- P-prze-pr-raszam... - załkał i czym prędzej zniknął z "pola bitwy", zostawiając swoich braci za sobą i czym prędzej wtulając się w futerko swojej mamy. Wiedział, że jego braciszek chciał się tylko bawić, ale znowu zawalił...
* * *
Mama odeszła. Już nigdy więcej miał nie zobaczyć Gęsiego Pióra, która jako jedyna osoba w klanie wiedziała, jak chociaż trochę go uspokoić i zminimalizować napady histerii malucha. Teraz Leszczynek dosłownie na każdy dźwięk drżał jak galaretka. Praktycznie cały czas płakał w kąciku kociarni, ignorując każdego, kto chciał z nim zawrzeć jakikolwiek kontakt. Zawilec, Szafirek, Ostrokrzewik... ignorował każdego z nich, tłumacząc, że jest teraz zajęty. Ale czymże mógł być zajęty kociak? Praktycznie... niczym?
- Leszczynku... Martwimy się - Szafirek szturchnął łapką brata, który aktualnie wpatrywał się w pustym, wręcz zamglonym spojrzeniem w leżącą przed nim szyszkę.
- M-mhm... - łezki w jego oczkach znowu się pojawiły. Rudzielec spojrzał na swych braci i niewiele myśląc - wtulił się w ich miękkie futerka, pociągając noskiem.
- T-tęsknię z-za ma-mamą... - szeptał, kręcąc łebkiem na boki, zupełnie tak, jakby chciał dogonić od siebie złe myśli.
- Nie tylko ty - spokojny i ciepły głos dotarł do uszów kociąt z lekkim opóźnieniem. Leszczynek obrócił mordkę w kierunku wejścia do kociarni i dostrzegł swojego starszego brata - Słoneczny Zmierzch uśmiechającego się smutno - Jak się trzymacie maluchy? - podszedł bliżej, kładąc się przy rodzeństwie i otaczając ich swoim puchatym ogonkiem.
< Ostrokrzewiku? Szafirku? Wybaczcie gniota ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz