Z piersi Rzecznej Bryzy wydarł się paniczny wrzask.
Kotka szarpnęła się, próbując wyrwać zmasakrowane łapy z uścisku bestii. Metaliczny zapach krwi unosił się w powietrzu. Jabłkowa Łapa poczuł obezwładniającą słabość, która prawie zwaliła go z nóg. To musiał być sen, to nie mogło dziać się naprawdę… Wielki pies szarpnął głową, a szylkretowa wydała z siebie kolejny urwany, agonalny krzyk. Rozległo się chrupnięcie przerywanego kręgosłupa.
– Mamusiu… – jęknął Jabłkowa Łapa. Nie mógł się ruszyć, nie mógł pomóc… Nagle pies odwrócił swój szkaradny łeb w jego stronę. Uczeń zamarł, bojąc się ruszyć. Wpatrywał się w ciemne oczy i czuł, jak szczęki zaciskają się na...
– Przestań się wydzierać, ofermo – syknęła Nadchodzący Dzik, wymierzając mocnego kopa w bok Jabłkowej Bryzy. Wojownik jęknął głośno, zaspanym spojrzeniem lustrując legowisko. Przez pierwsze kilka chwil nie był pewien, gdzie dokładnie się znajduje – czy zasnął na gałęzi drzewa, obserwując zimne, zakrwawione ciało matki, czy też leżał we własnym, ciepłym posłaniu, gdzie żaden pies nie mógł go dopaść.
– Przepraszam – wymamrotał niewyraźnie, ziewając. Przerażenie towarzyszące mu podczas snu powoli zaczęło go opuszczać, pozostawiając po sobie znajomą pustkę.
– Jeśli jeszcze raz wrzaśniesz, to przysięgam na Klan Gwiazdy, że będziesz spał na zewnątrz – warknęła czekoladowa, ponownie kładąc głowę na łapach. Jabłkowa Bryza wbił wzrok w wyjście z legowiska i zamruczał potakująco. Jego zjeżone futro opadło, a oddech powoli zaczął się uspokajać. Był bezpieczny.
Mimo to wiedział, że tej nocy nie będzie mu dane zasnąć. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu poszarpanych zwłok Rzecznej Bryzy, której krzyk wciąż dudnił mu w uszach. Podniósł się i ruszył w stronę wyjścia z legowiska, ostrożnie stawiając łapy, aby nie dostać kolejnego opierniczu, tym razem za nieumyślne zdeptanie innego kota. Nie miał ochoty się kłócić.
Zimne nocne powietrze uderzyło go w pysk. Zadrżał. Ostatnią porę nagich drzew spędził na grzaniu się w żłobku z Rzeczną Bryzą u boku. Spuścił wzrok, wzdychając cicho. Tak bardzo za nią tęsknił… Przed jego oczami po raz kolejny pojawił się obraz bezwładnego ciała matki. Potrząsnął głową, zaciskając powieki. Nie chciał tego widzieć.
Dygocąc z zimna, ruszył ku wyjściu z obozu. Czuł silną potrzebę rozmowy z kimś spoza Klanu Nocy. Przez chwilę rozważał odwiedzenie Barwinkowego Podmuchu, jednak szybko odrzucił tę opcję – kocur prawdopodobnie spokojnie spał w obozie, do którego Jabłkowa Bryza bynajmniej nie miał ochoty się zakradać. Następną osobą, do której mógł się udać, był oczywiście Psia Łapa. Co prawda wojownik nie był do końca pewny, gdzie samotnik aktualnie mieszka, jednak wiedział, że ojciec na pewno znajdzie dla niego czas.
Słońce jeszcze nie wyłoniło się zza horyzontu, jednak wcześniej czarne niebo zdążyło zszarzeć. Jabłkowa Bryza przemykał między drzewami, modląc się o niewpadnięcie na patrol. Nie chciał, aby wycieczka, którą część jego znajomych prawdopodobnie określiłaby mianem nielegalnej, przysporzyła mu kłopotów. Wybiegł z lasu na dużą polanę i rozglądnął się dookoła.
– Szukasz kogoś? – cichy głos rozległ się za jego plecami. Jabłkowa Bryza podskoczył, natychmiast obracając się na pięcie. Jego wzrok napotkał niewielką, niebieską kotkę, która wpatrywała się w niego z zaciekawieniem.
– Um… – wymamrotał, przestępując z łapy na łapę. Samotniczka (jak wywnioskował z zapachu) nie wyglądała na agresywną. – Szukam Psiej Łapy – stwierdził, uśmiechając się nieśmiało. – Znasz go może?
Kotka pokiwała delikatnie głową.
– Specyficzna pora na odwiedziny, klanowy kocie – rzuciła, podchodząc. Jabłkowa Bryza zastrzygł uszami, zdezorientowany. – Wydaje mi się, że mogę cię do niego zaprowadzić – oznajmiła kotka i machnęła ogonem na znak, aby za nią podążał. Wojownik wahał się przez chwilę, jednak skoczył za samotniczką.
– Jabłkowa Bryza – wymamrotał, a niebieska spojrzała na niego z zaskoczeniem. – To moje imię – dodał szybko, czując się dosyć głupio.
– Srebrna Łapa – przedstawiła się samotniczka, a Jabłkowa Bryza zmrużył powieki z zaciekawieniem.
– To brzmi… klanowo – stwierdził i spojrzał w stronę towarzyszki. Srebrna Łapa uśmiechnęła się zamyśleniem, jakby przypominała sobie dawna czasy, ale nie odpowiedziała. Jabłkowa Bryza kiwnął głową na znak, że rozumie jej niechęć do rozmowy o przeszłości.
– Stąd chyba trafisz – mruknęła po jakimś czasie kotka, a liliowy zamruczał z wdzięcznością. Przez chwilę obserwował odchodzącą samotniczkę, zastanawiając się nad powodem opuszczenia przez nią Klanu.
Zapach Psiej Łapy był na tyle silny, że Jabłkowa Bryza nie musiał szczególnie się starać, aby znaleźć jego kryjówkę.
– Tato? – mruknął, wślizgując się do legowiska. Samotnik drgnął i podskoczył, mierząc go czujnym spojrzeniem. Po chwili jego rysy złagodniały, a na pysku pojawił się delikatny uśmiech.
– To tylko ty, Jabłkowa Bryzo – westchnął z ulgą i ziewnął. – Czy coś się stało?
Wojownik przestąpił z łapy na łapę, ze wstydem kładąc uszy.
– Ja… Miałem koszmar – wymamrotał nieśmiało, czując palące gorąco pod futrem. – Czy... M–mógłbym zostać z tobą na noc?
Cynamonowy zaśmiał się krótko i czule zmierzwił futerko syna.
– Oczywiście – zgodził się, robiąc wojownikowi miejsce na posłaniu. Jabłkowa Bryza ziewnął, zwijając się obok ojca. Teraz był bezpieczny, z dala od prześladujących go koszmarów i wspomnień. Emanujące od Psiej Łapy ciepło wywołało napływ senności, która zmorzyła wojownika. – Dobranoc – wymruczał samotnik, kładąc głowę na szyi syna.
Jednak Jabłkowa Bryza już tego nie usłyszał.
Kotka szarpnęła się, próbując wyrwać zmasakrowane łapy z uścisku bestii. Metaliczny zapach krwi unosił się w powietrzu. Jabłkowa Łapa poczuł obezwładniającą słabość, która prawie zwaliła go z nóg. To musiał być sen, to nie mogło dziać się naprawdę… Wielki pies szarpnął głową, a szylkretowa wydała z siebie kolejny urwany, agonalny krzyk. Rozległo się chrupnięcie przerywanego kręgosłupa.
– Mamusiu… – jęknął Jabłkowa Łapa. Nie mógł się ruszyć, nie mógł pomóc… Nagle pies odwrócił swój szkaradny łeb w jego stronę. Uczeń zamarł, bojąc się ruszyć. Wpatrywał się w ciemne oczy i czuł, jak szczęki zaciskają się na...
– Przestań się wydzierać, ofermo – syknęła Nadchodzący Dzik, wymierzając mocnego kopa w bok Jabłkowej Bryzy. Wojownik jęknął głośno, zaspanym spojrzeniem lustrując legowisko. Przez pierwsze kilka chwil nie był pewien, gdzie dokładnie się znajduje – czy zasnął na gałęzi drzewa, obserwując zimne, zakrwawione ciało matki, czy też leżał we własnym, ciepłym posłaniu, gdzie żaden pies nie mógł go dopaść.
– Przepraszam – wymamrotał niewyraźnie, ziewając. Przerażenie towarzyszące mu podczas snu powoli zaczęło go opuszczać, pozostawiając po sobie znajomą pustkę.
– Jeśli jeszcze raz wrzaśniesz, to przysięgam na Klan Gwiazdy, że będziesz spał na zewnątrz – warknęła czekoladowa, ponownie kładąc głowę na łapach. Jabłkowa Bryza wbił wzrok w wyjście z legowiska i zamruczał potakująco. Jego zjeżone futro opadło, a oddech powoli zaczął się uspokajać. Był bezpieczny.
Mimo to wiedział, że tej nocy nie będzie mu dane zasnąć. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu poszarpanych zwłok Rzecznej Bryzy, której krzyk wciąż dudnił mu w uszach. Podniósł się i ruszył w stronę wyjścia z legowiska, ostrożnie stawiając łapy, aby nie dostać kolejnego opierniczu, tym razem za nieumyślne zdeptanie innego kota. Nie miał ochoty się kłócić.
Zimne nocne powietrze uderzyło go w pysk. Zadrżał. Ostatnią porę nagich drzew spędził na grzaniu się w żłobku z Rzeczną Bryzą u boku. Spuścił wzrok, wzdychając cicho. Tak bardzo za nią tęsknił… Przed jego oczami po raz kolejny pojawił się obraz bezwładnego ciała matki. Potrząsnął głową, zaciskając powieki. Nie chciał tego widzieć.
Dygocąc z zimna, ruszył ku wyjściu z obozu. Czuł silną potrzebę rozmowy z kimś spoza Klanu Nocy. Przez chwilę rozważał odwiedzenie Barwinkowego Podmuchu, jednak szybko odrzucił tę opcję – kocur prawdopodobnie spokojnie spał w obozie, do którego Jabłkowa Bryza bynajmniej nie miał ochoty się zakradać. Następną osobą, do której mógł się udać, był oczywiście Psia Łapa. Co prawda wojownik nie był do końca pewny, gdzie samotnik aktualnie mieszka, jednak wiedział, że ojciec na pewno znajdzie dla niego czas.
Słońce jeszcze nie wyłoniło się zza horyzontu, jednak wcześniej czarne niebo zdążyło zszarzeć. Jabłkowa Bryza przemykał między drzewami, modląc się o niewpadnięcie na patrol. Nie chciał, aby wycieczka, którą część jego znajomych prawdopodobnie określiłaby mianem nielegalnej, przysporzyła mu kłopotów. Wybiegł z lasu na dużą polanę i rozglądnął się dookoła.
– Szukasz kogoś? – cichy głos rozległ się za jego plecami. Jabłkowa Bryza podskoczył, natychmiast obracając się na pięcie. Jego wzrok napotkał niewielką, niebieską kotkę, która wpatrywała się w niego z zaciekawieniem.
– Um… – wymamrotał, przestępując z łapy na łapę. Samotniczka (jak wywnioskował z zapachu) nie wyglądała na agresywną. – Szukam Psiej Łapy – stwierdził, uśmiechając się nieśmiało. – Znasz go może?
Kotka pokiwała delikatnie głową.
– Specyficzna pora na odwiedziny, klanowy kocie – rzuciła, podchodząc. Jabłkowa Bryza zastrzygł uszami, zdezorientowany. – Wydaje mi się, że mogę cię do niego zaprowadzić – oznajmiła kotka i machnęła ogonem na znak, aby za nią podążał. Wojownik wahał się przez chwilę, jednak skoczył za samotniczką.
– Jabłkowa Bryza – wymamrotał, a niebieska spojrzała na niego z zaskoczeniem. – To moje imię – dodał szybko, czując się dosyć głupio.
– Srebrna Łapa – przedstawiła się samotniczka, a Jabłkowa Bryza zmrużył powieki z zaciekawieniem.
– To brzmi… klanowo – stwierdził i spojrzał w stronę towarzyszki. Srebrna Łapa uśmiechnęła się zamyśleniem, jakby przypominała sobie dawna czasy, ale nie odpowiedziała. Jabłkowa Bryza kiwnął głową na znak, że rozumie jej niechęć do rozmowy o przeszłości.
– Stąd chyba trafisz – mruknęła po jakimś czasie kotka, a liliowy zamruczał z wdzięcznością. Przez chwilę obserwował odchodzącą samotniczkę, zastanawiając się nad powodem opuszczenia przez nią Klanu.
Zapach Psiej Łapy był na tyle silny, że Jabłkowa Bryza nie musiał szczególnie się starać, aby znaleźć jego kryjówkę.
– Tato? – mruknął, wślizgując się do legowiska. Samotnik drgnął i podskoczył, mierząc go czujnym spojrzeniem. Po chwili jego rysy złagodniały, a na pysku pojawił się delikatny uśmiech.
– To tylko ty, Jabłkowa Bryzo – westchnął z ulgą i ziewnął. – Czy coś się stało?
Wojownik przestąpił z łapy na łapę, ze wstydem kładąc uszy.
– Ja… Miałem koszmar – wymamrotał nieśmiało, czując palące gorąco pod futrem. – Czy... M–mógłbym zostać z tobą na noc?
Cynamonowy zaśmiał się krótko i czule zmierzwił futerko syna.
– Oczywiście – zgodził się, robiąc wojownikowi miejsce na posłaniu. Jabłkowa Bryza ziewnął, zwijając się obok ojca. Teraz był bezpieczny, z dala od prześladujących go koszmarów i wspomnień. Emanujące od Psiej Łapy ciepło wywołało napływ senności, która zmorzyła wojownika. – Dobranoc – wymruczał samotnik, kładąc głowę na szyi syna.
Jednak Jabłkowa Bryza już tego nie usłyszał.
***
Zimny wiatr uderzył w pysk Jabłkowej Bryzy. Wojownik wzdrygnął się i uchylił powieki. Psia Łapa chrapał cicho, zwinięty u jego boku. Liliowy kocur zamruczał cicho, uśmiechając się delikatnie. Doceniał to, że tata pozwolił mu zostać na noc.
No właśnie. Na noc.
Wojownik poderwał się, nagłym ruchem budząc cynamonowego kocura, który z dezorientowaniem zamrugał oczami.
– Co się dzieje? – zapytał sennym głosem, podnosząc się z posłania.
– Muszę już iść – oznajmił Jabłkowa Bryza, strzygąc uszami. Psia Łapa wydał z siebie cichy pomruk zawodu i otarł się o syna.
– Myślałem, że zostaniesz na dłużej – wymruczał, a wojownik uśmiechnął się delikatnie.
– Będą się zastanawiać, gdzie jestem – zauważył point, wykonując koci odpowiednik wzruszenia ramionami. – Dziękuję, że pozwoliłeś mi zostać – szepnął, spoglądając na ojca. Psia Łapa uśmiechnął się i zastrzygł uszami.
– Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść – obiecał, a liliowy zamruczał głośno.
Doskonale o tym wiedział.
14 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz