Miękka kępa trawy przyjemnie muskała łapy kotki. Ziewając co
jakiś czas, przyglądała się wschodzącemu słońcu. Rozciągnęła pokaźnie swoje
ciało, aby ustabilizować wszystkie kości, były to typowe, poranne czynności.
Przyszła do niej nad ranem, ospale ciągnęła swój ogon po
ściółce, wyjątkowo nie zwracając uwagi na to, iż mogła się ubrudzić. Jednakże
nie był to powód do zadziwień, wszyscy Klanowicze wiedzieli, że Słodki Język
zaraz po przebudzeniu zachowywała się jak żywy duch.
Nie trzeba było nawet wchodzić do pomieszczenia, aby
wiedzieć, co się tam wyprawia oraz kto tam egzystuje. Już kilka metrów przed
kociarnią zdawało się słyszeć wrzaski i piski młodych urwisów. Należało
dziękować tylko i wyłącznie Klanowi Gwiazdy za to, że kocięta przyszły na świat
podczas dotarcia na nowe tereny. Powodem do radości był też fakt ominięcia nowo
narodzonych, epidemii zielonego kaszlu. Nawiasem mówiąc, nie mogły sobie wybrać
lepszego momentu.
Medyczka minęła się ze zmieszanym Aroniowym Podmuchem, który
właśnie wychodził ze żłobka.
- Dobry dzie… Dzień dobry Aronio. - Kotka powitała go bez
zapału, subtelnie się uśmiechając, acz kocur tylko skinął jej, łbem.
Skierowała się w głąb, przez limonowy gąszcz. Oblodzona
Sadzawka spała, zaś jej najdroższe skarby, harcowały sobie beztrosko.
Indywidualizmem cechowało się tylko jedno kocie, Malinek. Siedział skulony w
kącie, jak gdyby się czegoś obawiał. Czyżby coś tutaj przedtem zaszło? Słodki
Język podeszła do niego. Bez gwałtownych ruchów, położyła przed sobą natkę
kopra, którą przyniosła tutaj dla Królowej, narzekającej na poporodowy ból
bioder.
Zauważyła, iż maść Malinka, jest troszeczkę podobna do
umaszczenia Pstrągowego Pyska. Przynajmniej oboje byli burzy, więc wspomniała o
tym, chcąc jakoś zainicjować rozmowę. Zdawało się, że efekty były wręcz
przeciwne oczekiwaniom. Maluch o przenikających, niebieskich tęczówkach,
spojrzał na swoje futro jeszcze intensywniej, po czym ze smutkiem spuścił z
niego wzrok.
Odwiedzająca obejrzała się za siebie. Dwoje samców wspólnie
się bawiło w ganianie własnych ogonów, tymczasem gdy Lód sponiewierała ich
wzrokiem. Z szybkiej analizy, wynikało więc, że kociąt była czwórka. Całkiem
niezły wynik, Oblodzona musiała być z nich dumna, w końcu każda matka raczej jest, nawet gdy zazwyczaj nie powinna…
Malinek kątem oka zerknął na medykament, który przyniosła
Słodka. Wydawał się nim wyraźnie zainteresowany.
- To koper, wiesz? Taka roślina. - Uśmiechnęła się od wibrysa
do wibrysa.
Może teraz bury poczuje się troszeczkę pewniej.
<Malinku? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz