Obudziła się późnym rankiem, cała obolała oraz zmęczona. Spodziewała się wokół siebie… Błota. Czyli tego co zazwyczaj zauważała po wstaniu z legowiska. Dziś było inaczej. Obudziła się obok dołu. Dopiero wtedy sobie wszystko przypomniała. Kocimiętka. Kocimiętka. I jeszcze raz kocimiętka. Dalej była w tej dziurze wykonanej specjalnie dla niej? Nie, przecież w końcu z niej wyszła. Leżała obok, skryta w krzakach, niezdolna do poruszenia się w jakąkolwiek stronę. Była wykończona.
Pamiętała niewiele, ale niestety podczas ćpania jak już przyszli medycy, miała dość jasną świadomość. Wcześniej… Tylko jakieś tańce, przezwisko Chmurka oraz gejowanie dwóch uczniów medyka. Tyle. Potem nagły przeskok do czegoś, co wyglądało na próbę podtopienia, mylenie z innym kotem i wrzucenie do dołu, za bycie agresywną. Wspaniale- pogratulowała sobie w myśli- Informacje już pewnie krążą po klanach. A ona miała dość wszystkiego. Do tego złość na samą siebie. Ona? Ćpała? Najwyraźniej. Z Bursztynem, no już najwyraźniej znajomym, oraz Deszczem. Było… Ciekawie. Skończyło się źle, lecz wciąż była szczęśliwa. Dlaczego? Bo wtedy nie czuła smutku. Nie było tego poczucia samotności, tylko chęć zjedzenia jeszcze kilku listków. Spodobało jej się to. Po prostu. Może powinna więcej tego brać? Ale nie wiedziała gdzie rośnie. Jak dokładnie wygląda. Ani… Smaku. Bo kiedy tylko zażyła, zanużyła się w krainie tęczy.
Jedno było pewne. Nie zje ani odrobiny w najbliższym czasie. Nawet podczas następnego zgromadzenia. Tak! Chciała na nie i tak iść. Pomimo całej tej sytuacji… Na nich działy się niezłe dramy. A kamyki nie mogły zaczekać. W żadnym przypadku. Jednak kocimiętka jeszcze kiedyś zawita w jej życiu. W konieczności lub nawet bez większego powodu…
Powoli wstała z miejsca, szybko kierując się w stronę pierwszych lepszych krzaków. Starała się znaleźć trasę, którą mogła wrócić do domu. Rozglądała się na boki. Nic sobie nie przypominała. Przecież nie mogła zapomnieć drogi do legowiska! Naprawdę? To było… Zbyt niedorzeczne! Ale jednak. Westchnęła cicho. Coś z nią nie tak czy nie ma orientacji w terenie a zapachy wywiało? Sama nie wiedziała jak odpowiedzieć. Powoli skierowała się w stronę mokradeł. Może znajdzie ścieżkę do domu… Albo i nie.
***
Udało jej się odnaleźć legowisko. Jaka była szczęśliwa! Niby wróciła dopiero wieczorem, gdy słońce zaczynało znikać, ale była zadowolona. Nie przewróciła się po drodze, szła całkiem trzeźwa. Nawet nie myślała o kocimiętce! No, tylko teraz. Prychnęła. Sama dała sobie radę, może umie sama żyć? W spokoju. Lepiej i tak by było, gdyby ci medycy zajęli się samymi sobą. Teraz z całej sytuacji pewnie wyniknęła jakaś drama. Aż współczuła Bursztynowej Łapie i Deszczowej Łapie. Ona miała spokój, ich mentorzy pewnie już przygotowali dla nich sprzątanie u starszyzny lub w żłobku. Niestety, zdała sobie sprawę, jak dużo czasu minęło od wygnania. Nie kojarzyła rudego, a chyba z tego co pamiętała, żył w Klanie Wilka. Może urodził się potem… Ale ciążył w niej smutek. Bo nie wiedziała co się dzieje w społeczności. Była odcięta od innych, mieszkała sama, bez nikogo. Ale no cóż. To chyba była jej wina. Położyła się na mokrym od deszczu posłaniu, by z powrotem marzyć o wydarzeniach minionego wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz