Powoli przesuwała łapą po śnieżnej zaspie. Wygładziła biały puch i starała wyobrazić sobie zapadającą się w tym miejscu masywną sylwetkę. Wilczy nie należał do drobnych, więc jak nic ściągnęłoby go na samo dno. Jedynie ich wysokość pomogłaby im nie zniknąć pod warstwą całunu Pory Nagich Drzew.
Zawahała się, patrząc w skupieniu w to jedno miejsce. Mogła tylko gdybać o ich losie, bo kogokolwiek by nie spytała, nikt nic nie wiedział. To był zwykły dzień, kiedy wróciła z patrolu i usłyszała z pysków rodzeństwa, że liliowego szylkreta gdzieś wcięło i po prostu go nie ma. Wraz z nim zniknęła Północna Łapa, dziwna i trudna w obyciu kotka, z którą Aksamitka już dawno odpuściła sobie tworzenie dobrych relacji. Nauczyła się, że jak ktoś jest bardzo niemiły, to trzeba powiedzieć sobie mocne dosyć i iść do tych, którzy znają pojęcie podstawowego szacunku.
Ciemna plama przemknęła jej przed oczami. Ze zgarbioną posturą Jelenia Cętka wyglądał smętnie, a nikt w otoczeniu nie zdawał się zwracać na czarnego uwagi. Pointka nie rozumiała czasem tego znieczulenia. Nawet jeśli ktoś upierał się, że lepiej znosi smutki w samotności, nie mogła zignorować gromadzących się w kącikach ślepi łez. Jej nazbyt wrażliwa dusza pchała ją od zawsze do przodu.
Uniosła się, nie dbając na osiadły na futrze śnieg. Podnosząc wysoko łapy, przedzierała się przez masywne zaspy, ze wzrokiem utkwionym w znikającym zza łysym krzewem kocurem. Niczym w transie podążała za nim, a gdy umknął jej całkowicie z oczu, uchyliła pysk.
— Jelenia Cętko!
Szmer rozległ się za pobliskim drzewem. Zza sosnowej kory wychylił się ogarnięty przerażeniem pysk. Brązowe ślepia zaszklone od łez nie miały w sobie ani krzty pozytywnych emocji.
— Coś się stało? — zapytała ze zmartwieniem, choć pytanie to wydawało jej się niezwykle głupie przez wzgląd na to, w jakim stanie go widziała.
— Szłaś za mną? — Przełknął głośno ślinę, kładąc nisko uszy. — Nic, potrzebowałem chwilę pomyśleć. Sam — podkreślił. — Możesz wracać do obozu, zimno jest, lepiej, żebyś nie zamarzła — wymamrotał, chowając się na nowo w swej kryjówce.
Zmrużyła oczy, bo momentalnie prószący śnieg przysłonił jej widok. Podeszła do miejsca, w którym siedział i spojrzała na niego wyczekująco. Leżał w ciasno zwinięty kłębek, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Sprawiał wrażenie tak biednego, że jej serce ogarnięte żalem kazało jej go przytulić.
I zrobiła to, kładąc po prostu ogon na jego grzbiecie.
— Dlaczego jesteś smutny? Ktoś ci zrobił coś bebe? — zapytała z troską. — Nie powinien. Chodź, pójdziemy do tego kogoś, wezmę jeszcze moje rodzeństwo i wspólnie mu dokopie...
— Nie trzeba — przerwał jej, krzywiąc się lekko na tę propozycję. — To nic wielkiego, zwykła głupota — zapewnił, zakrywając łapą pysk. — Naprawdę, czasem zbyt bardzo przejmuję się drobnostkami.
— Przez drobnostki się nie płacze! — palnęła, spychając łapą śnieg z czubka jego głowy. — Jeśli powiesz mi, co cię męczy, to obiecuję nikomu się nie wygadać! Naprawdę, nawet Niedźwiedziej Sile, a mówię mu wszystko. To będzie wyjątkowa sprawa — mamrotała, czując rozgrzewającą ją od wnętrza iskrę nadziei. Jeśli teraz mu pomoże, to zaistnieje duża szansa, że dołączy do jej eskapady poszukiwawczej. — Nie możesz trzymać wszelkich uraz w serduszku, wiesz? To cię będzie powoli wykańczać.
Nawet nie zwróciła większej uwagi, gdy wojownik skrzywił się na wspomniane przez nią imię.
— Chodzi o Lamparci Ry... Gwiazdę — poprawił się, a jego dolna szczęka zadrżała wraz z momentem, w którym zaniósł się szlochem. — To nie mój Lampart. Nie kocha mnie już — wykrztusił, pociągając nosem i opierając łeb o korę drzewa. — Wcześniej było inaczej, Aksamitna Chmurko. Wiem, że jako lider ma więcej obowiązków, ale... naprawdę, on w ogóle już na mnie nie zwraca uwagi. Nic a nic nie uczestniczył w wychowaniu naszego kocięcia, a tak cieszyliśmy się kiedyś na myśl, że będziemy je mieli. Na początku zapraszał mnie do swojego legowiska, a to... to były ostatnie miłe chwile, jakie z nim przeżyłem — wyznał, mieląc językiem w pysku, jakby nie potrafił powiedzieć nic więcej.
Aksamitkę wmurowało. Nie zwracała uwagi na ich związek, ale takie odczucia nie biorą się najpewniej znikąd. Sama czułaby się odrzucona, gdyby jej znajomi przestali poświęcać jej tyle uwagi, co dotychczas.
— A to teraz cię już nie zaprasza? — spytała, bo jej móżdżek z trudem przetwarzał taki natłok informacji.
Jeleń pokręcił głową, tkwiąc przez dłuższą chwilę w milczeniu. Jego klata piersiowa unosiła się w zbyt szybkim tempie, toteż kotka przycupnęła przy nim i ponownie otuliła go swą puchatą kitą.
— Mnie nie. Teraz jedyne co, to chodzi wszędzie z Niedźwiedzią Siłą — wymamrotał, a imię to wypowiedziane było z pewną niechęcią. — Ja nie wiem, co mam o tym myśleć.
— Z Niedźwiedziem?! — Niemalże zabrzmiało to jak krzyk. Pełen bulwersu i zaskoczenia. — To znaczy, on mówił mi, że szanuje go i takie tam, ale... Aż tak dużo czasu chyba ze sobą nie spędzają — dodała, krzywiąc się.
Cóż to za dziwny ból rozległ się w jej sercu? Nie znała dotychczas tego uczucia, ale było niezwykle uciążliwe i nieprzyjemne, że aż momentalnie zerwała się i od razu wróciła do pozycji siedzącej. Potrzebowała rozchodzić to, ale nie mogła zostawić czarnego w takim stanie.
— Bardzo dużo. Co się nie obejrzę, idzie z nim gdzieś. I to zawsze wtedy, gdy uda mi się zebrać siły, by z nim pogadać — rzekł, patrząc na nią ze sztucznym uśmiechem. — To zabawne, że nie potrafię porozmawiać z własnym partnerem o takim błahym problemie, co nie? A może nawet żałosne...
— Nie mów tak brzydko! — poprosiła, mrużąc oczy. — Teraz wiesz... zaginął mój brat i Północna Łapa, zmarła Brzózka — tłumaczyła, nie bardzo wiedząc sama, do czego zmierza. — Może... No wiesz, szukają ich sami czy coś — wypaplała.
Jelenia Cętka nie wyglądał na przekonanego. Wydawał się całkowicie odrętwiały.
— Może... może chociaż wrócimy do obozu? — zaoferowała Aksamitka, patrząc na niego z nadzieją. — Proszę, nie możesz tu zostać, bo zamarzniesz na śmierć — stwierdziła ze śmiertelną powagą w głosie.
Czarny uniósł na nią po raz ostatni wzrok. Brązowe ślepia wypełnione zmęczeniem wpatrywały się w nią intensywnie, dopóki kocur nie uchylił pyska.
— Może i masz rację — westchnął, powoli wstając. — Ja... Ja dziękuję, że mnie wysłuchałaś. To miłe, gdy ktoś okazuje ci jakiekolwiek wsparcie — rzekł, a w jego głosie dało wyczuć się wyrzuty skierowane w stronę Lamparciej Gwiazdy.
Szylkretka pokiwała energicznie głową. Osiągnęła pewien sukces, bo nie dosyć, że otworzył się przed nią, to jeszcze udało jej się choć trochę poprawić mu humor. Tylko martwiło ją to, co usłyszała o Niedźwiedziu. Sama nie zwracała na to dotychczas uwagi.
— Polecam się na przyszłość! — miauknęła z entuzjazmem, próbując radością wypędzić z siebie wszelkie smutki. Pacnęła go dla zabawy łapą w bok. — A teraz idziemy! Bez dyskusji!
Zawahała się, patrząc w skupieniu w to jedno miejsce. Mogła tylko gdybać o ich losie, bo kogokolwiek by nie spytała, nikt nic nie wiedział. To był zwykły dzień, kiedy wróciła z patrolu i usłyszała z pysków rodzeństwa, że liliowego szylkreta gdzieś wcięło i po prostu go nie ma. Wraz z nim zniknęła Północna Łapa, dziwna i trudna w obyciu kotka, z którą Aksamitka już dawno odpuściła sobie tworzenie dobrych relacji. Nauczyła się, że jak ktoś jest bardzo niemiły, to trzeba powiedzieć sobie mocne dosyć i iść do tych, którzy znają pojęcie podstawowego szacunku.
Ciemna plama przemknęła jej przed oczami. Ze zgarbioną posturą Jelenia Cętka wyglądał smętnie, a nikt w otoczeniu nie zdawał się zwracać na czarnego uwagi. Pointka nie rozumiała czasem tego znieczulenia. Nawet jeśli ktoś upierał się, że lepiej znosi smutki w samotności, nie mogła zignorować gromadzących się w kącikach ślepi łez. Jej nazbyt wrażliwa dusza pchała ją od zawsze do przodu.
Uniosła się, nie dbając na osiadły na futrze śnieg. Podnosząc wysoko łapy, przedzierała się przez masywne zaspy, ze wzrokiem utkwionym w znikającym zza łysym krzewem kocurem. Niczym w transie podążała za nim, a gdy umknął jej całkowicie z oczu, uchyliła pysk.
— Jelenia Cętko!
Szmer rozległ się za pobliskim drzewem. Zza sosnowej kory wychylił się ogarnięty przerażeniem pysk. Brązowe ślepia zaszklone od łez nie miały w sobie ani krzty pozytywnych emocji.
— Coś się stało? — zapytała ze zmartwieniem, choć pytanie to wydawało jej się niezwykle głupie przez wzgląd na to, w jakim stanie go widziała.
— Szłaś za mną? — Przełknął głośno ślinę, kładąc nisko uszy. — Nic, potrzebowałem chwilę pomyśleć. Sam — podkreślił. — Możesz wracać do obozu, zimno jest, lepiej, żebyś nie zamarzła — wymamrotał, chowając się na nowo w swej kryjówce.
Zmrużyła oczy, bo momentalnie prószący śnieg przysłonił jej widok. Podeszła do miejsca, w którym siedział i spojrzała na niego wyczekująco. Leżał w ciasno zwinięty kłębek, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Sprawiał wrażenie tak biednego, że jej serce ogarnięte żalem kazało jej go przytulić.
I zrobiła to, kładąc po prostu ogon na jego grzbiecie.
— Dlaczego jesteś smutny? Ktoś ci zrobił coś bebe? — zapytała z troską. — Nie powinien. Chodź, pójdziemy do tego kogoś, wezmę jeszcze moje rodzeństwo i wspólnie mu dokopie...
— Nie trzeba — przerwał jej, krzywiąc się lekko na tę propozycję. — To nic wielkiego, zwykła głupota — zapewnił, zakrywając łapą pysk. — Naprawdę, czasem zbyt bardzo przejmuję się drobnostkami.
— Przez drobnostki się nie płacze! — palnęła, spychając łapą śnieg z czubka jego głowy. — Jeśli powiesz mi, co cię męczy, to obiecuję nikomu się nie wygadać! Naprawdę, nawet Niedźwiedziej Sile, a mówię mu wszystko. To będzie wyjątkowa sprawa — mamrotała, czując rozgrzewającą ją od wnętrza iskrę nadziei. Jeśli teraz mu pomoże, to zaistnieje duża szansa, że dołączy do jej eskapady poszukiwawczej. — Nie możesz trzymać wszelkich uraz w serduszku, wiesz? To cię będzie powoli wykańczać.
Nawet nie zwróciła większej uwagi, gdy wojownik skrzywił się na wspomniane przez nią imię.
— Chodzi o Lamparci Ry... Gwiazdę — poprawił się, a jego dolna szczęka zadrżała wraz z momentem, w którym zaniósł się szlochem. — To nie mój Lampart. Nie kocha mnie już — wykrztusił, pociągając nosem i opierając łeb o korę drzewa. — Wcześniej było inaczej, Aksamitna Chmurko. Wiem, że jako lider ma więcej obowiązków, ale... naprawdę, on w ogóle już na mnie nie zwraca uwagi. Nic a nic nie uczestniczył w wychowaniu naszego kocięcia, a tak cieszyliśmy się kiedyś na myśl, że będziemy je mieli. Na początku zapraszał mnie do swojego legowiska, a to... to były ostatnie miłe chwile, jakie z nim przeżyłem — wyznał, mieląc językiem w pysku, jakby nie potrafił powiedzieć nic więcej.
Aksamitkę wmurowało. Nie zwracała uwagi na ich związek, ale takie odczucia nie biorą się najpewniej znikąd. Sama czułaby się odrzucona, gdyby jej znajomi przestali poświęcać jej tyle uwagi, co dotychczas.
— A to teraz cię już nie zaprasza? — spytała, bo jej móżdżek z trudem przetwarzał taki natłok informacji.
Jeleń pokręcił głową, tkwiąc przez dłuższą chwilę w milczeniu. Jego klata piersiowa unosiła się w zbyt szybkim tempie, toteż kotka przycupnęła przy nim i ponownie otuliła go swą puchatą kitą.
— Mnie nie. Teraz jedyne co, to chodzi wszędzie z Niedźwiedzią Siłą — wymamrotał, a imię to wypowiedziane było z pewną niechęcią. — Ja nie wiem, co mam o tym myśleć.
— Z Niedźwiedziem?! — Niemalże zabrzmiało to jak krzyk. Pełen bulwersu i zaskoczenia. — To znaczy, on mówił mi, że szanuje go i takie tam, ale... Aż tak dużo czasu chyba ze sobą nie spędzają — dodała, krzywiąc się.
Cóż to za dziwny ból rozległ się w jej sercu? Nie znała dotychczas tego uczucia, ale było niezwykle uciążliwe i nieprzyjemne, że aż momentalnie zerwała się i od razu wróciła do pozycji siedzącej. Potrzebowała rozchodzić to, ale nie mogła zostawić czarnego w takim stanie.
— Bardzo dużo. Co się nie obejrzę, idzie z nim gdzieś. I to zawsze wtedy, gdy uda mi się zebrać siły, by z nim pogadać — rzekł, patrząc na nią ze sztucznym uśmiechem. — To zabawne, że nie potrafię porozmawiać z własnym partnerem o takim błahym problemie, co nie? A może nawet żałosne...
— Nie mów tak brzydko! — poprosiła, mrużąc oczy. — Teraz wiesz... zaginął mój brat i Północna Łapa, zmarła Brzózka — tłumaczyła, nie bardzo wiedząc sama, do czego zmierza. — Może... No wiesz, szukają ich sami czy coś — wypaplała.
Jelenia Cętka nie wyglądał na przekonanego. Wydawał się całkowicie odrętwiały.
— Może... może chociaż wrócimy do obozu? — zaoferowała Aksamitka, patrząc na niego z nadzieją. — Proszę, nie możesz tu zostać, bo zamarzniesz na śmierć — stwierdziła ze śmiertelną powagą w głosie.
Czarny uniósł na nią po raz ostatni wzrok. Brązowe ślepia wypełnione zmęczeniem wpatrywały się w nią intensywnie, dopóki kocur nie uchylił pyska.
— Może i masz rację — westchnął, powoli wstając. — Ja... Ja dziękuję, że mnie wysłuchałaś. To miłe, gdy ktoś okazuje ci jakiekolwiek wsparcie — rzekł, a w jego głosie dało wyczuć się wyrzuty skierowane w stronę Lamparciej Gwiazdy.
Szylkretka pokiwała energicznie głową. Osiągnęła pewien sukces, bo nie dosyć, że otworzył się przed nią, to jeszcze udało jej się choć trochę poprawić mu humor. Tylko martwiło ją to, co usłyszała o Niedźwiedziu. Sama nie zwracała na to dotychczas uwagi.
— Polecam się na przyszłość! — miauknęła z entuzjazmem, próbując radością wypędzić z siebie wszelkie smutki. Pacnęła go dla zabawy łapą w bok. — A teraz idziemy! Bez dyskusji!
***
Każdy dzień bez żadnych informacji o stanie Wilczej Łapy dłużył jej się niemiłosiernie. Choć od zawsze miała problemy ze skupieniem się na czymkolwiek, tak teraz tym bardziej nie potrafiła odciągnąć myśli od słów Jeleniej Cętki i sprawy zaginięcia jej brata. To wszystko działo się tak nagle, a przy tym powodowało coraz większy stres.
Niosła w stronę żłóbka upolowaną wcześniej sikorkę. Raczej nikt się tym specjalnie nie naje, ale może któraś z królowych zaspokoi w jakimś mniejszym stopniu swój głód.
Podrzuciła piszczkę pod pysk Złotej Pręgi, zbyt zajętej dyskutowaniem z Wrzosową Pogonią, aby chociaż podziękować jej za przyniesiony dar.
— No mówię ci, oni na pewno nie chodzą tylko na spacerki! Nie rozumiem trzymania tego w sekrecie, skoro każdy widzi i wie, co się dzieje — mruczała. — Trochę to zabawne, jak tu przyszedł, wydawał mi się tak spokojny, a wychodzi na to, że ma swoje własne sposoby na rozrywkę — rzekła, unosząc w rozbawieniu łuk brwiowy.
— O co chodzi? — spytała wprost z uśmiechem Aksamitka. Nie przeszkadzało jej wpychanie się w cudze rozmowy, chociaż większość zawsze spoglądała przez to na nią z grymasem na pysku.
Rudawa kotka wydawała się ożywiona i nie kryła w tajemnicy tego, o czym ledwo co zaczęła mówić.
— Nie słyszałaś? Myślałam, że każdy już o tym wie — rzekła zdziwiona. — Niedźwiedzia Siła ma romans z Lamparcią Gwiazdą — rzuciła półszeptem.
Szylkretka skamieniała.
— Co? D-dlaczego tak uważasz? — Nie dowierzała temu. Ten oziębły i pochmurny kocur, który dopiero co uśmiechnął się do niej po raz pierwszy, skrywałby za plecami taki poważny związek? Z jednej strony nie pasowało jej to do niego, a z drugiej zdawała sobie sprawę, że mało co o nim wciąż tak naprawdę wie.
— Ciągle gdzieś chodzą razem, Lampart często woła go do swojego legowiska... Oh Aksamitna Chmurko, nie patrz tak na mnie! Nie jesteś kociakiem, wiesz, co robią dorośli — przypomniała, biorąc głęboki wdech. — Dzięki za posiłek, trochę mało, ale pewnie więcej w Porze Nagich Drzew mi nie wytrzaśniesz...
Pointka cofnęła się o krok. Skąd takie plotki w klanie? I czemu ona nic nie wiedziała, skoro tyle czasu spędzała z burym kocurem? Zdołowało ją to i jedyne, co było w stanie wydobyć się z jej pyska, to piskliwy pomruk.
Wyszła na środek obozu. Nie dosyć, że wciąż nie było żadnego śladu po jej bracie, to jeszcze Niedźwiedź zatajał przed nią takie informacje. Na pewno nie przyzna jej się wprost do tego, był uparty, piekielnie uparty.
Podniosła wzrok ku górze. Zobaczyła go, o ironio, w towarzystwie Lamparciej Gwiazdy.
I w tej chwili ta sprawa nabrała dla niej jakiegokolwiek sensu. Nigdy nie czuła tego, co ogarnęło ją w tym momencie. Na jej sercu powstała rysa.
...tak aksamitne zranić Misiek no wiesz co
OdpowiedzUsuń