną gwiazdami. Gdy tarcza księżyca wzniosła się na sam szczyt nieba, mała, jasna kropka wzleciała w nie, a potem z hukiem wybuchła kolorami, malując nimi po nieboskłonie. Jej dzieci, wnuki i Błoto obserwowali to jedyne w swoim rodzaju widowisko.
- To Fajerwerki – miauknęła Bylica głośno, by na pewno każde ją usłyszało – Pląsająca Sójka pokazała mi je, kiedy jeszcze byłam młodą uczennicą. Podobno to dwunożni wypuszczają je w niebo zawsze każdej pory nagich drzew, w ten sam dzień – miauknęła.
Razem spędzili noc, oglądając światła na niebie. Dopiero nad ranem wrócili do domu, aby wypocząć.
Szkoda tylko, iż Bylica nie wiedziała, że już za niedługo, po ukochanym Fiołku pozostanie tylko ciało bez życia i odcisk łapy na kamieniu. I to dlatego, że się z nim pokłóciła.
uroczo
OdpowiedzUsuń